Dopisz zakończenie "Katarynki" Bolesława Prusa.

Pan Tomasz stał w oknie i smutno patrzył na deszcz, który monotonicznie stukał w parapet.
- Eh, jesień przyszła – westchnął i zasunął ciężkie kotary. W pokoju zrobiło się ciemno, starszy pan sięgnął więc po stojącą na stoliku naftową lampę.
- Co ta mała ma teraz z życia. Od kilku dni pada tak, że nawet okna nie można otworzyć. Nic dziwnego, że kataryniarzowi nie chce się w taką pogodę przychodzić… Oj, biedne dziecko. Nie dość, że żyje w ciemności, to żaden miły dźwięk. A gdyby tak… - pan Tomasz wyraźnie się ożywił. Widać było, że do głowy wpada mu jakaś myśl – i to na pewno pozytywna. Szybko przywołał lokaja.
- Nie pamiętasz, czy tutaj za rogiem, na Krakowskim Przedmieściu, jest jeszcze ten sklep, w którym sprzedają zwierzątka?
- Ale po co… - zaczął zdziwiony lokaj.
- Jest czy nie ma?!
- Jest, ale… - lokaj nadal nic nie rozumiał.
- To biegnij szybko i kup jakiegoś ptaszka z klatką. Tylko żeby mi ładnie śpiewał! – zawołał pan Tomasz i uśmiechnął się – po raz pierwszy od bardzo dana.
Kilkanaście minut później na stole stałą klatka z małym, ciemnym ptaszkiem. Siedział na ptaszniku i przekrzywiła główkę, z ciekawością przyglądając się otoczeniu.
- Jakiś takki mały i bury.. – zaczął pan Tomasz i nagle sobie uświadomił, że przecież to nie ma znaczenia. Osoba, której zamierzał podarować ptaszka, i tak go nie zobaczy.
Kiedy następnego dnia rano pan Tomasz stał przed drzwiami swoich lokatorów, troszkę się bał, jak go przyjmą. Obok niego stała duża, opakowana w szary papier paczka. Zapukał.
- Czy coś się stało? – w drzwiach stanęła biednie ubrana, zmęczona kobieta. Widać było, że wizyta pana Tomasza ją przestraszyła
- Nie… ja tylko… z wizytą – zawstydził się mężczyzna i podniósł pakunek. – Bo tak naprawdę, to ja do tej dziewczynki, co całymi dniami mmi w oknie stoi, przyszedłem…
- Do Emilki? – zadziwiła się kobieta.
- Bo widziałem, że żadnej radości tutaj nie ma. Nie wychodzi z domu, w oknie tylko stoi, a teraz nawet ten kataryniarz, co tyle radości jej sprawił, nie przychodzi. To chciałem małą choć trochę rozweselić… - powiedział i zdjął z paczki papier. Zdziwiona kobieta ujrzała klatkę a w niej małego, czarnego ptaszka.
- To szczygieł, podobno pięknie śpiewa. Emilka na pewno się ucieszy – powiedział pan Tomasz i szeroko się uśmiechnął.
Emilka będzie zachwycona! W biednie urządzonym mieszkaniu od razu zrobiło się gwarno – ptaszek nie dał na siebie długo czekać i rozpoczął piękny koncert. Wreszcie w skromnym mieszkaniu słychać było tupot dziewczęcych stópek i głośny uśmiech. Pan Tomasz też się śmiał – wziął Emilkę na ręce i wysoko podrzucał. Ależ było zabawy!
- ja jeszcze w jednej sprawie – pan Tomasz usiadł na kanapie. – Już dawno powinienem coś zrobić, bo przecież mogę Emilce pomóc. Stary jestem, samotny, a na co mi pieniądze w kufrze trzymać? A Emilce mogą się przecież przydać! Już ją zapisałem do doktora Markockiego, to podobno najlepszy specjalista w całej Warszawie.
Słyszałem, że niejednej osobie pomógł. Idziemy w przyszłym tygodniu – oczywiście, jeśli pani się zgodzi… - zawahał się pan Tomasz.
- Czy się zgodzę? Mój Boże! Emilko, słyszałaś? Pan Tomasz nam pomoże! Może znowu będziesz widziała! – zawołała, a Emilka z całej siły przytuliła się do wzruszonego pana Tomasza.
Wiosna rozpoczęła się na całego. Przez ostatnich kilka dni drzewa wypuściły pączki, a kwiaty rozkwitły setką kolorowych liści. Emilka ostrożnie szła z panem Tomaszem po schodach.
- Zobaczysz, jak ślicznie odnowiliśmy twój pokój! I szczygieł już się za tobą stęsknił. Usłyszysz, jakie teraz trele wyśpiewuje!
- Och, wujeczku, jak to wspaniale! Nudziło mi się w szpitalu i za domem się stęskniłam i za szczygiełkiem!
- Zobaczysz, teraz będzie wszystko inaczej! Doktor Markowski powiedział, że operacja się udała, jutro zdejmiemy bandaże, a potem pojedziemy na wakacje. Nad morze! Byłaś kiedyś nad morzem? Zobaczysz, jak tam pięknie! Emilko, wszystko się udało

Dodaj swoją odpowiedź