Samotnicy z wyboru czy z konieczności? Rozważania na temat bohaterów Mickiewicza, Prusa i Żeromskiego.
Samotnicy, marzyciele, idealiści …,wielu ich było w polskiej literaturze. Czym jest samotność, z czego wynika? Dlaczego jedni ludzie potrzebują towarzystwa innych, zarówno na co dzień, jak i wtedy, kiedy podejmują się czegoś ważnego, wyjątkowego, inni wręcz przeciwnie – kochają samotność, chwile spędzone z sobą i odsuwają się od otoczenia. Ale kiedy jest to kwestia wyboru wszystko wygląda inaczej – jest prostsze. Tymczasem często bywa tak, że stajemy się samotnymi z konieczności, bo nie można inaczej, bo mamy świadomość nieakceptacji i odrzucenia. A to już sytuacja tragiczna. Jeszcze bardziej skaplikowane wydają się wtedy, kiedy już nie wiadomo, czy to konieczność czy świadomy wybór. Tak czy inaczej to stan ducha, który przygnębia, pogrąża w smutku i najczęściej odbiera chęć życia.
A co na ten temat „mówi” literatura? Do jakich refleksji skłonić może młodego czytelnika, który podąży śladami bohaterów – samotników?
Wielu ich było w twórczości romantyków, zwłaszcza Adama Mickiewicza. Samotny jest bohater „Konrada Wallenroda” – wychowany na Krzyżaka, wyobcowany, nieszczęśliwy, pełen moralnych dylematów. Kiedy dowiaduje się, że jest Litwinem i dojrzewa w nim miłość do prawdziwej ojczyzny, będzie potem realizować plan jej ratowania metodą podstępu i zdrady. Osiągnie najwyższe zaszczyty, zaufanie Krzyżaków, zapewni sobie rycerską sławę i będzie dojrzewać do ostatecznej klęski Zakonu. Zanim tak się stanie, przeżywać będzie męki, cierpienia, samotność, rezygnacje z miłości do Aldony i doświadczać bólu istnienia pod maska Wielkiego Mistrza, który musi postąpić jak lis, a chciałby walczyć jak lew. Dla ratowania ojczyzny poświęci w końcu to, co najcenniejsze – życie i honor, ale klęska zakony oznacza także jego moralną klęskę.
Jestem w stanie pojąć ogrom cierpień bohatera, wyobrażam sobie, jak trudno działać w pojedynkę, w tajemnicy, w samotności, pod maską i żyć wśród wrogów. Ale nie potrafię ostatecznie go ocenić. Czy warto było? Skoro uratował ojczyznę, to tak, ale aż taką cenę trzeba płacić, chcąc być patriotą? Czy patriotyzm to aż tak bezgraniczne poświęcenie? Nie wiem.
Konrad Wallenrod przypomina mi trochę współczesnych agentów wywiadu, ale czy są wciąż potrzebni?
Czy bohater musiał być sam? Z treści utworu wynika, że nie było innego sposobu ratowania Litwy, że to ostateczność, a cel uświęca środki.
A Konrad z Dziadów cz.III ? Jego też cechuje bezgraniczna miłość do ludzi. Bohater czuje w sobie cierpienie innych i pragnie im pomóc. Nie są mu obce romantyczne ucieleśnienia, silny indywidualizm, poczucie samotności, rozgoryczenia, zwątpienia, bunt.
W wielkiej improwizacji mówi:” Samotność, cóż po ludziach? Czym śpiewak dla ludzi (…)?” Przekonany w swej wielkości i sile, umotywowany pragnieniem uszczęśliwiania swego umęczonego niewolą narodu, przypomina Prometeusza. Aby swój naród uszczęśliwić gotów jest walczyć nawet z samym Bogiem, bo „ za miliony kocha i cierpi katusze.” Ale niczego nie osiągnie. Jego bunt i pycha nie mogą być przecież nagrodzone przez Boga.
Konrad będzie wywieziony w głąb Rosji, nie uratuje swojego narodu, a z „z tych ran uleczy go chyba jedynie śmierć”.
No cóż, samotna walka romantycznego bohatera – choć bardzo piękna – nie mogła zakończyć się sukcesem. W końcu sami romantycy dochodzą szybko do takiego wniosku. A Jacek Soplica z „Pana Tadeusza” już nie walczy sam, tylko „za naród i z narodem”.
