Przywódcy polskiego państwa podziemnego przed sądami sowickimi - praca z olimpiady.

Plan pracy:
1. Wstęp
- wybuch II wojny światowej
- powstanie i struktury polskiego państwa podziemnego
- sytuacja polityczna pod koniec wojny
2. Rozwinięcie
- proces moskiewski (proces szesnastu)
- procesy styczniowe
- proces krakowski
3. Zakończenie
- podsumowanie i wnioski
4. Bibliografia

II wojna światowa rozpoczęła się serią błyskawicznych zwycięstw Trzeciej Rzeszy Adolfa Hitlera.
Wojna dla Polski zaczęła się dwa razy - 1 września 1939r., kiedy wojska niemieckie wkroczyły na polskie terytorium i 17 IX, kiedy to samo zrobił Związek Radziecki. Wojska niemieckie w ciągu miesiąca pokonały armię polską i wspólnie z ZSRR dokonały IV rozbioru Polski
W latach 1939-45 w okupowanej Polsce istniał ogół konspiracyjnych instytucji i organów państwowych sprawujących władzę na podstawie upoważnienia władz RP na uchodźstwie.

W konspiracji stopniowo kształtowały się instytucje przyszłego Polskiego Państwa Podziemnego. 13 XI 1939 gen. Sikorski powołał Związek Walki Zbrojnej (ZWZ), którego głównym zadaniem było przygotowanie powszechnego powstania zbrojnego, a w działalności bieżącej koncentrował się na sprawach organizacyjnych, prowadzeniu wywiadu i propagandy oraz początkowo tylko w ograniczonym zakresie walce zbrojnej (Związek Odwetu). Powstały konspiracyjne organizacje zbrojne podporządkowane głównym partiom politycznym obozu rządzącego: Bataliony Chłopskie (BCh), Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW), Gwardia Ludowa WRN.

W lutym 1940 roku ukształtował się Polityczny Komitet Porozumiewawczy, reprezentujący opinię stronnictw politycznych, który początkowo rywalizował z Centralnym Komitetem Organizacji Niepodległościowych (CKON). Powołano Delegaturę Rządu RP na Kraj (3 grudnia ‘40 delegatem został mianowany C. Ratajski). W opozycji do Związku Walki Zbrojnej i Delegatury Rządu powstawały konspiracyjne organizacje: piłsudczyków (Obóz Polski Walczącej i Konwent Organizacji Niepodległościowych) i obozu narodowego (Konfederacja Narodu, Organizacja Wojskowa Związek Jaszczurczy, później Narodowe Siły Zbrojne).

Poza strukturami państwa podziemnego pozostawały organizacje komunistyczne.
Na uchodźstwie władze Rzeczypospolitej Polskiej sformułowały główne cele wojenne Polski: kontynuacja polskiego wysiłku zbrojnego i wyzwolenie kraju spod okupacji, odbudowa państwa w nowym kształcie ustrojowym z przedwojenną granicą wschodnią i nowymi ziemiami uzyskanymi kosztem Niemiec (ziemie postulowane), utrzymanie pełnoprawnej pozycji w sojuszu z Francją i Wielką Brytanią.

W konspiracji w wyniku akcji scaleniowej, następowała rozbudowa ZWZ, który 14 lutego ‘42 przemianowany został na Armię Krajową (AK), której podporządkowała się większość Narodowej Organizacji Wojskowej, w 1943 - pion taktyczny Batalionu Chłopskiego, a w 1944 - część Narodowych Sił Zbrojnych. AK prowadziła m.in. dywersję i sabotaż (Kierownictwo Dywersji), propagandę (Biuro Informacji i Propagandy), wywiad, w tym na rzecz aliantów, i działania partyzanckie.

W roku 1944 Polskie Państwo Podziemne rozpoczęło przygotowania do walki o wyzwolenie kraju spod okupacji niemieckiej, wyjścia z konspiracji i jawnego objęcia władzy.

Dnia 9 stycznia 1944 Krajowa Reprezentacja Polityczna została przekształcona w Radę Jedności Narodowej (RJN), spełniającą funkcję podziemnego parlamentu. RJN 15 marca ‘44 opublikowała deklarację programową "O co walczy naród polski", zapowiadającą zasadnicze przekształcenia polityczne i gospodarcze w powojennej Polsce. W lutym ‘44 powołano Społeczny Komitet Antykomunistyczny, przeciwstawiający się propagandzie Polskiej Partii Robotniczej.

20 lipca 1944 w Moskwie pod kontrolą Stalina powstał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN), który 22 lipca ogłosił Manifest. Z dniem 27 VII PKWN zawarł porozumienie z władzami ZSRR, w którym uznał linię Curzona za wschodnią granicę państwa polskiego. Objął władzę w zakresie wyznaczonym przez Stalina na terenach zajętych przez Armię Czerwoną. Tymczasem formowana od marca ‘44 Armia Polska w ZSRR (pod dowództwem gen. Berlinga) została połączona z Armią Ludową w Wojsko Polskie. W tych warunkach władze Polskiego Państwa Podziemnego podjęły decyzję o włączeniu stolicy Polski do akcji „Burza”. 1 sierpnia 1944 rozpoczęło się powstanie warszawskie, którego celem było wyzwolenie miasta przed wkroczeniem Armii Czerwonej i ustanowienie prawowitych władz RP. Po klęsce powstania 2 X 1944 władze Polskiego Państwa Podziemnego wydostały się z Warszawy i pozostały w konspiracji.

Na rok 1944 przypada zakończenie procesu kształtowania się instytucji Polskiego Państwa Podziemnego. 19 stycznia 1945 dowodzący AK wydał rozkaz o rozwiązaniu podziemnego wojska. Część żołnierzy pozostała w konspiracji i kontynuowała walkę przeciwstawiając się terrorowi Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP). W marcu 1945 NKWD aresztowało niemal całe kierownictwo państwa podziemnego, skazanego następnie w ‘procesie szesnastu’. Odtworzone Rada Jedności Narodowej i Delegatura Rządu RP zostały rozwiązane 1 lipca 1945. Ostatnią strukturą Polskiego Państwa podziemnego była Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj.

PROCES MOSKIEWSKI

W 1945 roku procesy publiczne w Związku Radzieckim miały już długą tradycję jako wypróbowane narzędzie polityki. Zmieniali się oskarżenia, ale cel pozostawał ten sam –pokazać światu (i jednocześnie go ostrzec), jak sprawiedliwe państwo radzieckie w całym majestacie prawa sądzi i skazuje wszystkich –niezależnie od zajmowanych stanowisk i pełnionych funkcji –łamiących jego święte zasady. Ważna była także wewnętrzna rola procesów –wzmagały czujność, pokazując, że zdrajcą i agentem może być –oczywiście poza Stalinem –każdy. Rozpraw nie ukrywano –wręcz przeciwnie –nadawano im olbrzymi rozgłos, odpowiednio nagłaśniano, publikowano stenogramy (oczywiście odpowiednio spreparowane). Szczególną role odegrał wprowadzony w 1926 roku i doskonalony przez następne trzydzieści dwa lata sławny artykuł 58 Kodeksu Karnego, na podstawie, którego skazywano za wszelką „działalność kontrrewolucyjną”. W jego preambule przewidziano nawet, że „ze względu na międzynarodową solidarność interesów wszystkich ludzi pracy akty takie uznane są za kontrrewolucyjne, gdy są skierowane przeciw innemu państwu robotniczemu nawet jeśli nie wchodzi w skład ZSRR”.
Dowództwo Armii Czerwonej i NKWD orientowało się że władze polski podziemnej ukrywają się pod Warszawą i intensywnie penetrowało ten teren. Pośrednikami między gen. Sierowem, który wystąpił, jako Iwanow a władzami podziemnymi stali się oficerowie Polskiej Armii Ludowej związanej z RPPS i spenetrowanej przez agentów NKWD. Władze radzieckie wystosowały listy do delegata Jankowskiego i byłego komendanta głównego AK gen. Okulickiego z propozycją rozmów. Ponieważ stan dwuwładzy nie mógł trwać wiecznie, kierownictwo podziemne uznało, że trzeba przyjąć ofertę rozmów, choć oczywiście nie wykluczano podstępu. Wstępne rozmowy odbyły się w Pruszkowie udziałem Jankowskiego, Okulickiego, ministrów, Bienia, Jasiukowicza i Pajdaka oraz przewodniczącego RJN Pużaka. Rosjanie zaproponowali konferencję w składzie rozszerzonym o przedstawicieli głównych stronnictw. Polityków polskich zawieziono do Włoch i tam kazano czekać. Następnego dnia oświadczono im, że polecą do władz wyższych samolotem, po czym całą delegację przewieziono do Moskwy. W więzieniu na Łubiance znalazło się 16 przedstawicieli władz i głównych partii Polski podziemnej.
Aresztowanie szesnastu spowodowało szok w kierownictwie podziemia. Rząd londyński upoważnił Karbońskiego z SL do czasowego zastępowania delegata.
18 -21 czerwca 1945 roku w Moskwie trwał proces nad szesnastoma przywódcami polski podziemnej, na ławie oskarżonych zasiedli: gen. L. Okulicki, A. Pajdak, J. Jankowski, S. Jasiukowicz, A. Bień, K. Pużak, K. Bagiński, A. Zwierzyński, S. Mierzwa, J. Chaciński, F. Urbański, E. Czarnkowski, Z. Stypułkowski, K. Kobylański, S. Michałkowski i J. Stemler –Dębski.

