Powstanie Warszawskie - kolebka narodu, czy jego grób.
OSTATNIE POLSKIE POWSTANIE
Opłakujmy godzinę
kiedy się wszystko zaczęło,
kiedy padł pierwszy strzał.
Opłakujmy sześćdziesiąt trzy dni
i sześćdziesiąt trzy noce
walki. I godzinę
kiedy się wszystko skończyło.
Kiedy na miejsce, gdzie było milion ludzi,
przyszła pustka po milionie ludzi.
ANNA ŚWIRSZCZYŃSKA
Powstanie warszawskie jest rodzajem mitu, który jest ważny dla istnienia narodów, stanowiło i stanowi dla następnych pokoleń coś bardzo ważnego. Dla wielu Polaków to najlepszy przykład męstwa i bohaterstwa naszego narodu, jest to niemalże legenda. Przez lata mit powstania wykluczał wytykanie błędów, a każdy głos krytyczny był odbierany jak atak na świętość. Zmieniły się czasy, perspektywa.
By mówić o powstaniu krytycznie, wytykać błędy potrzeba było nie lada odwagi. Okoliczności polityczne były przecież takie, że podnoszenie głosów krytycznych wobec powstania oznaczało przyłączenie się do chóru spod plakatu "A. K. zapluty karzeł reakcji". Wielu uważało więc, że nie jest w naszym interesie rozdrapywanie tych ran. A poza tym wtedy było to zbyt bolesne. Młodsze pokolenie historyków, urodzone wiele lat po wojnie, coraz częściej dziś, nie kwestionując tragedii i ofiar powstania, wskazuje, iż decyzja o rozpoczęciu walk 1 sierpnia 1944 roku w Warszawie mogła być niedostatecznie uzasadniona.
Przedstawiciel tego pokolenia - Paweł Machcewicz, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN i redaktor działu historii najnowszej miesięcznika "Mówią Wieki" , coraz bardziej skłania się do przekonania, że powstanie warszawskie było wielką tragedią dla Polaków. Mówi: Z dzisiejszej perspektywy uważam, że było (...) nieodpowiedzialnością i błędem na podstawie (...)w sumie kruchych i niejasnych przesłanek podejmować tak wielkie ryzyko, które doprowadziło do śmierci prawie dwustu tysięcy ludzi, w ogromnej części ludności cywilnej, zniszczenia najważniejszego polskiego miasta i ogromnej części substancji narodowej. Substancji zarówno w sensie materialnym, jak również w sensie przetrzebienia polskiej inteligencji i to w dużej mierze młodego pokolenia. Nieobecność tak dużej części społecznej elity ułatwiała potem proces sowietyzacji.
Niektórzy uważają, że powstanie warszawskie było jednym z największych ciosów jakich doznał naród polski. Zarzucają oni, że rozpętała je grupa romantyków i świadomych zbrodniarzy; przekonują, że kierownictwo, które podjęło nieodpowiedzialny czyn wywołania powstania, nie może tłumaczyć tego tym, iż tylko przez nie można było przekonać świat, że chcemy żyć jako wolny naród, co zostało zresztą tak skomentowane przez Churchilla podczas rozmowy z delegatami polskimi: Macie duże pretensje terytorialne, natomiast nie potrafiliście uratować stanu własnego pogłowia ludzkiego".
Minie pewnie jeszcze wiele lat zanim Polacy przestaną wspominać powstanie, zanim przestaną o nim pisać. Sprawa słuszności czy niesłuszności decyzji o powstaniu zaprząta Polaków od ponad 50 lat i będzie zaprzątać jeszcze długo, nawet już po tym kiedy ostatni powstaniec warszawski odejdzie. Powstanie było bowiem zbyt tragicznym wydarzeniem w historii Polski i zbyt brzemiennym w skutki zarówno bezpośrednie jak i długofalowe, aby zepchnąć je do dziś już beznamiętnych wydarzeń historycznych, które kiedyś tam miały miejsce. Po prostu tragedia powstania była tak ogromna, że jej dźwięk będzie trwał przez pokolenia.
Przez wiele lat Polacy szukali bezstronnego spojrzenia na powstanie. Mówiono właściwie tylko o bohaterstwie jednostek i o zniszczeniach. Spory o sens powstania toczyły się od lat, zwykle w wąskich kręgach, z uwagi na cenzurę. Będą zapewne toczyć się jeszcze długo nie tylko wśród historyków. Z perspektywy klęski, zniszczeń i śmierci, łatwo można zarzucić lekkomyślność decyzji o powstaniu. Robili to nawet gen. Władysław Anders (już w czasie powstania), gen. Emil Fieldorf po wojnie, robili to niektórzy ocaleli powstańcy, jak również niektórzy historycy.
