Meandry polityki zagranicznej Jana III Sobieskiego
Panowanie króla Jana III okryło Polskę na długie lata ostatnim blaskiem chwały wojennej. Nawet koronację król odłożył na później, a pośpieszył się kończyć wojnę z Turcją. W 1674 r. odzyskał znaczną część Podola, ale Kamieńca z powodu niesforności hetmana Michała Paca, odebrać niestety nie zdołał. W 1675 r. opanował niemal całą Ukrainę, jednając sobie tamtejszych mieszkańców łagodnością i umiarkowaniem. Turcy ponosili klęskę po klęsce; najgłośniejsza była klęska pod Lwowem, tutaj także dzielna obrona Trembowli przez Samuela Chrzanowskiego. Wojna jednak przedłużała się, nieszczęsny polski „zapał słomiany” przygasł. Wprawdzie sejm koronacyjny (w lutym 1676) przyjął opracowany przez króla projekt wystawienia aż 100.000 armii i uchwalił znaczne podatki, ale sejmiki podały ustawę w odwłokę, tak, że w jesieni, gdy 200.000 Turków pod Ibrahimem Szejtanem wyruszyło ponownie na Ruś, król mając zaledwie 16.000 wojska, musiał okopać się pod Żórawnem. Nastąpiła sławna obrona obozu żórawińskiego, zakończona traktatem żórawińskim, który zawarto za wpływem Francji: dwie trzecie Ukrainy miały wrócić do Polski, reszta pozostała przy kozakach pod zwierzchnictwem Turcji. O Podole miano prowadzić dalsze rokowania w roku 1676. Sejm nie zatwierdził wprawdzie tego traktatu, ale też nie uchwalił pieniędzy na wojnę, wobec czego walki na razie ustały, a z sułtanem wlokły się dalsze rokowania.
Tymczasem toczyła się między Moskwą a Turcją wojna, w której poszczególni wodzowie kozaccy wysługiwali się to jednej, to drugiej stronie. Pobita Moskwa zawarła w roku 1681 traktat z Tatarami w Bakczyseraju, a z samą Portą w Stambule, na mocy którego utrzymała się przy Zadnieprzu.
Przeddnieprzańska Ukraina miała pozostać na zawsze pustynią. Ostatni z Chmielnickich, Jerzy, syn Bohdana, był jeszcze przez parę lat lennikiem tureckim na cząstce Ukrainy przeddnieprzańskiej, ale strącony i znów osadzony przez Turków, został wreszcie przez nich skazany na śmierć i stracony. Taki był ostateczny koniec wojen kozackich. Lud pozostał w poddaństwie, poddaństwie zamiast dawnej szlachcie, służył zmoskwiczonej starszyźnie kozackiej, która obchodziła się z nim stanowczo i okrutnie. Kraj cały podczas wojen i po ich zakończeniu, został tak okropnie zniszczony, że lud sam nazwał go „Ruiną”.
Król francuski Ludwik XIV, walcząc od szeregu lat z Hiszpanią, Austrią i ich sprzymierzeńcami, odnosił wprawdzie liczne zwycięstwa i wymógł korzystne dla siebie pokoje: akwizgrański, nimweski i w St. Germain, ale przekonał się, że sam nie może zadać stanowczego ciosu Austrii, która po wojnie 30-letniej wzmocniła swoje siły, a w osobie Fryderyka Wilhelma brandenburskiego znalazła oddanego sprzymierzeńca. Gotował więc król francuski przecim cesarzowi i elektorowi wielką koalicję, do której miały należeć: Francja, Szwecja i Turcja z Tatarami. Aby przeciwników zupełnie okrążyć, pragnął pozyskać i Polskę, zwłaszcza, że od wyparcia najazdu szwedzkiego i zwycięstw Sobieskiego nad Turkami wiedziano powszechnie w Europie, że Polska, mimo rozterek wewnętrznych, jest jeszcze znaczną potęgą militarną. Jej król natomiast, jest jednym z najlepszych wodzów. Ale właśnie z tego powodu, także Austria chciała pozyskać Polskę, toteż wytężyła dawne usiłowania w tym kierunku. W pierwszych latach panowania Jana III, miała istotnie w Polsce partia francuska stanowczą przewagę, gdyż należał do niej przede wszystkim król i królowa, Maria Kazimiera d’Arquien, która wywierała na sprawy państwa nie mały wpływ. Ludwik obiecywał wprawdzie bardzo wiele: Prusy Książęce, Śląsk, a nawet Węgry, ale właśnie tą hojnością zdradzał swą nieszczerość. Przecież Węgry sam jawnie namawiał do buntu przeciw cesarzowi, obiecując zupełną niepodległość. Wodza powstańców, Emeryka Tokolego, obwołanego już księciem węgierskim, wspierał pieniędzmi i instruktorami, a sam