Wzorzec kulturowy i komunikacyjny
Odkąd w 1991 roku doszło do upadku Związku Radzieckiego, na świecie pozostało jedno supermocarstwo - Stany Zjednoczone. Nic nie wskazuje, by miało ono podzielić los swego dawnego przeciwnika w walce o prymat na świecie, wręcz przeciwnie, jego podstawy wydają się być stabilne jak nigdy dotąd.
Dominująca pozycja USA sprawia, że nie można być wobec tego państwa obojętnym. Dla milionów ludzi jest ono ucieleśnieniem szatana, ale dla jeszcze większej liczby osób stanowi przedmiot westchnień.
Jednakże co w istocie stanowiło o urzeczywistnieniu się "amerykańskiego snu" ("American dream")? Jaka jest tajemnica sukcesu Stanów Zjednoczonych?
To właśnie zagadnienie "Wzorca kulturowego i komunikacyjnego w sferze biznesu i polityki na przykładzie USA", które podejmą autorzy w niniejszej pracy, pozwoli odpowiedzieć na te niewątpliwie trudne pytania. Każda kultura ( kultura - rozumiana wielopłaszczyznowo, jako obraz różnorodnych zjawisk typowych dla danego kraju ), w tym i amerykańska, wytworzyła charakterystyczne dla siebie wzorce, które pozwalają ją wyodrębnić spośród innych. Referat ten jest próbą przedstawienia typowego dla amerykańskiej kultury światopoglądu i modelu zachowań, jednak jedynie w odniesieniu do "sfery biznesu i polityki".
W części pierwszej podjęty zostanie problem uniwersalizmu amerykańskiego, który jawi się jako główny czynnik charakteryzujący amerykański model postrzegania świata. Ze zjawiskiem tym nierozerwalnie wiąże się amerykański ekspansjonizm, zarówno w sferze kultury, gospodarki czy polityki.
W drugiej części przedstawiony zostanie typowy dla narodu amerykańskiego wzorzec komunikowania się. Praca ta ma za zadanie ukazać jak Amerykanie zachowują się w kontaktach z innymi osobami ( w sferze werbalnej i niewerbalnej), zarówno w sytuacjach mniej formalnych (osobistych), jak i sformalizowanych ( negocjacje biznesowe czy polityczne przemówienia) .
W ostatniej części ukazana zostanie rola jednostki w społeczeństwie amerykańskim, a także jej relacje z grupą. Jest to istotny problem dla kultury, która tak szczególnie ceni sobie indywidualizm i egalitaryzm. Te dwie wartości znajdują swe odzwierciedlenie i na polu stosunków służbowych, i w sferze polityki. Wiadomości te mogą się okazać wielce pomocne w kontaktach z Amerykanami, pozwolą uniknąć przykrych sytuacji, które często towarzyszą kontaktom między przedstawicielami różnych kultur.
Uniwersalizm amerykański
Amerykanie są narodem pełnym kontrastów. Z jednej strony są mocarstwem światowym, rząd amerykański prowadzi od dziesięcioleci politykę światową. „Przyznaję, że mamy interesy w każdym zakątku tego globu” stwierdził amerykański sekretarz stanu Colin Powell. Amerykanie sprzedają swe towary na całym świecie, amerykańska gospodarka jest najbardziej ekspansywna, USA jest największym orędownikiem przełamywania barier handlowych, liberalizacji ceł. Po upadku ZSSR wielu Amerykanów uwierzyło w słowa Franisca Fukuyamy o nadejściu końca historii i uznało amerykański „wilczy” kapitalizm za jedyny słuszny i uniwersalny wzorzec. Jak myślicie z inicjatywy jakiego kraju powstały tak potężne organizacje jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy czy mające większe kompetencje niż ONZ Światowa Organizacja Handlu?
A sam ONZ ze swym ogólnoświatowym Zgromadzeniem Ogólnym i Radą Bezpieczeństwa nie miał być narzędziem polityki amerykańskiej? Wszak gdzie jest jego siedziba? Który kraj tak często interweniował lub rozstrzygał konflikty na świecie czy jak w przeszłości ze względu na obronę przed mniej lub bardziej realnym zagrożeniem komunizmem czy pod pretekstem obrony praw człowieka. Obrona praw człowieka przynajmniej dotychczas była uznawana za priorytet amerykańskiej polityki zagranicznej.
Amerykanie obecnie montują światową koalicję antyterrorystyczną, są bez wątpienia największym światowym mocarstwem, a niektórzy uważają, że jedynym.
Z drugiej strony co ósmy Amerykanin nie potrafi pokazać swego kraju na mapie świata, a obecny prezydent USA George W. Bush zanim został prezydentem nie opuścił kontynentu amerykańskiego. Czy to naprawdę nie jest dziwne, że facet pochodzący z niezwykle majętnej rodziny, choćby ze zwykłej ciekawości nie postanowił obejrzeć Wieży Eiffla czy Big Bena?