Okulickiego oskarżono z punktów 6, 8, 9, i 11, pozostałych z 8, 9 i 11 artykułu 58. co oznaczały te tajemnicze liczby? Punkt szósty mówił o bardzo szeroko pojętym szpiegostwie, łącznie z tzw. „podejrzeniem o szpiegostwo” lub „szpiegostwie niedowiedzionym”. Ósmy dotyczył terroru rozumianego jako wszelkie wystąpienia przeciwko władzy radzieckiej lub członkom organizacji robotniczo –chłopskich. Punkt dziewiąty mówił o dywersji –niszczeniu lub uszkodzeniu linii kolejowych, dróg i magazynów itp. I w końcu –ewenement w historii prawa –punkt jedenasty, który nie mając samodzielnego znaczenia „wspomagał” tylko poprzednie (dotyczył tworzenia tajnych organizacji przestępczych), „jeżeli działanie przestępcze miało charakter grupowy albo, gdy złoczyńcy tworzyli organizację” (wystarczyły dwie osoby). Znacząca była rozpiętość kar – od czterech miesięcy więzienia do wyroku śmierci.

18 czerwca 1945 roku, około godziny 11 –w tej samej Sali, w której sądzono Bucharina, Zinowiewa, Piatakowa, Tuchaczewskiego –rozpoczęła się rozprawa przywódców polskiego podziemia. Kolegium Wojskowemu Sądu Najwyższego ZSRR przewodniczył jego prezes, gen. płk Wasyli Ulrich, którego Aleksander Sołżenicyn nie bez powodu nazwał „jednym z najwybitniejszych katów” (wg. osobistego raportu generała tylko od października 1936 roku do września 1938 roku jego kolegium wydało 30514 wyroków śmierci i 5643 kar więzienia). Poza nim skład sędziowski stanowili: oskarżyciele Nikołaj Afanasjew i Roman Rudenko, członkowie sądu gen. mjr Dmitrijew, płk Dietistow, sędzia pomocniczy płk Sjuldin, sekretarze –pułkownicy Batner i Kudriawcew.
Reżyseria spektaklu była nienaganna. Salę wypełniała starannie dobrana publiczność, wśród której nie brakowało przedstawicieli prasy, także zachodniej –chodziło przecież nie tylko o „prawdę”, ale i propagandę. Miało temu służyć zarówno odpowiednie operowanie słowem –stenogram został także opublikowany także w tłumaczeniach na polski, angielski i Francuzki –jak i obrazem, co było zadaniem fotoreporterów i kamerzystów. „Na zdjęciach –pisał Stemler –chodziło o wydobycie wrażenia, że sprawa jest poważna, że wrogowie Związku Radzieckiego wyglądają imponująco, więc są groźni. Zatem w grupie trzech […] Dębski jako siwy, a zatem rozumny, poważny, o groźnym dla Związku Radzieckiego umyśle pośrodku, a po jego bokach ludzie wyglądający postawnie, a więc […] Okulicki i Bień, Jasiukowicz trochę z boku i w głębi, Bagiński jako niepokaźny zupełnie do tyłu”, (J. Ciechanowski, op.cit s.153).
Rozpoczął się proces. Jego stenogram to ponad trzysta stron niełatwej, pasjonującej, ale i przerażającej lektury; pozwolę sobie tutaj przedstawić tylko najważniejsze jego fragmenty. Na samym wstępie Okulicki zaskoczył nieco sędziów, żądając na świadków wysokich dowódców AK –m.in. Władysława Filipowskiego „Jankę”, Kazimierza Tumidajskiego „Edwarda”, Adama Świtalskiego „Dąbrowę”, Jana Kotowicza „Twardego”, Ludwika Bittnera „Halkę”, mogących opowiedzieć o starciach z Armią Czerwoną. Rozpatrzenie prośby odłożono na później. Następnie przedstawiono akt oskarżenia, zarzucając głównym oskarżonym –Okulickiemu, Jankowskiemu, Bieniowi, Jasiukowiczowi, ze „byli organizatorami i kierownikami polskiej organizacji podziemnej na tyłach Armii Czerwonej na terytorium zachodnich obwodów Białorusi i Ukrainy, na Litwie i w Polsce, i działając według instrukcji tzw. polskiego rządu emigracyjnego w Londynie kierowali robotą wywrotową […], dokonywaniem aktów terroru w stosunku do oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej, organizowaniem zamachów dywersyjnych […], prowadzeniem propagandy wrogiej wobec Związku Radzieckiego i Armii Czerwonej, a osk. Okulicki prócz tego również prowadzeniem pracy wywiadowczo –szpiegowskiej na tyłach Armii Czerwonej” (Sprawozdanie…, s. 8).
Zasadniczy akt oskarżenia zawierał pięć rozdziałów: I. „Organizacja podziemnych oddziałów zbrojnych Armii Krajowej na tyłach Armii Czerwonej”; II. „Utworzenie podziemnej organizacji wojskowo –politycznej Niepodległość („Nie”)”; III. „Działalność terrorystyczno –dywersyjna i szpiegowska podziemnych oddziałów zbrojnych Armii Krajowej i Nie”; IV. Praca nielegalnych stacji radiowych nadawczo –odbiorczych Armii Krajowej i polskiego rządu podziemnego na tyłach Armii Czerwonej”; V. „Plan przygotowania wystąpienia wojennego w bloku z Niemcami przeciwko ZSRR”
Oczywiście nazwisko Okulickiego powtarzało się w oskarżeniu najczęściej –to on rozkazał, stwożył, przekazał, poinformował, z satysfakcją cytował Afanasjew jego zeznania: „Jako dowódca Armii Krajowej przyznaję się do całkowitej odpowiedzialności za akty terroru w stosunku do oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej, dokonane przez członków Armii Krajowej. […] To samo mogę powiedzieć o zbieraniu wiadomości szpiegowskich, skierowanych przeciwko Armii Czerwonej”
Oskarżonych przesłuchiwano w kolejności punktów oskarżenia I –V.
Po formalnościach przystąpiono do zasadniczej również starannie wyreżyserowanej części rozprawy –przesłuchań oskarżonych i świadków. Pierwsi zeznawali „wyróżnieni” w akcie oskarżenia cywile –Jasiukowicz, Bień i Jankowski. Wypowiedzi przesłuchiwanych nie zachwycały przedstawicieli radzieckiego wymiaru sprawiedliwości. Ich obraz świata zakłóciło oddzielanie przez Jankowskiego pojęć cywilnej „władzy radzieckiej” i „Armii Czerwonej”, –wobec której nie występowali. Podobnie jak w przypadku Jasiukowicza do atakowania innych wykorzystywano oderwane zeznania i fakty, nawet, jeżeli tylko luźno były związane z głównym wątkiem. Gdy mówiono o „Nie”, Ulrich powrócił do kapitulacji powstania w Warszawie:
„Przewodniczący: Ale broń Niemcom składaliście?
Jankowski: Broń składaliśmy.
Przewodniczący: A przed Armią Czerwoną broń chowaliście. Oto jest różnica. Niemcom całą broń oddawaliście a gdy Armia Czerwona wyzwoliła Polskę od Niemców chowaliście przed nią broń?”
Niewygodne dla radzieckiego wymiar sprawiedliwości kwestie wypowiadane przez oskarżonych po prostu „wycinano” jak ze złego scenariusza. Gdy Okulicki zapytał Jansona o los tych oddziałów AK które najpierw walczyły z Niemcami a potem z formacjami radzieckimi. Ulrich zareagował błyskawicznie: „Zwalniam świadka Jansona od tego pytania od tego pytania. Świadek może na to pytanie nie odpowiadać. Pytanie jest całkowicie zbędne i uchylam je” –takich przykładów w sprawozdaniach z procesu jest kilkadziesiąt.
19 czerwca przesłuchiwano gen. Okulickiego.
Po początkowych pytaniach Afanasjewa, dotyczących instrukcji gen. Sosnkowskiego rozpoczęło się przesłuchanie na temat organizacji „NIE”. Odpowiedzi są dobrym przykładem hartu Okulickiego:
„przede wszystkim proszę powiedzieć –żądał prokurator –o celach organizacji.
Okulicki: Walka o niepodległość Polski.
Afanasjew: Jak podsądny rozumiał tą walkę –jako walkę z Armią Czerwoną?
Okulicki: W rocie przysięgi i naszym statucie organizacyjnym została przewidziana walka ze wszystkimi, którzy targną się na niepodległość Polski.”
Następnie zgodnie z punktami oskarżenia, przesłuchanie dotyczyło działalności szpiegowskiej Armii Krajowej. Starano się także wydobyć i udowodnić powiązania Okulickiego z cywilną częścią podziemnej Polski. Generał, chociaż przyznawał się do ogólnie dobrej współpracy z całym podziemiem, twierdził że o swoich głównych poczynaniach informował tylko Jankowskiego i KRM, ale nie RJN –do której Komisji Głównej wchodziło gros oskarżonych. Widząc niekorzystny obrót sprawy, pytania zaczął zadawać sam Ulrich, pragnąc już nie tyle coś udowodnić ile przynajmniej zdyskredytować i ośmieszyć oskarżonego.
,„Kiedy podsądny został aresztowany –zapytał.
Okulicki: 27 marca 1945 roku.
Przewodniczący: Podsądny mówił przedtem o jakichś pertraktacjach prowadzonych w tym czasie: z kim były prowadzone?
Okulicki: Z pułkownikiem Pimienowem. On przysłał mi list, w którym zapraszał na pertraktacje w sprawach, które przeszkadzają wzajemnym stosunkom polsko –radzieckim.
Przewodniczący: Po otrzymaniu tego listu od Pimienowa podsądny zjawił się i potem został aresztowany?
Okulicki: Tak jest.
Przewodniczący: I przestępcza działalność podsądnego skierowana przeciw Związkowi Radzieckiemu na tym się zakończyła?
Okulicki: Tak jest. (śmiech na Sali)
Posiedzenia tego sądu kończyły się zazwyczaj parodiami procedury prawnej. Odmówiono wezwania świadków zgłoszonych przez Okulickiego –Tumidajskiego i Świtalskiego („nie zostali wykryci na terytorium Związku Radzieckiego”) oraz Filipkowskiego („został wysłany etapem do oddalonego obozu”). Zgodzono się –oczywiście tylko w sferze deklaracji –na Kulczyckiego, Kotowicza i Bittnera. Ale już następnego dnia okazało się że z powodu „złych warunków meteorologicznych” nie mogą zostać przywiezieni do Moskwy. Nic nie mogło spowodować zmian w scenariuszu.
20 czerwca ogłoszono zakończenie śledztwa sądowego. Oskarżyciel posługując się jedyną w swoim rodzaju dialektyką zaprezentował jakby kwintesencję radzieckiej polityki wobec niezależnej Polski. „Obecny proces podsumowuje w pewnym sensie zbrodniczą działalność przedstawicieli reakcji polskiej, która walczyła wiele lat przeciwko Związkowi Radzieckiemu i zaprzedała interesy swojego narodu. O nich właśnie mówił towarzysz Stalin […] Woleli prowadzić politykę gry między Niemcami i Związkiem Radzieckim. I naturalnie doigrali się... Polska została okupowana jej niepodległość –zniesiona a cała ta zgubna polityka umożliwiła wojskom niemieckim dotarcie aż do bram Moskwy”.
W dalszym ciągu Afanasjew przedstawiał rolę Armii Czerwonej, która –znowu cytował słowa Stalina –„utworzona została nie celem podboju cudzych krajów, lecz po to by bronić granic kraju Rad. Armia Czerwona odnosiła się zawsze z szacunkiem do praw niepodległości wszystkich narodów.
I przeciwko tej oto bohaterskiej armii –uzupełniał myśl wodza Afanasjew –przeciwko armii –wyzwolicielce –zwrócone były zbrodnicze plany podsądnych. Panowie ci przekraczając wszelkie granice bezczelności i bezwstydu pozwolili sobie nazwać Armię czerwoną –nowym okupantem.
Z mrocznych zaułków swego ciemnego podziemia wszyscy ci podziemni ministrowie i członkowie tak zwanego parlamentu, Okulicki i wraz z nim inni te bawiące się w politykę marionetki, które siedzą teraz na ławie podsądnych, wszyscy oni wyciągali swe zbrodnicze ręce usiłując zadać nacierającej Armii Czerwonej cios w plecy [...]
Ale czyż tymi nikczemnymi zabójstwami zza węgła można zastraszyć naszych nieustraszonych szeregowych i oficerów? Nędzne są wasze wysiłki panowie ministrowie podziemia! Wy –ślepe krety polskiego podziemia –uważaliście naszą wspaniałomyślność za słabość”.
W czasie gdy ostatni mówcy zabierali głos zaczął się już nowy dzień -21 czerwca 1945 roku, trzy kwadranse po północy Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR udało się na naradę. Piętnastu oskarżonych miało przed sobą cztery długie godziny niepewności. Narada zakończyła się o wpół do piątej nad ranem. Ulrich odczytał wyrok: Okulickiego skazano na dziesięć lat więzienia, Jankowskiego na osiem lat, Bienia i Jasiukowicza po pięć lat więzienia. Pużaka na półtorej roku, Bagińskiego na rok, Zwierzyńskiego na osiem miesięcy, Czarnowskiego na sześć a Mierzwę, Stypułkowskiego, Chacińskiego i Urbańskiego na na cztery miesiące więzienia z zaliczeniem dla wszystkich aresztu śledczego. Pozostałych uniewinniono.
Dlaczego sędziowie ogłosili wyrok o tak niezwykłej porze, zamiast po prostu przedłużyć proces o kolejny czwarty dzień? Co było powodem takiego pośpiechu? Odpowiedzi należy szukać w zbieżności wydarzeń i dat, łatwo zauważalnej reguły radzieckiej polityki. Toczące się równocześnie z procesem konsultacje w sprawie utworzenia Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej nie posuwały się tak sprawnie jak rozprawa przywódców podziemnego państwa (warto zauważyć że w czasie rozmów nikt –ani z kraju, ani z Londynu –nie wspomniał o tym doskonale przecież znanym wydażeniu).

