Na czym polegała tragedia kochanków z powieści "Dzieje Tristana i Izoldy" ?
Moim zdaniem tragedia Tristana i Izoldy polegała na tym, że ich miłość nie mogła być otwarcie realizowana. Przez cały czas musieli się ukrywać, mieli wyrzuty sumienia, wiedzieli, że postępują źle, że ranią największego przyjaciela, jakim dla obojga był król Marek. Jednocześnie Tristan i Izolda wiedzieli, że łączącej ich miłości nie można przezwyciężyć, uczucie było silniejsze od nich, piękne, nie chcieli z niego rezygnować.
Najgorsze było to, że kochali się na przkór wszystkiemu i wszystkim. Miłość ich obezwładniła. Tristan porzucił dla Izoldy zasady kodeksu rycerskiego, cierpliwie znosił upokorzenia, nie dbał o swoje dobre imię, oszukiwał króla, by móc się spotkać z ukochaną. Izolda niemal zabiła swoją wierną służącą, Brangien, w obawie, że wyda ją przed królem Markiem. Miłość stała się więc niemal przekleństwem dla zakochanych. Jednocześnie jednak nic nie mogło równać się z chwilami spędzonymi razem.
Widok kochanków w leśnym szałasie wzruszył nawet serce króla Marka. On jeden chyba tak naprawdę ich rozumiał, to moim zdaniem najszlachetniejsza postać w tej całej historii.
Tragedia Tristana i Izoldy polegała również na tym, że już od początku byli świadomi, że czeka ich nieszczęście. Przecież już na statku padają z ust Tristana słowa: "Niech tedy przyjdzie śmierć", a Brangien dodaje:"wypiliście w przeklętympucharze miłość i śmierć". Czy można być szczęśliwym z taką świadomością? Czy można spokojnie planować przyszłość, cieszyć się każdym wspólnym dniem? Dla Tristana i Izoldy nie było nadziei, każdy dzień przynosił nowe niebezpieczeństwa, wiedzieli, że każdy dzień zbliża ich do śmierci. Właśnie na tym według mnie polegała ich tragedia.