Kategoria świętości w kulturze
Czymże jest świętość w naszej kulturze? Czym jest świętość w ogóle? To pytanie dość trudne gdyż świętość jest czymś, co towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Pojęcie to niewątpliwie ewoluowało razem z religią, ale czy tylko? Co miało większy wpływ na pojęcie świętości i tego, kogo możemy nazwać świętym a kogo nie? Czy sens tego słowa określili w swych rozważaniach teolodzy i przywódcy religii? Można odpowiedzieć, że niewątpliwie mieli oni na to wpływ. A może to jak pojmować świętość zostało nam narzucone przez Boga, Allacha, Buddę czy tego, w którego dane nam przyszło wierzyć? Wątpię, choć wielu mogłoby się ze mną nie zgodzić. Uważam, że ulotne pojęcie świętości nie powstało samo z siebie. Nie stoi też za nim tylko religia, choć niewątpliwie to ona jest tu fasadą, za którą ukrywa się coś więcej a mianowicie tysiące lat ewolucji, rozwoju człowieka, nurtów filozoficznych i zmian społecznych. Każda epoka, kultura, naród wreszcie każdy człowiek ma inną koncepcję świętości. I to właśnie to ma główny wpływ na to jak świętość postrzegamy.
Nie bądźmy jednak gołosłowni i sięgnijmy do definicji. Encyklopedia PWN podaje następujące wyjaśnienie interesującego nas hasła: „SACRUM [łac.] (świętość), religiozn. To, co święte, wzniosłe, niezwykłe, przeciwieństwo profanum; termin wprowadzony do wiedzy o religii przez F.D.E. Schleiermachera, upowszechniony w pracy R. Otto Świętość oraz pracach religioznawców ze szkoły zw. fenomenologią religii. W teologii chrześcijańskiej stan duchowej i moralnej doskonałości człowieka osiągnięty dzięki jego współpracy z łaską Bożą.” Jak widzimy nawet definicja odwołuje się głównie do religii i teologii nie zaś do kultury. Jednak czyż nie takie nie jest ludzkie myślenie. Przez setki lat świętość kojarzona była i jest po dziś dzień z religią. Jednak, co religia widzi przez świętość i czy każda religia a przez to i kultura uważa to samo za święte. Tu można zaobserwować pierwsze wpływy kulturowe na interesujące nas pojęcie. Jak zaobserwowaliśmy we wcześniej podanej definicji w kulturze chrześcijańskiej to dążenie do doskonałości moralnej a zatem przede wszystkim przestrzeganie zasad dekalogu. Przyjrzyjmy się, więc samym dziesięciu przykazaniom. Jak każdy wie jest to zbiór zasad, których powinien przestrzegać każdy chrześcijanin. Oficjalna wersja kościoła utrzymuje, że zostały one przekazane Mojżeszowi przez samego Boga jednak można w przyjąć inne założenie, że dekalog nie jest dziełem boskim jest natomiast dziełem hebrajskiej kultury. Jak każdemu zapewne wiadomo w owym czasie lud hebrajczyków pozostawał na wygnaniu po ucieczce z Egiptu. Niewątpliwie potrzeba było nie tylko charyzmatycznego wodza, aby utrzymać całe plemię Izraela w całości. Potrzebne były również prawa, które zagwarantują spójność i bezpieczeństwo wygnańców a zapobiegną chaosowi i występkom. Czyż można sobie wyobrazić bardziej przestrzegane prawo niż to nadane przez samego Boga. Dlatego też powstaje dekalog zbiór zasad moralnych, które mają przede wszystkim za zadanie utrzymać porządek i spokój wśród ludu. Ale natura ludzka rzadko pozwala człowiekowi robić coś za darmo tak, więc by zagwarantować sobie przestrzeganie owych zasad kultura musiała wykształcić jeszcze pojęcie nagrody, którym okazała się świętość sprowadzająca się mniej więcej do tego, że jeśli przestrzegasz zasad nadanych przez Boga Bóg Cię wynagrodzi, zaś sam człowiek żyjący wedle zasad stanie się wzorem godnym naśladowania a pamięć o nim nie zaginie. Już we wcześniejszych religiach istniało podobne pojęcie jednak nie było ono takie jak dziś. W Egipcie, Grecji, Rzymie w tych kolebkach cywilizacji również istniały pojęcia życia pozagrobowego, nagrody za uczciwe życie i kary za grzechy. Niby żadne różnice zmieniali się tylko bogowie. Jednak w przeciwieństwie do innych kultur ta jako jedna z pierwszych wprowadziła ostre i sprecyzowane zasady mające chronić każde życie ludzkie, majątek i dobre imię wszystkich członków społeczności bez względu na zajmowaną pozycję społeczną. W Egipcie czy Rzymie dla przykładu zabicie niewolnika przez wolną osobę wyższego stanu nie miało poważnych konsekwencji moralno prawnych i niewątpliwie sprawca takiego czynu mógł dalej być poważanym członkiem społeczeństwa a nawet uznawany za przykład. Jednak dekalog równa ludzi do jednego poziomu to kieszonkowe prawo wytwór kultury, która chciała sobie zagwarantować bezpieczeństwo przynajmniej wśród swoich.
