Crell

Crell, Krell, Crellius, Jan (1590-1633) urodził się w 1590 roku w Helmetsheim we Frankonii w rodzinie mieszczańskiej. Jego ojciec, również Jan, był pastorem luterańskim.
Humanista, najwybitniejszy teolog braci polskich. Z pochodzenia Niemiec, od 1612 w Polsce. Od 1613 wykładowca Akademii Rakowskiej, 1616-1621 jej rektor. 1618 przyjął ordynację na ministra zboru w Rakowie. Polemizował z F. Socynem rozwijając w wielu punktach jego poglądy.

Dowodził, że rozum bez pomocy objawienia zdolny jest poznać podstawowe prawdy religijne z istnieniem Boga włącznie. Rzecznik oddawania czci boskiej Jezusowi Chrystusowi, którego uważał za byt stworzony, a zarazem Syna Bożego z Bożego ustanowienia. Zwolennik tolerancji religijnej, twierdził, że doskonałość moralną można osiągnąć także będąc niewierzącym. Jego poglądy wpłynęły m.in. na uformowanie się deizmu.

Jak przeczytać można już w dziele, jednak jeszcze we wstępie, „o wolności sumienia” to „(...) najpopularniejszy ten i najbardziej znany z traktatów Crella powstał w czasie bezkrólewia po śmierci Zygmunta III w roku 1632. Pisał go autor zapewne z myślą o poparciu postulatów, które polscy dysydenci przedłożyli w czerwciu na sejmie konwokacyjnym(...)” i tak dalej, i tak dalej. Właściwie wstęp zajmuje ogromną część książki, nie można jednak powiedzieć, że jest to ta najciekawsza część; bowiem ta znajduje się tuż za nim, kiedy padają pierwsze słowa Crella- książka zyskuje zupełnie inną wartość. Faktem jest, że Crell pisze na dość konkretny temat jakim jest nasza wiara- nie każdego mógłby zainteresować ten temat. Ja natomiast uważam go za jak najbardziej ciekawy, uniwersalny i tak nam bliski- dotyczący nas samych. Sięgnęłam po tą książkę trochę z przypadku, trochę z intuicji, a trochę z ciekawości. Przeczytałam ją sumiennie, przeanalizowałam wnikliwie; doszukując się wielu innych poglądów Crella, niekoniecznie związanych z wolnością naszego sumienia.

Książka podzielona jest na trzy rozdziały; każdy dotyczy postaci katolików i heretyków- ich stosunków, interakcji.

