Cud nad Wisłą (Bitwa Warszawska)
Rok 1918 przyniósł zakończenie I wojny światowej. Pokonana w wojnie armia niemiecka zmuszona została do opuszczenia zajętych wcześniej ziem polskich. Na te tereny, leżące w granicach dawnej Rzeczypospolitej, wkroczyły oddziały bolszewickie, rozpoczynając tym samym "czerwony marsz" na Europę, który miał przyśpieszyć wielką proletariacką rewolucję światową. Wierzono w łatwy sukces, gdyż Europa ogarnięta plagą rewolucji łatwo przyswajała piękne hasła o pokoju, sprawiedliwości i dobrobycie...
Bolszewicy anektowali stopniowo część Łotwy, Litwę i Białoruś. Nadszedł czas na rozpoczęcie eksportu rewolucji na zachód. Na drodze jednak stała, niedawno odrodzona, Rzeczpospolita Polska. Militarne Jej pokonanie i polityczne podporządkowanie władzy bolszewików stało się więc celem pierwszoplanowym sowieckiej Rosji. Ilustracją tych zamiarów jest szereg zachowanych dokumentów: rozkazy dowództwa radzieckiego, wytyczne Lenina, Kamieniowa i Trockiego, a także opublikowane później prace głównych uczestników tych zmagań: Tuchaczewskiego i Gaja.
Dyplomacja bolszewicka, by dać czas Rosjanom na dokończenie przygotowań do "Wielkiego Podboju", przedłużała rokowania z Polską. Piłsudski natomiast, chcąc zapobiec pełnemu przygotowaniu bolszewików, sprowokował Rosjan do podjęcia wcześniejszych działań. W kwietniu roku 1920 (po wcześniejszym zawarciu tajnej umowy wojskowej z przywódcą Ukrainy Naddnieprzańskiej - Semenem Petlurą) uderzył na Ukrainę. Jednakże po początkowych sukcesach (zajęcie Kijowa) inicjatywę przejęła armia czerwona zmuszając Polaków do gwałtownego odwrotu. W tej sytuacji Sowieci rozpoczęli ofensywę, dowodzoną przez Michaila Tuchaczewskiego, jednego z najzdolniejszych dowódców radzieckich. Jego młody wiek (27 lat) i ziemiańskie pochodzenie, w świetle wielu poważnych osiągnięć militarnych, poszły w niepamięć. Zdecydowany atak Tuchaczewskiego miał na celu zdobycie Warszawy, jednocześnie armia S.Budionnego atakowała Polaków w rejonie Lwowa, zaś korpus kawalerii G. Gaj-Hana miał opanować północne Mazowsze, by w ten sposób całkowicie otoczyć i ostatecznie zwyciężyć siły polskie.
Ponad Narodem polskim zawisła poważna groźba unicestwienia, co spowodowało że całe społeczeństwo - choć politycznie zróżnicowane, żeby nie rzec skłócone - zjednoczyło się w gigantycznym wysiłku obronnym, udzielając wsparcia zarówno moralnego i materialnego. Ucichły waśnie partyjne. Rząd Obrony Narodowej skupił przedstawicieli wszystkich głównych partii politycznych. Po raz pierwszy wysokie funkcje państwowe objęli jednocześnie dwaj wielcy antagoniści polityczni: Józef Piłsudski i Roman Dmowski.
Także w kwestii strategicznego rozmieszczenia sił poczyniono już konieczne przygotowania. Marszałek Piłsudski już w pierwszej połowie lipca planował doprowadzić do wielkiej bitwy, która rozstrzygnie na korzyść Polski losy wojny - a później przejdzie do historii jako BITWA WARSZAWSKA.
Początkowo Piłsudski zamierzał zatrzymać odwrót polskiej armii na linii rzek Narwi i Bugu. Jednak szybszy i bardziej dramatyczny odwrót polskich wojsk, wymuszał znalezienie nowej podstawy terytorialnej dla rozpoczęcia polskiej ofensywy. Według nowej koncepcji (opracowanej wraz z gen. Tadeuszem Rozwadowskim) polska grupa uderzeniowa powinna się zgromadzić nad dolnym Wieprzem, między Dęblinem a Chełmem. Miała wejść w skład gruntownie zreorganizowanych polskich frontów. Wymagało to wprowadzenia, na krótki okres czasu, oddziałów z walki. Każdy samodzielny oddział i każda dywizja pod osłoną specjalnie wydzielonych oddziałów przemieszczały się w nowe rejony, gdzie oczekiwały uzupełnienia w postaci nowych jednostek, broni, amunicji i sprzętu wojennego.