Dziś tym bardziej wydaje się oczywiste, że w walce samotnych bohaterów, choćby najwspanialszych herosów, trudno szukać drogi do wyzwolenia ojczyzny.
Rozumiem jednak, dlaczego Jacek Soplica pokutuje w samotności, ukrywa się pod pseudonimem księdza Robaka. Najpierw musi przemyśleć w samotności wszystko, co doprowadziło go moralnego upadku, potem samotność staje się pokutą – karą za uczynione zło, a dopiero, kiedy się zrehabilituje, odsłoni swoje prawdziwe oblicze.
Samotność to nie tylko znamię bohaterów bohaterów I poł. XIX w. Także w następnej epoce nie brakowało podobnych postaci.
Stanisław Wokulski z „Lalki” B.Prusa to trochę romantyk, trochę pozytywista w każdej z tych ról wyobcowany i samotny.Kidy jako młody chłopak był subiektem w kawiarni u Hopfera, znosił rozmaite upokorzenia. Zdecydował się kształcić, studiować, a otoczenie drwiło z subiekta o tak wygórowanych marzeniach. Czuł się samotny, ale uparty w dążeniu do celu. Także w dalszym życiu zaznawać będzie smaku samotności i niezrozumienia. Kiedy ożeni się z Minclową, realizować się zaczną jego marzenia o społecznym i materialnym awansie, ale ponieważ nie jest szczęśliwy w tym związku, jest właściwie sam, bo nie pasują do siebie, jest też sam w świecie arystokracji, do którego próbuje się zbliżyć, aby zdobyć ukochaną Izabelę. Jest sam w świecie mieszczaństwa, do którego przynależy przecież jako kupiec. Jego tragizm ma swe źródła nie tylko w nieszczęśliwej miłości, ale i w przekonaniu, że jest człowiekiem bez miejsca na ziemi, bo arystokracja nim gardzi, a mieszczaństwo nie rozumie jego ambitnych planów i podejmowanych działań. Ostatecznie nie wiemy, jak zakończyły się losy bohatera, ale jedno wiem na pewno, że miłość i realizm muszą iść w parze, że marzenia i wyobrażenia nie mogą przesłonić trzeźwego spokojnego patrzenia na świat, że nie należy wyobrażać sobie, iż świat jest lepszym niż w istocie jest. Przez taki pryzmat trzeba tez patrzeć na ludzi i nie szukać w śród nich aniołów.
Kiedy myślę o Wokulski, który w końcu ożeniłby się z Izabelą, wiem, że byłby w tym związku na pewno bardzo samotny, wyobcowany ze świata, którym przyszłoby mu żyć i jeszcze bardziej nieszczęśliwy. Czy warto wiec za wszelką cenę starać się wejść tam, gdzie nas nie chcą, by doświadczyć obcości i samotności?
A Ignacy Rzecki? To postać trochę zabawna, ale sympatyczna uważana za dziwaka. Sklep, którego jest świetnym zarządcą, Stach Wokulski, którego jest wiernym przyjacielem, pani Stawska i ponad wszystko Napoleon – to wszystko, czym żyje bohater – uczestnik wiosny ludów i powstania styczniowego. Nie przyjmuje do wiadomości, że jego ideały są to tylko nierealne urojenia, zwłaszcza myśl o wyzwoleniu, które przyniesie idea Napoleona, wskrzeszona przez potomków cesarza. Woli nie myśleć, że inni postrzegają go jak dziwaka, woli pozostać też przy swych zasadach prawdziwego, tradycyjnego kupca, aniżeli przystosować się do zmian, jakie i na tej płaszczyźnie się dokonały.
Jest sam i jak dziecko zachowuje się w świecie lalek i zabawek, zmieniając wystawy w sklepie. Tylko wtedy wydaje się szczęśliwy, a poza tym samotny, wyobcowany, wyśmiewany przez tych, którzy łokciami przechodzą przez życie. Do drapieżnego świata kapitalizmu nie pasuje, toteż współczuję mu, na swój sposób podziwiam za wierność swoim ideom i zasadom, ale wiem, że na życie trzeba patrzeć trzeźwo, a nie przez pryzmat idei trzeba, choć trochę przystosować się do rzeczywistości, w której się żyje, skoro w pojedynkę się jej nie zmieni, a ona do nas się nie dostosuje, nie zatrzyma w biegu.
To przecież obrona przed samotnością, odrzuceniem, wyobcowaniem.
