Jakie uczucia wzbudza w Tobie lektura utworów wojennych i okupacyjnych?

Proza i poezja dotycząca wydarzeń II wojny światowej z dużą dokładnością przedstawia nam minione czasy. Nakreśla ze starannością obraz okrutnej rzeczywistości tamtych lat, którą my - młodzi ludzie - znamy na szczęście tylko z opowiadań. opisuje męczarnie milionów ludzi, ludzi niewinnych, naszych przodków, którym przyszło odpokutować za "jakieś" przewinienia w ówczesnym, pełnym panoszącego się zła i nienawiści, świecie. Wtedy to człowiek nie był równy człowiekowi. System totalitarny miał za zadanie wyniszczenie - zarówno psychiczne, moralne jak i fizyczne "podludzi". Nikt, kto tego nie przeżył na własnej skórze, nie będzie w stanie wyobrazić sobie, co myślał, co czuł każdy zniewolony przez reżim.

Obozy koncentracyjne, łagry, komory gazowe - głupia, bezsensowna śmierć; jak bardzo został człowiek poniżony, jak bardzo go upodlono, jaki ogrom nieszczęść spadł na niego, jak dotkliwe było oddzielenie go od rodziny, od bliskich, jaka wielka niesprawiedliwość...
Tadeusz Borowski - uczestnik kursu sanitarnego, w opowiadaniu "U nas w Auschwitzu...", opisuje swój pobyt na tej placówce. Spójrzmy na tytuł: : "U nast. w Auschwitzu..." - każdy z nas zwykł mawiać: "U nas w domu"; brzmi sympatycznie, stanowi jakby wprowadzenie do opowiadania, do ukazania czegoś normalnego, pozytywnego, wręcz sielankowego. Może to jednak tylko kwestia przyzwyczajenia...? Opowiadanie budzi nieznane w dzisiejszym świecie uczucie bezgranicznego lęku o jutro, nie bezpodstawnego zresztą i załamuje wiarę w drugiego człowieka. Przecież te okropne rzeczy działy się niespełna 60 lat temu.

Słowa te wypowiadano z dumą. Czy więźniowie byli więc zadowoleni? - nie, oni byli zniewoleni. Zniewoleni i bardzo nieszczęśliwi. Ale czuli, że są wspólnota,. Tam w Auschwitzu człowiek był niczym, bezdusznym, bezkształtnym istnieniem. Wykorzystywano go, nieludzko "eksploatowano". Na kobietach przeprowadzano eksperymenty, poddawano sztucznemu zapłodnieniu, wszczepiano im choroby, przeprowadzano na nich zabiegi chirurgiczne. W końcu na kimś trzeba było wypróbować "nowości" medyczne. Nie tylko one jednak przeżywały katusze. Torturowano i mężczyzn. Wystarczy przypomnieć sobie scenę, kiedy nagim więźniom, z rozparzoną po kąpieli skórą, nakazywano czołgać się po żelaznej, piwnicznej podłodze, kiedy deptano po nich, kazano toczyć się godzinami po ziemi, robić setki przysiadów, siedzieć przez miesiąc w betonowej trumnie, pić wodę wiadrami aż do uduszenia. Budzi to przerażenie i zwątpienie w ludzkie wartości. Oni tylko musieli, nic im nie było wolno. To w obozie toczyła się, będąca nakazem chwili, codzienna walka o przetrwanie, o zdobycie dodatkowej, koniecznej do przeżycia porcji pożywienia. Tu nawet warunki transportu były nieludzkie, zwłaszcza gdy więźniów przewożono w zabitym deskami wagonie tak dusznym, iż każdy z niepokojem oczekiwał celu wyprawy, by móc swobodnie zaczerpnąć łyk świeżego powietrza. Te potworne fakty budzą irytację i zdumienie.