W rozdziale pierwszym, którego tytuł, zdecydowanie wymowny brzmi „Katolicy powinni tym, których uważają za heretyków, przyznać przyrzeczoną wolność religijną i wtedy, gdy bez własnej szkody mogliby ich zniszczyć” Crell rozważa nad problemem stosunków pomiędzy heretykami i katolikami, a w szczególności problemem natury moralnej- czy można łamać obietnice dane niewierzącym; Ba! Czy można je w ogóle składać?
„(...) Katolicy, jeśli nie chcą zasłużyć na zarzut wiarołomstwa, powinni tolerować heretyków również i wtedy. Gdy mogliby ich zniszczyć bez przykrych dla siebie następstw(...)”. Crell porusza bardzo ważny moim zdaniem problem- jak mówi jedno z przykazań „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”; czy więc heretycy są naszymi bliźnimy?
Dla mnie wydaje się oczywiste i jak najbardziej naturalne, że są- takimi samymi jak katolicy czy buddyści, czy wyznawcy innych wiar. Dlaczego więc, pada pytanie, tak często nie traktujemy ludzi wierzących godnie, na równi ze sobą? Czyżby nasza wiara nie była pełna, prawdziwa?
„(...) Umowy bowiem po to zostały wynalezione, abyśmy mogli byś spokojni o nasze interesy, również wtedy, kiedy ani siła zewnętrzna ani obawa przed szkodą nie może zmusić drugiej strony, aby powstrzymała się od krzywdzącego postępku(...)”- Crell zadaje pytanie, czy heretycy mogą czuć się bezpieczni obcując z katolikami. Pomimo, iż mają zapewnienia od nich o ich nietykalności, to jednak, czy katolicy będą w stanie się powstrzymać od zniszczenia heretyków w dogodnych okolicznościach- w imię oczywiście dusz, które ich zdaniem heretycy zabijają. Bowiem moim zdaniem, każdy człowiek jest wolny, każdy ma swój rozum i wolną wolę, i każdy podejmuje decyzję o sobie; i jeśli ktoś odnaleźć ma szczęście właśnie będąc heretykiem, to czemuż ma nie pójść tą drogą? Czy powstrzymać go może strach przed katolikami? A czy katolicy mogą czuć się bezpiecznie obcując z heretykami? Jak pisze Crell „(...) heretycy, jeśli nie chcą narażać na zgubę swego życia i mienia, nie powinni oszczędzać katolików, gdy mogą ich zniszczyć(...)”. Idąc dalej tym tokiem myślenia; zapewniając bezpieczeństwo i nietykalność heretykom;
katolicy zapewniają to samo sobie z ich strony. Warto więc żyć w zgodzie, jak Bóg nas wszystkich stworzył swymi dziećmi, tak powinniśmy umieć się dzielić tym, czym nas obdarował.
„(...) iż żadne przyrzeczenia, żadne przysięgi nie obowiązują katolików w stosunkach z heretykami (...)”- cóż za absurdalny moim zdaniem sposób myślenia! Przecież jednym z przykazań jest „nieskładnie fałszywego świadectwa”- nie kłamanie; dotyczy to wszystkich i wszystkiego, jak bowiem można uważać heretyków za gorszych od nas? Przecież to również ludzie, z krwi i kości, z duszą i ciałem! Zupełnie jak my! Jak można traktować ich gorzej!
„Czyż zostanie jeszcze coś świętego, coś nienaruszalnego, coś szczerego, jeśli wolno będzie drwić nawet z przysięgi?(...)” jak słusznie zauważył sam Crell; katolik musi stosować się do przykazań wyznaczonych nam przez samego naszego Stwórcę; jeśli je łamie, to jest jeśli traktuje kogoś z góry, moim zdaniem nie ma prawa nazywać się katolikiem! Staje się gorszy od heretyka! Wiele jest osób, uważających się za wzór cnót kościelnych; jednak często w stosunku do niewierzących całkowicie zapominają o fakcie, że wszyscy są naszymi braćmi i siostrami; dzieje się tak zdecydowanie za często.
„(...)Jakże to poza tym niegodne człowieka, a szczególnie chrześcijanina. Twierdzić, że ktoś może przysięgać językiem a duchem nie być związanym przysięgą?(...)”- stwierdzenie to wysuwa Crell po przytoczeniu słów Eurypidesa. Zdecydowanie się z tym zgadzam; każdy z nas zbudowany jest z ducha i ciała, z czego ciało jest tylko osłoną dla naszej duszy, która kieruje wszystkim. Jeśli coś przysięgamy, robimy to z polecenia naszej duszy, ciało samo w sobie jest marnością, niezdolną do podejmowania jakiejkolwiek decyzji.
Crell przywołuje historię starą, jeszcze z czasów biblijnych, kiedy to Bóg zakazał Jozuemu wchodzić w jakiekolwiek przymierza z Gabaonitami- a wręcz naród Izraelski powinien ten naród wybić. Jednak nieświadomie Jozue zawarł przymierze z nimi; wtedy Bóg zabronił mu tego przymierza łamać, pomimo faktu, iż zawarte zostało w kłamstwie ze strony Gabaonitów. Ważniejsze bowiem od tego, iż był to naród żyjący w rozpuście i grzechu, okazał się fakt, że przymierze raz zawarte musi trwać, i nic ani nikt nie ma prawa go zerwać. „(...) A przy tym katolicy nie otrzymali żadnego boskiego polecenia, aby heretyków karać czy zabijać (...)”.
Crell zatrzymuje się chwilę na problemie nierządnic, których nawet w samym Rzymie nie brakuje. Prostytucja, nazywana „najstarszym zawodem świata”, czy jest w niej cos złego? Czy to kobiety zmuszają mężczyzn do nierządu (jak twierdzi Crell). Owszem, sprzedawanie własnego ciała nie jest może czynem moralnym (brak szacunku wobec samego siebie); jednak jeśli jest to czyn z wolnej woli wykonywany, to uważam go za jak najbardziej normalny, a przynajmniej nie naruszający, czy nie krzywdzący innych ludzi.
W podsumowaniu tego rozdziału Crell pisze „(...)Ci, którzy w miarę możliwości współżyją zgodnie z innymi w świeckiej społeczności i nie zakłócają niczyjego pokoju i bezpieczeństwa, ci żadną miarą nie mogą być wyłączeni ze świeckiej społeczności i w żadnym wypadku nie należy odmawiać im pokoju”. Crell określa się więc, jako zwolennika równości i pokoju; w pełni zgadzam się w tym wypadku z nim. Każdy bowiem jest człowiekiem i każdy zasługuje na to samo.

