Esej na temat zagadnienia oceny
Ocena.
„Pozwólmy dzieciom być dziećmi!”.
Na początku chciałabym wyjaśnić pojecie „oceny”.
Multimedialna Encyklopedia „WIEM” podaje, że ocena to sąd wartościujący, wszelka wypowiedź wyrażająca dodatnie lub ujemne ustosunkowanie się wypowiadającego do kogoś lub czegoś. Oceny są uwarunkowane psychicznie i społecznie, zmieniają się historycznie, zgodnie ze zmianami systemów wartości, do których należą.
Wincenty Okoń w „Słowniku Pedagogicznym” pod tym hasłem przedstawia trzy pojęcia;
1. Ocena szkolna – ustosunkowanie się nauczyciela do osiągnięć ucznia, czego wyrazem może być określony stopień szkolny lub opinia wyrażona w formie pisemnej czy ustnej, a także zewnętrzne objawy zachowania się nauczyciela (mimika, gest).
2. Ocenianie osiągnięć szkolnych – ustalanie wartości osiągnięć szkolnych stosownie do wymagań programu szkolnego. Rozróżnia się wąsko rozumiane o.o.s., które opiera się na pomiarze dydaktycznym – przy zastosowaniu testów sprawdzających oraz szeroko rozumiane o.o.s., gdy pod uwagę bierze się nie tylko wyniki testu, lecz także sytuację życiową ucznia, jego pochodzenie społeczne, motywację do nauki szkolnej i pracowitość oraz politykę oświatową.
3. Ocenianie uczniów – proces wyrażania opinii o uczniach za pomocą stopni lub ocen opisowych, zarówno sporadycznie, jak i co kwartał (okres) lub przy końcu roku szkolnego. Swoiste formy oceniania uczniów to ocenianie osiągnięć szkolnych, badanie wyników nauczania oraz egzaminy.
Rozważając te pojęcia zauważyłam ścisły związek między pojęciem oceny a czwarta fazą rozwoju człowieka według Erika Eriksona - fazą adekwatności. Przy opisywaniu tej fazy należy wyjaśnić pojecie adekwatności. Otóż „adekwatność to zgodność z czymś, dokładne odpowiadanie czemuś (…). Z punktu widzenia prakseologii odpowiedniość między aktywnością ludzką (m. in. myślenia, zachowania) i określoną sytuacją. Zdolność do adekwatnych zachowań stanowi jedno z kryteriów zdrowia psychicznego.”
Faza adekwatności (IV faza) to faza między 6 a 11 rokiem życia. W fazie tej dziecko w coraz większym stopniu korzysta z umysłowych i materialnych narzędzi społeczeństwa. Ważne jest tu spostrzeganie siebie w roli nabywającego wiedzę i nowe umiejętności. Dużego znaczenia nabiera poleganie na ocenie osób, które dziecko darzy respektem. Dziecko oceniane jako niezdolne, wyśmiewane, czy nieumiejętnie motywowane do pracy nad sobą może wykształcić poczucie swojej mniejszej wartości w stosunku do innych. Uważne, kompetentne i przyjacielskie towarzyszenie młodemu człowiekowi przez rodziców i nauczycieli daje mu w efekcie poczucie własnej kompetencji i wiarę w siebie.
Przyjrzyjmy się sytuacji Wojtka, chłopca z ubogiej rodziny w niewielkiej wsi. Wychowuje się on w rodzinie patologicznej. Ojciec jest alkoholikiem. Dom traktuje jak hotel. Całe dnie spędza z podejrzanymi koleżkami na piciu alkoholu i pozornym poszukiwaniu pracy. Matka chłopca jest osobą chorą - ma wadę serca. Mimo to stara się jak może zapewnić swoim dzieciom byt. Zarabia na sprzątaniu w domach u dwóch starszych kobiet. Czasem wpadną jej dodatkowe pieniądze za np. posprzątanie grobów przed świętem zmarłych, czy latem ze zbioru jagód i grzybów. Wojtek ma czworo rodzeństwa: dwie siostry – siedmioletnią Marysię i czteroletnią Emilkę oraz dwóch braci – Krzysia i Tomka w wieku 1, 5 roku. Wojtek stara się pomóc mamie jak tylko może. Mimo swojego młodego wieku zdaje sobie sprawę z choroby mamy i rozumie sytuację, jaka panuje w domu. Wyręcza mamę, we wszystkich pracach domowych, z którymi może dać sobie radę: sprząta, pierze, przynosi drzewo, pali w piecu. Przede wszystkim jednak opiekuje się młodszym rodzeństwem. Pomaga Marysi w lekcjach, często zaniedbując własne. Pielęgnuje i bawi się z „maluchami” - Emilką i bliźniakami. Ponad to, gdy tylko znajdzie czas zbiera złom i makulaturę i sprzedaje je na skupie. Zarobione pieniądze oddaje mamie. W wakacje zbiera jagody i grzyby.