STYCZNIOWE PROCESY

W sobotę 4 stycznia 1947 roku przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Warszawie rozpoczął się pierwszy z głośnych procesów pokazowych, których organizowanie stało się tak istotnym elementem politycznego krajobrazu stalinowskiej Polski. Ten proces miał charakter wyjątkowy, ponieważ stanowił tło pierwszych po wojnie wyborów do sejmu, zapowiadał – przynajmniej w końcowej fazie – przewidywaną w niedalekiej przyszłości amnestię, a także miał być świadectwem dobrotliwości nowej władzy, która jednak równocześnie obiecywała uznać odtąd za swoją dewizę wielokrotnie powtarzane w oficjalnych wypowiedziach hasło: dosyć pobłażania. Od nazwiska głównego oskarżonego ten proces nazwano procesem Rzepeckiego, chociaż przed sądem stanęło 10 osób, określonych jako „sztab główny WiN”.

Rozprawa odbywała się w gmachu przy ulicy Leszno, przewodniczył płk Granowski, sądzili ponadto płk Hryckowiak i kpt. Kaczmarek, oskarżał naczelny prokurator Sądu Wojskowego – Holder. Przebieg rozprawy relacjonowały prasa i radio, ale były to relacje preparowane, wybiórcze, w niektórych fragmentach bardzo szczegółowe, w innych lakoniczne. Osobą pierwszoplanową był oczywiście płk Rzepecki „Ożóg”, „Ślusarczyk”, założyciel i pierwszy prezes antykomunistycznego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN). Urodzony w 1899 roku w Warszawie, syn Kazimierza Rzepeckiego i znanej publicystki Izy Moszczeńskiej, żołnierz Legionów, a następnie tzw. Polskiej Siły Zbrojnej, po listopadzie 1918 roku pozostał w wojsku, a za udział w wojnie polsko-bolszewickiej otrzymał Srebrny Krzyż Orderu Virtuti Militari. W latach międzywojennych, awansując kolejno aż do stopnia podpułkownika, był wykładowcą w Oficerskiej Szkole Piechoty, potem w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie, a w 1935 roku w Wyższej Szkole Wojennej. W kampanii wrześniowej kierował Oddziałem III Operacyjnym Armii „Kraków”, w konspiracji pełnił funkcje szefa sztabu Okręgu Warszawskiego SZP i ZWZ, a do października 1940 roku, już jako pułkownik, objął kierownictwo Biura Informacji i Propagandy (BIP) Komendy Głównej ZWZ-AK; za czteroletnią służbę na tym stanowisku otrzymał Złoty Krzyż Virtuti Militari. Po Powstaniu Warszawskim kilka miesięcy spędził w oflagu w Woldenbergu, skąd uwolniony przez Rosjan, wrócił do kraju i nawiązał kontakt z władzami podziemia. Generał Leopold Okulicki, ostatni dowódca AK, idąc w marcu 1945 roku na rozmowy z przedstawicielami Armii Czerwonej – rozmowy, z których już nie wrócił – mianował Rzepeckiego swoim następcą.

Formalnym tego potwierdzeniem była przysłana prze Wodza Naczelnego nominacja na szefa Delegatury Sił Zbrojnych (DSZ). Organizację tę Rzepecki rozwiązał w sierpniu 1945 roku, tworząc na jej miejsce podziemny związek polityczny pod nazwą WiN. Aresztowany w dwa miesiące później, 5 listopada, załamał się w więzieniu i wydał odezwę do swoich podwładnych, wzywając do przerwania dalszej działalności podziemnej i do ujawnienia się władzom UB. Nie poprzestał na tym i sam ujawnił broń, dokumenty, pieniądze.

