Nikotyna, a zdrowie - opowiadanie
Nastały wakacje. Słońce zaczęło przebijać przez delikatne smugi chmur i coraz gorętszymi promieniami ogrzewać ziemię. Na ulicach miasta rozchodziła się woń spalonego asfaltu. Pustoszały one z dnia na dzień coraz bardziej. Marta już bite pół godziny siedziała w oknie i przyglądała się życiu toczącemu się na zewnątrz. Była zła. Łzy płynęły jej po policzkach.
- Dlaczego nie zbierałam pieniędzy na tę kolonię przez cały rok?!- myślała- Teraz wakacje spędzę sama z książką w ręku! Wszyscy wyjechali na wczasy, obozy. Zostałam tutaj sama z paczką chusteczek. Gdybym wiedziała, że mój tata straci pracę…- ostatnie zdanie zakończyła głośnym pociągnięciem nosa. Nagle z refleksji wyrwało ją natarczywe bzyczenie. Kolejna mucha latała po szybie jej okna.
- Co za natarczywe robactwa!- szepnęła starając się zgnieść gazetą muchę. Z poirytowaniem machała prasowym papierem na wszystkie strony, wyładowując swoją złość. Kiedy ze skupieniem wymierzała swój kolejny cios, usłyszała znajomy głos wołający ją z ulicy. Wyjrzała przez okno. Zobaczyła dwie znajome postacie machające do niej przyjaźnie.
-Cześć!- powiedziały prawie równocześnie. To była Kaśka i Kamila, dwie koleżanki, które znała od piaskownicy.- Marta, dlaczego nie wychodzisz na podwórko?- krzyknęły.
-Hejka! Sama nie wiem… Nawet mi to do głowy nie przyszło - odparła.
-No to schodź szybko na dół! My na Ciebie poczekamy! Czy wiesz, ile nowych osób poznałyśmy? Jest po prostu świetnie! Pospiesz się.- powiedziały.
-Eeee… no dobrze… Już idę.- krzyknęła niepewnie za koleżankami, które czekały już pod klatką.
Marta sięgnęła po swoje ulubione adidasy, usta pociągnęła błyszczykiem i już była gotowa do wyjścia. Opuszczając mieszkanie, krzyknęła tylko: ,,wychodzę”. ,,Na pewno i tak nikt nie zauważył mojej nieobecności.” - pomyślała z ironią. Kiedy zeszła na dół, dziewczyny przywitały ją uśmiechem:
-No to jak? Ruszamy? – rzekła Kaśka. Nie czekając na odpowiedź wzięła obie dziewczyny pod rękę i poprowadziła w stronę rzeki znajdującej się nieopodal ich podwórka.
- Dokąd idziemy?- zapytała Marta.
- Na mostek za biblioteką. Teraz tam się widujemy ze znajomymi.- odpowiedziała Kasia- Nie patrz takim wzrokiem! Tam jest naprawdę fajnie. Zresztą… sama zobaczysz.- dodała po chwili widząc minę koleżanki.
- Spotyka się tam dużo nowych osób, ale nie martw się. Oni są naprawdę w porządku, od razu poczujesz, że jesteś wśród swoich.- rzekła Kamila.
Kiedy dotarły na miejsce oczom Marty ukazała się grupa kilkunastu osób. Wszyscy siedzieli na murku śmiejąc się głośno. Wydawali się bardzo sympatyczni i pewni siebie. Większość z nich była trochę starsza od dziewczyn i od niej samej. Marta poczuła się niepewnie. Wydawało jej się, że jest taka malutka. Nawet Kaśka i Kamila wyglądały poważniej. Krótkie spódnice, buty na obcasach, ostrzejszy makijaż - na to Marta nie zwróciła wcześniej uwagi.
- Siemka ludziska! To jest Marta, nasza ,,stara” koleżanka!- powiedziała Kamila do całego towarzystwa i uśmiechnęła się. Następnie podeszła do kilku dziewczyn i każdą ,,cmoknęła” lekko w policzek. Marta uśmiechnęła się delikatnie. Podała wszystkim rękę. Osoby te okazały się niezwykle sympatyczne. Rozmawiała, żartowała z nimi do późnego wieczora. Nim się spostrzegła, było już ciemno. Chciała wracać do domu, kiedy nagle podeszła do nich całkiem nowa postać. Był to wysoki, niebieskooki chłopak. Na pierwszy rzut oka widać było, iż znał się z całą grupą. Marta szturchnęła Kaśkę siedzącą obok.
- Kto to jest?- zapytała szeptem. Chłopak od razu zwrócił jej uwagę.
