Marcin Borowicz - pamiętnik.
Pamiętam w młodości moment, gdy uczęszczałem do gimnazjum klerykowskiego. Było to dość dawno temu, lecz takich rzeczy się nie zapomina. Gdy pierwszy raz przyjechałem tam z matką, byłem bardzo zdenerwowany, nawet nie wiedzieliśmy, kiedy odbędzie się egzamin wstępny. Mama na szczęście dowiedziała się, że jeden pan należący do komisji egzaminacyjnej, udziela korepetycji i jeszcze nikt kto na nie uczęszczał, nie oblał go. To z pewnością dzięki niemu zdałem. Pan Majewski, bo tak nazywał się ten korepetytor, był wysokim blondynem z jasnym zarostem i bardzo przerzedzoną czupryną. Miał na sobie granatowy frak i kamizelkę ze srebrnymi guzikami, z których każdy był zaopatrzony w orła państwowego. Podczas roku szkolnego mieszkałem na stancji u pani Przepiórkowskiej. Nauczyciele bardzo często przychodzili do nas na kontrole. Na początku nauka nie przychodziła mi łatwo, lecz jakoś sobie radziłem. Dopiero później zorientowałem sie, że pan Majewski był bardzo podstępnym rusyfikatorem. Przez niego, po śmierci mojej matki, przeszedł bym na prawosławie. Klerykowska edukacja była dla mnie wielka przygodą. Pamiętam wszystkie nasze piękne postawy i protesty na lekcjach. Najbardziej utkwiła mi w pamięci deklaracja "Reduty Ordona" przez Zygiera. Na pewno nie da się tez zapomnieć naszych spotkań na "Górce u Gontali", gdzie czytaliśmy polskie poezje. Najczęściej czytaliśmy utwory Mickiewicza i Słowackiego oraz dzienniki z powstania listopadowego i styczniowego. Jedną z głównych rozrywek było strzelanie. Mieliśmy przez to kłopoty, lecz jakoś z nich wybrnęliśmy. Miałem nawet okazje zemścić się na panu Majewskim. Gdy szukał miejsca, gdzie czytaliśmy zakazane lektury. poszedłem za nim. Jak przeszedł przez kładkę prowadzącą nad rowem, zabrałem ją, odcinając mu drogę. Wtedy dałem mu niezła nauczkę. Upokorzyłem go i obrzuciłem błotem, natomiast on strasznie się bał i nie wiedział, kto go tak atakował. Podczas pobytu w Klerykowie przeżyłem moją pierwszą miłość, Była to miłość do Biruty, która niestety zakończyła sie bardzo smutno. Ania wyjechała gdzieś i od tamtej pory jej nie widziałem. Gdy ukończyłem szkołę, mimo wszystko było mi smutno. Cała ta przygoda zakończyła sie mocnym uściskiem rąk z Andrzejem Radkiem.