Przyjrzyjmy się jednak innemu aczkolwiek podobnemu pojęciu świętości. Wcześniej zauważyliśmy teorię, że świętym jest człowiek przestrzegający nakazów Boga. Co się jednak stanie, jeśli zasady religii kłócą się z zasadami moralności. Wcześniej prezentowany dekalog to zbiór zasad mający za zadanie podtrzymać dobro ogółu i prowadzić do rozwoju społeczeństwa i kultury. Podobne prawa i zasady posiada większość wielkich religii jak Islam czy Buddyzm. Ale niektóre jednostki mogą opatrznie rozumieć narzucone im prawa. Tu kontrowersyjna staje się kultura islamu i pojecie dżihadu, świętej wojny. O ile pojęcie to samo w sobie polega raczej na prywatnej wewnętrznej wojnie ze złem, które jest w każdym, człowieku o tyle wiele jednostek potrafi wypaczyć zasady tak by to, co święte stało się amoralne. Świętość dla niektórych bojowników islamu to siać zniszczenie, zabijać i umierać za swą wiarę. Może i umieranie za ideę jest słuszne, ale gdy połączymy z nim zabijanie niewinnych i niszczenie innych kultur to czy z moralnego punktu widzenia możemy to uznać za święte? Ciekawym przykładem mogą być historie zamachowców samobójców. Czyż nie ukazują różnic w kulturowych? Oto zamachowiec, bojownik Islamu, wysadza się w powietrze w jadącym autobusie ginie nie tylko zamachowiec, ale i mężczyźni, kobiety dzieci ludzie niewinni, których jedyną zbrodnią w oczach ich zabójcy jest to, że są oni innego wyznania. Ale to nie koniec. Kultura zachodu potępi te działania, ukaże ich niemoralność jednak, co czyni radykalny Islam. Wynosi zamachowca do panteonu świętych. Stawie go za wzór godny naśladowania zaś rodzina „męczennika za wiarę” wznosi mu ołtarze szczycąc się honorem, który na nią spłyną, bo czyż nie widzieliśmy w blokach informacyjnych kobiet i mężczyzn, którzy twierdzili, że niema większego honory niż być ojcem/matką zamachowca samobójcy. W ich oczach to świętość, wzór do naśladowania brutalny aspekt obcej nam samym kultury, potworność i zło. Ale dla niektórych nadal dla niektórych takie zachowania pozostają święte...