Linię obrony (liczącą ok.800km.) Piłsudski oparł o rzeki Orzyc - Narew - Wisła - Wieprz - Seret. Podzielił ją na trzy fronty, przydzielając dowództwo generałom do których miał największe zaufanie.
Front Północny gen. Józefa Hallera ciągnął się przez 250km. Od Prus Wschodnich po Dęblin. Zadaniem tego frontu było powstrzymanie i związanie walką wrogich wojsk oraz obrona Warszawy. Skrajne, północne skrzydło między granicą z Prusami a Modlinem tworzyła 5 Armia gen. Sikorskiego. Centrum obsadzała 1 Armia gen. Lataniaka. Broniła ona stolicy. Południowe skrzydło utworzyła 2 Armia gen. Bolesława Roi.
Decydującą rolę Piłsudski wyznaczył Frontowi Środkowemu, dowodzonemu przez gen. Edwarda Śmigłego-Rydza. Jemu właśnie przypadło zadanie wykonania uderzenia na wojska Tuchaczewskiego. 4 Armią na lewym skrzydle frontu, między Dęblinem a Kockiem, dowodził gen. Leonard Skierski. Dalej, aż do Brodów rozwinęła się 3 Armia gen. Zygmunta Zielińskiego. Pod jego rozkazami znalazły się obok jednostek polskich także oddziały ukraińskie, "białe" rosyjskie i białoruskie.
Linię od Brodów po Dniestr tworzyły pozycje Frontu Południowego. Dowództwo nad nim Piłsudski chciał przekazać gen. Józefowi Dowbor-Muśnickiemu. Po odmowie generała, dowództwo nad frontem objął gen. Wacław Iwaszkiewicz. Trzon frontu tworzyła 6 Armia gen. Wacława Jędrzejewskiego. W składzie wojsk tego frontu znajdowali się również żołnierze ukraińscy.
Głównym celem operacji zwanej "bitwa warszawska" było odcięcie korpusu Gaja od armii Tuchaczewskiego i od Ich własnego zaplecza oraz wydanie skoncentrowanej bitwy na przedpolu Warszawy. Operacja składała się z trzech skoordynowanych, lecz oddzielonych czasem i przestrzenią faz: obrony "przedmościa warszawskiego" na linii Wieprza, Wkry i Narwi - co stanowiło rodzaj działań wstępnych; rozstrzygającej ofensywy znad Wieprza (na północ, na skrzydło sił bolszewickich) i wyparcie Rosjan za Narew oraz pościg, osaczenie i rozbicie armii Tuchaczewskiego.
W czasie polskich przygotowań do ostatecznego rozstrzygnięcia bolszewicy nieuchronnie zbliżali się do Warszawy. Uważano, że stolica padnie w ciągu kilku godzin. W tym czasie front południowy, którego komisarzem był Stalin, zatrzymał się pod Lwowem. Warszawę miały bezpośrednio atakować trzy armie: III, XV i XVI, natomiast IV armia wraz z konnym korpusem Gaja maszerowała na Włocławek i Toruń. Jej rozkazy brzmiały jasno - przejść Wisłę na Kujawach, wrócić na południe i wziąć Warszawę w kleszcze także od zachodu (podobny manewr wykonał, tłumiąc powstanie listopadowe w 1831r. Paskiewicz i odniósł wówczas sukces).
Bitwa Warszawska rozpoczęła się 13 sierpnia, zażartym bojem przed stolicą, między innymi o Radzymin i okoliczne miejscowości. Do szczególnie krwawych chwil doszło po przerwaniu polskich pozycji na linii od Zawad do Helenowa. Radzymin kilkanaście razy przechodził "z rąk do rąk". Jednym z poległych 14 sierpnia w pobliskim Ossowie był ks. kapelan 236 ochotniczego pułku Legii Akademickiej - Ignacy Skorupka (Jego śmierć uwiecznili na płótnie m.in. W. Gutowski i L. Wintrowski):
"Spojrzałem na idącego obok mnie księdza Skorupkę. Szedł wyprostowany - wspominał jeden z oficerów 236 pułku piechoty - a jego usta poruszały się lekko. Prawdopodobnie omawiał modlitwę, błagając Królową Polski o zwycięstwo... Za nami z okrzykiem "hurra" biegła kompania. Zdawało mi się, że ksiądz Skorupka potknął się o bruzdę i upadł na ziemię"
Ostatecznie polscy żołnierze, za cenę wielkich strat, utrzymali Radzymin i inne miejscowości oraz "odrzucili" nieprzyjaciela do kilkudziesięciu kilometrów od swoich pozycji. 16 sierpnia walka na przedpolu stolicy zakończyła się ich pełnym sukcesem.