A wszystko zaczęło się 1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17. Przygotowania zaś do zrywu, prowadzone przez Armię Krajową, trwały właściwie przez cala wojnę. Prawdopodobnie już w 1943 roku przygotowano wojskową analizę planu powstania, analizę odznaczającą się wojskowym profesjonalizmem, która pokazywała, jakie strategiczne warunki muszą być spełnione, żeby powstanie miało sens. Nie ma wątpliwości, że polskie państwo podziemne, a w szczególności jego ramię zbrojne, czyli Armia Krajowa, nie mogły nie prowadzić przygotowań do powstania. Było to oczywiste zarówno z militarnego, jak i politycznego punktu widzenia. Jak wiadomo, powstanie miało wybuchnąć, kiedy Niemcy będą się już wycofywać, a Rosjanie będą tuż, tuż. Pod koniec lipca 1944 roku zapanowało przekonanie, że moment taki właśnie następuje. Decyzja generała Bora była błędem w tym sensie, że powstanie skończyło się klęską, a decyzje prowadzące do klęski z definicji są błędne.
Teraz można szczegółowo rozważać na czym polegał błąd w ocenie sytuacji przez Bora. Czy na niedostatecznych i niezbyt wiarygodnych materiałach wywiadowczych, czy na ich mylnej interpretacji. Może ten błąd polegał na niemożności budowania alternatywnych planów i ścieżek. A może po prostu zaważyło ogromne napięcie, które wynikało nie tylko z tego, że toczyła się wojna, ale także z przekonania, że wprawdzie Niemcy przegrają, ale Polska też nie będzie zwycięska. W tamtych warunkach przy wielkim i różnorodnym ryzyku błędne decyzje były bardzo trudne do uniknięcia, a brak decyzji to też decyzja. Nie wiadomo, czy przywódcy innych krajów, czy polscy przywódcy z innych okresów radziliby sobie lepiej w takich warunkach. Można żałować błędów, które wówczas popełniono, ale nie trzeba się ich wstydzić.
Trzeba jednak postawić pytanie, co usprawiedliwia decyzje wiodące do klęski.
Jest nią tylko szansa zwycięstwa. Trzeba zapytać, czy była taka szansa. Wtedy, pod koniec lipca, taka szansa była, a przynajmniej można było tak sądzić. Klęska zrywu Polaków nie była tak pewna. Jeśli nie ma szans zwycięstwa, to podjęcie decyzji o walce jest krokiem desperackim, szalonym i godnym politycznego potępienia. Natomiast jeśli są szanse zwycięstwa, tak jak je widziano latem 1944 roku, to można usprawiedliwić nawet stanięcie do, jak się okazało, przegranej bitwy. Ale czy to może przeważyć szalę? Powstanie było przecież jedną z największych klęsk w naszej historii, bodaj najkrwawszą.
Patrząc z perspektywy długofalowej można powiedzieć, że powstanie było rozpaczliwą próbą umożliwienia zainstalowania w Warszawie legalnych władz polskich, tuż przed spodziewanym wkroczeniem armii sowieckiej, że Polska wówczas nie miała żadnego dobrego wyjścia, a każda decyzja była katastrofalna.
Z wielu publikacji tamtego okresu zacytuję tylko bardzo istotne zdanie z artykułu profesora Aleksandra Gieysztora pt. Jak z tragedii greckiej (Polityka 29/1994): "Zdławienie Powstania w ostatecznym wyniku przyszło z obu brzegów Wisły, co nie mieściło się w jakiejkolwiek rachubie szans." Kluczową konkluzją Gieysztora jest podkreślenie poczucia w narodzie polskim, że bez powstania, Polska mogłaby po wojnie stać się republiką sowiecką. Dodam, iż do tego wyraźnie zmierzała eksterminacja Armii Krajowej na terenach na wschód od Wisły, jeszcze przed powstaniem. Stalin cały czas tworzył fakty dokonane; przestał je tworzyć dopiero w Berlinie. Nie ulega wątpliwości, że wstrzymując ofensywę sowiecką na wschodnich przedmieściach Warszawy, wykorzystał on powstanie do zniszczenia Armii Krajowej i stolicy Polski rękami niemieckimi, chociaż pomagając powstaniu mógłby być w Berlinie jesienią 1944 r. Po powstaniu warszawskim, ryzyko związane z zupełnym wchłonięciem Polski było jednak dla niego za duże.
