„Na podstawie literatury przedmiotu przedstaw i uzasadnij, dlaczego niektóre koncepcje pedagogiczne z przeszłości nie cieszące się obecnie szerszym uznaniem wychowawców można było by wykorzystać współcześnie w wychowaniu dzieci i młodzieży
„Niech to złotą będzie zasadą dla uczących ażeby, co tylko mogą udostępniali zmysłom, a więc rzeczy widzialne - wzrokowi, słyszalne - słuchowi, zapachy - węchowi, rzeczy smak mające - smakowi, namacalne dotykowi, a jeśli coś jest uchwytne dla kilku zmysłów -należy je kilku zmysłom na raz udostępnić"
Złota zasada Jana Amosa Komeńskiego
Już myśliciele starożytni widzieli w szkole źródło rozsądku, niezbędnego racjonalizmu i sceptycyzmu, który może uchronić młodego człowieka przez atakiem szarlatanów wróżby, przesądów i zabobonu. Szkoła, podejmując delikatny proces wychowania i edukacji, ma ogromny wpływ na kształtowanie sposobu myślenia i życia swych adeptów.
Bogdan Suchodolski mówi, że „rzeczą najważniejszą w wychowaniu współczesnym jest kształtować ludzi tak, aby umieli oni żyć w warunkach współczesnej cywilizacji, aby potrafili podołać zadaniom, które im stawia, aby korzystali z możliwości kulturalnego rozwoju, którego im dostarcza, aby wiedzieli, ku czemu i jak dążyć, z jakich źródeł czerpać radość życia”. Wychowanie jest więc przygotowaniem człowieka do zadań, jakie powstają w wyniku rozwoju współczesnej cywilizacji. Jest ono zarazem przysposobieniem jednostki do życia.
Było i jest wielu pedagogów tyleż samo jest koncepcji wychowawczych. Wiele z nich odeszło w zapomnienie a moim zdaniem niektóre z nich powinny wrócić do łask dzisiejszego świata. Jak na przykład obowiązkowe fartuszki szkolne, które ja jeszcze pamiętam z dzieciństwa, a które dla mojej młodszej siostry są już mitem. Uczyły one dyscypliny i szacunku dla instytucji i ich pracowników, czego według mnie brakuje młodzieży w dzisiejszych czasach.
Po zapoznaniu się z dość obszerną literaturą przedmiotu odnalazłam wiele koncepcji wychowawczych, których przywrócenie, (choć po części) mogłoby zaowocować poprawą sytuacji wychowawczej w Polsce. Wybrałam koncepcje John’a Dewey’a, Rudolfa Steiner’a, Janusza Korczaka, Celestyna Freineta i Aleksandra Kamińskiego.
John’a Dewey’a uważa się za głównego twórcę ruchu "nowego wychowania”. "Dewey oparł system wychowania na zasadzie uczenia się przez działanie, które przez dostosowanie do natury dziecka treści i metody pracy szkolnej, związane z aktualnym życiem społecznym, stanowić miało podstawę kształtowania indywidualności, aktywności dziecka i równocześnie jego uspołecznienia". J. Dewey wprowadził zatem do pedagogiki podmiotowości wychowania. Dziecko to też człowiek. Wychowanie musi opierać się na swobodzie. Akcent położony był na aktywność praktyczną i manualną. Głównym celem szkoły było pobudzanie wrodzonych zdolności dzieci, zainteresowań, wzbogacanie doświadczeń, samodzielna praca, natomiast wiedzę zdobywało się niejako przy okazji.
W szkole nie było lekcji i przedmiotów, ośrodkiem był problem, który napotykało dziecko w codziennym życiu i jego rozwiązanie mające doprowadzić do nabywania wiadomości, dlatego zadaniem szkoły było stwarzanie sytuacji będących źródłem owych problemów.