W tym też czasie, 14 sierpnia działania zaczepne na linii Wkry podjęła 5 armia gen. Sikorskiego, mająca przeciw sobie siły IV i XV armii radzieckiej. W zażartej walce pod modlińską twierdzą wyróżniała się m.in. 18 Dywizja Piechoty gen. Franciszka Krajewskiego. Ciężkie boje, również zakończone polskim sukcesem, miały miejsce pod Pułtuskiem oraz Serockiem. 16 sierpnia gen. Sikorski zdobył dość śmiałym atakiem Nasielsk. Mimo to inne jednostki radzieckie nie zaprzestały marszu w kierunku Brodnicy, Włocławka i Płocka.
16 sierpnia nastąpiło polskie uderzenie znad Wieprza dowodzone przez Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego. Jednostki polskie przełamały opór, stosunkowo słabych na tym odcinku frontu, sił radzieckich i wykorzystując zaskoczenie w ciągu doby przesunęły się o 45 km na północ. Następnego dnia odbiły Mińsk Mazowiecki, Siedlce, Międzyrzec i Białą Podlaską. Tutaj Tuchaczewski (szczerze mówiąc mój cichy idol - może z racji młodego wieku) popełnił błąd. Zarówno On, jak i dowódca XVI armii zlekceważyli potężne, polskie natarcie. Byli przekonani, że to desperacka próba odwrócenia, z góry przewidzianego biegu zdarzeń. 17 sierpnia Tuchaczewski wydał dyrektywę nakazującą likwidowanie atakującej polskiej grupy wojsk, określając ją mianem "lubelskiej". Należy także wspomnieć o zaprzepaszczeniu szansy danej bolszewickim dowódcom przez los. Mianowicie, 13 sierpnia, przy poległym pod Dubienką dowódcy Ochotniczego Wołyńskiego Pułku Piechoty im. Stefana Batorego mjr. Wacławie Drojowskim znaleziono rozkaz operacyjny 3 Armii do kontrofensywy, datowany 8 sierpnia. Po wahaniach, uznali jednak, iż jest to próba wprowadzenia ich w błąd przez Polaków. Nie podjęli, więc żadnych działań, w celu przygotowania się do polskiego natarcia.
18 sierpnia po starciach pod Stanisławowem, Łosicami i Sławatyczami siły polskie znalazły się na linii Wyszków - Stanisławów - Drohiczyn - Siemiatycze - Janów Podlaski - Kodeń. W tym czasie 5 Armia gen. Sikorskiego, wiążąc przeważające siły radzieckie nacierające na nią z zachodu, przeszła do natarcia w kierunku wschodnim, zdobywając Pułtusk, a następnie Serock.
19 sierpnia jednostki polskie na rozkaz Piłsudskiego przeszły do działań pościgowych, starając się uniemożliwić odwrót głównych sił Tuchaczewskiego, znajdujących się na północ od Warszawy.
21 sierpnia rozpoczęła się decydująca faza działań pościgowych: 1 dywizja piechoty z 3 armii polskiej sforsowała Narew pod Rybakami, odcinając drogę odwrotu resztkom XVI Armii radzieckiej w kierunku na Białystok, natomiast 15 dywizja piechoty z IV Armii polskiej, po opanowaniu Wysokiego Mazowieckiego, odcięła odwrót oddziałom XV Armii radzieckiej spod rejonu Ostrołęki. Podobnie 5 Armia polska przesunęła się w kierunku Mławy. Na domiar złego (dla Rosjan oczywiście) IV Armia bolszewicka nic nie wiedząc o klęsce pod Warszawą (kilka dni wcześniej pod Ciechanowem stracili radiostację) atakowała, zgodnie z wytycznymi Włocławek - samej sobie zamykając drogę odwrotu. W tej sytuacji jedynym wyjściem było przekroczenie granicy Prus Wschodnich (co też zrobiła 24 sierpnia), gdzie część jej oddziałów została rozbrojona. Co ciekawe, wbrew przepisom konwencji Niemcy nie internowali żołnierzy tej armii, pozwalając im uciec na wschód.