Kulisy tego procesu do dziś okrywa milczenie; informacje, które krążą na temat postawy niektórych oskarżonych, zarówno w czasie śledztwa, jak i na sali sądowej, są często sprzeczne ze sobą. Organizatorzy procesu główną rolę powierzyli płk Rzepeckiemu, to on wygłaszał zasadnicze kwestie polityczne decydujące o celowości całego spektaklu. Nic dziwnego, że jego wypowiedzi przytaczano najobszerniej w prasowych sprawozdaniach:

„W swych wyjaśnieniach, składanych dnia poprzedniego, oskarżony Rzepecki wyraził się: smutnej sławy WiN. Prokurator pyta, co miał na myśli?
- Myślałem – odpowiada skarżony – o degeneracji WiN. Organizacja ta zeszła na tory niegodne z naszymi zamierzeniami i zupełnie przez nas nieprzewidziane.
- Jaki jest stosunek oskarżonego do represji władz wobec działaczy WiN?
- Sam zastosowałem wobec nich represje, jakże więc mógłbym mieć to za złe władzom. Pragnąłbym jednak, by kierowano się w tym sprawach oględnością i wyrozumiałością, biorąc pod uwagę okoliczności łagodzące i działania propagandy z zewnątrz.
- Jaka to propaganda?
- Mówiąc językiem prasowym, nazwałbym ją reakcyjną”
Rzepecki występował w roli przeciwnika konspiracji, zwolennika „rozładowania lasów”, rzecznika ugody z komunistami. Obrońca Rzepeckiego i Emilii Malessy, mecenas Maślanka, wygłaszając swoją mowę w 13. dniu procesu, podkreślał znaczenie podpisanej przez Rzepeckiego odezwy. Zdaniem obrońcy, pułkownik już wcześniej przeciwstawiał się nadsyłanym z Londynu sugestiom, aby kontynuować opór organizowany dotąd przez Delegaturę Sił Zbrojnych. Wysłał nawet list do Mikołajczyka, prosząc go o ujawnienie podziemia, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Chociaż w końcu uległ swym dotychczasowym przełożonym i założył WiN, to szybko zrozumiał popełniony błąd i natychmiast po aresztowaniu zgodził się współpracować z władzami bezpieczeństwa. Tą decyzja odkupił swoje dotychczasowe winy. „Że uczynił to w więzieniu – nie upoważnia bynajmniej do wniosku, że załamał się po aresztowaniu. Ludzie tego typu nie załamują się. Była to największa decyzja w życiu płk Rzepeckiego, powzięta w głębokim zrozumieniu potrzeb kraju i dla dobra kraju.” Tak przemawiał mecenas Maślanka, który w zakończeniu swojej mowy apelował do sądu, aby wyrok, jaki zapadnie w tej sprawie, „był traktatem pokojowym między państwem a podziemiem”.

Większość pozostałych oskarżonych to członkowie Zarządu WiN z okresu między wrześniem a listopadem 1945 roku, czyli jak potem o nich pisano: pierwsza komenda WiN. W jej skład wchodzili oskarżeni: ppłk Jan Szczurek-Cergowski, kierownik (albo według nomenklatury wojskowej: komendant) Obozu Zachodniego Sił Zbrojnych i WiN, następca Rzepeckiego po jego aresztowaniu; płk Antoni Sanojca, kierownik Obszaru Południowego DSZ i WiN; ppłk Tadeusz Jachimek, szef sztabu DSZ i kierownik jej wywiadu, sekretarz generalny WiN; porucznik lotnik Kazimierz Leski, wspólnie ze Szczurkiem organizator DSZ i WiN; ppłk Ludwik Muzyczka, któremu akt oskarżenia zarzucał, że po aresztowaniu Sanojcy kierował Obszarem Południowym WiN; Emilia Malessa, szef łączności zagranicznej w DSZ i WiN. Oprócz tych ośmiu (z Rzepeckim) osób, określanych jako komenda główna WiN, na ławie oskarżonych zostali umieszczeni jeszcze dwaj inni członkowie Zrzeszenia WiN, jakby reprezentujący główne przewinienia tej organizacji: Henryk Żuk, oficer wywiadu, mający zaświadczać swoją osobą, że WiN zajmował się szpiegowaniem, oraz kpt. Marian Gołębiewski, od 1943 roku komendant Obwodu Hrubieszowskiego AK, kierownik WiN na tym terenie, oskarżony o urządzanie napadów na placówki MO i UB.

Ośmiu spośród oskarżonych było odznaczonych orderami Virtuti Militari: Rzepecki i Sanojca dwukrotnie (4 i 5 klasy), a ponadto Jachimek, Gołębiewski, Leski, Muzyczka, Rybicki i Szczurek. Ciekawe, jakimi orderami mogli pochwalić się sędziowie i prokurator.

Kolejność aresztowań była następująca: 31 października 1945 roku uwięziona została Emilia Malessa, i to od niej pobiegła ta nitka, która pociągnęła za sobą likwidację całego niemal Zarządu WiN, 5 listopada zostali aresztowani Rzepecki i Sanojca, 9 listopada Żuk, 23 listopada Szczurek i Leski, 4 grudnia Jachimek, 22 grudnia Muzyczka i Rybicki, 23 stycznia 1946 roku Gołębiewski. Z zeznań składanych na sali sądowej układa się obraz działalności WiN w tych pierwszych trudnych miesiącach , a także sylwetki jego założycieli i organizatorów. Wiele mówiło się też o okolicznościach aresztowań.

Jan Szczurek „Sławbor”, lat 49, legionista, w czasie niemieckiej okupacji dowódca Okręgu Warszawskiego Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW), od marca 1942 roku oficer AK i DSZ, współzałożyciel WiN, na rozprawie oświadczył, że dotąd odmawiał zeznań na tematy organizacyjne, ponieważ jednak płk Rzepecki ujawnił tak dużo, on także zdecydował się ujawnić swoje wyjaśnienia. 20 listopada dowiedział się o aresztowaniu Rzepeckiego, na 23 listopada wezwał do Poznania kierowników obszarów. Postanowiono zawiesić działalność WiN na dwa miesiące, a potem zdecydować, co dalej. Na tym zebraniu, na które stawili się Rybicki i Muzyczka, powierzono „Sławborowi” zastępowanie uwięzionego Rzepeckiego. Po powrocie z zebrania do domu ppłk Szczurek zastał tam funkcjonariuszy UB.

Antoni Sanojca „Kortum”, lat 47, legionista, oficer zawodowy WP, w czasie wojny szef Oddziału I Organizacyjnego Komendy Głównej SZS-ZWZ-AK, od marca 1944 roku zastępca szefa sztabu KG AK do spraw organizacyjnych, uwięziony jednocześnie z Rzepeckim, zeznał m.in.: „Po aresztowaniu powziąłem najcięższą decyzje w swoim życiu. Ujawniłem moich współpracowników, a w liście do mojego zastępcy płk Niepokólczyckiego wezwałem go, aby zaufał mnie i płk Rzepeckiemu i pomógł w likwidowaniu całej sieci organizacyjnej.” W wyjaśnieniach składanych przez Sanojcę znalazły się fragmenty, które widocznie nie satysfakcjonowały sądu, skoro kilkakrotnie uznawano je za wykrętne i uzupełniano odczytywaniem zeznań złożonych w śledztwie. Natomiast wspomniany przez niego płk Franciszek Niepokólczycki nie zaufał wezwaniom przesyłanym z więzienia UB na przełomie 1945 i 1946 roku sam objął kierownictwo WiN. Aresztowany w październiku 1946 roku, stanął przed sądem w kolejnym procesie pokazowym w sierpniu 1947 roku.

Podobnie jak Sanojca postąpił – zdaniem sprawozdawców sądowych – Kazimierz Leski „Brald”, oficer kontrwywiadu ZWZ-AK. Aresztowany latem 1945 roku, uciekł z samochodu przewożącego go do Gdańska, powrócił do pracy w konspiracji; po ponownym aresztowaniu ujawnił współpracowników i przekazał w ręce UB materiały, na których opierał się sporządzony przeciwko niemu akt oskarżenia. W wydanych wiele lat później wspomnieniach (pamięć okazała się zawodna i w książce znalazły się różne pomyłki) o swoim śledztwie w X pawilonie napisał:

„Ostatecznie zawieramy umowę, że ja o sobie i swojej działalności będę podawał wszystko, co ich może interesować: zawsze poczuwałem się do odpowiedzialności za wszystko, co robię. Jeśli ktoś chce osądzić tę moją działalność – również bierze za to swoją odpowiedzialność. W zamian wszyscy moi aresztowani współpracownicy mieli zostać zwolnieni. Umowę gwarantowano słowem polskiego oficera i ministra – ministra bezpieczeństwa Stanisława Radkiewicza.”

Tadeusz Jachimek, lat 35, w AK pracował w Biurze Studiów, prowadząc referat prądu wschodniego, po Powstaniu zajął się organizowaniem wywiadu. W WiN podlegały mu: kancelaria, łączność wewnętrzna i zagraniczna, łączność radiowa, biuro legalizacyjne i finanse. Po aresztowaniu Rzepeckiego przystąpił do likwidowaniu podległych mu komórek, przede wszystkim kancelarii zarządu, czego jednak nie zdążył dokonać i której materiały już po aresztowaniu przekazał władzom UB.