tytułował się „protektorem Węgier”. Najbardziej raziło zarówno króla, jak i ogół szlachty, to, iż Ludwik żądał od Polski braterstwa broni ze Szwecją i Turcją. Polacy pamiętają jeszcze tak niedawny, straszliwy najazd Szwedów, który w zachodniej części Rzeczypospolitej zostawił ruinę. Jeszcze większą nienawiść budził świat muzułmański, gdy na wschodzie Rzeczypospolitej nie było prawie nikogo, kto by od Turków, czy Tatarów nie doznał osobistej krzywdy. Myśl stawania w jednym szeregu ze Szwedem, Tatarem czy Turkiem była ogółowi Polaków wstrętna, a tym samym sojusz z Francją bardzo niepopularny. Niemało przyczyniła się do tego okoliczność, że duch katolicki opanował już ogół narodu, który ponadto od półtora wieku prowadził wojny tylko z niekatolikami. Toteż sejmiki odrzucały myśl sojuszu z Francją, potępiały rozpoczęte w myśl dawniejszych traktatów zbieranie zaciągów przeciw elektorowi i na pomoc Tokolemu. Zresztą już w roku 1679 sejm ostatecznie odrzucił traktat żórawiński. Tak upadł wielki projekt Ludwika XIV, który myśląc o zemście na Polsce, podniecał Turków do nowych zaczepek, wobec czego Polska musiała szukać sojuszników i przyjąć ofiarowane przez Austrię przymierze.
Turcja jednak nie potrzebowała zachęty francuskiej, gdyż sama wprowadziła w tym czasie, za wezyratu rodziny Koprilich, zaborczą politykę i marzyła o podboju Europy. Wobec tego, przymierze z Francją dla Polski było bez wartości, gdyż dyplomacja francuska nie potrafiła (czy nie chciała) wymóc na Turcji, by zaniechała walk z Polską i to nawet wtedy, gdy Polska była z Francją w ścisłym przymierzu, tj. w pierwszych trzech latach panowania Sobieskiego. Jak zaś groźnym było niebezpieczeństwo tureckie, o tym przekonał króla i naród traktat stambulski z roku 1681 oraz także wypadki najbliższe. Sułtan Mahomet IV zatwierdził wprawdzie traktat żórawiński, ale Turcy naruszali go na każdym kroku, zagarniając szereg miejscowości Ukraińskich, Ukraińskich od strony Podola nawet Czortów na Rusi Czerwonej. Król, najlepszy w ówczesnej Europie znawca stosunków tureckich, zaniepokoił się też bardzo wypadkami na Węgrzech, gdzie stronnicy Tokolego (głównie protestanci) napadli na polski Spiż, bezcześcili kościoły i plądrowali polskie pogranicze w okolicy Żywca (1682). Turcja zagrażała Polsce od wschodu i od południa. Wobec tej grozy położenia przekonał się Sobieski, że wszystkie obietnice Ludwika XIV, były łudzeniem i nieszczerością. Gdy ponadto nowy wezyr, Kara Mustafa, nie chciał słyszeć o zwrocie Podola, przechyliła się opinia publiczna w Polsce na rzecz wojny z Turcją. Do wojny tej popychały króla także względy osobiste i rodzinne, choć nie one rozstrzygnęły sprawę, lecz nastrój społeczeństwa i istotne niebezpieczeństwo tureckie.
Austria, która była z Turcją w napiętych stosunkach, wytężała teraz zabiegi, aby Polskę pozyskać. Wobec położenia Polski było to nietrudne, zwłaszcza, że wsparła Austrię i dyplomacją papieska, która zawsze pragnęła doprowadzić do skutku dawny plan ligi przeciw Turkom. Do szczętu pogrzebał sprawę francuską zuchwały i intrygancki poseł Ludwika XIV, de Vitry, który rozpoczął intrygę, aby króla zdetronizować. Rzecz wyszła na jaw i wywołała takie oburzenie, że sejm warszawski z roku 1683 zgodził się na sojusz z Austrią. Naczelnik partii francuskiej, podskarbi w. kor., Andrzej Morsztyn, zagrożony sądem sejmowym, złożył urząd i wyjechał do Francji. Teraz zawarto przymierze zaczepno-odporne z cesarzem: cesarz miał dostarczyć 60.000 ludzi i zapłacić 1.200.000 złotych, Polska zaśmiała dać 40.000 ludzi. Gdyby nieprzyjaciel obległ Wiedeń, Kraków lub Warszawę, miało państwo bezpośrednio nie zaczepione śpieszyć sprzymierzeńcowi na odsiecz z całym wojskiem. Dowództwo maił mieć ten z monarchów, który pierwszy osobiście z armią przybędzie na pole bitwy. Jako cel przymierza wymieniono odzyskanie Węgier dla cesarza, a Podola z Kamieńcem dla Polski.