Wielu Europejczyków razi często nie współgrająca ze światowością Amerykanów ich zaściankowość? Amerykańska ignorancja może być uznana przez cudzoziemców za wyraz arogancji dużego wobec małego. Zresztą problematyka międzynarodowa niesłychanie mało interesuje Amerykanów, w czasie kampanii wyborczej była kwestią nawet nie trzecioplanową, Amerykanom nie przeszkadzało naprawdę, że gość którego wybrali na prezydenta mylił Słowację ze Słowenią i nie potrafił nazwać 10 państw afrykańskich.
Zresztą proszę zobaczyć najlepszy przykład: prestiżowy magazyn NEWSWEEK
[w załączniku]
Czy Amerykanie są więc megalomanami?
Czym jest tenże uniwersalizm amerykański?
Uniwersalizm amerykański jest czymś więcej niż Coca – Cola czy Big Mac, amerykańskie produkty uniwersalne. Jest przede wszystkim interesującą ideą, która wykształciła się we wcale nieprzypadkowym miejscu i w nieprzypadkowych warunkach. Uniwersalizm, mający swe jasna jak i mroczne oblicze, jest głęboko osadzony w kulturze Stanów Zjednoczonych.
Korzenie amerykańskiego uniwersalizmu sięgają narodzin USA w drugiej połowie XVIII wieku – Deklaracji Niepodległości i Konstytucji USA. Oba te niezwykle postępowe akty powstały w epoce oświecenia i widać w nich ducha tamtych czasów. Franklin i Jefferson pragnęli ustanowić uniwersalne prawa obywatela, nie zważając na różnorodność kulturową świata. Każdy miał prawo wyrażać swe poglądy. Demokracja i prawa człowieka to najlepsze amerykańskie produkty uniwersalne. Determinacja USA w ich obronie nieraz przyniosła pozytywne efekty. Amerykanie są przekonani mocno o istnieniu jednolitych praw człowieka na świecie i na nic się nie zdają uporczywe tłumaczenia Fidela Castro, że na Kubie inaczej pojmuje się prawa człowieka. Ubolewać można, że czasem USA traktują prawa człowieka jako doraźny instrument swej polityki i nie przypominają o nich tam, gdzie tego interesu nie mają. Ale myślę, iż większość ludzi nie miałoby nic przeciw by Amerykanie wyeksportowali swoje prawa człowieka i swój system demokratyczny z impetem coca-coli.
Amerykanie od przeszło 200 lat mocno stąpają po ziemi. Ideały oświeceniowego racjonalizmu doskonale współgrały z purytańskim indywidualizmem. Tak więc Amerykanie są przekonani, że nie tylko istnieją jednolite reguły fizyki, ale również i polityki czy ekonomii. „Prawa ekonomii są jak prawa inżynierii. Jest tylko jeden zbiór praw i działa on wszędzie. Jeśli ktoś mi moi, że ekonomia działa tu inaczej, to właśnie ma zamiar powiedzieć coś głupiego” powiedział Sekretarz Skarbu USA i b. dyrektor Banku Światowego Larry Summers. To właśnie z USA wywodzi się scjentyzm i absurdalny Kościół Scjentologiczny.
Swoistym fenomenem są amerykańskie podręczniki w prosty i klarowny sposób wyjaśniające praktycznie wszystko i dające wspaniałe uniwersalne recepty a to na sukces, a to na długowieczność czy na poderwanie atrakcyjnego partnera. Słowem te tłumaczone na tysiące języków publikacje są doskonałym przykładem uniwersalnego myślenia Amerykanów. Amerykanie w odróżnieniu do Japończyków są święcie przekonani, że świat da się wytłumaczyć i podręczniki biją tam wszelkie rekordy popularności.
Jak myślicie co jest najbardziej poczytnym dziełem w USA?
Ani „Moby Dick”, ani „Przeminęło z wiatrem” ani żadne współczesne dzieło nie pobije popularności ”Mocy pozytywnego myślenia”. Dlatego w wielu amerykańskich gazetach pojawiają się listy bestsellerów literatury niepodręcznikowej, w której oczywiście prowadzi John Grisham czy Micheal Crichton tworzący książkowe wersje najbardziej kasowych filmów. Popularność milionów podręczników i poradników świadczy niestety również o niewielkiej refleksyjności Amerykanów.
Amerykańscy konsumenci chcą mieć wszystko podane na talerzu, nie mają ochoty ani czasu poznać jakieś zjawisko, zgłębiać wiedzę, nie dostrzegają złożoności naszego świata. Gdy goszczący na jednym z amerykańskich uniwersytetów słynny niemiecki filozof Herberte Marcuse poinformował zebranych, że nie nauczy ich jak mają żyć, większość przybyłych opuściło spotkanie. Wszak czas to pieniądz...
