Ta historia zmroziła krew w moich żyłach
Kiedy dziś wspominam tę historię, nadal przechodzą mi dreszcze po plecach, a serce „ucieka” gdzieś do żołądka.
Pamiętam, ze był to piękny dzień. Niektórzy mogliby rzec, że świat wyglądał jak z obrazka. Wokół mnie jedynie łąka, wiejska dróżka i w oddali las, a to wszystko wprost zalane słońcem, które dawało miłe ciepełko. Na niebie gdzieniegdzie płynęły małe obłoczki, a jedyną muzyką nie była nastawiona na maxymalną głośność mp3-ka, która zwykle grała w moich uszach ot tak, żeby odłączyć się od świata, żeby zapomnieć. Dookoła słychać było piękny śpiew ptaków. Szłam przez łąkę jedynie z małym bukiecikiem polnych kwiatków. Uszczęśliwiał mnie ten spacer, nie miałam żadnego celu, jaki zwykle sobie stawiałam, ale czułam się idąc tam samotnie - szczęśliwa. Dokładnie tak, pierwszy raz od dawna poczułam się szczęśliwa. Nagle usłyszałam swoje słowa, które głośno wypowiedziałam:
- Jak dobrze znów być szczęśliwą!
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a ja marzyłam, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Czułam się wtedy oderwana od świata. Jak gdybym była sama na świecie, ale nie było to egoistyczne uczucie, lecz po prostu odpoczynek od wszystkich zmartwień, problemów, nie cierpiących zwłoki spraw… Jaki to głupiec powiedział ze 16 - latkowie nie maja problemów, a ich życie to czysty miód! Oczywiście istnieją ludzie, którzy od maleńkości, aż po samą śmierć przeżywają każdą chwilę beztrosko; są też tacy, którzy biorą życie zbyt poważnie, a to też nie jest dobre. Ja byłam pomiędzy tym wszystkim. Starałam się cieszyć każdym gestem, miłą chwilą oraz patrzeć optymistycznie na wiele rzeczy, co niestety nie było już takie łatwe… Mimo to, byłam wtedy szczęśliwa, chciałam zostać tam sama i już nigdy nie wracać do rzeczywistości, nie pokazywać się ludziom na oczy. Pragnęłam zniknąć i zaszyć się tam, aby wszyscy o mnie zapomnieli, nikt się nie interesował tym gdzie jestem, nie szukał mnie. Jeżeli nie mogła bym mieć tego na długo, to chociaż na jakiś czas, by uporządkować sobie wszystko w głowie, zapomnieć o niektórych zdarzeniach. Całe moje rozmyślania zburzył przejeżdżający samochód. Mknął po polnej drodze tak, że została za nim tylko chmura pyłu i piasku. Zakłócił cały mój spokój i ciszę. Jaka ja byłam zła na ten samochód, a raczej na kierującą nim osobę. Po chwili zobaczyłam, ze pojazd zawrócił w moją stronę. Myślałam, ze będzie chciał zapytać o drogę, a ja niestety i tak mu nie będę mogła pomoc, bo nie znam okolicy.
Srebrny, trochę przykurzony samochód z przyciemnionymi szybami stanął, a po chwili wyszedł z niego drobny mężczyzna. Jego twarz była cała zdeformowana, poparzona, wyglądała strasznie. Gromadziła się we mnie złość, żeby powiedzieć mu, co myślę o tym, że zakłócił moje samotne dywagacje o życiu. Im bliżej do mnie podchodził, złość malała, a strach rósł. Nieznajomy przybrał szyderczy uśmiech i patrzył mi głęboko w oczy. Ciężko przełknęłam ślinę i zdobyłam się na odwzajemnienie spojrzenia.
- Witaj – odezwał się do mnie mężczyzna.
Wypowiedział to jedno słowo i zamilkł. Patrzył mi dalej w oczy. Czułam coraz większe przerażenie, ale wiedziałam, że czym prędzej muszę coś zrobić, więc postanowiłam kontynuować rozmowę.
- Zgubił się Pan? Przykro mi, ale nie będę mogła pomóc, bo słabo znam okolicę.
Nie otrzymałam odpowiedzi, wiec próbowałam dalej.
- Cóż, jeżeli nie chodzi o to, to byłabym wdzięczna, jeżeli ustąpiłby mi Pan drogi, choć wiem ze nie jest to teren prywatny i nie mam prawa Pana stad przeganiać. Więc?
- Nie odejdę stąd… – wydał wreszcie z siebie chrypiący głos.
- Rozumiem, w takim razie to ja odejdę. Miłego dnia. Żegnam.
Po tych słowach odwróciłam się i szybko odeszłam, czując ulgę, że się go pozbyłam. Trwało to jednak krótko. Usłyszałam za sobą kroki. Mężczyzna szedł za mną.
- Czy coś nie tak? Chyba już się pożegnaliśmy, prawda? Ustaliliśmy, że ja idę w jedną stronę, a Pan w drugą, ale jeżeli pan woli ten kierunek, to nie ma problemu. Jest tu wystarczająco dużo miejsca dla nas obojga.
Odwróciłam się i poszłam w inną stonę, mając nadzieję, że się go pozbyłam, aż nagle usłyszałam za sobą:
- Nie odejdę stąd…
-Tak, wiem proszę Pana, mówił to już Pan. W takim razie…Miłego pikniku?