Wielki Wezyr Kara Mustafa wkroczył w roku 1683 do Austrii i obległ Wiedeń. Wiódł ze sobą 300.000 Turków, Tatarów, Wołochów i Węgrów Tokolego. Oprócz licznych ciurów zdolnych zarówno do grabieży jak i patroli Tatarów i innych wojsk nieregularnych, miał przynajmniej 138.000 regularnego żołnierza. Strach padł na całe chrześcijaństwo; cesarz opuścił stolicę, bronił jej bohatersko hr. Rydyger Stahremberg. Król Polski, wierny przymierzu, nie czekając na ociągającą się Litwę, ruszył na odsiecz, wiodąc około 30.000 doborowego wojska. Na Łęgu Tulneńskim połączyły się wojska polskie z austriackimi pod ks. Karolem Lotaryńskim i z posiłkami niemieckimi. Objąwszy naczelne dowództwo nad całą, około 76.000 armią, Sobieski dnia 11 września zajął Kahlenberg, dnia 12 września 1683 roku stoczył pamiętną bitwę pod Wiedniem, uwieńczoną jednym z największych zwycięstw. Wszystkie wojska spełniły świetnie swą powinność, a rozstrzygający atak wykonała husaria polska. Cały niezmierny obóz Turecki i zielona chorągiew proroka, stały się łupem zwycięzców. Sobieski nazajutrz wjechał do Wiednia wśród uniesienia wdzięcznych mieszkańców, dnia 15 zjechał się z cesarzem w Szwechacie. Ruszył potem z Karolem Loraryńskim za uciekającymi Turkami na Węgry. Pobił ich pod Parkanami, koło Ostrzyhomia. Zdobył owe miasto i zostawiwszy część wojsk w Węgrzech na leżach zimowych, wrócił do domu.
Sławna wyprawa Sobieskiego pod Wiedeń, stanowi epokę w dziejach kwestii wschodniej, bowiem od tego czasu Porta schodzi coraz bardziej na stanowisko odporne wobec państw chrześcijańskich. Największą korzyść z tej wyprawy odniosła Austria, która odtąd, dalszą wojnę wiodła szczęśliwie i odzyskała całe niemal Węgry. Król Jan nie zebrał natomiast owoców swojej krwawej pracy, wszelkie bowiem późniejsze wyprawy polskie, w porozumieniu z Austrią, na Kamieniec i na Mołdawię przeciw Turkom, spełzły na niczym.
W 1686 roku, nawet Sobieski poniósł dla tej wojny ciężką ofiarę. Aby i Moskwę wciągnąć do „Świętej Ligi”, zawarł z nią, za pośrednictwem Krzysztofa Grzymułtowskiego, wojewody poznańskiego, tak zwany: pokój Grzymułtowskiego, mocą którego, za obietnicę działania przeciw Turcji i półtora miliona talarów, terytoria, rozejmem andruszowskim tylko czasowo odstąpione, na zawsze miały być wcielone do Moskwy. Lecz ta ofiara nie przyniosła korzyści; bowiem w wielkiej wyprawie na Wołoszczyznę, którą następnie król przedsiębrał, nie otrzymał pomocy ani od cesarza ani od Moskwy. Chodziło tu o rzecz ważną, bo Sobieski chciał na tronie tego kraju osadzić swego syna, Jakuba, a tym samym ułatwić mu pozyskanie tronu w przyszłości. Austria w tej sprawie nie poparła króla, a nawet stosunki między sprzymierzeńcami oziębły, jednak później podczas nowej wojny Ludwika XIV przeciw Austrii i odzyskania Belgradu przez Turków, poprawiły się znacznie. Cesarz doprowadził teraz do skutku, małżeństwo Jakuba z siostrą swej żony. Ponowna wyprawa na Wołoszczyznę w 1691 roku, nie powiodła się również, gdyż także teraz obiecane posiłki austriackie nie nadeszły, a szlachta, zniechęcona do przedłużającej się wojny, uchwaliła tylko skąpe podatki.
Umarł Jan III nie doczekawszy się końca wojny i upragnionego zwrotu Kamieńca. Dopiro za jego następcy, Augusta II, po zwycięstwach Eugeniusz Sabaudzkiego pod Zentą (1697) i hetman p.k., Feliksa Potockiego, pod Podhajcami (1698), zmuszono Portę do zawarcia pokoju w Karłowicach. Austria otrzymała: Siedmogród i Węgry, aż pod Sawę, z wyjątkiem Banatu; Moskwa: Azow; Polska zaś: przeddnieprzańską Ukrainę i Podole wraz z Kamieńcem, 1699 roku. Wenecja, która też do Ligi przystąpiła, zyskała Dalmację i Moreę.
