"Matrix: Rewolucje" - recenzja.
Scenariusz i reżyseria:
Andy i Larry Wachowski
Obsada:
Keanu Reeves (Neo),
Carrie-Annie Moss (Trinity),
Laurence Fishburne (Morfeusz),
Hugo Weaving (agent Smith)
W filmowym cyklu „Matrix”, bracia Wachowscy przedstawili wizję świata opanowanego przez maszyny. Większość ludzi została zniewolona i jest wykorzystywana do wytwarzania energii. Ludzie żyją w uśpieniu, a na ich zmysły oddziałuje bezpośrednio interaktywna, wirtualna rzeczywistość stworzona przez sztuczną inteligencję. Reszta ludzi po przegranej wojnie z maszynami o dominację na świecie schroniła się w podziemnym mieście Zion. W „Matrix: Rewolucje” maszyny postanowiły zniszczyć ostatnie miasto ludzi i pozbawić ich szansy na zbrojne powstanie.
Wychodząc z kina stwierdziłem, że „Matrix – Rewolucje” to naszpikowana do granic możliwości bomba efektów specjalnych. Szkoda tylko, że na tym koniec. Pierwsza część „Matrix’a” zyskała wielu fanów dzięki sugestii, że cały nasz świat jest tylko złudzeniem i symulacją, a jedynie tylko wybrani mogą się z tej symulacji wydostać. Jednak następne części są już tylko feerią efektów specjalnych, spektakularnych pościgów, strzelanin i bójek. Wachowscy przeszli od thrillera science- fiction w pierwszej części, przez schematyczny film sensacyjny w drugiej części, po „Gwiezdne Wojny w trzeciej. Fanom wyraźnie najbardziej przypadła do gustu pierwsza „twarz” „Matrix’a” i kolejne części przyjmowano z rosnącym rozczarowaniem, a niektórzy nawet z niesmakiem.
W ostatniej części mamy do czynienia nie tylko z wielkim rozmachem efektów ale i codzienną holywoodzką „rutyną miłości” czyli są tu romantyczne pocałunki, na tle światowej wojny ludzkości, czułe i przydługie pożegnania itp. Można powiedzieć klasyka. A przecież zapowiadano, że ostatnia część trylogii to będzie nowa jakość! Koniec filmu to też rutyna- zło po wielu trudnościach zostaje pokonane przez dobro. W „Matrix: Rewolucje” brakuje tajemniczości, dwuznaczności fabuły i dialogów jakie posiadała pierwsza część. Jedynym momentem, kiedy można było sobie przypomnieć o świetności pierwszej części była rozmowa Neo z wyrocznią.
Niezmiennie świetni są aktorzy znani już z poprzednich części: Keanu Reeves (Neo), Carrie-Annie Moss (Trinity), Laurence Fishburne (Morfeusz), także Hugo Weaving jako agent Smith. Szczególną uwagę zwróciłem na ostatniego z wymienionych, ponieważ w krótkim czasie zdążył zagrać inną, jakże różniącą się od agenta Smitha rolę króla elfów Elronda we „Władcy Pierścieni”.