Józef Rybicki, lat 45, oficer wojskowy, w AK szef Kedywu na Okręg Warszawski, po aresztowaniu Jana Mazurkiewicza „Radosława” objął dowództwo Obszaru Centralnego DSZ. Kiedy „Radosław” wydał odezwę, wzywającą do likwidacji podziemia i został zwolniony przez UB, Rybicki spotkał się z nim kilkakrotnie, ale kategorycznie odmówił ujawnienia się, nie chcąc – jak twierdził – „korzystać z przywileju, który nie obejmuje wszystkich”. Nadal współpracował z Rzepeckim, ale 4 listopada otrzymał urlop zdrowotny w związku z koniecznością poddania się operacji po odnowionej kontuzji. Przeniósł się do wyjątkowego domku pod Krakowem, jednak w połowie listopada przyjechał do Warszawy i otrzymał wiadomość o aresztowaniu Rzepeckiego oraz o jego odezwie wzywającej do zaprzestania konspiracji. Ponieważ wiedział, ze Rzepecki był przeciwnikiem ujawnienia się – wysłał w teren ostrzeżenia zaprzeczające wiarygodności odezwy.

Ludwik Muzyczka, lat 46, w AK kierownik Szefostwa Biur Wojskowych, zaprzeczył jakoby był członkiem DSZ albo WiN. Na pytanie, co robił na zebraniu kierownictwa tej ostatniej organizacji, odpowiedział, że przybył na prośbę swojego przyjaciela płk Niepokólczyckiego, który nie mógł być obecny.
„-Dlaczego używał pan pseudonimu – pyta przewodniczący – skoro nie był pan członkiem organizacji?
- Z przyzwyczajenia – odpowiada oskarżony. – Przez pięć i pół roku byłem >Benedyktem< i >Augustynem< i znano mnie lepiej z tych pseudonimów niż z nazwiska.”

Emilia Malessa, lat 38, od października 1939 roku organizatorka i kierowniczka sławnej „Zagrody” – wydziału łączności zagranicznej w Oddziale V Sztabu Komendy Głównej SZP, ZWZ i AK, żona legendarnego partyzanta Jana Piwnika „Ponurego”, poległego 16 czerwca 1944 roku na Nowogródczyźnie, po wojnie nadal kierowała łącznością w DSZ i WiN. W tym czasie chciała już wycofać się z konspiracji, ale wciąż zatrzymywały ją pilne zadania. 20 października uzyskała zgodę Rzepeckiego na zwolnienie z dotychczasowych funkcji i zajęła się przekazywaniem sobie podległych komórek wyznaczonemu następcy „Wiktorowi”. Wtedy właśnie została aresztowana.

Henryk Żuk „Onufry”, lat 30, na polecenie ppłk Jachimka zorganizował komórkę wywiadu DSZ pod kryptonimem „Pralnia 2”, pracował też w wydziale zbierając informacje w wojsku. W lipcu 1945 roku przez punkty etapowe w Pilźnie i Regensburgu odbył podróż do Włoch, gdzie kontaktował się z szefem „dwójki” 2 Korpusu Polskiego płk Kijakiem i był przyjęty przez gen. Władysława Andersa. Wrócił do kraju z poleceniem prowadzenia nowej komórki informacyjnej, której nadał kryptonim „Port” (po jego aresztowaniu zamieniony na „Liceum”). Komórka ta miała kilka wywiadowczych ekspozytur: „Pralnia 2” obejmująca polskie i włączone do ZSRR ziemie wschodnie, „Cegielnia” zbierająca informacje z terenu Wileńszczyzny, „Przystań” działająca w Warszawie, oraz „Kato” i „Polpres” obejmujące południowe tereny Polski. Na rozprawie Żuk odpiera2. oskarżenia prokuratora: „Zarzuca mi się – mówił – że pracowałem dla obecnego wywiadu. Stwierdzam kategorycznie, że nigdy nie uczyniłem niczego, co by leżało w interesie jakiegoś obcego państwa.” Do kraju wiózł 4 tysiące dolarów i aparat odbiorczy, który jednak zostawił w Regensburgu u majora „Mikołaja”. Sąd szczególnie interesował się kwestią, czy oskarżony wiedział, że korzysta z sieci łącznikowej NSZ.
O najcięższe przewinienia oskarżony był kpt. Marian Gołębiewski „Ster”, „Korab”, lat 35, cichociemny, od 1942 roku oficer Kedywu w Okręgu AK Lublin, komendant Obwodu Hrubieszów, uczestnik akcji „Burza”, w czasie, której jego zgrupowanie zostało rozbite, a on sam ranny. Zeznawał m.in.: „W okresie masowych aresztowań jesienią 1944 roku dostajemy rozkaz: nie dać się aresztować, aresztowanych odbijać.” Przyznał się do odpowiedzialności za rozkaz zabicia szefa UB w Hrubieszowie – Grodka, oraz funkcjonariusza UB – Chmarzyńskiego. Sąd domagał się szczegółowych wyjaśnień dotyczących współpracy z Ukraińcami. W maju 1945 roku Gołębiewski przeprowadził rozmowy z UPA, w wyniku których zawarto wstępną umowę, m.in. o wymianę informacji wywiadowczych, o pomocy medycznej itp. W listopadzie 1945 roku oskarżony przekazał Rzepeckiemu raport o współpracy WiN z UPA, proponując wysłanie, dzięki pomocy Ukraińców, patrolu zwiadowczego na teren ZSRR.

Anonimowy (na razie) autor relacji, który w latach 1950-55 był więźniem we Wronkach, przytoczył zasłyszaną w celi opowieść. Gołębiewski otrzymał wezwanie do stawienia się w centrali. Pojechał do Warszawy i zgłosił się na wskazany punkt kontaktowy.
„W drodze łącznika wyraźnie przybita. Na miejscu pełno mężczyzn. >Ster<
- To nasz inspektor zamojski.
- A to panowie z UB...”

Gołębiewski został aresztowany 22 stycznia 1946 roku, prawie trzy miesiące po Rzepeckim. Czy wobec tego ta relacja jest prawdziwa? Czy Rzepecki rzeczywiście spotkał się z jednym z kierowników WiN na Lubelszczyźnie, licząc się z możliwością skazania go na wieloletnie więzienie, a może nawet na śmierć? Nawet, jeżeli UB obiecało, ze nikomu włos z głowy nie spadnie, to jakie były podstawy, by wierzyć w milicyjne zapewnienia. Czy tak właśnie odbywało się owo „ujawnienie współpracowników”, o którym – według relacji prasowych – mówią Rzepecki, Sanojca, Leski? Relacja więźnia Wronek wydaje się wiarygodna, bo chociaż nie podaje, że przez dłuższy czas przebywał z Gołębiewskim w jednej celi.

Proces Rzepeckiego i jego współpracowników, w powojennej Polsce pierwszy na taką skalę pokazowy proces polityczny, był częścią wielkiej policyjno-propagandowej operacji, którą – na użytek zdezorientowanego Zachodu i zorientowanego, ale zastraszonego społeczeństwa – nazwano wyborami. Z takiego charakteru procesu zdawali sobie sprawę jego uczestnicy, zarówno sędziowie, oskarżyciele i obrońcy, jak i oskarżeni, chociaż spośród tych ostatnich prawdopodobnie nie wszyscy w jednakowym stopniu. Opinia publiczna w Polsce i za granicą śledziła proces nieuważnie, z zainteresowaniem mniejszym, niż na to zasługiwał, pomimo że relacje prasowe zamieszczane były we wszystkich ukazujących się w kraju dziennikach. Po dziewięciu dniach procesu sąd odroczył rozprawę do 23 stycznia. W niedzielę 19 stycznia odbyły się wybory. Wyrok w procesie Rzepeckiego ogłoszony został dopiero w poniedziałek 3 lutego, a więc na niespełna trzy tygodnie przed powyborczą amnestią.

Po wznowieniu procesu sąd przesłuchał świadków oskarżenia: było ich ośmioro i wszyscy zostali doprowadzeni z aresztu śledczego. Sześcioro spośród nich to kurierzy.

Jerzy Żuralski „Michał”, kapitan lotnik, przybył do Polski z Londynu w sierpniu 1945 roku jako kurier generałów Tatara i Kopańskiego, by wysondować opinie płk Rzepeckiego w sprawie powrotu Polskich Sił Zbrojnych do kraju. Przywiózł też memoriał zawierający ocenę sytuacji międzynarodowej; wynikało z niego, że nie można liczyć na wybuch trzeciej wojny światowej. Przez Malessę skontaktował się z Rzepeckim i Jachimkiem, w listopadzie miał wracać do Londynu. UB aresztowało go 30 października, w przeddzień ujęcia „Marcysi”.
Jerzy Antoszewicz „Iwo”, major, przyjechał do kraju 4 października 1945 roku jako kurier generałów Komorowskiego i Pełczyńskiego. Przywiózł dla Rzepeckiego instrukcję, w której zalecano rozwiązanie oddziałów leśnych i przejście z działalności wojskowej na propagandową. Przywiózł tez ostrzeżenie przed gen. Tatarem, o którym pisano, że zamierza wrócić do kraju i nawiązać współpracę z Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej, a także sugestię, by Rzepecki – o ile czuje się zagrożony – jak najszybciej wyjechał za granicę.
Piotr Szewczyk „Czer”, „Piter”, kapitan, cichociemny, od 1943 roku oficer Kedywu w Okręgu AK Lwów, dowódca kompanii w walkach o to miasto w lipcu 1944 roku. W 1945 przedostał się do Warszawy, skąd w lipcu został wysłany do Paryża i Londynu ze sprawozdaniem Delegatury Sił Zbrojnych. Już w październiku znów wyruszył do kraju, wioząc m.in. instrukcję Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza, wyrażającą zgodę na rozwiązanie DSZ, oraz 1000 dolarów; wpadł 4 listopada 1945 roku w „kotle” w mieszkaniu Malessy.
Jan Freisler (?) „Ksawery” (o nim najmniej wiemy) przywiózł szyfry z Londynu – a nie była to jego pierwsza podróż na tej trasie – i został aresztowany 31 października 1945 roku.

