Sztuka współczesna i sztuka przyjaźni. Na motywach grafiki "Parada" Zbigniewa Rabsztyna.
Nigdy nie interesowałem się sztuką, a już zupełnie - współczesną. Pojęcie sztuki było mi zawsze obce. Okazało się jednak, że do czasu.
Często bywam w domu mojego kolegi. Zwykle siedzimy sobie u niego w pokoju i rozmawiamy o różnych sprawach. Tematów mamy całe mnóstwo, bo znamy się prawie od kołyski. Krótko mówiąc, jest on moją bratnią duszą. Marcin, bo tak ma na imię mój kolega, jest bardzo wartościowym człowiekiem. Specjalnie podkreślam "wartościowym", ponieważ sporo dyskutujemy o problemach dotyczących wartości, na które jest wyjątkowo wrażliwy. Na przykład Marcin twierdzi, że nasze pokolenie czeka niesamowicie ciężka walka o utrzymanie godności człowieka, jego honor, uczciwość i w ogóle cały ten sens, który otrzymaliśmy w spadku po wcześniejszych pokoleniach. Czasami jego stanowcze stwierdzenia przerastają możliwości mojego rozumienia pewnych problemów. W każdym razie Marcinowi zawdzięczam bardzo wiele.
Pewnego razu Marcin zwrócił mi uwagę, żebym wreszcie mówił wprost do niego a nie przekręcał głowę i patrzył gdzieś obok, jak to mam według niego w zwyczaju. I wtedy uświadomiłem sobie, że podczas naszych rozmów bardzo często spoglądam na obraz wiszący nad monitorem komputera. Robiłem to odruchowo - obraz ściągał mój wzrok jak magnes.
Któregoś dnia podszedłem do tego obrazu bliżej i zacząłem przyglądać mu się z uwagą dłużej niż zwykle. Dostrzegłem, że obraz składał się z setek czarnych kresek narysowanych na białym papierze. Trochę byłem zdziwiony, bo z daleka wyglądał zupełnie inaczej. Zazwyczaj widywałem w różnych domach reprodukcje kolorowych obrazów: jakieś widoczki albo kwiaty w wazonach. Tylko w niektórych, bardzo bogatych domach wisiały prawdziwe obrazy. Ten jednak różnił się od tamtych tym, że był czarno biały. Kolega wyjaśnił mi, że jest to grafika wykonana techniką akwaforty. Już sama wymieniona nazwa techniki wzbudziła moje zainteresowanie. Włączyliśmy internet i przeszukaliśmy sporo haseł o nazwie akwaforta. Było trochę zabawy, bo technika akwaforty wydała mi się prawie czymś magicznym, co mogłoby powstawać w pracowni alchemicznej w dawnych wiekach.
Dzisiaj robienie "dzieł artystycznych" w programach graficznych nie wymaga wielkich umiejętności ani talentu. Takie grafiki komputerowe może robić każdy, kto choć trochę zna komputer. Tyle tylko, że to żadna sztuka. To, co może każdy, nie jest przecież sztuką i absolutnie nie zasługuje na taką nazwę. Dziwi mnie, kiedy widzę jakąś bzdurę a ktoś próbuje mi ją wcisnąć jako rzecz wartościową i zarobić jaszcze na tym pieniądze. Uważam to za oszustwo. Doszedłem do wniosku, że trzeba uważać, bo żyjemy w komercyjnym świecie przypominającym straszny śmietnik, z którego czerpią zyski żerujące na nim potwory. I nie jest to wcale bajka dla niegrzecznych dzieci w celach dydaktycznych.
W grafice, wiszącej nad komputerem Marcina, wyczułem coś specjalnego. Strasznie mnie "zapiekła". Wszystkie narysowane kreski układały się w odpowiednio jaśniejsze lub ciemniejsze plamy i w ten sposób ukazywały się różne kształty. Kreski oglądane z bliskiej odległości były widoczne jakby oddzielnie, patrząc z dalszej - zlewały się w plamy tworząc realne kształty przedmiotów.
Tematyka jest niezbyt mi znajoma i nie potrafię tego dokładnie określić. Wiem, że tytuł i podpis nigdy do końca niczego nie wyjaśniają. Inaczej, zamiast mieć całe piosenki, filmy, obrazy, itp., mielibyśmy same tytuły. Byłoby to idiotyczne. W każdym razie na grafice dostrzegłem idącą jakby z koniem postać ludzką trzymającą na włóczni ściętą głowę. W tle widać tajemnicze kawałki przedmiotów wystające jakby z niepokojącej ściany. Całość tego przedstawienia jest jakby postrzępiona i porozrywana na wszystkie strony. Odniosłem wrażenie, że narysowana przez artystę scena została celowo jakby spłaszczona, tak jak ściska się śmieci w śmieciarce, żeby zrobić miejsce dla następnych odpadów. Myślę, że autor ukrył w tym jakiś głębszy sens.
Grafika nosi tytuł "Parada". Wydaje mi się, że jest to tytuł przewrotny i ironiczny. Oglądając ją czuje się ból a jednocześnie coś, co jednocześnie bólem nie jest, a co bardzo trudno mi określić. Nie jest to jednak wcale jakieś nieprzyjemne doznanie. Na przykład ścięta głowa nie przestrasza i nie jest wcale odrażająca. Jak powiedział Marcin: pewne skojarzenia wywołują poetykę i nawet wzniosłość. Na tym polega magia sztuki, że wznosi nas ponad zwykłą codzienność. Tak samo jest w przypadku tej grafiki.
Od ojca Marcina dowiedziałem się, że kiedyś otrzymał tę grafikę w prezencie od swojego przyjaciela z czasów studiów, który kupił ją w galerii sztuki w Paryżu. Jednak jest to dzieło wykonane nie przez tamtejszego artystę, lecz przez Zbigniewa Rabsztyna, artystę z Polski. Oczywiście razem z Marcinem wpisałem w wyszukiwarce nazwisko Zbigniew Rabsztyn i serfowaliśmy po internecie, dzięki czemu zebraliśmy wiele informacji o tym twórcy. Mieliśmy okazję zobaczyć dużo interesujących grafik i obrazów, a także przeczytać recenzje o wystawach Zbigniewa Rabsztyna oraz zaznajomić się z opiniami krytyków sztuki. Okazało się, że należy on do grona najbardziej cenionych twórców i że jego dzieła można zobaczyć w różnych miejscach na świecie.
O przygodzie w tropieniu wiadomości o artyście i jego dziele powiedzieliśmy naszej pani nauczycielce, która była bardzo dumna z naszych zainteresowań: dla całej klasy zorganizowała specjalną lekcję o współczesnej sztuce, a Marcinowi i mnie pożyczyła kilka albumów o malarstwie.
Trochę zazdroszczę Marcinowi, że ma w domu prawdziwe dzieło sztuki dużej wartości, ale nie tak całkiem do końca, bo jest moim prawdziwym przyjacielem. Przyjaźń jest przecież także wielką sztuką.