„Czas to pieniądz” – to powiedzenie doskonale się wpisuje w kulturę i mentalność amerykańską. W innych kulturach ta reguła nie jest traktowana z taką powagą jak w USA, a niektórym nacjom jest zupełnie obca. Afrykanin na przykład w ogóle się nie śpieszy, przez co jest dużo spokojniejszy i bardziej wypoczęty. Ryszard Kapuściński opisał w „Hebanie” szok kulturowy, jakiego doznał podczas swej pierwszej podróży do Afryki. Gdy zapytał się w stolicy Ghanie Akrze kierowcę kiedy wyruszy, zobaczył zadziwienie na jego twarzy: „Jak to kiedy? Kiedy ludzie przyjdą!”. I faktycznie kierowca czekał spokojnie jeszcze kilka godzin, a jak autobus się wypełnił dopiero wyruszył. Czy możemy sobie wyobrazić podobną sytuację w USA?
Dlatego amerykańscy menedżerowie swym pośpiechem drażnią obcokrajowców. Japończycy przykładowo chcą robić biznes z kimś, kogo już mieli okazję poznać, muszą nabrać zaufania do swych partnerów. W przekonaniu Azjatów znacznie łatwiej jest o towary i zyski niż o ludzi godnych zaufania, z którymi można się związać na wiele sposobów i wymieniać skomplikowane informacje. Człowiek reprezentuje dla nich wartość samą w sobie. Dlatego nie tylko drażnią ich amerykański biznesmeni, który uważają wspólny obiad za zbędną kurtuazje i od razu chcą przejść do konkretów, ale i czasem potrafią na wstępie podziękować aroganckiemu Amerykaninowi. Przecież takich, którzy chcą zysku zawsze się znajdzie, a jak można handlować z kimś, kto nas unika.
Kto myśli najbardziej światowymi kategoriami?
Naturalnie amerykańskie korporacje , które wyznają ideę uniwersalizmu: ich produkt jest bardzo dobry i ma być szanowany na całym świecie. Najłatwiej przedstawić amerykański korporacyjny biznes na przykładzie McDonald’s od której wzięło się słynne określenie McŚwiat czy Coca Coli i jej śmiertelnej rywalki Pepsi, z która prowadzi najdroższą i jedną z najdłuższych wojen w dziejach świata
W amerykańskim systemie kapitalistycznym najważniejsze jest nie wytworzenie produktu aby zaspokoić potrzeby, lecz wytworzenie potrzeb aby zdobyć rynek zbytu dla swych produktów. Wielu wybitnych intelektualistów krytykuje proces określony mianem koka-kolonizacji świata lub jak kto woli macdonaldyzacji. „Choć świat Coca-Coli wydaje się tak ogromny, jest tylko niewielkim ułamkiem świata, który możemy stworzyć”. Jak zauważył Beniamin Barber coca-colę musisz pić bo dzięki niej czujesz się (propozycje do wyboru): młody, seksowny, ważny, modny, silny, wysportowany, super, w porządku czy też jak światowiec czyli jak Amerykanin – my, Amerykanie bowiem jesteśmy światem .”Jednym słowem – jak zwycięzca, bohater, champion, jak Amerykanin czyli nadczłowiek, albo jak ta blondynka, którą wolą dżentelmeni. W jednym tylko wypadku nie powinieneś pić coca-coli: jeśli chcesz naprawdę ugasić pragnienie. Coca cola jest wolna od jakiejkolwiek ideologii., jedyną ideą jest zdobywanie nowych rynków. Coke na wszelkie sposoby starała się zdobyć rynki. Próbowała przypodobać się nazistom, rozdając próbki napoju by wykazać, że nie jest „koszerna”, Stalinowi posłali 50 butelek „białej coli” pozbawionej karmelu z czerwoną gwiazdą. Brutalnie podsumował taktykę Coke Mark Pendergest w książce „For God, Country and .coca-cola”: „W przekonaniu większości ludzi II wojna światowa toczyła się między dobrem i złem, rywalizującymi ideologiami i tak dalej, ale dla Coke sprawa była prostsza: więcej coli albo mniej coli”. Coca Cola postrzega świat wyłącznie pod kątem ekonomicznym i analizy marketingowej, Afryka nie jest według raportu Coca Coli obszarem ubóstwa, AIDS, nieustannych konfliktów czy brutalnych reżimów, lecz znajdziesz tam „gorący klimat, młodą wiekiem populację i rządy wprowadzające gospodarkę rynkową”.
Coca Cola, choć jest produktem apolitycznym i wręcz anty-ideologicznym, chcąc zdobywać nowe rynki, wchodzi w konflikty z tradycyjnymi kulturami i obyczajami. Przykładowo w Indonezji istniał tradycyjny zwyczaj picia herbaty. Dla antropologa kulturowego odejście od tego zwyczaju byłoby poważnym problemem, przez Coke witany jest z radością, Coke tworzy strategie odzwyczajania Indonezyjczyków od herbaty. Gdyby tak każdy Indonezyjczyk przestawił się z herbaty na colę, z ryżu na frytki McDonalda, porzucił sandały dla tenisówek Nike, oglądał na wideo filmy ze Schwarzenegerem zamiast indonezyjskich i nawrócił się z islamu na konsumeryzm.