Osobiście uważam, że słusznym jest stawianie dziecka naprzeciw problemom. Nie chodzi mi o wielkie problemy, lecz te na miarę małego człowieka. Byłoby to bardzo dobrym przygotowaniem do dorosłego życia, w którym niejednokrotnie człowiek musi radzić sobie sam. Dziecko uczy się rozwiązywania problemów, radzenia sobie w trudnych sytuacjach, a tym samym samodzielności. Sądzę, że jest to potrzebne, szczególnie w dzisiejszych czasach, w których dzieci są bardziej uzależnione od swoich rodziców. Popieram także pomysł zlikwidowania lekcji i przedmiotów, tylko w początkowych klasach. Wszelkiego rodzaju ograniczenia czasowe zmuszają nauczycieli do „gonienia” z materiałem, co powoduje przekazanie okrojonych partii materiału, a przede wszystkim brak czasu na samodzielne dochodzenie przez dzieci do rozwiązań i własnych przemyśleń.
Kolejną koncepcję ja uważam za kontynuację moich wcześniejszych wywodów.
Koncepcja Rudolfa Steiner’a, który uważa, że człowiek podlega w swym rozwoju cyklowi siedmioletniemu, toteż teoria i praktyka pedagogiczna musi być zróżnicowana i odpowiednia do etapu rozwoju dziecka, a formy oddziaływań pedagogicznych odpowiednio dobrane. Wyraz tych założeń, Steiner ziścił powołując do życia tak zwane szkoły Waldorskie.
W klasach niższych powinny dominować zajęcia o charakterze artystycznym i dopiero z czasem można wprowadzać przedmioty o charakterze czysto intelektualnym. Już od pierwszej klasy powinno nauczać się dwóch języków obcych, gdyż w tym właśnie wieku dziecko łatwo uczy się przez naśladownictwo i opanowuje szybko i na trwałe zasady artykulacji i intonacji zdaniowej.
Ważną rolę powinny odgrywać w szkole zajęcia o profilu artystycznym i praktycznym: prace ręczne, rzemieślnicze, ogrodnictwo, plastyka, malowanie, muzyka, eurytmia inaczej rytmika. Służą one wszechstronnemu rozwojowi osobowości dzieci i młodzieży.
W szkole nie powinno się stawiać ocen i nie powinno być drugoroczności, gdyż nauka nie ma tu na celu selekcji, ale raczej wychodzi się z założenia, iż korzyści wychowawcze, płynące z pozytywnego oddziaływania zespołu klasowego i tym samym poczucia bezpieczeństwa, pozwolą na przezwyciężenie przejściowych często trudności w nauce.
Zdaniem Steinera powinna istnieć ścisła współpraca z rodzicami uczniów, którzy są integralnym podmiotem całego procesu oddziaływania wychowawczego szkoły, ich aktywność powinna stanowić nieodłączny składnik całej koncepcji funkcjonowania szkoły.
Pozwoliłam sobie wymienić jedynie te założenia, z którymi się zgadzam.
Po ostatniej reformie szkolnictwa z programu szkolnego w dużej mierze znikły zajęcia takie jak plastyka, czy technika, które wyrabiały sprawności manualne i tak jak technika, na przykład uczyły prostych dla dorosłego człowieka prac, jak robienie kanapek, czy nawet karmnika. Teraz rodzice nie zawsze znajdują czas na nauczenie, czy choćby pomoc, takie sprawności zawsze się przydają i ożywiają wyobraźnię.
Oceny w szkole nie powinny być stopniami, lecz powinny być to oceny opisowe niezależnie od wieku ucznia. Stopnie straszą młodego człowieka i nie zawsze są adekwatne do wiedzy danej osoby. Ocena opisowa natomiast dałaby niejaką pewność, że uczeń zostanie sprawiedliwie oceniony. Przysporzyłoby to pracy nauczycielom, ale uspokoiłoby młodych ludzi, a zależy nam na tym, żeby szkoła zachęcała, a nie zmuszała do nauki. Podobna sytuacja jest w związku z drugorocznością. Od wieków wiadomo, że jeśli coś jest nakazane robi się to z mniejszym zapałem lub z przymusu. Jeśli uczniowie będą wiedzieli, że nie grozi im nie zaliczenie z większą chęcią będą się uczyli, bo będą wiedzieli, że robią to tylko dla siebie.