- Adam, też bardzo często się tu pokazuje. A dlaczego pytasz?- spojrzała zaciekawiona na koleżankę.- Podoba Ci się?- uśmiechnęła się i puściła oczko do dziewczyny.
- Nie… Nie! Ja chciałam się tylko dowiedzieć, czy on też należy do Waszej paczki. Wydaje się miły.-odparła szybko Marta. – Która jest godzina?- dodała po chwili.
- Dochodzi 22.00- odpowiedziała Kaśka spoglądając na telefon.
- O jejku! Rodzice mnie zabiją!- prawie krzyknęła Marta.- Muszę lecieć. Na razie!- zawołała do wszystkich i pobiegła w stronę domu. W drodze powrotnej wymyślała różne usprawiedliwienia dla opiekunów. Kiedy otworzyła drzwi mieszkania, wszyscy domownicy chyba już spali. W salonie grał tylko telewizor. Na paluszkach starała się czmychnąć do swojego pokoju. Jednak nagle usłyszała glos mamy.
-Marta! Poczekaj. Chciałabym z Tobą porozmawiać. Nie masz mi nic do powiedzenia?- rzekła rodzicielka spokojnym, ale stanowczym głosem.
- Przepraszam, mamo. To się więcej nie powtórzy. Zasiedziałam się trochę z dziewczynami. Nie widziałyśmy się tyle czasu…- odparła
- Dziecko, nie było Ciebie cały dzień w domu. Nie zjadłaś nawet obiadu. Ja od kilku godzin tutaj siedzę i się zamartwiam, czy nic Ci się nie stało!
- Powiedziałam PRZEPRASZAM! Naprawdę nie miałam zamiaru Ciebie niepokoić.
- No już dobrze, ale następnym razem chciałabym, żebyś mi powiedziała, dokąd wychodzisz i o której wrócisz. Dobrze?- uważnie spojrzała na córkę.
- Tak mamo. Obiecuję. Gdzie jest tata?- zapytała dziewczyna.
- Tata? Ech… Musiał pilnie wyjść. A teraz idź do łazienki, później już się połóż. Jest już późno. Nie słuchaj po nocy muzyki.
- Ok, mamuś! Dobranoc!- powiedziała dziewczyna. Weszła do pokoju po piżamę i zamknęła się w łazience. ,,No tak… Znów się pokłócili. Jak tak dalej pójdzie, to ten dom zamieni się w wariatkowo”- pomyślała. Zza drzwi dobiegł jeszcze głos opiekunki:,,Kochanie, nie kąp się za długo. Wiesz, że musimy oszczędzać.” Pół godziny później Marta leżała już w łóżku. Długo nie mogła zasnąć. Rozmyślała o zdarzeniach minionego dnia, o nowo poznanych ludziach. Jej myśli jednak zaprzątał przede wszystkim ten chłopak… Adam. ,,Heh… Życie jest pełne niespodzianek. Wydawało mi się, że te wakacje będą okropnie nudne. Myliłam się.” - powiedziała do siebie Marta i niedługo potem usnęła.
Następnego ranka dziewczyna obudziła się w wyśmienitym humorze. Od razu otworzyła okno, wpuszczając kłęby świeżego powietrza do pokoju. Wśród gałęzi drzew śpiewały ptaki, a promienie słońca oświetlały jej pokój. ,,Co za piękny dzionek”- pomyślała. Przypomniała sobie cały wczorajszy dzień i na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Weszła do kuchni. Domownicy siedzieli już przy stole. Marta z radością w głosie powitała rodzinę.
- Dzień dobry! Śliczna pogoda dzisiaj, prawda? Mmmm… a jakie śniadanko!- powiedziała siadając na krześle.- Tata jeszcze nie wrócił?- zapytała zaniepokojona spoglądając na puste miejsce po swojej prawej stronie.
- Kochanie… Tata nie wrócił… i na razie nie wróci. Pojechał do swojej mamy, zamieszka tam przez jakiś czas. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Ja jestem już zmęczona ciągłymi awanturami, a wy na pewno też mieliście dość napiętej atmosfery w domu.- rzekła mama Marty ze łzami w oczach
-Nie!- przerwała jej Marta.- Najważniejsze było to, że byliśmy razem! Wszyscy!- krzyknęła dziewczyna i wybiegła z domu. Długo włóczyła się bez celu po mieście. Zmęczona postanowiła spocząć na ławce. ,,Dlaczego oni mi to robią? Dlaczego burzą cały mój dotychczasowy świat?”- pytała siebie w myślach. Nie potrafiła znaleźć żadnej odpowiedzi. Czuła się bezradna, niezwykle przygnębiona. Czar dzisiejszego ranka nagle prysł. Dziewczyna zaszlochała. W takim stanie zobaczyła ją Kamila, która przechodziła obok.