Ekspansja kultury amerykańskiej im amerykańskiego swobodnego i bezstresowego, ignoranckiego stylu życia budzi silny sprzeciw znacznej części świata.
Wydaje się, że bardzo zaciekle przed amerykańskim popkulturowym żywiołem broni się Francja. Wielu Francuzów lubi demonstrować pogardę dla płytkości amerykańskiej filozofii konsumeryzmu, broni się rękoma i nogami przed angielskim naleciałościami językowymi. Francja wspiera aktywnie własną kinematografię, władze efektywnie ograniczają liczbę amerykańskich piosenek w rozgłośniach radiowych. Swoistym upokorzeniem dla dumnych Francuzów było wybudowanie EuroDisneylandu pod Paryżem. Aktorka i reżyser Ariane Mnouchline stwierdziła nawet, iż „Eurodisneyland to kulturalny Czarnobyl”. Początkowo przedsięwzięcie przeszczepienia amerykańskiej popkultury do kulturalnej Francji wydawało się być finansową klapą, ale w skutek pomocy rządu francuskiego, powiększenia infrastruktury i ulg podatkowych udało się utrzymać najsłynniejszy park tematyczny McŚwiata przy życiu i teraz przynosi on duże zyski. I nawet w tak wydawało by się czułej na punkcie rodzimej kultury Francji, Sylvester Stallone został odznaczony Legią Honorową.
Agresywna ekspansja nastawionego wyłącznie na maksymalizację zysków amerykańskiego biznesu i prymitywnej amerykańskiej kultury popularnej, bądź amerykańskiego swobodnego i tolerancyjnego stylu bycia rodzi opozycję na całym świecie. Zagrożenie uniformizacją, skłania wiele narodowości do poszukiwania własnej, unikalnej tożsamości, co prowadzi nieraz do odradzania się wielu trybalizmów i etnicyzmów. Beniamin Barber dowodzi, że świat Dżihadu czyli regionalizmów i etnicyzmów nie tylko walczy z McŚwiatem, ale i często z nim współpracuje przy demontażu struktur demokratycznych. Starcie jednak między tymi jakże odmiennymi światami wydaje się nieuniknione. Francuski pisarz Regis Debray stwierdził, iż wkrótce każdy stanie przed tragiczną alternatywą „albo lokalny ajatollah albo coca-cola”.
AMERYKAŃSKI WZORZEC KOMUNIKACYJNY
Znając już najważniejsze czynniki, które wpływają na Amerykańską kulturę komunikacji możemy pokusić się o scharakteryzowanie samej kultury Amerykańskiej – John Mole w swojej książce pt. „W tyglu Europy” wprowadza dość czytelny podział według którego Amerykańską kulturę możemy zaliczyć do kultur: pro transakcyjnych, nieceremonialnych i egalitarnych, a także monochronicznych. Oto czym one się charakteryzują:
Kultury protransakcyjne
· otwartość na rozmowy o interesach z obcymi
· mimo że wprowadzenie i referencje są zawsze pomocne, to na ogół można
się bezpośrednio skontaktować z potencjalnym klientem, czy wspólnikiem
· podczas spotkań przechodzi się do interesów po zaledwie kilkunastominutowej
rozmowie na tematy ogólne
· przy porozumiewaniu się priorytet ma dokładne zrozumienie się nawzajem
· otwarty, szczery sposób wyrażania się
· większość spraw uzgadnia się i rozwiązuje problemy raczej przez telefon,
za pośrednictwem faksu, czy poczty elektronicznej, niż na spotkaniach twarzą w twarz
· prawnicy często zasiadaj ą przy stole do negocjacji
· w przypadku nieporozumień polega się na pisemnych kontraktach,
a nie na stosunkach osobistych
Kultury nieceremonialne i egalitarne
· zachowania nieceremonialnego nie postrzega się jako lekceważącego
· wkrótce po poznaniu się do większości partnerów można zwracać się po imieniu,
a nie po nazwisku z tytułem
· rytuałów protokolarnych jest stosunkowo niewiele i są nieskomplikowane
Kultury monochroniczne
· punktualność i przestrzeganie harmonogramów jest bardzo ważne
· Harmonogramy i terminy uważa się najczęściej za sztywne
· Spotkania są rzadko przerywane
Odbiorcy i nadawcy w procesie komunikowania się międzykulturowego różnią się między sobą nie tylko zespołem cech, które wyróżniono by także w przypadku jednokulturowym i jednojęzycznym ale również uwarunkowaniami międzykulturowymi. Niektóre z tych różnic dostrzegalne są na pierwszy rzut oka, inne – bardziej niebezpieczne – są ledwie widoczne.
Obecnie w większości nasze wykształcenie w dziedzinie komunikacji, w tym i na międzykulturowej komunikacji interpersonalnej wzoruje się na amerykanach i amerykańskich metodach nauczania. Sztuka komunikacji jest bowiem dla Amerykanów bardzo ważną umiejętnością. Jak podaje dr Ewa Brzezińska w swojej książce „Komunikacja społeczna” na każdej Amerykańskiej uczelni znajduje się Department of Communication. Także każdy użytkownik internetu może się o tym naocznie przekonać, wpisując bowiem w wyszukiwarkę google hasło „american communication” otrzyma linki do 8,700 stron poświeconych temu zagadnieniu.