W szkole Wojtek ukrywa swoją sytuację rodzinną. Stara się być czysty i schludny. Wstydzi się tego, że czasem jest głodny i nie ma kanapek na drugie śniadanie. Czasami zdarza mu się przysnąć na lekcjach, gdyż uczył się do późna albo siedział w nocy przy którymś z maluchów, bo płakało, a mama nie miała siły wstać. Niekiedy zdarza się, że Wojtek nie ma odrobionego zadania czy nie jest przygotowany do sprawdzianu, gdyż nie zdążył albo zapomniał z powodu nawału obowiązków.
Nieprzygotowane do zajęć, przysypianie na lekcjach powodują, że Chłopiec jest postrzegany i traktowany jako leń, nieuk, dziecko niezdolne czy wręcz „głupie”. Nauczyciele nie szczędzą mu uwag i złych stopni. Koledzy wyszydzają go i przezywają „Głupim”.
Lech Witkowski cytując C.H. Persell’a pisze, że: w tej fazie „pragnienie biegłości władania (active mastery) zostanie skierowane na zdobywaniu uznania za pracę i wytwarzanie przedmiotów (…). Groźba polega na tym, że dziecko może czuć się nieadekwatnym i gorszym.
Są to słowa analogiczne do sytuacji mojego bohatera. Wojtek stara się jak może najlepiej wykonywać swoje obowiązki, jednak z przyczyn niezależnych od siebie nie zawsze mu się udaje. W związku z zaistniałą sytuacją u chłopca może wykształcić się poczucie niższości, tego, że jest gorszy od innych.
Erikson wskazuje (…) równocześnie na inne zagrożenia (…). Przerost adekwatności może się wyrażać w „nadmiernym samoograniczaniu się i silnym poczuciu obowiązku”, przez co dziecko staje się „całkowicie zależne od przypisanych mu obowiązków”.
W tym przypadku przerost adekwatności polega na próbie usilnego dostosowania ucznia do szkoły. Niekiedy zdarza się tak, że szkoła stawia wymagania, którym uczeń nie jest w stanie sprostać. Trudność ta narasta, gdy dziecko znajduje się w specyficznej sytuacji podobnie jak Wojtek. W ocenie tego chłopca nauczyciele popełniają istotny błąd – „przyczepiają” mu etykietkę „Lenia” i „nieuka” nie próbując dotrzeć do przyczyn jego nieprzygotowań do zajęć.
L. Witkowski pisze: inne zagrożenie polega na sytuacji, w której „praca staje się jedynym kryterium wartości”, a człowiek „niewolnikiem dominującej typologii roli”.
Ten cytat powoduje ujaskrawienie błędu nauczycieli Wojtka. Dla nich istotne jest tylko to, że chłopiec jest uczniem i taką rolę ma pełnić. Uważają, że najważniejsze jest jego dostosowanie do tej roli i wypełnianie obowiązków z nią związanych. To, że chłopiec jest także synem, bratem i niejako przejął część roli głowy rodziny jest dla nich niezauważalne lub wręcz nie istotne. Trzymają się kurczowo stwierdzenia, że: „uczeń ma się uczyć”.
L. Witkowski podkreśla: nadmierne jednak położenie nacisku na fachowość techniczną (industry) i „to, co działa”, jako jedyne kryterium „wartości”, może prowadzić do niebezpieczeństwa stawania się „bezmyślnym niewolnikiem (…) techniki i tych, którzy są w stanie ją wykorzystać”.
W ten sposób ukazuje, że człowieka nie można oceniać tylko poprzez pryzmat jego osiągnięć. Istotne jest dążenie do celu i siły w to włożone. Jego osiągnięcie nie może o tym czy człowiek jest „coś wart”.