Jeśli natomiast chodzi o współpracę nauczycieli z rodzicami, to powinna ona wyglądać inaczej niż dotychczas. W dzisiejszych czasach faktycznie ona istnieje, ale pełni funkcję informacyjną. Każdy wie, jak to wygląda. Nauczyciel zwołuje zebranie z rodzicami w celu poinformowania ich o efektach pracy ich pociech, a po „wywiadówce” dziecko zostanie pochwalone bądź skarcone. „Dziś nauczyciele wychowują sobie, a rodzice sobie.” Nauczyciele na bieżąco powinni informować rodziców o poczynaniach ich dzieci i przede wszystkim traktować rodziców jako nauczycieli, co wiąże się z informowaniem o zamiarach, sposobach kształcenia i prowadzenia zajęć. Taki kontakt z rodzicami na pewno zaowocowałby zwiększeniem skuteczności wychowania.
Kolejną koncepcją pedagogiczną, którą widziałabym w teraźniejszym szkolnictwie jest koncepcja Janusza Korczaka.
Myślą przewodnia jego koncepcji jest troska o rozwój samorządności dzieci i młodzieży. Prawidłowy rozwój samorządności upatrywał w działaniu samorządu zakładowego i szkolnego oraz jego organów to jest: Sąd Koleżeński, Rada Samorządowa i Sejm Dziecięcy oraz plebiscyt życzliwości i niechęci.
W skład Sądu Koleżeńskiego wchodziło 5 wychowanków, tworząc zespól sędziowski i wychowawca jako sekretarz. Zespól sędziowski opierał się w orzekaniu wyroków na kodeksie stworzonym przez Korczaka. Kodeks składał się ze 100 paragrafów, z których tylko kilka było skazujących. Sąd odbywał się raz w tygodniu bez stron zainteresowanych. Sędziami mogli być wychowankowie, którzy nie byli uczestnikami, w którejś ze spraw. Podczas jednego posiedzenia rozpatrywano kilkanaście ze spraw. Skargi można było podawać na samego siebie i na dorosłych. Ostateczną decyzję podejmowano przez głosowanie. Takie prawo miał tylko skład sędziów. Wyroki ogłaszano w gazetce i na tablicy. Dokonywano zestawień okresowych, którymi zajmował się sekretarz.
Rada Samorządowa natomiast do chwili powołania Sejmu Dziecięcego była organem ustawodawczym, a później wykonawczym. Zajmowała się zaspokajaniem potrzeb życiowych i kulturalnych wychowanków. Jej szczególnym zadaniem było powoływanie "komisji problemowych". Obradowała raz w tygodniu, złożona z 10 uczniów i 1 wychowawcy, który był przewodniczącym i sekretarzem.
Sejm Dziecięcy był to organ wybitnie ustawodawczy. Do jego najważniejszych zadań należało: zatwierdzanie i uchylanie decyzji podjętych przez Radę Samorządową, podejmowanie uchwal dot. świąt i innych wydarzeń decyzja o wydaleniu z zakładu i przyjmowaniu nowych mieszkańców. Składał się z 20 posłów, kandydat na posła musiał uzyskać 4 glosy. Sejm obradował raz w roku pod przewodnictwem Korczaka. Plebiscyt życzliwości i niechęci polegał na wzajemnym ocenianiu się wychowanków, oceny zgłaszano za pomocą kartek plebiscytowych oznaczonych + (lubię go), - (nie lubię go), lub 0 (nie znam go). Miął pomóc w ocenianiu swych kolegów. Pełnił funkcję diagnostyczną i wychowawczą. Pozwalał orientować się w stosunkach miedzy uczniami. Odbywał się co rok, dzięki niemu nadawano miana obywatelskie (towarzysz, mieszkanie i obojętny mieszkaniec). Nowo przybyły był nowicjuszem. Tym, którzy otrzymali miano obojętnego mieszkańca lub uciążliwego przybysza przysługiwało prawo do rehabilitacji. Dodatnie miana wiązały się z przywilejami, a ujemne z ograniczeniami. Plebiscyt stosowano również wobec wychowawców. Za niskie oceny wychowawca musiał zrezygnować z pracy.
Kroczak widział celowość wydawania gazetki i przywiązywał do tego ogromna wagę. Uczy sumiennego wywiązywania się z przyjętych zobowiązań, uczy planowej pracy, śmiałości w wypowiadaniu przekonań, reguluje i kieruje opinią społeczną. Gazetkę wydawał komitet redakcyjny.