Najistotniejszym dla nas „momentem” międzykulturowego komunikowania się są negocjacje - weryfikacji międzykulturowych umiejętności komunikacyjnych. Poniżej przedstawiony jest krótki opis najbardziej charakterystycznych zachowań negocjatorów Amerykańskich w oparciu o Amerykańskie paradygmaty komunikacyjne (Graham, Herberger 1979, Keegan, Green 1997) opracowane za pomocą 10 formuł/wyrażeń idiomatycznych, które znaleźć można w książce pani Anny Mudroch „Współpraca z cudzoziemcami w firmie”.
Język tych negocjacji (angielski międzynarodowy) jest kodem niskokontekstowym, jak uważa E.T. Hall twórca modelu kontinuum kultur według kontekstu – kontekst nie jest tam konieczny do zrozumienia przekazu, przekaz jest bezpośredni a znaczenie dosłowne. Amerykanie są nerwowi, jeśli podczas rozmowy zapadnie cisa i będą ją przerywać – przekaz werbalny jest ważny stąd tysiące idiomów metafor i zwrotów.
Porozumiewają się oni ustnie, pisemnie, wizualnie, głównie jednak pisemnie z naciskiem na aspekt wizualny. Ważna jest także komunikacja niewerbalna (silny uścisk ręki, patrzenie w oczy) Liczy się bowiem nie tylko to co mówisz, ale to jak mówisz
Amerykańskie paradygmaty komunikacyjne
I can go it alone (Sam sobie poradzę) – stwierdzenie to odzwierciedla przede wszystkim indywidualizm amerykańskiej kultury (będziemy o nim szerzej mówić w dalszej części prezentacji), która jest kulturą luźną (Simmons, Vazquez, Harris) – nastawioną na indywidualizm i sukces jednostki
Just call me John (Mów mi po imieniu) Ten paradygmat odzwierciedla brak konwenansów i pozorny nieformalizm w związkach – kultury luźne bowiem charakteryzują elastyczne tymczasowe związki, stąd specyficzny pośpiech w budowaniu relacji. Pokazuje on także jak ważny jest pierwszy kontakt (przyzwyczajenie do obcych, brak pośredników), jak podaje G. Hofstede „dystans władzy nie jest duży” - każdy ma dostęp do sprawujących wysokie stanowiska. Ukazuje ekspansywność (motywacja zaangażowanie) gdyż dla Amerykanów otwartość jest lepsza niż delikatność (brana za dwulicowość, protekcjonalność, sztywność)
Pardon my French/ That’s Greek to me (To całkowita chińszczyzna) – forumuła ta unaocznia swoisty etnocentryzm Amerykański I powszechną nieznajomość języków I kultur innych krajów.
Get to the point (Kawa na ławę) – ten schemat odzwierciedla nastawienie na natychmiastowe osiągnięcie rezultatów oraz brak cierpliwości dla czasochłonnych zwyczajów mających na celu zbudowanie relacji.
Lay Your cards on the table (Odkryj karty) – zdanie to ukazuje schemat transakcyjny popularny wśród Amerykanów opierający się na wymianie informacji na ściśle określonych zasadach. A także bezpośredniość – zadawanie wielu pytań, problemy rozwiązywane w otwartej dyskusji
Don’t just sit there, speak up (Milczenie jest podejrzane) – ta formuła ukazuje stosunek do czasu I ciszy w procesie komunikacyjnym. Amerykanie czują się bowiem zobowiązani wykorzystywać czas, zaś przerywniki i pauzy w rozmowie są co najmniej podejrzane.
Don’t take „no” for an answer (Wszystko da się zrobić) – stwierdzenie to uosabia wolę zwyciężania, nastawienie na sukces i postępy, mobilność, częste zmiany pracy, każdy jest kowalem własnego losu, nacisk na osiągnięcie wysokich wyników, gromadzenie dużej ilości dóbr
One thing at a time (Każda rzecz ma swoją kolej) – ten paradygmat symbolizuje sekwencyjność i monochroniczność kultury amerykańskiej
A deal is deal (Słowo się rzekło) – ta formuła charakteryzuje tendencję do unikania niepewności I niechęć do ryzyka w społeczeństwie amerykańskim, wszelkie naruszenia tej zasady karzące sankcjami i pozwaniem do sądu – co jest także dowodem na amerykańskie nastawienie na szybkie rezultaty oraz niewielkie znaczenie relacji w procesie negocjacji.
I am what I am (Jestem, jaki jestem) – ta formuła ukazuje przekonanie o własnej wartości i poczucie słuszności własnych racji oraz niechęć do zmiany stanowiska , co w skrajnych przypadkach oznacza dogmatyzm i krótkowzroczność w biznesie – a w najlepszym razie akceptację i tolerancyjny stosunek do własnych ograniczeń.