Wojtek chce się uczyć, o czym świadczy ślęczenie nad zeszytami po nocach. Jednak ten cel jest dla niego trudny do osiągnięcia. Nadmiar obowiązków, zmęczenie, późna pora nauki są dla niego poważnymi przeszkodami. Co z tego, że jest tak wyczerpany, że zasypia z nosem w książce? Czy to świadczy o tym, że chłopiec jest bezwartościowy? Moim zdaniem wprost przeciwnie.
L. Witkowski pisze, że: w tej fazie „dzieci chcą obserwować i (…) naśladować”, wykraczając poza krąg własnych rodziców „teraz przywiązują się do nauczycieli i rodziców innych dzieci (…). Zdaniem Eriksona właśnie ten proces rozszerzania potencjalnych modeli, dla dalszego „eksperymentowania ról” i poszerzanie tym samym „promienia społecznych interakcji” jest warunkiem stymulowania dalszego rozwoju psychospołecznego jednostki.
Tymczasem Wojtek zamiast przyglądać się i uczyć ról społecznych zostaje wtłoczony do określonych ról przez sytuację życiową, przez nieodpowiedzialnego ojca, nieporadną matkę. Zamiast być obserwatorem i uczniem staje się realizatorem roli ojca, głowy rodziny. Ról tym trudniejszych, że nie dorósł jeszcze do nich zarówno w sensie psychicznym, jak i emocjonalnym. Owszem Wojtek chce i powinien nauczyć się odpowiedniego wypełniania tych ról, ale poprzez zabawę, gdzie konsekwencje popełnianych błędów nie są tak bolesne, jak w realnym życiu. A przecież mógłby uczyć się na błędach innych…
Niestety został rzucony na głęboką wodę. Uczy się na własnych błędach, których konsekwencje są tym dotkliwsze, że jeszcze nie dorósł do ról, które został zmuszony pełnić.
L. Witkowski pisze także: Rówieśnicy są potrzebni do samooceny i dostarczają kryteriów pomiaru własnego sukcesu lub klęski”.
Konfrontując tą wypowiedź z sytuacją mojego bohatera można stwierdzić, że Wojtek nie może się uwolnić od poczucia klęski. W jego oczach inne dzieci są „lepsze”, bo żyją w zupełnie innych warunkach, w „lepszych” warunkach. Dobrze się uczą, mają „dobrych” rodziców.
Analizując tę sytuację zadziwiające staje się to, że Wojtek się nie buntuje. A może jednak rośnie w nim bunt? Bunt przeciwko takiemu życiu, przeciwko rodzicom, a nawet niesprawiedliwemu światu? Może jednak w chłopcu rośnie bunt i przybiera takie rozmiary, że niekiedy przeraża to samego Wojtka i boi się on go okazać w obawie przed pogorszeniem sytuacji. Zresztą i tak wszyscy uważają, że jest głupi i bezwartościowy, że jest nikim…
Reasumując: przedstawiona przeze mnie sytuacja jest bardzo specyficzna. Należy tu podkreślić kilka istotnych problemów.
Po pierwsze: to postawa nauczycieli i wychowawcy Wojtka. Złe wyniki w nauce skwitowali stwierdzeniem, że chłopiec się nie uczy, jest leniwy. Przyczepili mu etykietkę nieuka i karali za brak przygotowania do lekcji. W związku z takim ich postępowaniem można śmiało wysunąć wniosek, iż to oni sami byli leniwi. Dobry pedagog nie tylko przekazuje wiedzę, ale dba także o przyswojenie tej wiedzy przez uczniów i stara się pomóc im w tym procesie. Widząc permanentne nieprawidłowości w postawie chłopca jako ucznia powinni podjąć działania mające na celu wyjaśnienie przyczyn takiego zachowania chłopca.
Powinni tą sprawą zainteresować dyrekcję szkoły, psychologa szkolnego, a przede wszystkim rodziców chłopca. Po rozmowie z chłopcem, w przypadku, gdyby nie ujawnił on przyczyn swojego nieprzygotowana się do lekcji powinni wezwać jego rodziców lub odwiedzić chłopca w domu. Sądzę, że gdyby odkryli sytuację rodzinną Wojtka nie musieliby szukać innych przyczyn. Wówczas jako współodpowiedzialni za wychowanie i edukację chłopca mieliby obowiązek pomóc mu, a tym samym jego rodzinie. Przede wszystkim należałoby zainteresować tą sprawą Ośrodek Pomocy Społecznej. Nie zaszkodziłoby też traktować chłopca z większą dozą wyrozumiałości i pobłażliwości. Ponad to „szkoła” powinna zachować dyskrecję i od czasu do czasu kontrolować sytuację w rodzinie chłopca.
