Recenzja ekranizacji powieści "Opowieści z Narni"
Ekranizacja powieści C.S. Lewisa zatytułowana "Opowieści z Narni: Lew, Czarownica i stara szafa" była dla kina przełomem. Możliwość komputerowej kreacji przestrzeni stworzyła przed naszymi oczami świat bogaty i niesamowity. Sposób, w jaki wykreowano na ekranie lwa Aslana mocno różni się od portretowych smoków i pegazów. "Opowieści z Narni" to film nierzeczywisty, ale mocno wciągający.
Film opowiada historię czwórki rodzeństwa - Łucji, Zuzanny, Edmunda i Piotra. Dzieci podczas zabawy w chowanego odnajdują przejście do tajemniczej i fantastycznej krainy Narni, zamieszkałej przez mityczne stworzenia, fauny, driady i mówiące zwierzęta. Bramą do tego niezwykłego świata okazuje się stara szafa w wiejskim domu należącym do nieco dziwacznego Profesora. Wchodząc tam, nasi bohaterowie stają się częścią legendy, walczą w wojnie o wolność krainy, dorastają. Narnia od stu lat znajduje się we władzy złego czaru i czeka na wyzwolenie, a jej mieszkańcy żyją w ciągłym strachu. Jednak jest proroctwo, mówiące o czwórce śmiałków, którzy przybędą do Narni i uwolnią ją od złej królowej. Za pomocą mieszkających tam istot, dzieci oswabadzają Narnię spod panowania czarownicy. Pomagają prawowitemu władcy - lwu Aslanowi pokonać Białą Czarownicę, która zamieniła i zniewoliła swą mocą bajkową krainę w kraj zła i wiecznej, bez kresowej zimy. I gdy prawie nie ma już nadziei, powrót Wielkiego Aslana staje się zwiastunem zmian. Akcja filmu kończy się zwycięstwem dobra nad złem.
Moim zdaniem ten pełen uroku i niezwykłych tajemnic świat kreuje przed nami fantastyczną przygodę. Co więcej, robi to w sposób bardzo ciepły i niebanalny. W przedstawieniu niektórych elementów opowieści nienaturalność jest mocną zaletą - są dzięki temu bardziej bajkowe.