List otwarty do Premiera dotyczący misji polskich żołnierzy w Afganistanie.
(miejscowość), 21 kwietnia 2009r.
LIST OTWARTY
Szanowny Pan
Donald Tusk
Prezes Rady Ministrów
Szanowny Panie Premierze,
My, uczniowie Liceum Ogólnokształcącego, chcieliśmy wyrazić swoje zdanie na temat misji polskich żołnierzy w Afganistanie. Państwo to pojawia się na czołówkach serwisów informacyjnych i na pierwszych stronach gazet, gdy giną kolejni żołnierze sił koalicji lub osoby cywilne. To prawda, że jest to misja niebezpieczna. Nikt tego nie ukrywa i nie bagatelizuje. Każdy jadący na nią żołnierz ma świadomość zagrożenia i liczy się z faktem, że może z niej nie wrócić. Wszystkie tragiczne wydarzenia mniej czy bardziej dotykają uczestników misji.
Wielu z żołnierzy zadało sobie pytanie, czy warto się narażać. Czy warto ryzykować życiem, gdzieś tam z dala od domu i najbliższych? Zdecydowana większość odpowiedziała sobie na to pytanie twierdząco, z czego wynika tak duże zaangażowanie w tej sprawie. Ci, którzy na co dzień w patrolach, konwojach czy na bramach narażają życie, to nie politycy. To nie ludzie, którzy myślą o racji stanu, interesie narodowym. W szczerych rozmowach przyznają, że głównym powodem udziału w tej misji był czynnik finansowy. Ale jednocześnie te same osoby dostrzegają trudną sytuację, w jakiej znaleźli się sami Afgańczycy. Nie myśląc o krzewieniu idei demokracji, czy nawracaniu na typowo europejski styl życia, swoją codzienną służbą starają się pokazać, że można żyć inaczej.
Dzisiaj nasze granice są dużo bardziej wirtualne – nie mają ściśle geograficznego wymiaru, co nie oznacza, że ich nie ma. Życie w XXI wieku wymaga od nas tego, by nie zapominać o słabszych. Po to tu w Afganistanie powstają place zabaw, w obozach dla powracających mieszkańców buduje się domy i wierci studnie. Dlatego remontowane są domy dziecka i wyposażane szkoły. By ci, którzy dotąd nie znali życia we względnym spokoju mogli tego doświadczyć. To prawda, że taka działalność wymaga ofiar.
Garstka niezadowolonych mających w ręku broń jest znacznie bardzie widoczna niż rzesze biernych osób czekających na to, która strona zwycięży. Dobra czy zła. Być może brzmi to śmiesznie dla ludzi, którzy z daleka przyglądają się temu, co dzieje się w Afganistanie. Ale tu, każdego dnia, toczy się taka właśnie walka. Niemal każdego dnia giną żołnierze sił koalicji. Ale w tym samym czasie rozbrajani są kolejni rebelianci, finalizowane są kolejne projekty.
Ich cena jest wysoka. Płaci się za nią ludzkim życiem. Ale misja w Afganistanie to nie tylko bieganie z karabinem i strzelanie do ludzi. To również codzienny mozolny trud zmierzający do tego, by Afgańczykom żyło się lepiej. Tak wygląda służba zdecydowanej większości służących tu ludzi. Tych, którzy chcą po sobie zostawić coś trwałego.
Innym aspektem jest, że Polska należy do związków ONZ i NATO. Jedną z ich podstawowych zasad jest wzajemna pomoc w obronie. Polacy pomagają teraz, a kiedyś sami mogą potrzebować pomocy. I myślimy, że wówczas inni członkowie nie odmówią jej nam.
Uważamy natomiast, że kadencja żołnierzy jest za długa. Powinna ona zmniejszyć się do
3 miesięcy, gdyż rodziny zmuszone są do długotrwałej rozłąki, co nie zawsze dobrze wpływa na relacje między członkami. Największe znaczenie ma to w rodzinach, gdzie jest kilkoro dzieci. Mężczyźni zostawiają żony ze wszystkimi problemami same. Powszechnie wiadomo, że do dobrego wychowania dziecka potrzeba pracy obojga rodziców. Dlatego stwierdzamy, że krótsza kadencja ułatwiłaby życie wielu ludziom.
Jesteśmy jak najbardziej za tym, aby Polski Rząd nadal wysyłał na misję naszych żołnierzy.
Z wyrazami szacunku,
uczniowie Liceum Ogólnokształcącego