Felieton na temat "parkour"
Kilka dni temu, podajże w ostatni piątek, postanowiliśmy z kolegami, że musimy się trochę „rozprostować” po całotygodniowej katordze, jaką była szkoła i siedzenie w zbyt małych ławkach… Na początku sami nie wiedzieliśmy co będziemy robić ( co rzadko się zdarza ). Jednak jeden z nas, nie pamiętam już kto, oglądał film: „Yamakasi” (czy coś takiego). Był to film o grupie ludzi, płci męskiej, którzy uprawiali parkour. Co to właściwie jest? Kolega coś gadał o swobodnym biegu i pokonywaniu przeszkód. Łatwo mówić. Musieliśmy sami zobaczyć o co w tym „czymś” chodzi, więc użyliśmy niezawodnego Internetu. Okazało się, że Parkour jest dość popularnym, przyjmijmy: sportem. Teraz już wszystko jasne. Już wiemy, co będziemy robić w piątek po południu – biegać. Brzmi dość normalnie, ale nie będziemy tego robili jak „normalni” ludzie, czyli po chodniku, ścieżce itp., lecz jak to przystało na traceur’ów, czyli tych, którzy uprawiają Parkour, z punktu „A” do punktu „B” nie zważając na przeszkody, takie jak np.: murek barierka itp.
Sport to zdrowie. Trudno dziś o bardziej wyświechtany i nieprawdziwy slogan. Współczesny sport – np.: ten nasz Parkour – niewiele ma wspólnego ze zdrowiem. Dziś już nie wystarcza masażysta i trener. Potrzebni są lekarze (dobrze jest, gdy mają szerokie kontakty w renomowanych klinikach). Za przykład może nam posłużyć nasze „rozprostowanie”. Jak już mówiłem było to w piątek po lekcjach. Spotkaliśmy się na starej budowie. Na początku było super. Jednak skok z wysokości ponad 4 metrów okazał się złym pomysłem. Na szczęście nie stało się nic strasznego, bynajmniej nie mi, bo mój kolega niezbyt dobrze na tym wyszedł. Miał szczęście, że nie stało się nic poważnego ( poza załamaniem palca i skręceniem kostki ). Skończyło się tylko na 2-tygodniowym zwolnieniu z w-f’u.
Ale mimo wszystko stwierdziliśmy, że taki parkour może być przydatny. Weźmy pod uwagę zwykłego człowieka, tzn. nie trenującego tego sportu, poruszając się po mieście odległość około 100 metrów pokona w czasie mniej więcej 40 sekund, za to traceur może przebyć tą samą drogę o połowę krócej, wykorzystując wszelkie możliwe skróty. A przydaje się to - zbyt często autobus "uciekał" sprzed nosa , ludziom „zwykłym” bo nie zdążyli dobiec do przystanku…