Odejdźmy jednak na chwile od religii. Czy świętość utożsamia się tylko z nią? Nie sądzę. O ile przez wieki można było zostać świętym żyjąc wedle zasad moralnych, wielbiąc Boga i służąc społeczności o tyle XX wiek przyniósł zmiany. Dziś można być moralnym wzorcem, bożyszczem tłumów, rozpoznawalnym niemal w każdym zakątku swego państwa, ba można nawet zyskać nieśmiertelność i sprawić by przez wiele lat być pamiętanym przez rzeszę ludzi a samemu wieść przy tym dostatnie, bogate, pełne rozwiązłości i skandali życie. Jak to zrobić? Jak zostać niemal świętym jeszcze za życia? Proste wystarczy być gwiazdą filmową, muzyczną, teatralną bądź świata sztuki. O ile o dwoma ostatnimi typami gwiazd zachwyca się tylko małe grono zainteresowanych ludzi o tyle w dwóch pierwszych przypadkach sława może być niemal globalna. Właśnie czy sława sama w sobie może być świętością? To trudne pytanie. Wiele gwiazd wielkiego ekranu jako ludzie święta nie jest, czasami wręcz z premedytacją łamiąc zasady moralne licząc na jeszcze większy rozgłos a co za tym idzie sławę. Ale z drugiej strony popatrzmy na fanów tych ludzi. Oni wpatrzeni w nich jak obrazek będą wynosić ich nad niebiosa i brać z nich przykład. Co z tego, że Elvis nie był moralnym autorytetem skoro jest wielki i wiecznie żywy a jego fani kochają go i wielbią po dziś dzień. Ale o dziwo to nie amerykańska czy europejska pop kultura tworzy największych świętych za życia. Tu prym wiodą Hindusi i Bollywood. Kręcone w Bangkoku trzy godzinne, pozbawione wszelkiej logiki romanse ściągają na seanse tłumy spragnionych idy lii widzów. Ukazują one nierealny pozbawiony chorób i biedy, bogaty i szczęśliwy świat pełen muzyki, tańca i radości świat. Ale najciekawsze jest to, że bycie gwiazdą kina w Bollywood to czysta świętość. W domach fanów piętrzą się kapliczki ze zdjęciami gwiazd zaś na projekcjach niejednokrotnie można usłyszeć ciche modlitwy skierowane do postaci aktorów jak do jakiś wszechmocnych bóstw. Czyż, więc zaspokojenie żądz mas ludzkich a przez to zapewnienie sobie sławy gloryfikuje do świętości? Z moralnego punktu widzenia raczej nie. Jednak kultura światowa pozwala na wykształcenie takiego wizerunku.
Jednak czy sama sława jest w kulturze jedyną cechą, które ludzkość może uznać w innym człowieku za świętość są jeszcze dwie rzeczy, które potrafią wynieść człowieka do świętości bez żmudnego przestrzegania zasad moralnych: pieniądze i władza. Dlaczego? To dwie rzeczy, które idą obok sławy. Przywódca narodów może być dla niektórych równie święty jak gwiazda filmu czy muzyki. Nasza kultura zna wielu wodzów tudzież polityków, których czynny przeszły do historii, o których uczy się w szkołach i których stawiamy za wzór. Mimo że idee, które reprezentują czasem są sprzeczne z moralnością religii to władza zapewnia im autorytet, uwielbienie i świętość. Bo czyż swego czasu dla Niemców słowa Hitlera niebyły świętością? Czyż Lenin nie jest jak Elvis wiecznie żywy? Choć czas i historia udowodniły, że ich poglądy są godne potępienia dla każdej kultury to czyż swego czasu nie byli oni niczym święci. Szły za nimi narody a oni potrafili porwać je do walki w imię swego celu. Dla nas cele te są ohydne, ale dla nich były świętością. Zresztą kult świętości władzy, choć ostatnimi czasy zdaje się zanikać był obecny w kulturze ludzkiej od stuleci. W pierwotnych plemionach świętą władzę mieli szamani i czarownicy, którzy swym świętym autorytetem wyznaczali ścieżkę swego ludu. Iluż krwawych monarchów, którzy swe rządy okupiło krwią niewinnych było nazywanych pomazańcami bożymi. Dlaczego wielu ludzi ginęło w imię ojczyzny, którą rządził jeden człowiek posyłających innych na rzeź a sam odbierający wszelkie zaszczyty? Bo władza to rzecz dla ludzi święta i choć wiele razy się z nią nie zgadzamy zazwyczaj nie mamy dość własnych sił by się jej przeciwstawić może, dlatego że uważamy ją za świętą. To pesymistyczne postawienie sprawy, ale świętość też ma swoją ciemną stronę, którą chcąc nie chcąc musimy uznać.