Kolejny rozdział noszący tytuł „Katolicy mogą z czystym sumieniem przyznać heretykom wolność religijną i zaręczyć im bezpieczeństwo”, Crell rozpoczyna słowami „Wielu ludzi – zwłaszcza gdy nie zmusza ich żadna konieczność, obawia się przyznania heretykom wolności religijnej i zaręczenia im bezpieczeństwa, uważając, że byłoby to uznaniem herezji i udzieleniem heretykom prawa szerzenia zgubnych błędów”.
Autor wciąż, moim zdaniem zbyt uciążliwie, jednak w dobrej jak mi wiadomo mierze, podkreśla różnice pomiędzy heretykami a katolikami, jakoby to nie byli Ci sami ludzie! Jakby nie przysługiwały im te same prawa- między innymi prawo wolności wyznania i sumienia!
Crell stoi na straży heretyków, broni ich przed łamaniem przysługujących im podstawowych praw. Wytyka katolikom, iż gorzej grzeszą; nie takich występków powinni się wstydzić, jak uznanie heretyków za bliźnich swoich. Poza tym jak pisze sam Crell, przyznając podstawowe prawa heretykom, wcale nie pochwalamy ich zachowania, a jedynie traktujemy ich jak na to zasługują- co wynika z ich ludzkiej natury. Jak przytacza sam autor, wielu ludzi grzeszy wobec innych, a mimo to w opinii publicznej uchodzi im to bezkarnie- dlaczego więc nie mielibyśmy na równi traktować heretyków? Przecież w pełni na to zasługują, tym bardziej, że nam samym żadnej krzywdy nie wyrządzają- i zawsze należy o tym pamiętać; wolność jednego człowieka kończy się z wejściem na wolność drugiego- jeśli więc nie wadzi mi ich wyznanie, czemu nie mogę go akceptować? Czyż Bóg nie nauczył nas życia w zgodzie i pokoju? „Chrześcijanie, kiedyś jeszcze żyli wśród Żydów i pogan, nie czynili im zaiste nic złego, nie karali ich ani nie usiłowali karać publicznie” – i tak powinno być do dnia dzisiejszego; bowiem tak chciał sam Bóg.
„Chrystusa i męczenników, należy przyjąć, że pierwsi chrześcijanie byliby zawsze tolerowali niewiernych, choćby nawet mogli ich zniszczyć”. Doskonały przykład na wzór- nasz Stwórca akceptował niewiernych, i innych uczył tej akceptacji.
Przechodząc do płytszej, mniej wnikliwej analizy utworu, bowiem nie mogę zapominać, iż jest to recenzja książki, a nie jej streszczenie, przejdę od razu do rozdziału trzeciego którego tytuł brzmi „Katolicy powinni przyznać heretykom wolność religijną i zaręczyć im bezpieczeństwo”.
Już bowiem po samych tytułach rozdziałów, można wywnioskować jaki jest pogląd Crell na temat stosunków wierzących do niewierzących- w pierwszym bowiem rozdziale zarysowuje on nam ten problem bliżej, w drugim rozważa nad słusznością przyznania heretykom wolności, a wreszcie w trzecim stwierdza, iż heretycy mają prawo do wolności, a katolicy maja obowiązek im tą wolność zapewnić.
W rozdziale drugim padają słowa, iż „Wielu kładzie też nacisk na to, że Bóg niegdyś nakazał zabijać fałszywych proroków, a także tych, którzy przyjęli kult fałszywych bogów”, lecz było to niegdyś, „teraz jest teraz” i teraz zupełnie inaczej traktuje się innowierców. Być może za bardzo utożsamiam utwór z teraźniejszością, jednak nie da się ukryć, że o Tych czasach wiele mi wiadomo- natomiast zaprzeszłe są mi raczej obce, jak przez mgłę znane z opowiadań dziadków i rodziców. I muszę przyznać, że innowierców traktowano niegdyś surowiej; jednak teraz panuje wolność wyznania; nie wiem czy to lepiej czy gorzej; wiem natomiast, że każdy z nas ma swój rozum; i jest to prawda znana nie od dziś każdemu- mamy prawo wybierać jak chcemy żyć, a myślę, że wybór wiary jest podstawą naszej egzystencji.