I jeszcze ten napis o ironicznej treści nad brama oświęcimskiego więzienia: "Arbeit macht frei", czyli "praca czyni wolnym". To była mordercza praca, która służyła faszystom do realizacji swoich celów, która wykańczała ludzi, z której uczyniono instrument zniewolenia tak samo jak wiele lat wcześniej, przy budowie egipskich piramid. Jak więc człowiek potrafił być okrutnym dla człowieka. Co mnie jednak najbardziej zastanawia, to fakt, iż w tak krótkim czasie, stosunkowo mała ilość hitlerowców potrafiła zniewolić miliony ludzi, potrafiła tak zastraszyć, iż bez słowa buntu, bez oporu szły na perfekcyjnie przygotowaną, dla nich śmierć. Tak mała ilość ludzi, którzy w większości sami posiadali własne rodziny, którzy byli dobrymi synami, kochającymi mężami, wzorowymi ojcami... Wydaje mi się, że każdy odczuwałby do takich ludzi pogardę.

W drugim swoim opowiadaniu "Proszę państwa do gazu" przedstawia nam Borowski wcale nie inny obraz obozowego życia. Właściwie jest to jeden z jego najokrutniejszych przejawów, a mianowicie transporty do komór gazowych. To tutaj tak naprawdę widzimy ogrom ludzkiego
nieszczęścia, rozterek i decyzji wynikających z chęci przeżycia, widzimy tę walkę, tą chęć, by się ukryć, by się schować, by się nie dać. Kolejne transporty więźniów przywożone do obozu i do gazu, osoby kalekie poukładane razem z trupami, ich mocno zniszczone ubrania, walizki plecaki. Ludzie, których głodzono, którym nie dawano napojów, którym po raz ostatni dane było zobaczyć słońce. Były matki, wyrzekające się swych pociech, pragnące ocalić własne życie, własny nieszczęśliwy byt. One wiedziały, że kobiety z dziećmi czeka natychmiastowa śmierć w komorze. To kolejny przykład degradacji człowieczeństwa, kiedy w wyniku bezwzględnej walki o życie, o przetrwanie, zanikało jeden z podstawowych, najważniejszych i najpiękniejszych instynktów kobiety - instynkt macierzyński. Małe dziecko zawsze potrzebuje miłości, ono czuje, gdy dzieje się coś niedobrego, ono wie, że zostaje oddzielone od kogoś, kto do tej pory był przy nim blisko, kto się nim opiekował. Dzieci nie jechały do komór gazowych - one musiały spłonąć żywcem w ogniu. Opisy te budzą we mnie przygnębienie i melancholię.

I jeszcze ten niesamowity paradoks, który mną niezmiernie wstrząsnął - oto obraz karetek Czerwonego Krzyża, które każdemu z nas kojarzą się z natychmiastowa pomocą dla ludzi jej oczekujących; tymczasem tu w obozie przeznaczono je do dostarczania trującego, śmiertelnego gazu i do odwożenia ofiar do komór i krematoriów. Czyli kolejny obraz pogardzenia ludźmi, gwałcenia ich praw, przykład panoszącego się zła i znieczulicy.
Zofia Nałkowska w "Medalionach" nakreśliła obraz przeżyć obozowych w formie sprawozdań z rzeczywistych faktów przekazanych przez ocalałe ofiary z hitlerowskich obozów, zarówno uczestników jak i świadków tamtych zdarzeń. Jako osoba pracująca w Międzynarodowej Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich miała możność wysłuchania wstrząsających relacji, które stały się podstawa do napisania książki. Ukazała obóz jakby od zewnątrz; wysłuchane wspomnienia i nawiedzone przez nią, miejsca faszystowskiego terroru, pozwoliły jej przekonać się o całej prawdzie dopiero co minionych lat, o rozmiarach zbrodni, o jej twórcach, o ludzkim ogromnym cierpieniu.