Jednostka w społeczeństwie, relacje między jednostką a grupą.
Najprawdopodobniej nie ma bardziej sprzyjającej jednostce kultury niż Amerykańska. Stany Zjednoczone sprzyjają pojedynczemu człowiekowi, przede wszystkim takiemu, który chce i umie pokierować swoim losem. Odrobina statystyki najlepiej zilustruje skalę indywidualnych osiągnięć Amerykanów: najwięcej laureatów Nagrody Nobla, najwięcej rejestrowanych patentów, przodowanie w klasyfikacji medalowej na olimpiadach. Obraz Ameryki jako kraju potencjalnej szczęśliwości dla każdego, kreowany w ogromnej mierze przez produkty jej kultury masowej, skłania rzesze ludzi do wyruszenia przez ocean w poszukiwaniu bogactwa, tak jak trzy wieki temu europejscy protestanci wyruszali w poszukiwaniu chleba i wolności.
O roli jednostki w społeczeństwie mówią m.in. takie czynniki jak: powinności jednostki i oczekiwania wobec grupy, stosunek do hierarchii, charakter i sposób nawiązywania kontaktów w społeczeństwie .
W biznesie wzorce te rzutują przede wszystkim na charakter podziału pracy i rolę przełożonych oraz miejsce pracownika w mechanizmie przedsiębiorstwa. Mówią także o oczekiwaniach, motywacji i wymaganiach jednostki, priorytetach w edukacji i życiu zawodowym, ścieżce kariery.
W polityce wpływają na postrzeganie roli rządzących, zakres ich władzy i stopień ingerencji w życie obywateli. Kultura polityczna to także model przywództwa, relacje między politykami, sposób sprawowania władzy (autorytarny- demokratyczny).
Nierzadko naigrywamy się z Amerykanów, chociażby z poziomu ich wiedzy biologicznej czy geograficznej. Przy tym jednak nie możemy Amerykanom odmówić sukcesu ekonomicznego i politycznego. Jego źródeł należy szukać m.in. w kształtowanych przez kulturę w drodze socjalizacji jednostek cechom charakteru i sposobie myślenia.
Podstawową cechą amerykańskiej kultury jest indywidualizm. Od najwcześniejszych lat amerykanie uczą się orientacji na siebie, na realizowanie swoich pragnień. Uczą się także pragmatyzmu, nie identyfikują się zbyt mocno z grupą, z wyjątkiem najbliższej rodziny. Łatwo przychodzi im zmienianie miejsca pracy czy zamieszkania.
Przesiąknięta indywidualizmem kultura amerykańska zachęca jednostkę aby dała z siebie wszystko. W ekonomii akceptuje wszelkie, nawet najbardziej egoistyczne dążenia obywateli, zdominowana przez przeświadczenie, że zapewnienie ogólnospołecznego dobrobytu jest możliwe najpełniej wtedy, gdy każdy realizuje własne pragnienia, dąży do osiągnięcia indywidualnych korzyści, a „niewidzialna ręka rynku” miesza sumę wysiłku jednostek w koktajl powszechnego dobrobytu.
W dominującym w Stanach Zjednoczonych wzorcu kulturowym jednostkę cechuje wewnątrzsterowność. Amerykanin kieruje się wewnętrznymi impulsami, zaspokaja swe pragnienia i dąży do wytyczonego przez siebie celu. Kulturze USA obce jest tak charakterystyczne dla kultury Dalekiego Wschodu dostosowanie się do warunków otoczenia, poddanie się prądom natury . Amerykanie wierzą że każdy jest kowalem własnego losu, a nieudacznicy są sami sobie winni. Neguje się rolę szczęścia, przypadku, zrządzenia losu, każdy jest odpowiedzialny za siebie, a tłumaczenie niepowodzeń niesprzyjającymi okolicznościami poczytuje się za objaw słabości.
Amerykanom daleko od fatalizmu, są wytrwali i głęboko wierzą w sukces. Te przekonania są tworzywem bardzo silnie osadzonego w amerykańskiej kulturze masowej mitu kariery „od pucybuta do milionera”.
Indywidualizm i przeświadczenie o całkowitej odpowiedzialności za własny los, łączą się z przekonaniem o równości szans stwarzanej przez zasady i prawo jednakowe dla wszystkich. Wśród wyruszających na podbój Ameryki europejskich protestantów traciły znaczenie tak istotne dla Starego Świata hierarchie i wynikający z urodzenia status społeczny. W Nowym Świecie kryteria były inne, o wartości jednostki przesądzały jej umiejętności i upór w dążeniu do celu. Stąd amerykańskie postrzeganie jednostki ze względu na jej własne cechy charakteru, a nie przynależność do takiej czy innej uprzywilejowanej grupy.