Pokój karłowicki, który Polsce przywrócił utracone kraje, był dla niej ważny z jednej prostej przyczyny, wreszcie ustały wojny z Turkami. Oba państwa, zmuszone bronić się od rosnącej przewagi Moskwy, często nawet od tego czasu zawierały ze sobą przymierza.
Wszystko to, co wydarzyło się za panowania Jana III za granicą, nie miało wiele dobrych następstw wewnątrz naszego kraju. Sobieski był świetnym przywódcą wojennym, a także dobrym królem. Jednak wszystkie jego starania i troski, o to aby w naszym kraju, ludziom żyło się lepiej, spełzły na niczym. Jedynie w niewielkim stopniu udało mu się coś polepszyć w Polsce.
Król Jan III zamierzał przeprowadzić niektóre reformy, zwłaszcza wojskowe; szczególniejszą zaś uwagę zwracał na Ukrainę i sprawy ruskie. Na Ukrainie polskiej, mimo traktatu bakczyserajskiego, odżyła na nowo kolonizacja i praca gospodarcza. Zreorganizował król część kozaków, którzy oddawali mu pewne przysługi w walkach z Turcją. Prawidłowe stosunki nie mogły jednak powrócić, gdyż na Ukrainie moskiewskiej prowadzono ciągle, zwłaszcza po monasterach dyzunickich, z niesłychaną zaciekłością propagandę nienawiści religijnej i unii, którą polska Ukraina przyjęła. Skutkiem tego zaczęły się teraz zbierać za Dnieprem kupy zbrojne, ciemnych fanatyków lub prostych łotrów, które pod pozorem wiary napadały spokojnych mieszkańców polskiej Ukrainy. Ten smutny okres w historii Ukrainy nazwano: „Hajdamaczyzną”.
Wskutek utraty Kijowa i Zadnieprza odłączone zostały od Polski główne ogniska propagandy schizmatyckiej. Sobieski pracował gorliwie nad wprowadzeniem ostatecznej zgody w cerkwi ruskiej i doprowadził do tego, że biskupi najwytrwalszych dotąd w schizmie diecezji, mianowicie przemyski i lwowski, oświadczyli gotowość przystąpienia do kościoła katolickiego. Za życia Jana przyjął unię, wraz z całą diecezją, biskup przemyski Innocenty Winnicki. Za nim poszli, formalnie dopiero za następcy Sobieskiego: biskup lwowski, Józef Szumlański, biskup Łucki Dionizy Zabokrzycki, a wreszcie Stauropigia lwowska. W ten sposób wszystkie już niemal diecezje kościoła wschodniego granicach Rzeczypospolitej, z wyjątkiem tylko mohilewskiej, zostały połączone unią z kościołem katolickim.
Lecz tylko w tym jednym względzie zaszły za króla Jana zmiany na lepsze; z resztą nic się nie poprawiło. Owszem wzmagał się rozstrój wewnętrzny w sposób przerażający. To francuska, to austriacka partia knuła spiski w celu detronizacji króla; sejmy Jana w późniejszych latach zrywano, jeden po drugim. Do zamętu przyczyniały się także dążenia dynastyczne króla, intrygi i chciwość niegodnej królowej, niesmaki domowe pomiędzy królestwem i królewiczem Jakubem. Sobieski umarł w ulubionym Wilanowie w 66 roku życia, zostawiając trzech synów: Jakuba, Aleksandra i Konstantego, 1696 roku.
Podsumowując nasze rozważania dotyczące polityki zagranicznej za panowania Jana III Sobieskiego, dochodzimy do wniosku, że Polska w ówczesnej Europie była wewnętrznie słaba zarówno gospodarczo jak politycznie. Jednak nie można tego powiedzieć o sile militarnej kraju. Kiedy król Jan objął dowodzenie nad wojskiem Polskim, nie jedno państwo chciało go pozyskać jako swojego sprzymierzeńca. Władca bardzo starał się, aby jego kraj po wielu poniesionych klęskach, inne narody uważały za państwo równe lub nawet lepsze od swojego. Świadczą o tym między innymi: wojny z Turkami i Tatarami czy odsiecz Wiedeńska.
Moim zdaniem, gdyby Sobieski po swoich dokonaniach mógł kraj jeszcze kontrolować, to na pewno jego marzenia o mocnej i niepodległej Polsce mogłyby się urzeczywistnić.