Nie trudno przewidzieć co by było, w skali bardziej oczywistej, gdyby nie było powstania. Po pierwsze: Warszawa i jej wielowiekowe zasoby kulturalne Narodu, nie zostałyby zniszczone w tak ogromnym stopniu, a straty wśród ludności cywilnej byłyby nieporównywalnie niższe. Po drugie: powstanie zniszczyło "serce" polskiego podziemia, zniszczyło centrum Armii Krajowej i jej główną infrastrukturę. Zginęło tysiące młodych, wyszkolonych i oddanych ludzi, którzy (jeśliby nie zostali wymordowani czy aresztowani w Warszawie przez Sowietów zaraz po ich wkroczeniu) zapewne z tragicznym skutkiem, próbowaliby przeciwstawić się komunizmowi; dzisiejsza tablica straconych na murze więzienia mokotowskiego w Warszawie liczyłaby wiele tysięcy nazwisk.
Zachodzi więc tutaj jakby paradoksalna sprzeczność. Z jednej strony uważamy, że powstanie uratowało ducha narodu, że było przegraną bitwą, która ocaliła naród, że, być może, wymusiło zmianę w zaborczych planach Stalina, że dzisiejsza suwerenność Polski ma swoje fundamenty w powstaniu, w ofierze krwi powstańców Warszawy, w ich ochotniczym, beznadziejnym zrywie bezprzykładnego bohaterstwa. Z drugiej strony prawdą jest, że opanowanie Polski przez komunistów zostało ułatwione przez straty w powstaniu. Podnosił to już gen. Anders. Na to wszak liczył Stalin, wstrzymując front sowiecki na prawym brzegu Wisły.
Nikt w KG AK nie zrobił wcześniej wiarygodnego oszacowania strat w powstaniu, być może dlatego, że nikt nie wiedział, jak długo powstanie potrwa, zanim do walczącej Warszawy wkroczy armia sowiecka. Można założyć, iż gdyby spodziewano się sześćdziesięciu trzech dni samotnej walki, gdyby spodziewano się, że Sowieci wkroczą dopiero po pięciu i pół miesiącach na ten warszawski lewobrzeżny (w/g gen. Eisenhowera) "perfect beachhead," to gen. Tadeusz "Bór"-Komorowski nie wydałby rozkazu "Godziny W." Łatwo teraz, będąc bogatszym o doświadczenia 45 lat komunizmu, zarzucać naiwność gen. "Borowi," który 10 września 1944 r. zerwał rozmowy kapitulacyjne z niemieckim gen. Rohrem na wznowiony nagle odgłos dział sowieckich z drugiego brzegu Wisły.
Meldujemy wiadomość ostatnia:
"Armia bratnia" już o krok jest blisko.
Na przedpolach rumowisk i zgliszczach
Nim ostatni padł wystrzał -
Hełm widziano, rosyjski hełm błyskał...
Mieczysław Ubysz-"Wik" - 1945
To wszystko jest "chlebem powszednim" historyka, jak również uzasadnioną goryczą i bólem wielu - po straconej Warszawie i około 220 tysiącach warszawiakach. Ale istnieje również niezwykle ważna, pozytywna, aczkolwiek niewymierna, można powiedzieć moralna, warstwa tragicznej spuścizny powstania warszawskiego. Była i jest to podtrzymana świadomość narodowa, aspiracje niepodległościowe i poczucie konieczności walki o suwerenność narodową wbrew wszystkiemu .
Czym więc było powstanie? Gestem rozpaczy czy chwałą i dramatem narodowym? I jednym i drugim. Decyzja o podjęciu działań zbrojnych przeciwko hitlerowcom została przyspieszona wskutek szerzącej się wśród warszawiaków woli walki; mieszkańcy stolicy byli jak suchy stóg siana jedna iskierka wystarczyłaby by go zapalić. Atmosfera w Warszawie na kilka dni przed 1 sierpnia była bardzo napięta, nic dziwnego, wszak radio moskiewskie nieustannie wzywało "Polacy, Do broni! Nie ma momentu do stracenia!", a PPR wydała odezwę głoszącą: "Warszawianie! Do broni ! Niechaj w całym mieście, w każdej dzielnicy, powstaną polskie oddziały zbrojne!" Na Warszawę posypały się ulotki podpisane przez gen. Żymierskiego, wzywające do walki.