Tak więc każdy pojedynczy więzień był przedmiotem najbardziej wymyślnych okrucieństw i tortur, jakich dopuszczali się hitlerowcy. Dla nich wszystkich okres spędzony w obozie był czasem grozy i rzeczywistości masowej zagłady. Świadkowie z bólem serca i ze łzami w oczach wyjawiają, swoje przeżycia, swój lęk, rozpacz, próbę pogodzenia się z losem. Oto jawi się przed nami obraz cierpień i śmierci więźniarek, transportowanych w wagonach jak jakieś przedmioty; przedmioty, bo nawet zwierząt nie przewozi się w spiekocie, bez dostępu do powietrza. Wstrząsa nami masowa zagłada ludności żydowskiej i zachowanie ludzi, którzy wybierali śmierć wyskakując z okien płonących domów. Widzimy rozgoryczenie i ból człowieka, pochylonego nad zabitym członkiem rodziny. Prawie każdy człowiek rozdwojony był między chęcią próby uratowania nieznanej ofiary faszyzmu i jednoczesnym wielkim strachem i niepokojem o swój zagrożony byt. Dlatego tam nie było mowy o niesieniu pomocy współwięźniom - było bowiem powszechnie wiadomo, iż taki samarytański akt może kosztować własne życie.
Ludziom powoli zaczynało brakować wiary; beznadziejność świata i bezwzględność reguł nim rządzących, a także wielka niesprawiedliwość zawładnęła ich sercami, myślami, rosła w miarę upływu czasu z dnia na dzień, z minuty na minutę, z sekundy na sekundę. Oni tak bardzo pragnęli żyć, cieszyć się jak dawniej. Oni nie chcieli umierać - chcieli dać świadectwo przyszłym pokoleniom. Ci, co szczęśliwie ocaleli mają świadomość tego, iż wprawdzie są już ludźmi wolnymi, jednak fakt, że "ludzie ludziom zgotowali ten los" - los bezwzględnej walki o przetrwanie, morderczej pracy i obawy o swoje życie, nieodwracalnie wyniszczyła ich psychikę, zabiła wrażliwość moralną, zdolność do wewnętrznego protestu. Nałkowska ukazuje nam w końcu, że "skutki faszyzmu sięgają dusz ludzkich", że warunki, jakie "stworzono" więźniom, spowodowały ostateczną utratę uczuć, utratę zdolności wyrażania emocji. Na ich miejscu zaś pojawiła się obojętność. Czytając te opowiadania odczuwałam ninawiść, wstręt i obrzydzenie do czynów, które wyrządzano bezbronnym ludziom, istotom żyjącym.

Jak przystało na obóz, wszystkich, niezależnie od wieku i płci, traktowano tak samo, dlatego też kobiety miały podobne obowiązki jak mężczyźni, na przykład przy wyrębie lasu. Podobnie jak w innych obozach marzono o chwili odpoczynku od pracy, o momencie spokoju, mimo iż i one zakłócane były częstymi rewizjami, mającymi na celu sprawdzenie, czy więźniowie nie posiadają czegoś, co powinni byli oddać natychmiast po przybyciu do obozu. Były tam ciężarne kobiety, którym nie zapewniono odpoczynku i higienicznych warunków, tak bardzo im potrzebnych. Ludzie wyniszczeni, zdegradowani psychicznie, nie mający nadziei na polepszenie bytu, głodni, z wyrafinowaniem oczekujący na nowe "dostawy" więźniów, od których można było sobie coś przywłaszczyć. Wtedy "prawdziwy głód uważano za stan, w którym wszystko, co znajduje się dookoła kwalifikowane jest jako coś nadające się do zjedzenia". Dlatego też każdemu będącemu więźniem tamtej rzeczywistości nieobce było stwierdzenie, że "nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie zrobił z głodu i z bólu". Odczuwam bezradność.

Życie obozowe to obraz życia wyznaczonego, określonego i ukształtowanego przez twarde i sztywne reguły. To wizerunek traktowania człowieka jak zwierzęcia, wykonującego najgorsze i najbardziej haniebne czynności, traktowania człowieka jak rzecz, kiedy nawet po śmierci stara -no się wykorzystać jego martwe ciało na przykład przy produkcji mydła, co wywołuje we mnie odrazę i obrzydzenie.

Czy było coś, co przynosiło chociażby chwilową ulgę biednym ofiarom? - chyba tylko nadzieja, która była podstawą funkcjonowania ludzi w obozie, bo kazała im wierzyć w to, iż więźniowie przetrwają obóz, że wojna kiedyś się skończy, że powrócą prawa człowieka. Jednak nadzieja była jednym z destrukcyjnych elementów, elementów zabijających moralność, gdyż ona właśnie "każe ludziom (...) nie ryzykować buntu, pogrąża w martwotę. Próbuję sobie wyobrazić to, ale ogarnia mnie ogromne niezrozumienie i współczucie dla ofiar i dla oprawców, którzy chyba już nie byli „ludźmi”. Wstydzę się za nich.

Dodaj swoją odpowiedź