Witold Uklański „Herold”, major kawalerii, cichociemny, wysłany do Londynu, w sierpniu 1945 roku przez „Zygmunta”. Komendanta śląskiego okręgu DSZ, wrócił do kraju, przywożąc pocztę oraz 11 tysięcy dolarów i został aresztowany 25 listopada (skazany później na śmierć i ułaskawiony z zamianą na dożywotnie więzienie, zmarł we Włoszech 3 maja 1954 roku).

Wśród przesłuchanych na rozprawie kurierów była również kobieta: Irena Tomalak „Soldau”, posługująca się nazwiskiem Maria Niedźwiecka, w czasie okupacji pracująca w konspiracyjnej łączności między komendami obszarów i okręgów, kurierka, aresztowana z konspiracyjną pocztą 30 kwietnia 1946 roku podczas przekraczania granicy czechosłowackiej.

Oprócz kurierów przesłuchiwano także dwóch innych świadków. Paweł Zadrow, lekarz, oficer łącznikowy dowódcy Okręgu Lubelskiego, towarzyszył Gołębiewskiemu w jego podróży inspekcyjnej po lasach lubelskich w styczniu 1946 roku. Jaki zanotował sprawozdawca sądowy: „jago zeznania są raczej dla Gołębiewskiego przychylne”. Nieudanym świadkiem oskarżenia okazał się również Alojzy Kaczmarczyk, oficer w Okręgu AK Kraków, który omawiał działalność Brygad Wywiadowczych, gromadzących informacje o charakterze polityczno-społecznym. Jego zeznania miały obciążyć Ludwika Muzyczkę, ale i w tym wypadku prokuratora spotkał zawód. „Świadek Kaczmarczyk odpowiadał >nie pamiętam< na większość pytań. Nie pamięta np. jakich przekonań politycznych był Muzyczka, nie pamięta dokładnie, co robił w czasie wojny, nie pamięta w ogóle większości rzeczy istotnych dla sprawy.”

Na rozprawie odczytano też zeznania Tadeusza Starzyńskiego, cichociemnego, oficera kontrwywiadu AK, który „z powodu choroby” nie mógł być dostarczony na salę sądową. Starzyński jako pracownik Ministerstwa Poczt i Telegrafów zaopatrywał WiN w trudne do uzyskania dokumenty. Wymieniając jego przewinienia, nie omieszkano dodać, że jesienią 1945 roku usiłował w ministerstwie zorganizować koło PSL.

Po przesłuchaniu świadków, w 11 dniu procesu postępowanie dowodowe zostało zamknięte. Mowę oskarżycielską wygłosił płk Holder, żądając kary śmierci dla Gołębiewskiego, dożywocia dla Leskiego, surowych kar więzienia dla pozostałych. Jeszcze raz powtórzył główne zarzuty oskarżenia: organizowanie dywersji, akty terroru, morderstwa i rabunki, szpiegostwo, propaganda antypaństwowa, a także uchylanie się od powinności wojskowej (oczywiście w komunistycznym wojsku). W swoim wystąpieniu kilkakrotnie zaatakował PSL oraz rząd na emigracji, powołując się przy tym na opinie „ekspertów”: gen. Gustawa Paszkiewicza oraz Stanisława Strumph-Wojtkiewicza. W ciągu następnego dnia przemawiali obrońcy, wszyscy zgodnie podkreślając zasługi oskarżonych z okresu służby w AK (w późniejszych procesach będzie to argument używany przez oskarżenie, a nie obronę) oraz ich nie spełniony zamiar zaprzestania walki zbrojnej i likwidacji podziemia. Na wypowiedzi adwokatów replikował płk Holder, m.in. wypowiadając się przeciwko propozycji mecenasa Maślanki, aby ten proces został uznany za początek rokowań pokojowych między państwem a podziemiem.

Fragmenty wypowiedzi obrońców oraz ostatniego słowa oskarżonych nadało radio. „Makabrycznie wprost rozbrzmiewają z sali sądowej wypowiedzi oskarżonych i ich obrońców. Próbują oni pochlebstw i komplementów pod adresem sądu, prokuratora, a nawet władz śledczych.” Jednak nie wszyscy oskarżeni zachowywali się jednakowo.

Oto fragmenty sprawozdania „Gazety Ludowej”. Rzepecki: „Prosi sąd o surową ocenę jego błędów, ale o uwolnienie go od zarzutów hańbiących.” Jachimek: „Oświadcza krótko, iż tak jak po aresztowaniu płk Rzepeckiego odniósł się z pełnym zaufaniem do władz bezpieczeństwa, wydając im wszystkie materiały sztabu WiN, tak obecnie z tym samym zaufaniem powierza sądowi swój los.” Szczurek: „Zdecydował się skorzystać z prawa ostatniego słowa – wyjaśnienia – choć w śledztwie odmawiał odpowiedzi na pytania, poza przyznaniem się do odpowiedzialności. Sprawił to prokurator swoją rycerską postawą wobec oskarżonych i sprawił to wynik wyborów w Polsce. Płk >Sławbor< mówi, ze o ile przedtem było mu obojętne, co o nim pomyśli sąd, teraz nie jest mu ta sprawa obojętna, bowiem uwierzył w polską sprawiedliwość. (...) Płk >Sławbor< nie broni siebie przed sądem. Mówi, ze w momencie, gdy został aresztowany, uznał swe życie za skończone. Broni natomiast bardzo gorąco swego współtowarzysza na ławie oskarżonych i najbliższego podkomendnego, kpt. Leskiego. O ile ja – mówi – trwałem w konspiracji z przekonania, o tyle kpt. Leski trwał przy mnie bez przekonania, a tylko z przywiązania do mnie.” Leski stara się odeprzeć zarzuty prokuratora, że jest człowiekiem wykrętnym i kłamliwym. Rybicki wygłasza dłuższe przemówienie, w którym również prosi o łagodny wymiar kary nie dla siebie, ale dla swego podwładnego Gołębiewskiego. Gołębiewski: „Wyznaje przed sądem, iż zgrzeszył i żałuje” Sanojca: „Prosi o sprawiedliwy wyrok, w którym ocenione byłoby to, iż w swoich intencjach zawsze pracował dla Polski.” Muzyczka: „Charakteryzuje swą przedwojenną działalność, żeby dowieść, że prokurator niesłusznie nazwał go senatorem, i prosi sąd o sprawiedliwą ocenę jego intencji.” Malessa: „W swym ostatnim słowie poprzestaje na prośbie o sprawiedliwy wyrok.” Najmłodszy z oskarżonych, Henryk Żuk, mimo obezwładniającego przykładu otaczających go wyższych oficerów, nie prosi o nic i zrzeka się prawa głosu.

3 lutego ogłoszony został wyrok. Najcięższy wymiar kary otrzymał Gołębiewski – skazany został na śmierć, Leski i Żuk dostali po 12 lat, Rybicki i Muzyczka – po 10, Rzepecki – 8, Szczurek – 7, Sanojca – 6, Jachimek – 4, Malessa – 2 lata. Jak na ludową sprawiedliwość był to wyrok niezwykle łagodny. Tymczasem już następnego dnia prasa dodała wiadomość o wzruszającej inicjatywie 23 byłych oficerów AL., którzy w spontanicznym liście do Bieruta prosili o złagodzenie kar zasądzonych w procesie Rzepeckiego. List podpisali m.in. Zenon Kliszko, Władysław Bieńkowski, Jerzy Albrecht, Hilary Chełchowski, Ryszard Strzelecki, Zofia Jaworska. List o dwa dni wyprzedził decyzje Bieruta, który w pierwszym dniu swojego urzędowania na stanowisku prezydenta ułaskawił całkowicie Rzepeckiego, Sanojcę, Szczurka, Jachimka i Malessę, natomiast Gołębiewskiemu karę śmierci zmienił na bezterminowe więzienie, a pozostałym, tzn. Leskiemu, Żukowi, Rybickiemu i Muzyczce zmniejszył wyroki do 6 lat więzienia.