Zakłady były sposobem oddziaływań wychowawczych. Dotyczyły przezwyciężenia złych skłonności lub manier oraz nabywania dobrych nawyków czy upodobań. Zawierane w obecności nauczyciela przez ucznia samego z sobą. Dzieci zakładały się, ze będą się lepiej uczyć, zachowywać itp. Wychowawcza zapisywał deklaracje dzieci i po upływie czasu zgłaszał ostateczny wynik, co nie podlegało kontroli. Zakładom mówiącym, że wychowanek będzie stopniowo się poprawiał przypisywano duża wartość wychowawcza.
Jest to sposób wzbudzania w dzieciach poczucia współodpowiedzialności za daną instytucję. Dzieci lubią bawić się w dorosłych, a uważam, że koncepcja Korczaka jest koncepcją, która taką zabawę dzieciom umożliwia. Podopieczni sami decydują o tym jak będzie wyglądało miejsce ich pracy i ich otoczenie. Sami przydzielają sobie kary i nagrody. Sami kreują swój świat. Wiedzą, że aby ten świat był wspaniały muszą zachowywać się uczciwie w stosunku do innych i samych siebie. Żyją przez to w atmosferze szczerości i życzliwości, a to, czego nauczą się jako dzieci będą kontynuować w dorosłym życiu. Myślę, że takie organy powinny znaleźć się w każdej szkole i nauczyciele powinni się z nim liczyć, gdyż inaczej nie zostanie osiągnięty zamierzony efekt.
Swoistym uzupełnieniem koncepcji Janusza Korczaka jest koncepcja Celestyna Freineta.
Koncepcja Freineta w literaturze występuje pod nazwą "Nowoczesna Szkoła Francuska Technik Freineta". Freinet między innymi twierdził, że należy zrezygnować z wywierania nadmiernego wpływu na uczniów, zbyt częstego ich instruowania i narzucania im swojego zdania, a także zrezygnować ze zbyt licznych klas i nauczycieli pozbawionych optymistycznej wiary w życie. Takie założenia maja na celu poprawienie kondycji umysłowej dziecka, zmotywowanie go do samodzielnego i kreatywnego myślenie, a mniejsze klasy zapewniają o tym, że nikt i nic nie umknie uwadze nauczyciela. A jeśli o nich chodzi to nauczyciel pozbawiony optymistycznej wiary w życie, to nie nauczyciel z powołania, a tylko taki będzie w stanie odpowiednio wychowywać dzieci.
Henryk Spencer rozwinął teorię nadmiaru energii: dzieci bawią się, aby wyładować nadmiar sił żywotnych, życiowej energii, która w tym wieku nie znajduje ujścia w pracy. Amerykański pedagog i psycholog Hall stworzył pierwotną teorię zabawy. Według tej teorii w zabawie przejawiają się te skłonności natury ludzkiej, które charakteryzowały naszych przodków w minionych etapach rozwoju historycznego i które zanikły wraz z rozwojem cywilizacji. Karol Gross traktował zabawę jako ćwiczenie przygotowawcze. Gross porównywał zabawy dzieci z zabawami młodych zwierząt, twierdząc, iż czynności zabawowe przygotowują do wielu czynności wykonywanych później, już w wieku dojrzałym. Edward Claparede odnosząc się do Pedagogiki Montessori, jako pierwszy sformułował zarzut o braku twórczej zabawy. Innym pedagogiem, który zalecał naukę poprzez zabawę był Aleksander Kamiński.
W ramach swojej koncepcji sugeruje cztery sposoby prowadzania lekcji. Zabawy dydaktyczne, zajęcia w grupach, lista umiejętności i swoista atmosfera wychowawcza.