Bohaterowie amerykańskiej kultury masowej to indywidualiści, autonomiczni wobec środowiska w którym żyją, ale gotowi poświęcić się dla innych. Szeryf, Batman, czy Wojownicze Żółwie Ninja bronią swojej społeczności przed złem nie zważając na fakt, że zostali przez nią odtrąceni. Ich poświęcenie napędzane jest bowiem wewnętrzną motywacją, szczególnymi cechami charakteru, a nie akceptacją grupy.
W sferze biznesu indywidualizm wespół z wewnątrzsterownością owocuje przedsiębiorczością, dynamiką i nowatorstwem.
Amerykańskie przedsiębiorstwa charakteryzuje nieustanna konkurencja. Jest to zarówno presja konkurencyjna odnośnie innych przedsiębiorstw, jak i konkurencja w obrębie samego przedsiębiorstwa. O atrakcyjne stanowiska toczy się nieustanna walka, nikt nie może oczekiwać, że otrzyma posadę tylko z racji wieku i doświadczenia. Na każdy awans trzeba intensywnie pracować, pokazując, że jest się lepszym od kontrkandydatów. Przy tym trudno być pewnym swojego stanowiska. Charakterystyczna dla USA gotowość do częstej zmiany miejsca pracy ma swoją drugą stronę: kierownictwo firmy nie ma zbyt dużych skrupułów zwalniając pracownika jeśli nie okaże się on wystarczająco dobry.
Amerykański ideał rynku to wytyczenie boiska do gry, z jasnymi i jednakowymi dla wszystkich regułami, gdzie rywalizują rządne sukcesu jednostki a mechanizm rynkowy wyłania najlepsze z nich. Walka ta toczy się nieustannie i w różnych ligach, a najlepsi z najlepszych walczą w ekstraklasie globalnych finansów i marketingu. Oczywiście Amerykanie kochają zwycięzców, ten, kto zajmuje pierwsze miejsce, bierze wszystko, a nagród pocieszenia nie ma.
Dla Amerykanów sukces przedsiębiorstwa to wynik pracy konkretnych osób. To wysiłek jednostki jest podstawą wszelkich osiągnięć. Przeświadczenie o roli pojedynczego człowieka w kreowaniu zysku przedsiębiorstwa prowadzą do tego, że prezes, najważniejsza osoba w firmie, skupia w swoim ręku bardzo duży zakres kompetencji i ponosi całkowitą odpowiedzialność za wyniki osiągane przez przedsiębiorstwo. Charakterystyczna dla amerykańskiego biznesu dysproporcja kompetencji między prezesem a resztą zarządu na korzyść tego pierwszego wiążę się z najwyższymi na świecie płacami szefów firm .
W USA nie jest zasadą darzenie szacunkiem osób czy rzeczy z uwagi na ich wiek, czy doświadczenie, stosunek do autorytetów nie jest szczególnie nabożny. W miejscu pracy panuje przekonanie że szef nie musi mieć racji i że w rozwiązywaniu problemów mogą także skutecznie uczestniczyć pracownicy, zgłaszając wątpliwości co do słuszności propozycji i decyzji przełożonego . Nie oznacza to jednak, że pracownicy mogą postępować według własnego widzimisię, wszak to szef jest odpowiedzialny za wyniki przedsiębiorstwa i jego decyzje muszą być wykonane. Hierarchia w amerykańskich przedsiębiorstwach jest stosunkowo łagodna, co wynika z filozofii zarządzania zakładającej, że zarządzanie skomplikowanymi procesami nie może odbywać się poprzez ścisłe wydawanie instrukcji przez stojącego wysoko ponad resztą pracowników prezesa. W dużym amerykańskim przedsiębiorstwie znajdują się zatem inne niż prezes samodzielne ośrodki decyzji (kompetentne do decydowania na określonym szczeblu), co pozwala na bardziej dynamicznie niż w sytuacji ostrej, wysoce dyrektywnej hierarchii (gdzie decyzja idzie z samej góry dopiero wtedy, gdy dotrą do niej informacje z dołu) reagowanie na zmieniające się warunki funkcjonowania na rynku.
We wzorcowej firmie panuje pluralizm. Nierzadko swój pogląd na sprawę mogą zaprezentować zarówno członkowie zarządu, jak i kadra inżynierska troszcząca się o czysto techniczną stronę produktu.
Amerykańskie przedsiębiorstwo cechuje mały dystans emocjonalny pomiędzy przełożonymi a podwładnymi na średnim i wyższym szczeblu, i nie chodzi tu jedynie o przyjęty zwyczaj zwracania się do przełożonego po imieniu, lecz o brak akcentowania istniejącej w firmie hierarchii. Mały dystans emocjonalny pomiędzy podwładnymi a przełożonymi oznacza, że pracownicy nie mają oporów przed wyrażaniem sprzeciwu wobec szefa, mają odwagę proponować własne rozwiązania, bronią należnych im praw.
Tego typu partnerskie stosunki opierają się na czytelnym podziale ról i odpowiedzialności. Profesjonalizm świadomych swojej wartości pracowników stanowi zaporę dla instrumentalnego traktowania tychże.