Spektakl, w którym przekształcono proces Rzepeckiego, był przeznaczony dla dwóch kategorii odbiorców. Dla zwykłych szarych ludzi miała to być poglądowa lekcja historii. Patrzcie – zdawali się mówić sędziowie i ich mocodawcy – oto są wasi bohaterowie z AK; patrzcie, jacy są teraz pokorni i zawstydzeni, jak proszą o pobłażliwość dla swojej politycznej naiwności, jak surowo potępiają dotychczasowych kolegów, którzy nadal pozostają w podziemiu, jak kajają się przed nową władzą, która jeszcze do niedawna była dla nich nielegalna i narzucona przemocą. Ale widzami tego spektaklu – choć za pośrednictwem prasy i radia – mieli być także niezłomni konspiratorzy oraz ci wszyscy, którzy udzielali im poparcia, schronienia i pomocy. Przed sądem stanął sztab podziemia, weterani konspiracyjnej armii, wytrwali obrońcy suwerenności Rzeczypospolitej. I to co się okazuje: niektórzy z dowódców podziemia szybko dogadują się z władzami bezpieczeństwa, ujawniają swoich podwładnych, potępiają dotychczasową działalność i po roku pobytu w areszcie śledczym oraz po publicznym procesie – wychodzą na wolność. Przesłanie dla żołnierzy konspiracji było jasne: strzeżcie się swoich dowódców, nie ufajcie swoim przełożonym, gdy oni wpadną w nasze ręce, będą mieli czym zapłacić za łagodne wyroki i perspektywę wolności, tą ceną będziecie wy i wasze życie.

I bez względu na to, jakie były rzeczywiste intencje Rzepeckiego i tych jego współpraco-wników, którzy razem z nim w lutym 1947 roku wyszli z wiezienia, to zasłużyli na potępienie ze strony wszystkich, którzy im zawierzyli, którzy podjęli nierówną walkę w imię Wolności i Niezawisłości.

Wkrótce potem Rzepecki poszedł służyć w tym wojsku, z którym poprzednio walczył: w latach 1947-1949 był wykładowca w Akademii Sztabu Generalnego. Co czuł, kiedy przy śniadaniu czytał w porannych gazetach o wyrokach śmierci wydawanych na kontynuatorów jego działalności? Aresztowany ponownie w 1949 roku, przesiedział w więzieniu do grudnia 1955 roku. Wkrótce potem, w 1956 roku opublikował w „Po prostu” artykuł, w którym pisał, jak wiosną 1944 roku intrygował przeciw gen. Borowi-Komorowskiemu.

Szczurek-Cergowski również podjął służbę w wojsku, prowadząc zajęcia w Centrum Wyszkolenia Artylerii w Toruniu. Ale już po kilku miesiącach przeniesiony w stan spoczynku, gospodarował na podarowanej mu wojskowej działce osadniczej koło Koszalina. Aresztowany ponownie w 1950 roku, skazany na 15 lat, był więziony do kwietnia 1956 roku.

Nie wszyscy doczekali się „odwilży” 1956 roku. Emilia Malessa, bohaterska kierowniczka „Zagrody”, nie chciała korzystać z podarowanej jej wolności. „Zostaje w Warszawie i podejmuje rozpaczliwe starania o całkowite uwolnienie osób aresztowanych w następstwie informacji, jakie przekazała MBP. Pisze listy interwencyjne do ministra Radkiewicza, zabiega o wizę u Bieruta, ponawia demonstracyjne głodówki pod mokotowskim wiezieniem. Lecz mury milczą. >Marcysia< wysyła też paczki aresztowanym i ich rodzinom. Środowisko akowskie zachowuje wobec niej dystans. Doznaje afrontów i upokorzeń. Już jej brakuje sił fizycznych i psychicznych, coraz gorzej znosi samotność.” „Marcysia” popełniła samobójstwo 5 czerwca 1949 roku.

Marian Gołębiewski odsiadywał swój dożywotni wyrok (w 1953 roku zamieniony na 15 lat) m. In. W Lublinie. W wydanej opinii naczelnik więzienia napisał o nim: „zachowuje się źle”, „za popełnione przestępstwa skruchy nie okazuje”, „do administracji więziennej odnosi się arogancko”, „więzienie jako kara nie wpływa na niego wychowawczo”. W lutym 1956 roku w więzieniu w Sieradzu Gołębiewski wraz z kilkoma współwięźniami i jednym ze strażników zorganizował ucieczkę, w czasie której kilku wartowników zostało obezwładnionych, ale wybuch strzelaniny zmusił uciekinierów do kapitulacji. Skazany powtórnie na dożywocie, w wyniku amnestii po kilku miesiącach opuścił więzienie, w którym spędził 10 lat. W latach 60. należał do twórców podziemnej organizacji „Ruch” i w 1971 roku został za to skazany na 4 i pół roku więzienia.

Scenariusz procesu Rzepeckiego kończył się happyendem: dowódcy z czasów antyniemieckiego podziemia wychodzili na wolność, innym pozostawało do odsiedzenia parę lat, zaledwie jeden z oskarżonych miał spędzić w więzieniu resztę życia. Wszystko to razem stwarzało wrażenie, ze po wygranych wyborach komunistyczne władze są skłonne uznać nieco mniej surowe oblicze. Ale wiadomości, jakie w ciągu ostatnich tygodni napływały z sal sądowych, bynajmniej nie nastrajały optymistycznie. Ilość wydanych w tym czasie wyroków śmierci pozwalała przypuszczać, że przed amnestią komuniści zamierzają zlikwidować jak największą liczbę swych przeciwników.

Procesy odbywały się wszędzie: w miastach wojewódzkich i powiatowych, w miasteczkach, nawet we wsiach na wyjazdowych sesjach sądów wojskowych. Nie było dnia bez wyroków śmierci. 2 stycznia wieczorem zakończył się w Bielsku proces 13 żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z oddziałów operujących na terenie powiatów żywieckiego, bielskiego i cieszyńskiego. Pięciu zostało skazanych na śmierć: Franciszek Broda „Groźny”, Jan Sapiński „Wolny”, Alojzy Wiesner „Lis”, Antoni Wiesner „Brzoza”; dwóch dalszych skazano na dożywocie. Tego samego dnia w Nowym Targu rozpoczął się proces członków oddziału „Groźnego”, dezertera z wojska, który organizował napady na samochody przejeżdżające przez Obidową i likwidował funkcjonariuszy MO i UB.

We Wrocławiu trwał proces 10 członków WiN, wśród których sadzony był prezes okręgu Bolesław Tomaszewski „Ostroga”. Akt oskarżenia zarzucał im „likwidowanie członków partii demokratycznych oraz członków MO i UB”, „napady na instytucje i osoby prywatne”, działalność wywiadowczą, „szerzenie propagandy szeptanej i kolportaż prasy”, udzielanie pomocy Polskiemu Stronnictwu Ludowemu „przez propagandę i ściąganie nowych członków”. W Katowicach w połowie stycznia zakończył się proces 7 członków śląskiego kierownictwa WiN, oskarżonych o „tworzenie specjalnych oddziałów politycznych w instytucjach państwowych oraz brygad wywiadowczych”, a także o „odbywanie częstych zebrań i dyskusji, w czasie których jedna z myśli przewodnich było umacnianie roli PSL”. Tylko przy jednym z oskarżonych znaleziono broń. Wyrok został ogłoszony tuz przed wyborami: dr Józef Brudniak, były starosta grodzki w Chorzowie, Stanisław Laskowski, kupiec z Zawiercia, Władysław Szczepka, wicedyrektor Ubezpieczalni Społecznej w Katowicach, oraz Emil Wehrstein, były starosta drohobycki – zostali skazani na śmierć, trzej pozostali otrzymali wyroki 15, 10 i 8 lat więzienia.

Wyliczenie procesów politycznych, które odbyły się w styczniu 1947 roku, zajęłoby wiele stron, a i tak objęło tylko te rozprawy, o których pisała prasa – wiadomości o pozostałych są dobrze zabezpieczone w milicyjnych i wojskowych archiwach. O rozmiarach akcji pozbywania się pracowników świadczą na przykład informacje prasowe (czy wszystkie?) z jednego tylko dnia, 18 stycznia, w którym na 6 rozprawach przed wojskowymi sądami doraźnymi wydano 21 wyroków śmierci. W Łodzi jeszcze w grudniu Wojskowy Sąd Rejonowy wydał wyrok w sprawie miejscowego zarządu WiN. Karę śmierci otrzymali: Kazimierz Grenda „Gruda” oraz szef wywiadu Zbigniew Zakrzewski „Bryła”. W związku z tą rozprawą 3 stycznia prasa opublikowała oświadczenie rektora Uniwersytetu Łódzkiego prof. Tadeusza Kotarbińskiego skwapliwie wyjaśniające, że docent Grenda „od dłuższego już czasu nie pracował na Uniwersytecie”, był tylko asystentem prof. Borzuchowskiego (również aresztowanego), który kierował katedrą w Szkole Głównej Handlowej, a na Uniwersytecie pełnił jedynie funkcję profesora nadzwyczajnego.

W czasie kiedy trwał proces Rzepeckiego, a na kilka dni przed wyborami, urządzono w Warszawie jeszcze jedną procesową inscenizację, której celem było jednoczesne obciążenie PSL i WiN. Prasa obszernie relacjonując rozprawę, niejednokrotnie już dniu jej rozpoczęcia uznawała za udowodnione zarzuty stawiane oskarżonym; na przykład „Gazeta Robotnicza”, organ Śląsko-Dąbrowskiego Wojewódzkiego Komitetu PPS, wiadomość o ogłoszeniu terminu procesu opatrzona sensacyjnym tytułem: Hrabia-gestapowiec przed sądem”.

