Atak Wizygotów w 410r.
PRZECZYTAJ. WYOBRAŹ SOBIE. WCZUJ SIĘ W ROLĘ. NAPISZ PRACĘ DOMOWĄ.
- Myśli Aeliany -
Dzisiaj pobierałam nauki po raz ostatni. Przez te lata z paedagogusem wiele się nauczyłam: umiem czytać, pisać, liczyć, grać na harfie i dyskutować tak, jak kobieta powinna. Brat bliźniak zostaje jeszcze w szkole 4 lata aż skończy akademie. Od dziś będę miała więcej czasu by pomoc matce w opiece nad familią. Matka potrzebuje teraz szczególnej pomocy: w zeszłym tygodniu urodziła i po ciężkiej ciąży dziecię okazało się kaleką, wiec zostało stracone. Mam aż 12 lat wiec już w tym roku paterfamilia wybierze mi męża.
"Aeliano, Aelianusie mniejszy, jesteście wołani do ojca" Usłyszałam głos Niani. Brat ze mną wszedł do salonu gdzie siedział zakłopotany paterfamilia z plącząca matka. Pewnie matka myśli znowu o dziecku. Pomyślałam. "Wołałeś nas." Powiedział Aelianus. Ojciec długo siedział w milczeniu. Widocznie o czymś myślał. Po jakimś czasie nareszcie coś rzekł "Camilla" powiedział do służącej "zabierz ich do pokoju i powiedz." Niania dygnęła i wyszła, a my nic nie mówiąc za nią. Może ojciec znalazł mi męża...
Uśmiech Camilli nie był tym samym, szczęśliwym i kochającym uśmiechem, co zawsze. Tym razem był smutny i zatroskany. Usiedliśmy na lectusie a niania pozostała stojąc. Widać było ze nie było jej łatwo o tym mówić. "My... Rzym... Ludzie..." Zaczęła mówić, ale przestała, bo widocznie nie mogła znaleźć słów "Mury wokół Rzymu dłużej już nie wytrzymają. Nasi żołnierze zostali zdziesiątkowani" powiedziała jednym tchem. Na początku nie wiedziałam, o czym mówi. Ale dopadło mnie. Atak barbarzyńców. "Robi się późno" powiedziała zmieniając temat "idźcie już spać". Poszłam do mojego pokoju.
Śpiąca wzięłam do ręki liber, która poradził mi bardzo miły librarii w bibliothece publicznej. Czytając, usłyszałam jakieś krzyki. Była już noc, normalnie jest teraz cisza na dworze: widać tylko sklepikarzy chodzących na druki koniec miasta po więcej towaru na ranek. Teraz zewsząd dochodziły krzyki. Wyjrzałam przez okno i zamarłam w przerażeniu. Poczułam strach, który powoli, powoli przemieszczał się w dół i dół aż do samych końców palców u rak, jak i nóg. Mur pękł. Nie mogłam się poruszyć. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam przed siebie, nie wiedząc, co się dzieje. Zobaczyłam ogień, ludzi, miecze, oszczepy, sztylety i krew... Wyobraziłam sobie, ze ja już nie żyje. Stoję teraz tu, martwa, i patrzę na królestwo Plutona.
Moje sny przerwał gwałtowny huk drzwi, które niania otworzyła. "Szybko!" Krzyknęła. Złapała mnie za rękę i pociągnęła. Wybiegłyśmy z pokoju. Nie wiedząc co się dzieje skupiałam się tylko na moich zdrętwiałych nogach, aby poruszały się w stosunku szybko i aby nie potykać się o nie jednocześnie. Jak wpadłyśmy do salonu, niania szybko odwróciła się i pociągnęła mnie w druga stronę. Za późno. Widziałam. Zatrzymałam się i patrzyłam. Przyglądałam się sztyletowi: żelazny, z czarno-złotym uchwytem... ...Wbity w pierś mojego ojca.
W tej samej sekundzie popatrzyłam na kałuże krwi, w której leżał obok brat. Stałam i patrzyłam. Kręciło mi się w głowie. Upadłam. To niania mnie tak mocno szarpnęła. Dopiero teraz zauważyłam że przez ten cały czas niania krzyczała i mnie szarpała. Wstałam i bezwiednie pobiegłam za nianią.
Znalazłyśmy się na dworze. Huk wzrósł. W świetle świecy, która niania niosła zbiegłyśmy po trzęsących schodach na podwórze. Niania pod schodami otworzyła drzwiczki i wepchnęła mnie do środka. Weszła za mną. Kryli tam się już inni ludzie. Nic nie mówili. Jedna kobieta tylko cicho popłakiwała. Niania usiadła na skrzyni, a ja na jej kolanach, bo było strasznie ciasno. Nie mogłam przestać myśleć... Kałuża krwi... Poczułam dreszcze przechodzące po moich plecach. Było zimno. Właśnie, po co Niania mnie tu przyniosła? Mogłam teraz siedzieć w cieplutkim pokoju z zamkniętymi drzwiami a ona ze mną i było by wszystko dobrze. Tu w tej komórce pod schodami byliśmy tylko pogrążeni w płaczu, w ciemności, w smutku, w zimnie...
Przez szparę w deskach popatrzyłam na okno od salonu: rozjaśniało je światło świecy, które ojciec zapalił do czytania. Musze jeszcze oddać wypożyczona Liber... A może oddadzą ci ludzie, którzy teraz są w salonie.. Ludzie są w salonie!? Pewnie Matka z gospodyniami.. Ale czemu Matka z gospodyniami wyrzucają książki i naczynia z szafy? Czemu otwierają każdą szufladkę w komodzie i wyjmują wszystko? Czemu biorą matki perfumy, biżuterie i makijaż w tak łapczywy sposób? Przecież matka bardzo dba o swoje rzeczy.. A to krzesło, które właśnie wyleciało z okna? To ulubione krzesło Ojca! Ogarnął mnie lęk. To nie Matka i gospodynie. To Wizygoci! W takim razie Gdzie jest Matka? Odwróciłam się do Niani. "Gdzie jest?..” Trudno było mi dokończyć. Niania popatrzyła na mnie, łza jej spłynęła po policzku. Od urodzenia nie widziałam ani jednej łzy niani. Teraz widzę. Może rzeczywiście jesteśmy już w królestwie Plutona? Niania nic nie mówiąc potuliła mnie.
Nagle całe podwórze rozjaśniło się. Odwróciłam się i zobaczyłam nasz dom w płomieniach. Każda moja książka, każda moja spinka, lalka.. Oj lalka!! Pulcheria, z jej niezwykłymi, blond włosami! "NON!" Krzyknęłam.
Nie tylko ja krzyczałam.