Kartka z pamiętnika Róży "Mały Książę".

DATA
Dzisiaj kiedy przyszedł do mnie Mały Książę i zaczął mnie podlewać, myślałam, że to będzie dzień jak każdy inny. Przecież co mogłoby się nadzwyczajnego stać. Mówiłam, sobie w duszy, że on mnie kocha, że niebyły w stanie mnie opuścić. Jednak gdzieś...tam głęboko, czułam lekki niepokój, który nie dawał mi spokoju.
No i stało się. Mały Książę właśnie dzisiaj, kiedy już zaczął okrywać mnie kloszem nagle się zatrzymał i powiedział do mnie prawie płaczącym głosem jedno słowo, które wiele zmieniło. Wypowiedział „żegnaj”. Nie odpowiedziałam mu nic. Jednak on powtórzył się. Wtedy zakaszlałam i zaczęłam sobie robić przy nim wyrzuty, że byłam głupią różą. Poprosiłam go o wybaczenie i powiedziałam, aby spróbował być szczęśliwy gdzie indziej . Wtedy zauważyłam zdziwienie na twarzy Małego Księcia. Myślę, że spodziewał się wymówek z mojej strony, a ja ich nie robiłam. Po pewnym czasie cichutko powiedziałam, że go kocham i to moja wina, że o tym nie wiedział i był takim samym głuptasem jak ja. Po chwili dodałam, iż może spokojnie wyruszać w drogę i zamieszkać na innej planecie. Zmartwił się. Pytał się mnie o przeciągi i dzikie zwierzęta. Powiedziałam, że nie mam dużego kaszlu i nocne powietrze działa na mnie orzeźwiająco. A co do tych zwierząt, no to cóż, będę musiała znieść towarzystwo kilku gąsienic, postaram zaprzyjaźnić się z motylami. Wiele słyszałam o tym, iż to jest cudowne, a do obrony przed drapieżnikami mogę użyć swoich kolców. Przecież właśnie po to je mam.
Po pewnym czasie kazałam już mu iść, ponieważ nie chciałam, aby zobaczył moje łzy. Byłam przecież taka dumna.
Po kilku minutach gdy tylko Mały Książę odjechał, zaczęłam rozpaczać nad tym co się teraz ze mną stanie. Boję się, że nie będę umiała sobie poradzić. Zawsze on mi we wszystkim pomagał. W każdej sytuacji mogłam liczyć na niego, ale straciłam go bezpowrotnie przez tą moją dumę. Po pewnym czasie zaczęło mi się już trochę nudzić cały czas siedząc w miejscu. Poszłam się przejść po wulkanach, lecz stwierdziłam, że to nie dla mnie. Tam jest za gorąco, a ja nie chcę się spalić. Od baobabów wolałam się trzymać z daleka więc ominęłam je szerokim łukiem. Gdy byłam już przy ich końcu zauważyłam małą rzeczkę. Od razu pomyślałam o tym, jaka to wielka szkoda, że nie będę mogła pochwalić się moim odkryciem przed nim, przed Małym Księciem. Posiedziałam chwilę przy niej. Napiłam się. Gdy już chciałam od niej odejść, zauważyłam obok jej dziwny pąk rośliny bardzo podobnej do mnie. Stwierdziłam, że to chyba będzie róża, ale dużo młodsza ode mnie i taka delikatna jak ja kiedyś i to właśnie ona będzie teraz oczekiwać od innych pomocy. Obejrzałam się za siebie i stwierdziłam, że nikogo oprócz mnie tutaj nie ma, jestem tylko ja. Więc kto ma jej pomóc? Czyżby miałabym być to ja? Pomyślałam sobie: a tak właściwie to czemu nie, inni przecież mi pomagali to ja teraz powinnam dać coś z siebie innym. Postanowiłam, że się zaopiekuje tą kruszynką. Będę o nią dbać tak jak kiedyś dbał o mnie mój ukochany. Doszłam do wniosku, że nie można się zachowywać tak jak ja się zachowywałam, kiedy jeszcze był tu Mały Książę. Gdy wróciłam do „swojego domu” uroczyście przed kilkoma gąsienicami obiecałam, że się zmienię na lepsze i nie będę taką bezduszną kokietką jaką byłam kiedyś. Kiedy wymawiałam słowa przysięgi, to one śmiały się ze mnie. Szczerze mówiąc nie dziwię się im, po tym wszystkim jak traktowałam Małego Księcia. Sama sobie nie wierze, ale ten mały, bezbronny pączuszek tak mnie poruszył, że postanowiłam dotrzymać danej obietnicy i wytrwać w postanowieniu.
Ojej, tak się rozpisałam, że nawet nie zauważyłam kiedy zaszło słońce. Smutno mi tutaj bez niego. Jakoś tak pusto. Mały Książę dawał zawsze tyle energii dla wszystkich istot żywych na tej planecie, a teraz widać, że wszyscy za nim tęsknią. Mam małe wyrzuty sumienia, bo przecież to przeze mnie on wyruszył szukać innych przyjaciół. Byłam po prostu głupiutką kokietką. Mam nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę i będę mogła się z nim naprawdę zaprzyjaźnić.

Dodaj swoją odpowiedź