Wśród amerykańskich menedżerów równie źle widziany jest typ przełożonego dyktatora, jak i protekcjonalnego wobec podwładnych opiekuna. Zadanie szefa to przede wszystkim sprawne zarządzanie pracownikami, bez nadmiernej ingerencji w tok ich pracy oraz konstruktywna ocena jej wyników. Zakłada się, że pracownik jest odpowiedzialny za to, co robi i nie trzeba go stale nadzorować. W kontaktach z prezesem, menedżerowie mogą sobie pozwolić na dużo swobody, hierarchia w miejscu pracy jest łagodna, przełożeni niż izolują się od podwładnych i nadmiernie nie podkreślają swego statusu, mimo to, dyscyplina jest zachowana i to, że mówimy do prezesa „Bill”, wcale nie oznacza, że możemy sobie pozwolić na opóźnienia w realizacji wyznaczonych przez niego zadań .
W sferze polityki widzimy potrzebę silnego przywództwa połączoną z łagodną hierarchią w partiach politycznych. W obu partiach brak wyraźnej hierarchii partyjnej, wynika z tego, że poza okresem kampanii wyborczej brak skoordynowanej działalności partyjnej na szczeblu ogólnokrajowym oraz z większościowego sytemu wyborczego. Kongresmani są związani z wyborcami w swoim okręgu, gdzie spędzają większość czasu między sesjami, z kolei wyborcy często zgłaszają rozmaite problemy swoim reprezentantom. W samym Kongresie w związku z brakiem sztywnej hierarchii każdy jego członek, a zwłaszcza senatorowie są stosunkowo autonomiczni i nierzadko reprezentują poglądy odmienne od dominującej w partii linii programowej.
To co w ogromnej mierze przesądza o sile i pozycji amerykańskiego polityka, to umiejętność pozytywnego motywowania kolegów partyjnych i wyborców.
Problemy Billa Clintona, któremu romans z Moniką Levinsky uszedł na sucho oraz Nixona, który nie miał tyle szczęścia w przypadku afery Watergate, dobitnie uzmysławiają nam, że moralne kwalifikacje polityków są dla Amerykanów bardzo ważne. Osoby piastujące najwyższe urzędy w państwie nie tylko muszą od urodzenia pozostawać w zgodzie z prawem, lecz muszą także świecić przykładem jako prawi obywatele, wzorowi ojcowie etc.
W zachowaniu wielu amerykańskich polityków charakterystyczne jest swoiste połączenie pewności siebie ze swobodą w bezpośrednich kontaktach, a także rutyna wystąpień publicznych, często bardzo kunsztownych oratorsko (czy wręcz aktorsko).
Leitmotiv amerykańskiego życia publicznego to poprawność polityczna, wychodząca z założenia, że narzucenie pewnych nawyków językowych zaowocuje zmianą w sposobie myślenia.
Współczesne Stany Zjednoczone to największa potęga ekonomiczna i polityczna świata. Amerykanie cały czas, także w trudnych dla nich czasach ostatnich tygodni wykazują właściwą sobie witalność wyznawanych wartości. Wartości te, głęboko zakorzenione w kulturze, ciągle aktualne i urzeczywistniane na nowo, są fundamentami amerykańskiego sukcesu.
Na przestrzeni pięciu wieków, w Ameryce narodził się szczególny model kulturowy i komunikacyjny, który obecnie w wielu krajach uważany jest za wzorcowy i godny naśladowania, gdyż wydaje się być on najbardziej skutecznym.
Takie wartości jak uniwersalizm, indywidualizm, ciężka praca, nieustanna wiara we własny sukces, bezceremonialność, stały się w głównej mierze podstawą amerykańskiego sukcesu gospodarczego, z którego czerpie cały świat.
Jednocześnie ciągła pogoń za pieniądzem, bezwzględność Amerykanów w dążeniu do celu ( niejednokrotnie bez poszanowania dla wartości bliskich innym kulturom ), nadaje amerykańskiemu kapitalizmowi maskę bezwzględności i krwiożerczości (w Europie uprawia się kapitalizm "z ludzką twarzą" ), co pozostaje w sprzeczności z innymi kulturami rodząc wiele konfliktów.
Wzorce typowe dotąd narodowi amerykańskiemu za pośrednictwem masowych środków przekazu trafiają w najdalsze zakątki świata. Wielowiekowe tradycje kulturowe, wytworzone w Europie czy Azji, uginają się pod naporem łatwo przyswajalnych wartości rodem z Ameryki.
Jednak niezależnie od emocji, które budzi kultura amerykańska, ma ona tak ogromny potencjał , że obrona przed nią jest chyba od początku skazana na niepowodzenie. Mimo tak wielu niepochlebnych opinii na jej temat , sukcesy jakie odnosi USA w każdej dziedzinie, karzą wierzyć, że to właśnie Amerykanie wybrali słuszną drogę rozwoju .
Dlatego drogę tą należy poznać ( niezależnie od własnego systemu wartości ), by móc przekonać się na czym polega jej sukces i skuteczność.
Praca ta jest próbą poznania choć części tej drogi...