Spadkobiercami romantycznej i pozytywistycznej tradycji są bohaterowie Stefana Żeromskiego, więc i tu nie bark samotników – z wyboru, czy z konieczności. Z tym drugim typem samotności mamy do czynienia w przypadku Joanny Podborskiej i Wiktora Judyma z „Ludzi Bezdomnych”.
Joanna – wcześnie osierocona, całkowicie poświęcała się swoim braciom – zawsze samotna, bez rodzinnego domu, tęskniła za ciepłem domowego ogniska, dlatego tak boleśnie przeżywała rozstanie z Tomaszem, nie pojmując do końca decyzji, która burzy szczęście ich dwojga. Nie dziwię się tej wspaniałej kobiecie i współczuję jej, bo na pewno będzie miała poczucie krzywdy i już zawsze będzie samotna, skazana na samotność przez ukochanego męszczyznę. Natomiast Wiktor Judym brat Tomasza to robotnik z warszawskiej huty, to konspiracyjny działacz, który emigruje z kraju. On i jego najbliżsi czują się źle na obcej ziemi, czują się samotni i wyobcowani. Wiktor ma poczucie nieakceptacji swojego życia, jego ambicją jest osiągnąć inny status społeczny, ale trzeba za to zapłacić wysoką cenę. Losy tego bohatera skłoniły mnie do rozważania czy działacze troszczące się o domy dla innych i lepszy byt dla swych najbliższych, sami muszą w jakimś sensie pozostać bezdomnymi i samotnymi? To pytanie odnosi się przede wszystkim do Tomasza Judyma głównego bohatera „Ludzi Bezdomnych” od dzieciństwa był człowiekiem samotnym, a poprzez zdobywanie wiedzy coraz bardziej wyobcowanym ze środowiska w którym przyszło mu żyć.
Samotność, poczcie niezrozumienia i nieakceptacji czynią z niego bohatera romantycznego. Ale dalsze losy przypominają mi dzieje Wokulskiego z „Laki”. Judym droga wielu wyrzeczeń i poświęceń zdobywa wykształcenie i osiąga wyższą pozycję społeczną. I podobnie jak Wokulski, Judym – lekarz nadal nie jest akceptowany przez innych. Niewątpliwie ma na to wpływ jego pochodzenie, ale i poglądy, jego bezgraniczne zaangażowanie w pracę, samotna nierówna walka jednostki ze złem, z niesprawiedliwością społeczną. Judym ma bardzo silne poczucie odpowiedzialności moralnej wobec biedaków, z których się wywodził. Uważał, że ma wobec nich dług do spłacenia. Poświęca wiec swoje osobiste szczęście, wszystkie siły i czas dla ludzi, którym należy pomóc. Płaci za tą heroiczna postawę i dramatyczny wybór wysoką cenę odejścia od ukochanej Joasi, co wywołuje w nim wewnętrzne rozdarcie i ból. Jest jak „rozdarta sosna” – miedzy miłością do kobiety, a poczuciem obowiązku wynikającym z przekonania, że „nie może mieć ani (…) jednej rzeczy, którą być miłością przygarnął do serca, dopóki z tej ziemi nie znikną te podłe zmory”.
Dziś chciałoby się powiedzieć, że wciąż nie zniknęły „te podłe zmory”, że i w naszych czasach tyle jest niesprawiedliwości, ale czy warto było być aż takim altruistą? Czy samotna walka bohatera i rozstanie z Joasią gwarantowały skuteczność jego dalszych poczynań? Pytanie ma dla mnie charakter retoryczny, bo mam świadomość, że i dziś nie brakuje społeczników, którzy tak wiele czynią dla innych, ale nie oczekujemy od nich wyrzeczeń, samotności, lecz wręcz przeciwnie, dziś wiemy, że jednostka niewiele może, że łatwiej i więcej można osiągnąć, kiedy dla swej idei znajdzie się sojuszników, miłość i osobiste szczęście wcale nie stanowią przeszkody w tych działaniach. Jestem pewien, że gdyby Tomasz Judym nie odtrącił Joasi, byłoby mu łatwiej, a jego działalność byłaby bardziej skuteczna. Nie musiał być sam. Przecież Joasia tez była wrażliwa na ludzką krzywdę, rozumiała go i na pewno byłaby nie tylko kochająca żoną, ale i partnerka wspierająca ukochanego w jego działaniach podtrzymującą w trudnych chwilach.
