Wywiad ze Skawińskim - bohaterem noweli "Latarnik".

Wywiad z Panem Skawińskim
Moim dzisiejszym gościem jest Pan Skawiński – waleczny żołnierz, wielki podróżnik i wspaniały człowiek. Próbował wielu zawodów, by w końcu zostać latarnikiem.

W jednej z amerykańskich gazet przeczytałem notatkę o wypadku na morzu, spowodowanym przez niedopatrzenie latarnika. Postanowiłem osobiście z nim porozmawiać i dlatego poprosiłem Pana o wywiad. Chciałbym, by na początku opowiedział Pan o swojej rodzinie i dzieciństwie.

Skawiński: Urodziłem się w 1814 roku w Warszawie. Moje dzieciństwo to z jednej strony czas zabawy, z drugiej czas smutku. Rodzice zmarli, gdy byłem mały i od tej pory nie było osób, które mnie kochały. Już jako szesnastolatek walczyłem o wolność Polski. Brałem udział w Powstaniu Listopadowym: broniłem Warszawy oraz uczestniczyłem w podpaleniu Belwederu i zdobyciu Arsenału. W walkach zginęło dwóch moich braci i siostra. Zostałem sam. Później walczyłem pod Stoczkiem i pod Grochowem, a następnie wróciłem do Warszawy. Przeżyłem kapitulację stolicy i wielkie aresztowania. W końcu udało mi się uciec za granicę.

To znaczy, że został Pan emigrantem.
S: Tak. Obawiałem się Rosjan, którzy zabili lub uwięzili wielu moich kolegów.

Dokąd wyjechał Pan z Polski?
S: Wybrałem się do Hiszpanii i Francji, gdzie walczyłem w legionach, a następnie wyjechałem na Węgry i do Ameryki.

Wiem, że zdobył Pan wiele odznaczeń za waleczność. Jakie to odznaczenia?

S : W roku trzydziestym piątym dostałem Krzyż Zasługi za walkę w obronie Hiszpanii, tzw. Legię Francuską. Odznaczono mnie także na Węgrzech.

A jak to się stało, że przyjechał Pan do Ameryki?
S: W tym czasie w Stanach Zjednoczonych trwała wojna między Północą, a Południem. Wyjechało tam wielu Polaków, chcących pomagać w walce o słuszną sprawę. Ja też tam pojechałem. Otrzymałem zaświadczenie o zdobyciu dwóch chorągwi.

Był pan bardzo walecznym żołnierzem. Czy po zakończeniu walk miał pan jakieś plany na przyszłość? Czym się pan wtedy zajmował?

S: Nie lubiłem planowania. Sprawdziłem się w wielu zawodach, lecz nic nie szło po mojej myśli i nigdzie dłużej nie zagrzałem miejsca.

Słyszałem, że był Pan w Australii. To piękny kontynent, ale bardzo niebezpieczny.
S: W Australii chciałem się dorobić wydobywając złoto, ale to bardzo ciężka i niebezpieczna praca. Przyjaciel mnie oszukał i nic nie zyskałem. Szukałem potem szczęścia w Afryce jako poszukiwacz diamentów.
A jak to się stało, że wyjechał Pan do Indii?
S: W Afryce poznałem człowieka, który zapewniał o istnieniu wielkich bogactw w Indiach. Pojechałem tam, ale zamiast zbijać majątek zostałem strzelcem rządowym. To było coś, co dobrze umiałem robić. Po kilku miesiącach wsiadłem na statek i jako majtek przypłynąłem nim do Kalifornii.
Czy zajmował się Pan w Kalifornii?
S: Założyłem farmę, ale zgubiła mnie susza. Wszystkie moje zasiewy wyschły. Później próbowałem handlu z dzikimi plemionami zamieszkującymi środkową Brazylię.
Jak to? Z Kalifornii przyjechał Pan do Brazylii ?
S: Brazylii to kraj, o którym bardzo mało wiedziałem. Od razu przeraziła mnie temperatura i wilgotność. Podróżowałem tratwą, ale tratwa się rozbiła na Amazonce. Ja zaś, bezbronny i prawie nagi, tułałem się po dżungli przez kilka tygodni jedząc dzikie owoce. Spotykałem wiele drapieżnych zwierząt. Gdy tylko nadarzyła się okazja wyjechałem, by nigdy tam nie wracać.
Czy tęsknił Pan do spokojnego życia?
S: Oczywiście i dlatego założyłem warsztat kowalski w Helenie, w stanie Arkansas. Jednak warsztat się spalił w wielkim pożarze miasta.
Doświadczył Pan tylu nieszczęść, że trudno je zliczyć. Podziwiam Pana upór.
S: Nic innego mi nie zostawało, przecież musiałem z czegoś żyć. Wyjechałem w Góry Skaliste, ale i tam nie było mi dane zaznać szczęścia.Pojmali mnie Indianie i cudem zostałem wybawiony przez kanadyjskich strzelców.
Następnie służyłem jako majtek na statku kursującym między Bahią i Bordeaux, potem jako harpunnik na wielorybniku: oba statki rozbiły się.
Ile lat miał Pan, kiedy osiedlił się w Hawanie?
S: Nie wiem dokładnie, ale chyba sześćdziesiąt. Miałem tam fabrykę cygar. Nawet dobrze się rozwijała. Niestety, zostałem okradziony przez wspólnika, gdy leżałem chory na "vomito". Aż wreszcie przybyłem do Aspinwall. Miałem nadzieję, iż tu nastąpi kres moich niepowodzeń.
To naprawdę imponujący dorobek.
S: Byłem bardzo znużony i zmęczony. Dużo przeszedłem i dlatego postanowiłem odpocząć. Ta praca była dla mnie wybawieniem.
Czy rzeczywiście to było wybawienie?
S: Jako latarnik spędzałem czas zupełnie sam na wysepce. Do momentu, gdy otrzymałem przesyłkę z polskimi książkami, szło mi było dobrze. W paczce znalazłem „Pana Tadeusza”. Czytając to dzieło bardzo się wzruszyłem. Zapomniałem o swoich obowiązkach i nie zapaliłem latarni. Skutki mojego zaniedbania były opłakane. Tej nocy rozbił się statek. Na szczęście nikt nie zginął, ale ja straciłem pracę.
Teraz już nie wiem, co mam robić…. Strasznie tęsknię za Polską.
Pana opowieść bardzo mnie wzruszyła, a i moi czytelnicy będą nią zachwyceni. Za kilka dni wracam do Polski. Może Pan wróci ze mną?

Dodaj swoją odpowiedź