Prosze o streszczenie tego JLekcja u Maruszy – Och, Eri, to zupełnie nie tak! – Marusza, niezadowolona z postępów dziewczynki, ciężko westchnęła. Eri czuła się zmęczona ciągnącą się od rana lekcją. Prawdę mówiąc, głowa już ją rozbolała od tych wszyst
Prosze o streszczenie tego
JLekcja u Maruszy
– Och, Eri, to zupełnie nie tak! – Marusza, niezadowolona z postępów dziewczynki,
ciężko westchnęła.
Eri czuła się zmęczona ciągnącą się od rana lekcją. Prawdę mówiąc, głowa już ją rozbolała
od tych wszystkich ziół i innych magicznych składników, których nazw musiała
się nauczyć na pamięć. A każdy z nich był od czegoś innego, na coś innego pomagał
lub mógł szkodzić. Na dodatek w chacie szeptuchy panował zaduch. Poprzedniego
dnia zbierały na łące macierzankę. Teraz jej pęczki suszyły się u powały, wypełniając
powietrze ciężkim, słodkawym zapachem.
– Chore rośliny leczymy, podlewając je naparem z rumianku, a nie z mięty – pouczała
Marusza, pokazując leżące na stole zasuszone białe kwiaty z żółtym oczkiem.
– Możemy też posadzić rumianek obok słabej i chorej rośliny, a wnet odzyska ona
zdrowie i siły. A miętę – wskazała na zielone listki – dobrze jest posadzić przy kapuście,
wyrośnie piękna i dorodna.
Eri skinęła głową, starając się wszystko
dokładnie zapamiętać. Od pół roku uczyła się
u szeptuchy, wprowadzana przez Maruszę
w sekrety magicznych nauk zielarki.
Sama chciała w przyszłości zostać
tak poważaną jak ona czarodziejką.
– A fasola do czego służy? –
wskazała na kupkę ziarenek
leżącą w rogu stołu.
1 szeptucha –
kobieta znająca się
na leczniczych
ziołach.
57
Marusza wzięła jedno i podrzuciła na dłoni.
– To talizman chroniący przez złymi mocami. Moc podobną, choć znacznie silniejszą,
posiada też czosnek, którego woń płoszy złe duchy i odstrasza demony.
Dziewczynka kiwała głową na znak, że rozumie. Przyglądała się rozłożonym na stole
ziołom, korzonkom i ziarnom, zbieranym w lesie, na pobliskiej łące i uprawianymi
w przydomowym ogródku, oraz posiadającym tajemne właściwości kamieniom, jak
czerwony rubin czy zielony topaz, z których czarodziejka wyrabiała amulety chroniące
od złego spojrzenia. Spojrzała też na zawieszoną nad stołem półkę, na której szeptucha
trzymała wielkie moździerze; robiła w nich lecznicze proszki z ziół i korzonków,
dodając płatki kwiatu paproci, by wzmocnić magiczną moc leku. Koło największego
moździerza siedział Puszek, ulubiony kot Maruszy, który jak zwykle obserwował lekcję
i nawet ją komentował głośnym mruczeniem. Eri zauważyła, że na skraju półki stoi
okrągłe, zielone puzderko. Wczoraj go tutaj nie widziała!
– Maruszo, a co to jest? – zapytała, wskazując palcem puzderko.
Wiedźma zmieszała się, jakby nie wiedziała, co powiedzieć.
– Tego ci nie wolno ruszać – oznajmiła po chwili. – To magiczny proszek z mandragory,
rośliny rosnącej w dalekich krajach. Mogą go używać tylko osoby wtajemniczone
w największe sekrety naszej nauki, potrafi on bowiem przemieniać
jedno w drugie... – zamilkła i wyciągnęła rękę, jakby chcąc zdjąć
z półki zielone puzderko, ale wtedy skrzypnęły drzwi i do chaty
zajrzał skrzat Deczko, który służył u Maruszy jako odźwierny.
– Szeptucho – rzekł głośno – czeka elf Sigur, ten, co mieszka
niedaleko w lesie. Razem z żoną przynieśli w kobiałce elfiątko,
chore i strasznie obsypane wysypką. Proszą cię o pomoc.
Rzeczywiście z dworu dobiegł płacz maleństwa. Marusza
szybko wyszła z chaty, gdyż nigdy nie odmawiała pomocy
potrzebującym. Dziewczynka ucieszyła się, że będzie miała
chwilę spokoju i odpocznie od tych wszystkich nauk.
58 LEKCJA U MARUSZY
Lecz kiedy szeptucha wciąż nie wracała, zaczęła się nudzić. Układała z ziarenek fasoli
różne wzorki na stole, jak kółka czy serduszka, ale i to ją znudziło. Coraz częściej zerkała
na zielone puzderko, które wydawało się jej wyjątkowo piękne i kuszące. A gdyby
tak szybko coś przemienić, zanim wróci Marusza? Jej wzrok padł na zasuszoną łodyżkę
lawendy. A gdyby tak przemienić ją w kwiat róży...