A co z trzecim prócz sławy i władzy przymiotem świętym, w dziśejszych czasach i kulturze. Co z pieniędzmi? Ośmielę się nazwać je papierowym bóstwem. Bo czy nie maja one nad nami największej władzy, czyż nie zrobimy dla nich wszystkiego? Czyż nie one są dla nas podstawą dobrobytu zapewnienia sobie spokojnej przyszłości? A nawet potrafią one doprowadzić nas do sławy i władzy. To najpotężniejsza z sił chciwość ludzka, która pcha świat do przodu jest szarą świętą eminencją. Nie od dziś pieniądz rządzi światem. Już starożytni rzymianie zdobywali nowe lądy dla bogactwa. Krzyżowcy najechali ziemię świętą w imię Boże czy w imię zysku? To samo pytanie odnosi się do ekspansji Europejczyków na Amerykę tuz po jej odkryciu. Nie oszukujmy się mało, kto przepływał ocean by nawracać Indian, by łączyć kultury by uczyć się od innych i szukać moralnej świętości. Ameryka miała wtedy to, czego brak było silniejszej wówczas Europie złoto. Czy dziśejszy konflikt Iracki to konflikt wiary, idei, polityki a może interesów, bo kto ma ropę ma pieniądze a kto ma pieniądze rządzi światem. Tak oto ukazuje nam się największe zawoalowane bóstwo ludzkości, o którym co prawda nikt tak nie mówi, ale większość z nas skrycie pożąda tego właśnie rodzaju świętości.
Co z tego wynika? Nie jest to zbyt optymistyczna ocena naszej rasy i kultury. Zbudowaliśmy piękny system religii, w którym cnota i dobro jest dla nas święte. W którym człowiek prawy jest człowiekiem świętym. Zasady, których szlachetnie było by się trzymać, ale jakoś to człowiekowi nie wychodzi, bo cały ten piękny system może okazać się fasadą zasłaniającą prawdę o naszej kulturze, której główną świętością jest prawo dżungli i wyścig szczurów. Owszem wielu się ze mną nie zgodzi i maja do tego pełne prawo jest przecież tyle przykładów, gdy człowiek przekłada dobro ogółu nad własne, kiedy jest pełen poświęceń, kiedy naprawdę jest święty. Ale to tylko jednostki. Reszta ludzkości, co przykro stwierdzić w większości postawiła na kulturę pieniądza, władzy i sławy. Maluczcy, nie mający siły przebicia zadowolą się fasadą i zasadami moralnymi. Będą święci, ale czy będą szczęśliwi i wykorzystają swe życie w pełni. Czy też będą podziwiać święte obrazki władzy i pieniędzy w szklanych ekranach i jak widzowie Bollywoodzkiego kina oddawać im boską cześć? Zaprawdę pesymistyczna wizja, w której Kościół i religia to istne „opium dla ludu”, podczas gdy prawdziwi święci tego świata to tacy sami ludzie, ale bardziej zaradni i potrafiący skorzystać z okazji. Czymże jest, więc świętość w naszej kulturze? Z pewnością nie Kościołem i religią, bo jak to powiedział Jerzy Zawieyski: „Gdyby od świętości ludzi zależała świętość Kościoła, dawno Kościół by znikł”. Świętość, gdy na nią popatrzeć przez pryzmat kultury jest znacznie bardziej bliska niż ideał kościoła. Ale czy musimy podporządkować? Nic z tych rzeczy! Każdy widzi świętość inaczej. Jedni wierzą w kościół, inni w Boga jeszcze inni we władzę lub pieniądze. A może powinniśmy popatrzeć na to z dystansem tak na kościół jak i na naszą upadła kulturę. Być świadomym tego, co nas otacza i po prostu być świętem samym dla siebie. Bo to, że kultura kształtuje nas a z tym nasze pojęcie świętości wiemy od dawna, ale często zapominamy o tym, że kulturę kształtujemy my sami. Więc jeśli to, co dzieje się włoku nas odpowiada nam przyłączmy się do tego kultu świętości. Jeśli nie walczmy z nim. Albo wykształćmy nowa kulturę, bądźmy sobą i śmiejmy się z tego, bo: „Każdy święty chodzi uśmiechnięty!”