Jak wspomniałam już we wstępie moich rozważań- Crell stał na straży praw heretyków, pomimo, iż sam był katolikiem. Nie mnie oceniać jakim był człowiekiem; jeśli jednak potrafił wszystkich traktować na równi, i nie odtrącać heretyków, nie traktować ich jak trędowatych, lecz wręcz przeciwnie- jak przyjaciół- towarzyszy życia, to uważam go za doskonały „materiał” na wzór do naśladowania. Uważa, iż niesłuszne jest ich traktowanie na równi z rozbójnikami, iż często nieświadomi są tego, że źle czynią. Crell przywołuje postać pierwszych chrześcijan, którzy na równi traktowali pogan, i że nie leży w naturze prawdziwego chrześcijanina odrzucanie, czy osądzanie innych ludzi. Autor, pomimo, iż wylicza wady, słowa przeciwko heretykom, uważa iż nie wolno wyłączać ich ze świeckiej społeczności, a tym bardziej zaliczać ich do antychrystów! Heretyków można upominać, ale nigdy prześladować.
Wracając do tytułu „o Wolności sumienia”- Crell podkreślił, iż słuchając naszego sumienia, nigdy nie popełnimy błędu, nigdy nie zgrzeszymy. Nasze sumienie, zdaniem autora, jest wolne- choć mogłabym polemizować z tym stwierdzeniem. Nie jest problemem wymienić przykłady zniewolenia naszego sumienia- samo życie, myślę, w pewien sposób je zniewala. Każdego dnia zmuszeni jesteśmy do podjęcia kroków, często niezgodnych z naszym sumieniem, które później nam ciąży, póki nie odrobimy wyrządzonej krzywdy, czy nie naprawimy sprawionego zła.
Biorąc utwór „pod lupę”, nietrudno powiedzieć, iż ten, podobnie zresztą jak chyba każdy z którym się spotkałam posiada zarówno mocne, jak i słabe strony. Jednak wydaje mi się, że w wypadku „wolności sumienia” Crella- wady i zalety w pewien sposób dopełniły się; mówiąc bowiem na przykład o monotematyczności utworu, należy również zauważyć fakt tego, że owszem- z jednej strony może okazać się nudnym, ale z drugiej konkretnym. Autor pisał bowiem na jeden wytyczony temat który mnie osobiście interesuje bardzo, uważam go za doskonale nadający się na wielogodzinne dyskusje. Jak się również dowiedziałam, nie tylko mnie zainspirował ten utwór, ale i samego Newtona! Myślę, że to o czymś świadczy- a przynajmniej zachęca do przeczytania utworu, bowiem naprawdę warto; i warto zastanowić się nad tym, jak u nas rysuje się problem innowierców.
Tolerancja religijna- myślę, że tak najkrócej i najprościej można podsumować problematykę utworu; samo nasuwa się pytanie- jak u nas wygląda kwestia tolerancji? Różnie z tym bywa; niestety często Ci, którzy uważają się za najbardziej wierzących, są najmniej tolerancyjni. Ten dość nieproporcjonalny wręcz paradoksalny układ wydaje się śmiesznym, biorąc pod uwagę fakt istnienia Dekalogu-i przykazania KOCHAJ BLIŹNIEGO SWEGO, JAK SIEBIE SAMEGO.

Dodaj swoją odpowiedź
Geografia

Kultura polska elementem kultury europejskiej

Wstęp


Zadaniem niniejszej pracy jest przedstawianie i naszkicowanie głównych elementów ewolucji kultury polskiej jako elementu kultury europejskiej do XX wieku.
Słowo "kultura" jest jednak wieloznaczne. Pojęcie kultury - podo...