Więcej się nie zastanawiała. Wspięła się na stół i sięgnęła po puzderko. Otworzyła
wieczko i zajrzała do środka. Poczuła się rozczarowana, zobaczywszy szary proszek
podobny do popiołu. Wcale nie wyglądał na magiczny. Sięgnęła jednak po szczyptę,
którą zamierzała posypać lawendę... Pomyślała, że przydałoby się odpowiednie zaklęcie,
ale go nie znała. O przemianach jeszcze się nie uczyła.
– Stań się różą – powiedziała po prostu. I sypnęła proszek.
Wtedy stało się nieszczęście. Siedzący do tej pory spokojnie Puszek niespodziewanie
hycnął na stół, prosto na lawendę. I magiczny proszek, zamiast na zioło, spadł
na jego futerko.
Błysnęło i buchnęło dymem. Kiedy opar się rozwiał, przerażona Eri zauważyła, że
na stole, zamiast kotka, biega w kółko... mała, szara myszka, wyraźnie przestraszona.
Dziewczynka zamknęła oczy i potrząsnęła głową, mając
nadzieję, że to sen. Niestety, kiedy je otworzyła, na stole
wciąż kręciła się mysz. A Puszek zniknął! Rozejrzała się
rozpaczliwie po chacie, ale ulubieńca szeptuchy nigdzie
nie było.
Spojrzała znowu na myszkę. I wtedy do głowy
zakradła jej się nieprzyjemna myśl: czyżby przemieniła
w nią Puszka? Pochyliła się nad zwierzątkiem
i przyjrzała mu się uważnie, ale nie wydawało się
podobne do zaginionego kota. Choć myszka była
tak samo jak on łakoma, bo przystanęła przy ułożonym
z fasoli serduszku i zaczęła chrupać ziarenka.
Drzwi skrzypnęły znowu i w chacie pojawiła się Marusza.
– Maluchowi już lepiej, wysypka zniknęła – powiedziała.
– A tu co się dzieje? – zapytała, widząc
zmartwioną twarz Eri.
59
1. Opowiedzcie o przygodzie, która przydarzyła się Eri.
2. Wskażcie w opowiadaniu postacie ze świata
fantastyki. Jak wyobrażacie sobie elfa Sigura?
Namalujcie go i opowiedzcie o nim koleżance
lub koledze.
3. Jakie znacie inne postacie fantastyczne występujące
w książkach, komiksach bądź filmach? Opracujcie
ilustrowany słowniczek tych postaci.
4. Jeśli chcecie poznać inne przygody Eri, przeczytajcie
książkę Jacka Inglota pod tytułem „Eri i smok”.
5. Wybierzcie z tekstu po jednym czasowniku, rzeczowniku, przymiotniku, przysłówku.
Wykorzystajcie te wyrazy do napisania krótkiego opowiadania w stylu fantasy.
Spojrzała na stół, na którym łakoma myszka
wzięła się do korzonków, a potem zobaczyła
zielone puzderko z otwartym wieczkiem.
– Mówiłam ci, abyś go nie ruszała!
Dziewczynka ze wstydu poczerwieniała jak
piwonia.
– Nnno bbo ja chchciałam... – jąkała się. –
Nnno iii wtedddy Puszszszekkk...
Wiedźma kolejny raz tego dnia ciężko westchnęła
i pokręciła z rezygnacją głową. Delikatnie ujęła
myszkę, ułożyła sobie na dłoni i pochylając się nad
nią, szepnęła kilka słów, których Eri nie dosłyszała.
Po czym położyła zwierzątko na powrót na stole, wzięła
odrobinę proszku z puzderka i sypnęła na mysie futerko.
Tak jak poprzednio błysnęło, zadymiło... i przed nimi
na stole siedział wyraźnie oszołomiony, ale cały i zdrowy Puszek.
Kocisko miałknęło i skoczyło na półkę, gdzie schowało się za wielkim moździerzem.
– Zawsze słuchaj swoich nauczycieli – powiedziała Marusza. Zamknęła puzderko
i wrzuciła je do jednej z przepastnych kieszeni, jakie miała w swoim fartuchu.
– Tym razem skończyło się dobrze, ale naprawdę musisz się jeszcze dużo nauczyć
o czarowaniu.
Zawstydzona dziewczynka spuściła oczy. Marusza jak zwykle miała rację.
– Na czym to skończyliśmy... aha, na czosnku... A te zielone listki przypominające
nać pietruszki to lubczyk, ziele o wielkiej mocy...