25 sierpnia polskie oddziały doszły do granicy pruskiej, kończąc tym samym działania pościgowe za spanikowanymi bolszewikami. Bitwa Warszawska osiągnęła wielki i jakże zaskakujący finał.
Plany operacyjne Tuchaczewskiego, opierające się na przeświadczeniu i łatwości całej operacji, okazały się błędne. Zawiodło go także współdziałanie z armią konną Budionnego, który miał wesprzeć Tuchaczewskiego z kierunku lwowskiego, jednak sam będąc związany przez skierowane tam oddziały polskie nie wykonał tego rozkazu. Swoją rolę odegrały także osobiste ambicje Budionnego, który uporczywie dążył do zdobycia Lwowa i zbyt późno, jak również zbyt powolnie skierował się na pomoc Tuchaczewskiemu w czasie, gdy losy wojny były już przesądzone.
W mojej opinii bitwa warszawska stanowiła punkt zwrotny w całej historii wojny polsko - bolszewickiej. Gdyby nie "Cud nad Wisłą" siły bolszewickie przedarłyby się do Niemiec łącząc się z powstańcami, co z pewnością doprowadziłoby nie tylko do kolejnego rozbioru Polski, ale także do zakłócenia słynnego po-napoleńskiego "Balance of power" w Europie, a w następstwie zalanie kontynentu bolszewicką propagandą. Można się tylko dziwić dlaczego praktycznie wszyscy alianci (może z wyjątkiem Francuzów i Węgrów) zachowywali taki dystans do kwestii bolszewickiej. Gdy premier Anglii - Lloyd George nazywał Polskę "krajem zagrażającym pokojowi" (głównie dlatego, iż rząd brytyjski chciał nawiązać kontakty handlowe z Rosją), Michaił Tuchaczewski głosił:
"Na zachodzie rozstrzygają się losy powszechnej rewolucji, ponad martwym ciałem Białej Polski jaśnieje droga ku światowej pożodze".
Śmiesznym dla mnie aspektem tej sprawy jest fakt, że już pod koniec sierpnia rozgorzała zażarta dyskusja na temat "kto jest prawdziwym autorem cudu nad Wisłą?". Wysuwano przeróżne tezy: por. ks. Skorupka (którego postawa miała rzekomo doprowadzić do przełomu moralnego w polskich szeregach i odwrócić losy bitwy), gen. Haller (jako obrońca stolicy), gen. Maxime Weygand (członek alianckiej misji w Warszawie, który w czasie narad sztabowych uznał pomysł ataku znad Wieprza "za tak ryzykowny i awanturniczy, że nie może wziąć zań odpowiedzialności"), czy wreszcie gen. Tadeusz Rozwadowski (szef Sztabu Generalnego i w opinii wielu historyków autor koncepcji zwrotu zaczepnego znad Wieprza).
W mojej opinii większe znaczenie ma samo zwycięstwo i jego ogromne znaczenie dla odradzającego się po latach niewoli państwa polskiego. Uratowano przecież niepodległość i suwerenność, a społeczeństwo polskie udowodniło wielką zdolność do mobilizacji (pod koniec lipca dziesiątki tysięcy osób, z terenów jeszcze nie objętych mobilizacją, zgłaszało się do Armii Ochotniczej; formowały się oddziały studenckie, gimnazjalne, harcerskie, robotnicze, a nawet kobiece; zbierano na cele wojenne biżuterię i ofiary pieniężne; dzień pracy w fabrykach produkujących na potrzeby wojny trwał 12 godzin) i poświęceń (np.: por. S.Szymański w ataku pod Radzyminem, otrzymawszy postrzał w rękę, nie opuścił szeregu i brocząc krwią, szedł dalej w bój na czele kompani). Kadra dowodząca wykazała swe wysokie kwalifikacje w dziedzinie fachu wojennego, natomiast pospolity żołnierz włożył nadludzki wysiłek w toczone boje i moim zdanie historycy powinni się zastanowić czy to ON nie jest faktycznym autorem warszawskiego zwycięstwa.