W procesie tym cztery osoby stanęły pod zarzutem szpiegostwa na rzecz obcego mocarstwa. Byli to: Ksawery Grocholski, lat 33, absolwent Wyższej Szkoły Handlowej, oficer wywiadu AK, zaprzyjaźniony z ambasadorem Wielkiej Brytanii w Warszawie Wiktorem Cawendish-Bentickiem; Waldemar Baczak, lat 24, prawnik, urzędnik MSZ, żołnierz AK i uczestnik Powstania Warszawskiego, działacz „Wici”; kpt. Witold Kalicki, dr Medycyny, lekarz KBW; Krystyna Kosiorek, lat 22. Grocholskiemu zarzucono współpracę z Gestapo („dla zmylenia wstąpił do AK”), a następnie szpiegostwo (pod pseudonimem „Leopard” miał pełnić funkcje łącznika między Baczakiem a ambasadorem), Baczakowi – przekazywani tajnych materiałów dotyczących polityki zagranicznej Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (m.in. ujawnieni szczegółów dotyczących polski-sowieckiej umowy handlowej), Kalickiemu – przekazywanie tajnych informacji wojskowych, a Kosiorek – pełnienie funkcji łączniki między Baczakiem a władzami Obszaru Centralnego WiN.

Na świadków oskarżenia, których dowieziono z aresztów śledczych UB, powołano m.in. gestapowca Meisingera, Irenę Chmielewiczową skazaną w październiku 1946 roku na karę śmierci za współpracę z Gestapo, Katarzynę i Annę Grocholskie – żonę i siostrę oskarżonego. Część rozprawy dotycząca szpiegostwa i kontaktów z ambasadorem, odbywała się przy drzwiach zamkniętych. Wyrok w procesie Grocholskiego ogłoszono 14 stycznia w tej samej sali, w której godzinę później rozpoczynał się kolejny dzień rozprawy przeciwko Rzepeckiemu i współtowarzyszom. Grocholski, Baczak i Kalicki skazani zostali na śmierć, Kosiorek na 10 lat. Na sali obecni byli korespondenci zagraniczni i krajowi, dygnitarze z MBP i MSZ, sprawozdawcy zanotowali m.in. nazwiska komunistycznego posła w Szwajcarii Jerzego Putramenta oraz gen. Wiktora Grosza. „Oskarżeni przyjęli wyrok spokojnie. Obecna na sali matka Baczak zemdlała” – kończył swą relacje korespondent „Gazety Ludowej”. Wyroki zostały wykonane.

Wybory 1947 roku i ogłoszona po nich amnestia stanowią w powojennej historii Polski datę graniczną, próg nowej epoki. Styczniowe procesy należały do okresu, który właśnie dobiegał końca. Ale najstraszniejsza była konstatacja, że to one stanowiły pomost ku nowym czasom, że to procesy polityczne stały się najbardziej czytelnym symbolem stalinowskich metod rządzenia. Naigrawanie się ze sprawiedliwości, farsa wyreżyserowanych rozpraw, tortury zadawane przez reprezentujących prawo opryszków, sądowe morderstwa, cyniczne sprawozdania preparowane przez usłużnych pismaków, cały ten bezmiar okrucieństwa, kłamstwa, nienawiści i tchórzliwej podłości – jak trąd toczył społeczną tkankę ogłuszonego wojną kraju, a kiedy już przepadł po latach, to pozostawił po sobie nigdy nie zabliźnione rany oraz odradzające się wciąż na nowo potomstwo zbrodni.

W procesie Rzepeckiego wspomniano o NSZ-owskiej siatce przerzutowej, zwanej „drogą Konrada”. W 1945 roku żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, która wycofała się z Polski na Zachód, odwiedził w Niemczech Melchior Wańkowicz, a potem opisał to spotkanie w barwnym reportażu. Zanotował w nim także fragment modlitwy umieszczonej w powielanym brygadowym pisemku „W marszu i w boju”. Nie wiemy, gdzie powstała ta modlitwa, ale wyobrażamy sobie, że w ciągu następnych miesięcy i lat – wszystko jedno, w którą stronę – przebyła legendarną „drogę Konrada”, którą szli na śmierć nieugięci kurierzy powojennej Polski Podziemnej. Ta modlitwa jest trwalsza niż pomnik.

„Królowo Korony Polskiej z twarzą pociętą szablami.
Do Ciebie wznosimy czoła, schylone bólu ciężarem.
Nie ma w nas szlochu rozpaczy. Zaciśniętymi wargami
Modlimy się głucho, śmiertelnie.
O łaskę wiary.
Latami idziemy nocą, żołnierze tragicznej sprawy.
Krzyże, krzyże za nami – żałobne żołnierski ślady.
Odsuń nam w chwili ostatniej kielich bolesny, krwawy,
Gorycz samotnej śmierci,
Truciznę zdrady.”



PROCES KRAKOWSKI

Latem 1947 roku komunistycznego „sezonu politycznego” nie zakłóciła wakacyjna przerwa. Chociaż przeciętny obywatel miał szansę skorzystać z przysługującego mu urlopu, to ani na chwilę nie pozwalano mu zapomnieć niebezpieczeństwach, na jakie może go narazić jakikolwiek gest sprzeciwu wobec nowej władzy. Fachowcy od tworzenia psychozy zastraszenia i bezsilności dzień po dniu, miesiąc po miesiącu rozszerzali zasięg swojego oddziaływania na ogłuszone wyborczą klęską społeczeństwo. W ciągu czerwca, lipca i sierpnia gazety bezustannie przynosiły wiadomości o ważniejszych procesach politycznych, w których sadzeni byli działacze i żołnierze powojennego podziemia. Widownie tych procesów starannie dobierano: tworzyli ja zagraniczni dziennikarze, często naiwni i zdezorientowani, rodziny oskarżonych, sparaliżowane strachem nie tylko o sadzonych najbliższych, ale i o siebie, oraz znudzeni funkcjonariusze, najczęściej drzemiący, ale też reagujący rechotem na żarciki zarzucane przez prokuratora albo tupiący z oburzeniem, gdy oskarżeni usiłowali odpierać stawiane im zarzuty. Wydawane w tych procesach wyroki śmierci nakazywały dokonanie morderstw w imieniu prawa, które kpiło sobie z jakiegokolwiek cywilizowanego pojęcia sprawiedliwości.

Od 9 lipca odbywał się w Warszawie proces, w którym – jak to pisano w gazetach – „brakowało głównego oskarżonego”, natomiast w jego zastępstwie sądzono i skazano tych, których udało się schwytać. Głównym, ale nieobecnym oskarżonym był gen. Władysław Anders, najsławniejszy z polskich dowódców na Zachodzie; komuniści bardzo starali się, by opinii publicznej w krajach dotychczasowych aliantów przedstawić go jako warchoła zagrażającego utrzymaniu nowego ładu w Europie. Zamiast niego sadzono grupę 14 osób, którym zarzucono współpracę z wywiadem 2 Korpusu oraz działalność w komórce używającej kryptonimu „Liceum”. Jej organizatorką i kierowniczką była 26-letnia Barbara Sadowska, w wywiadowczej siatce pracowało kilku akowców z Wileńszczyzny, a także m.in. Franciszek Pacyński, wicedyrektor Izby Przemysłowo-Handlowej, oraz dziennikarka Helena Dunin. Oskarżeni częściowo przyznali się do winy, co zdaniem prokuratora majora Lityńskiego „dawało om prawo do pozostania między żywymi”. Sadowska w ostatnim słowie prosiła tylko o łagodny wymiar kary dla swych współtowarzyszy, ale niektórzy z oskarżonych kajali się przed sądem. Jakubisiak mówił, że oszukano go i zatruto jadem anty radzieckiej propagandy, Atminis twierdził, że aresztowaniem uratowało go przed ostatecznym upadkiem moralnym. Najwyższy wyrok wynosił 13 lat, Sadowska dostała 9 lat z zaliczeniem aresztu śledczego. Ale sędziowie po ogłoszeniu wyroku nie wyjechali na wakacje.

31 lipca zakończył się w Warszawie proces Zofii Franio, w trakcie którego przesłuchiwano dowożonych z więzień, schwytanych wcześniej przywódców konspiracji: Wincentego Kwiecińskiego, Adama Obarskiego, Józefa Rybickiego, Stanisława Sędziaka, Halinę Sosnowską.

Już 5 sierpnia rozpoczął się następny z szeroko reklamowanych procesów politycznych, w których jednym z oskarżonych był redaktor „Gazety Ludowej” Zygmunt Augustyński, a w czasie którego znów przesłuchiwano m.in. czekających na swoją kolej Obarskiego i Sosnowską.

Ale największy z procesów tego ponurego lata urządzono w Krakowie, nadając mu największy rozgłos oraz wyznaczając najważniejsze zadania polityczne i propagandowe. Rozpoczął się 11 sierpnia przed Wojskowym Sądem Rejonowym, rozprawy odbywały się w sali Sądu Okręgowego przy ulicy Senackiej 1, przewodniczył ppłk Romuald Klimowiecki, ławnikami byli mjr Jan Zabłocki i mjr Józef Małachowski, oskarżał płk Stanisław Zarakowski, zastępca Naczelnego Prokuratora „ludowego” WP. Oskarżonych było siedemnastu, dwuna

Dodaj swoją odpowiedź