Zabawy dydaktyczne są próbą urozmaicenia zajęć lekcyjnych i stanowią jedną z głównych form ujawniania się rzeczywistych zainteresowań uczniów. Polegają na zaproponowanej im doraźnej czynności, mającej na celu wzmożenie procesu uczenia się. Zalecał przechodzenie od zabaw prostych do złożonych, od zabaw o tematyce konkretnej do zabaw o tematyce abstrakcyjnej, od zabaw luźnych do zabaw organizowanych według ściśle określonych reguł, od zabaw motorycznych, naśladowczych do zabaw odwołujących się do sztuki wiedzy, techniki. Podaje liczne przykłady zabaw, jakie można stosować na lekcji polskiego, matematyki, biologii, geografii i wychowania fizycznego. Zobowiązuje w ten sposób nauczycieli do kierowania się kilkoma wskazówkami wychowawczymi i organizacyjnymi by zabawy: były organizowane z umiarem i tylko we fragmentach lekcji, kiedy będą ku temu użyteczne pod względem dydaktyczno wychowawczym, by nie były synonimem nieładu i chaosu, były stosowane dopóki budzą ciekawość i zainteresowanie, były prowadzone z inicjatywy uczniów i zgodne z ich pomysłami, nie wywoływały chęci nadmiernego współzawodnictwa, nie były zbieżne z zabawami, z jakimi uczniowie spotykają się na zbiórkach harcerskich i zuchowych, odzwierciedlały zainteresowania dzieci i dorosłych.
Listę umiejętności traktuje się to nie jako wyróżnienie, lecz jako dowód posiadanej przez ucznia sprawności. Za jej pomocą dąży się do wykrycia uzdolnień i zamiłowań uczniów. Zaproponowana lista umiejętności zawierała wielki wybór umiejętności umysłowych, artystycznych, technicznych i społecznych. Lista taka obejmuje w klasach starszych umiejętności szkolne i amatorskie. Uczniowie powinni wykazać się umiejętnościami z różnych dziedzin. Warunkiem wpisu na listę jest poddanie się specjalnej próbie sprawdzenia swych umiejętności. Dokonuje tego nauczycie wobec całej klasy lub na osobności. Mogą być komisje złożone z 2-3 uczniów lub w warunkach domowych z 4-5 dorosłych. Zdobycie umiejętności nie wpływa na oceny szkolne.
Stworzenie takiej atmosfery, jaka panuje na zbiórkach harcerskich. Źródłem i przejawem jej są panujące stosunki miedzy nauczycielami i uczniami. Sytuacja taka jest możliwa, gdy nauczyciel obdarza uczniów życzliwością, jest lubiany i szanowany oraz skłonny do udzielenia im pochwały, aprobaty, uznania niż nagany. Pozwala się porozumiewać uczniom z nauczycielem i miedzy sobą, a także swobodnie poruszać po klasie.
Z własnego doświadczenia wiem, że aby obudzić aktywność u dzieci w trakcie zajęć należy je „rozruszać”, a zabawy w miałyby właśnie tali rezultat. Lista umiejętności natomiast budziłaby w dzieciach współzawodnictwo. W harcerstwie za sprawność otrzymuje się odznaczenie, które jest wyróżnieniem. Dzieci starają się o takie odznaczenie, bo ono podnosi ich samoocenę. Tak samo działałaby lista umiejętności.
Jest wiele teorii wychowania, które z pewnością sprawdziłyby się w dzisiejszych czasach, gdyby tylko pozwolono im na powrót. Jednak pedagodzy zdają się być tak zajęci kreowaniem nowych koncepcji, że chyba już zapomnieli o tych, dzięki którym pedagogika zaczęła się rozwijać.
Literatura:
• Ł. Kurdybacha (red.) – „Historia wychowania”
• J. Miąso (red.) – „Historia wychowania XX wieku”
• S. Kot – „Historia wychowania”
• S. Wołoszyn – „Historia wychowania i myśli pedagogicznej w zarysie”
• S. Wołoszyn – „Nauki o wychowaniu w Polsce w XX wieku” wyd. II Kielce 1998
• B. Śliwerski – „Współczesne teorie i nurty wychowania”
• M. Łobocki – „W poszukiwaniu skutecznych form wychowania” 1990
• H. Muszyński – „Zarys teorii wychowania” 1981
• J. Górniewicz – „Teoria wychowania (wybrane problemy)” 1996
• S. Hessen – „O sprzecznościach i jedności wychowania” 1997
• S. Hessen – „Podstawy pedagogiki” 1931