Osamotnienie nie pomaga w drodze do tak wielkiego celu, jaki bohater sobie postawił. Z kolei samotności z wyboru i w pewnym sensie z konieczności doświadczają bohaterowie opowiadania Stefana Żeromskiego „Doktor Piotr”. Wyraźny nakaz moralny, uczciwość wobec oszukiwanych i okradanych robotników każe synowi podjąć dramatyczną dla niego i ojca decyzję wyjazdu, choć wie, że to zepchnie starca na dno rozpaczy i pogrąży w beznadziejnej pustce, samotności, smutku. Tak długo ojciec był samotny i dlatego tak bardzo tęsknił za synem, marzył o jego powrocie, o tym, że już będą razem, a tymczasem Piotr skazuje ich obu na samotność, na dalszą bolesna rozłąkę w imię przekonania, że tak być musi, dopóki nie spłaci nieszczęsnym ofiarom wstydliwego długu. Moralne przesłanie utworu brzmi jednoznacznie, że nie wolno budować szczęścia na krzywdzie innych”.
Sytuacja ta skłoniła mnie do refleksji nad słusznością wyboru bohatera i nasuwa pytanie, czy kiedykolwiek uda mu się ten dług spłacić. A gdyby nawet mu się udało, to czy jest jeszcze szansa, aby ojciec i syn odnaleźli się, aby pogrążony w bólu i samotności ojciec mógł mu wybaczyć odejście.
Utopijny program naprawy świata realizuje też bohaterka „Siłaczki”. Podobnie jak innym młodym intelektualistą pisarz powierza jej misję pomagania potrzebującym. Stanisława jest wrażliwa na krzywdę i cierpienie, szlachetna, próbuje walczyć z ciemnotą i zacofaniem, jest bezinteresowną altruistką, zdolna do heroicznych poświęceń. Przekreśla osobiste szczęście wyzbywa się wygód, skazuje na samotność dla realizacji społecznych idei. Mimo warunków, które przyczyniły się do choroby i śmieci, pozostaje wierna swej idei, a pocieszeniem i jedyną rekompensatą za ta walkę w trudzie i samotności będzie radość, że jako nauczycielka komuś pomogła i nauczyła czytać i pisać.
Jednak w opinii współczesnego czytelnika to zaledwie kropla w morzu potrzeb i chociaż Żeromski nazwał ją siłaczką, to dziś tak bezkompromisowa sytuacja obok podziwu budzi też wątpliwości. Mnie skłania przede wszystkim do pytania, czy potrzebne są takie wyrzeczenia, żeby realizować swoje ideały. Czy taka postawa moralna miała sens? Czy dla tej kropli w morzu polskich potrzeb warto było zapłacić aż taka cenę? Czy samotność tej bohaterki to na pewno świadomy wybór, czy tez konieczność wynikająca z ówczesnej sytuacji?
Rozważania nad postawami bohaterów uświadomiły mi, jak trudno ich jednoznacznie sklasyfikować i ocenić. Aby ocenić idealistów, aby ich zrozumieć trzeba samemu być idealistą i marzycielem, bo przecież oceniamy bohaterów przez pryzmat własnych wyobrażeń o świecie i ludziach. Ja ich podziwiam, ale nie zawsze rozumiem ich wybory. Natomiast klasyfikacja, czy to samotnicy z wyboru czy z konieczności nastręczyła mi jeszcze więcej trudności. Na pewno w przypadku bohaterów Mickiewicza był to świadomy wybór. Podobnie postrzegam wybory Tomasza Judyma, doktora Piotra, Stanisławy Bozowskiej. Z kolei z konieczności wynikała niewątpliwie samotność Joasi i Wiktora z „Ludzi Bezdomnych”. Natomiast w losach bohaterów Bolesława Prusa dostrzegam wybory świadome, wynikające z konieczności. Rzecki woli żyć w samotności niż w śród ludzi, którzy go nie rozumieją, a Wokulski niedoceniony i niezrozumiany przez innych w różnych etapach swojego życia, też staje się coraz większym samotnikiem, który rozmawia nieraz sam ze sobą, bo ludzie go nie rozumieją i nie doceniają jego szlachetnych dążeń, a sam świata przecież nie zbawi.
Podsumowując, było ich wielu, zasługiwali na podziw, byli piękni, ale lepiej być z innymi i bronić się przed samotnością.