Kierownictwo podziemne, działające w strasznym napięciu, zdawało sobie sprawę, że zbyt wczesne uderzenie pozwoli Niemcom zgnieść powstanie, zbyt późne zaś pozbawi legalne władze RP wpływu na bieg wypadków. Dnia 31 lipca rano nastąpiło w Warszawie spotkanie komendanta AK z przedstawicielami Rady Jedności Narodowej. Gen. Bór-Komorowski poinformował o rozpoznaniu wojsk radzieckich na Grochowie. Tegoż dnia o godz. 18 gen. Bór-Komorowski i delegat rządu na kraj Jankowski otrzymali meldunek o zaobserwowaniu czołgów radzieckich na Pradze i postanowili rozpocząć powstanie w Warszawie nazajutrz o godz. 17.
Decyzja o podjęciu walki nosiła wszelkie cechy greckiej tragedii - każdy wybór był zły. Niemcy nakazali stawienie się 100 tys. mężczyzn do prac fortyfikacyjnych, co groziło branką lub masowymi represjami, a także wskazywało, że hitlerowcy zamierzają uczynić z Warszawy twierdzę. Ponieważ duża część społeczeństwa stolicy pałała żądzą walki, istniała groźba, że akcje komunistów przerodzą się w powstanie pod ich kierownictwem.
Bezczynność dowództwa AK miałaby w tej sytuacji fatalne skutki. Natomiast podejmując decyzję o wystąpieniu zbrojnym nie wzięto pod uwagę negatywnego stanowiska aliantów co do włączenia powstania w ich plany wojenne. Powstanie miało się stać manifestacją polityczną wstrząsającą sumieniem świata. Takie znaczenie powstania rząd londyński niewątpliwie przeceniał. Gdyby powstanie nie wybuchło, polskie siły niepodległościowe zostałyby i tak wyniszczone przez Kreml jako "współpracownicy Hitlera". Sytuacja była właściwie bez wyjścia.
Zakładano, że polska demonstracja zbrojna w Warszawie będzie w stanie zmienić bieg historii, czyli pokrzyżować plany Sowietów. To było błędne założenie. Takie myślenie faktycznie wpisuje się w tradycję dziewiętnastowiecznych powstań. Po każdym powstaniu pogarszało się położenie Polaków. Powstanie listopadowe doprowadziło do likwidacji autonomii Królestwa Polskiego, która była niedoskonała i kadłubowa, ale była jakąś formą polskiej państwowości. Po powstaniu było znacznie gorzej. Zlikwidowano polską armię, sejm, możliwość samodzielnego rządzenia. Podobnie poskutkowało powstanie styczniowe. Zaprzepaściło szansę na reformę i odzyskanie części autonomii, do czego zmierzała m.in. polityka Aleksandra Wielopolskiego.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy kraju biednego, zaniedbanego, który musi nadrabiać dystans do Europy w każdym sensie - materialnym, cywilizacyjnym - także powstania dziewiętnastowieczne widzę jako błędy polityczne, pogarszające realną sytuację Polaków. Na drugiej szali trzeba jednak położyć całą legendo twórczą siłę naszych powstań. Siłę, która umacniała przekonanie, że trzeba prowadzić walkę o niepodległość. Dosięgnęła ona i Legionów Piłsudskiego, i powstania warszawskiego.
Przy omawianiu aspektów powstania warszawskiego pojawia się jeszcze jedno pytanie . Jak to ktoś ładnie powiedział, jaka jest wartość edukacyjna powstania? Odpowiedź brzmiała, że nie ma takiego przesłania edukacyjnego, które byłoby warte śmierci dwustu tysięcy ludzi i zniszczenia miasta? Zarazem powstanie warszawskie stanowiło i stanowi dla następnych pokoleń coś bardzo ważnego. Bohaterstwo Warszawy, poświęcenie dla ojczyzny i wolności wywarło ogromny wpływ na żyjących po wojnie, jakkolwiek byśmy oceniali decyzje generała Bora. To jest taki rodzaj mitu, który jest ważny dla istnienia narodów.
Ta klęska powstania była niejako spoiwem, gdyż był to szczególny rodzaj przegranej. Przegranej w imię spraw, których potomni się nie wstydzą i w stylu, który budzi respekt nawet u wrogów. Niemcy też ponieśli klęskę, ale niechlubną i zasłużoną. Naród to wspólnota żywych i minionych pokoleń, istnieje, gdy jego żywi członkowie wierzą, iż istnieje i chcą do niego należeć. Zaś ich przekonania kształtują takie właśnie mity, jak legenda powstania warszawskiego.