- Nie odejdę stad bez Ciebie…
- To już troszeczkę przesada! Po pierwsze, ja nie będę tolerować dłużej tego, że uprzykrza mi Pan mój spacer, po drugie, nie zamierzam zostać tu z Panem, a po trzecie…Proszę mnie zostawić w spokoju!
- Nie odejdę stąd bez Ciebie…
- W takim razie ma Pan pecha! Ja zamierzam iść bez Pana! Żegnam!
Byłam wściekła. Jakim prawem on tak mnie męczy? Miałam teraz w głowie jedynie to, by byle gdzie, ale jak najszybciej uwolnić się od niego. Przyspieszyłam kroku i zaraz usłyszałam, że nieznajomy za mną biegnie. Nie wiedziałam, co robić, ale instynkt samozachowawczy kazał mi uciekać. Biegłam przed siebie pomstując w duszy, ze nie ćwiczyłam na w-f-ach, a on doganiał mnie. Piękna pogoda i wysoka temperatura przestawały dawać radość. Upadłam z wycieńczenia, przed oczami było coraz ciemniej, a kolana były „miękkie” i nie pozwalały wstać. W oddali zobaczyłam nadbiegającego człowieka…To był On.
Ciężka głowa, piekące oczy i bolące nogi, tylko tyle czułam po przebudzeniu. Rozejrzałam się by, skojarzyć gdzie jestem. Ściany pomieszczenia wyłożone były słodką, różową tapetą, a gdzieniegdzie wisiały puste ramki od obrazków. W jednej tylko było zdjęcie małej dziewczynki. Zauważyłam też małe, zakratowane okienko tuż pod sufitem. W drzwiach nie było klamki. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może wywieziono mnie do jakiegoś zakładu, ale od razu wdało mi się to nie możliwe. Usłyszałam zgrzyt klucza. W drzwiach stanął On…
- Jak się spało, malutka? – zapytał.
- Kim Pan jest?! Gdzie ja jestem!? Proszę mnie nie nazywać malutka!
- Dobrze Skarbku, ale nie denerwuj się, nie martw się, teraz już będziemy razem.
- Słucham!? Chyba Pan żartuje! Proszę mnie natychmiast wypuścić, bo zadzwonię na policję i po rodziców!
Wtedy on wyjął ze swojej kieszeni moją komórkę. Ogarnęła mnie rozpacz.
- Widzisz te ramki Skarbku? Już niedługo zapełnimy je naszymi wspólnymi zdjęciami.
- Proszę!? Ja nie wiem, co Pan sobie wyobraża, ale jeżeli Pan zaraz mi tego nie wytłumaczy i nie wypuści to…
- Zamknij się! A jeżeli piśniesz jeszcze jedno słówko to popamiętasz!
Wybiegł z pokoju i zamknął mnie na klucz. Pot spływał mi po plecach a łzy kapały z oczu. Bałam się. Chciałam wrócić do domu i przytulić się do rodziców. Żałowałam, że kiedykolwiek chciałam być sama tak, by nikt o mnie nie pamiętał i nikt mnie nie szukał. Nagle usłyszałam nad sobą krzyki kilku ludzi. Przerażenie rosło we mnie coraz bardziej. Zaraz potem usłyszałam kroki skierowane w stronę mojego „uroczego” pokoju. Bałam się, że to On, że zaraz znów mnie gdzieś wywiezie. Nie panowałam już nad płaczem, zaczęło mi się robić duszno, gdy nagle do pomieszczenia wtargnęło kilku ludzi w białych fartuchach. Zemdlałam.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą zapłakaną mamę, zatroskanego tatę i brata. Byłam w szpitalu, na szczęście już bezpieczna. Chciałam wstać i ich przytulić z całych sił, ale nie mogłam. Byłam zbyt słaba. Poruszanie utrudniała mi kroplówka i wiele innych tajemniczych urządzeń podłączonych do mnie. Lekarze powiedzieli, że jestem bardzo wyczerpana fizycznie oraz psychicznie, zatem muszę zostać w szpitalu. Zapłakałam, tym razem z prawdziwego szczęścia, że moja rodzina jest przy mnie. Uświadomiłam sobie, jacy są dla mnie ważni, najważniejsi!
Od mamy dowiedziałam się, że poszukiwano mnie przez cały dzień, a mężczyzna, który mnie uwięził znamy już był policji. Pewien leśniczy zauważył, kiedy uciekałam goniona przez podejrzanie wyglądającego człowieka. Powiadomił policję i dzięki temu szybko mnie znaleziono.
Po kilku dniach dowiedziałam się, dlaczego zaczepił mnie i ukrył, skąd te pomysły o zdjęciach. Mimo, że jeszcze niedawno go nienawidziłam, teraz serdecznie mu współczułam. Podobno kilkanaście lat temu zaginęła jego ukochana, mała córeczka, lecz on nigdy nie pogodził się z tym faktem. Od tego czasu bez przerwy jej poszukiwał, zaczepiając wiele nastolatek w nadziei ze spotka swoja Malutką.
Obecnie orzeczeniem sądu mężczyzna został osadzony w zakładzie psychiatrycznym. Czeka go długie leczenie. Chciałam go odwiedzić, ale nie pozwolono mi, twierdząc, że przemawiają za tym względy dobra nas obojga. Mam nadzieję, że czas uleczy rany, a ten skądinąd dobry człowiek, zazna spokoju i miłości.