Drugi istotny problem to zdecydowanie negatywna postawa ojca Wojtka. Jego postępowanie ukazuje go jako człowieka nieodpowiedzialnego i wyzutego z wszelkich uczuć. Jak kochający ojciec, głowa rodziny może patrzeć na to, że jego dzieci są głodne, ciężko chora żona zaharowuje się na śmierć dla kilku nędznych groszy a najstarszy syn, będący jeszcze dzieckiem, przejmuje jego obowiązki i zaniedbuje naukę? (!) Zamiast szukać okazji do „wypicia” z kolegami powinien szukać sposobów, aby zmienić swoją sytuację rodzinną. Jeżeli sam nie potrafi utrzymać rodziny i zadbać o nią powinien zwrócić się o pomoc do odpowiednich władz. Przede wszystkim do Ośrodka Pomocy Społecznej, który jest zobligowany do pomocy takim rodzinom. Urząd Pracy na pewno pomógłby znaleźć posadę, dzięki której zdobyłby finanse potrzebne do zapewnienia bytu rodzinie. W dzisiejszych czasach, przy znacznej emigracji ludzi do krajów UE, wskaźnik bezrobocia się zmniejsza. Jest coraz więcej miejsc pracy, także ze względu na inwestycje Zachodnich firm w Polsce.
Kolejny problem to zachowanie sąsiadów. Przecież rodzina Wojtka nie mieszkała na pustkowiu! Gdzie byli sąsiedzi?! To, że rodzina jest uboga to nie znaczy, że jest gorsza. Niestety ostatnimi czasy zaczyna panować sposób traktowania ludzi biednych, jako ludzi „drugiej kategorii”. Spycha się ich na tak zwany „margines społeczny” z powodu ich ubóstwa. Co więcej wielu ludzi żyje w przekonaniu, że: Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział?•. Ludzie mają własne sprawy „na głowie” i nie chcą się wtrącać w cudze życie. Czasami jednak zainteresowanie sprawami innych jest znaczne, ale ludzie nie podejmują żadnej interwencji w sytuacji, gdy potrzebna jest pomoc. Wynika to niekiedy ze strachu, przed ewentualnymi niekorzystnymi konsekwencjami, bądź z tzw. „znieczulicy”. To plaga opanowująca coraz bardziej nasz kraj. A gdzie poczucie odpowiedzialności społecznej? Psychologowie udowodnili występowanie zjawiska „rozkładania się” poczucia obowiązku pomocy osobom w potrzebie. Polega ono na zrzucaniu potrzeby ratunku na innych. Im więcej osób jest świadkiem sytuacji wymagającej udzielenia komuś pomocy, tym mniejsza jest szansa, że ktoś tej pomocy udzieli: Skoro jest tu nas tylu, to, dlaczego właśnie JA mam pomóc? Taki jest sposób myślenia wielu ludzi. Natomiast artykuł 162 Kodeksu karnego mówi wyraźnie: Kto człowiekowi znajdującemu się w stanie zagrożenia nie udzieli pomocy podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Czyż rodzina Wojtka nie znajdowała się w „stanie zagrożenia?” Czy nie groziła jej być może nawet śmierć głodowa?
Ktoś może stwierdzić, że opisana przeze mnie sytuacja jest skrajna. Może i owszem, ale czyż w radiu i telewizji nie słyszy się coraz częściej o takich właśnie skrajnych przypadkach? A wszystko z winy wielu nieprawidłowości społecznych i braku zdolności do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie.
Sądzę, że istotne jest to, abyśmy potrafili dostrzec podobne rodziny w naszym otoczeniu i wbrew rozprzestrzeniającej się „znieczulicy” podjąć działania w kierunku udzielenia pomocy takim ludziom. Bądźmy empatyczni i gotowi do pomocy. Pozwólmy dzieciom by dziećmi. Niech ich obowiązki będą adekwatne do ich możliwości, do poziomu ich rozwoju psychiczno-emocjonalnego.