- Złotko, a Tobie co się stało?- zapytała siadając koło Marty.- Dlaczego płaczesz, opowiadaj mi szybko!- rzekła tuląc ją do siebie. Marta zrelacjonowała jej całą historię: jak jej tata stracił pracę, jak nie mogła przez to pojechać na wymarzone kolonie, jak rodzice często się kłócili i w końcu, jak dzisiaj dowiedziała się, że jej tata odszedł z domu. Kamila nic nie odpowiedziała. Podała tylko dziewczynie chusteczki i jeszcze mocniej przytuliła.
- Chodź. Pójdziemy na most. Wśród ludzi może poczujesz się lepiej. Na pewno chandra Ci od razu minie.- rzekła po chwili. Obie dziewczyny powędrowały nad rzekę. Pomimo wczesnej godziny, zastały tam sporą grupę ludzi. Obie się przywitały i dołączyły do grona. Kiedy rozmawiali w najlepsze, jeden z chłopców wyciągnął biało-czerwone pudełeczko. Marta rozpoznała paczkę papierosów. Młodzieniec ,,poczęstował” każdego. Wzięła nawet Kamila. Kiedy podszedł do Marty z propozycją, odmówiła. Chłopak popatrzył na nią z politowaniem.
- Boisz się? Przecież nic Ci się nie stanie, to nie narkotyk. Spróbuj- rzekł. Dziewczyna się przestraszyła. Nie miała ochoty na palenie. Nigdy nie próbowała, nie pociągało ją to tak, jak innych rówieśników. W domu palił tylko tata, a dym tytoniowy wzbudzał w niej mdłości. Jednak perspektywa wyśmiania i braku akceptacji wśród otoczenia wzięły górę. Poza tym On - Adam - był przy całym zdarzeniu. Dziewczyna nie mogła pozwolić sobie na kpiny z jego strony. Wyciągnęła z opakowania jedną ,,fajkę”. Nie poznawała samej siebie. ,,Boże, co ja zrobiłam?”- myślała. Jednak bała się wycofać. Zapaliła krztusząc się nieubłaganie. Był to ten pierwszy raz. Chwila, która stała się przełomowym momentem jej życia. Z każdym następnym dniem palenie stawało się rutyną. Rano papieros, w południe papieros, wieczorem papieros. Tak codziennie. Przez ten czas dziewczyna coraz bardziej zżywała się z towarzystwem. Zbliżyła się nawet do Adama, którego zaczynała lubić coraz bardziej. Kasia i Kamila stawały się jej najbliższymi przyjaciółkami. W mieszkaniu prawie nie przebywała, a jej kontakty z mamą znacznie osłabły. Wakacje zleciały w mgnieniu oka. Rozpoczął się rok szkolny. Marta nie przestawała wychodzić na dwór i spotykać się z przyjaciółmi. Zaniedbywała naukę, swoje domowe obowiązki. Tylko spacerów z psem pilnowała co do minuty, bo z czasem miała zakaz spotykania się z podwórkowymi kolegami. Spacer był jedynym sposobem zobaczenia się z paczką i możliwością ,,zapalenia”. Pewnego wieczora Marta przeglądając się w lustrze zauważyła, że nie jest już tą samą rumianą dziewczyną co kiedyś. Jej skóra przypominała teraz skórkę pomarańczy, a uśmiech szpeciły pożółkłe zęby i takiż kolor przybrały paznokcie. Ten widok ją przeraził. Pomyślała, że nawet na w-fie sobie nie radzi tak dobrze, jak jeszcze przed wakacjami. Niegdyś najlepsza klasowa sportsmenka, teraz męczyła się nawet przy krótkich dystansach. Nie zastanawiała się nawet, co jest przyczyną jej słabej kondycji i pogorszonego stanu skóry. Odpowiedź nasuwała się od razu - papierosy. Nieraz słyszała o skutkach palenia w różnorodnych programach telewizyjnych, gazetach i w szkole. Zastanawiała się, co powinna począć. Przecież jeszcze trochę i nawet rodzicielka zauważy zmiany w wyglądzie córki. ,,Może… powinnam rzucić?”- zapytała samą siebie. ,,Nie, to nie wchodzi w rachubę. Zacznę się zdrowiej odżywiać, a na razie będę nakładać grubszą warstwę pudru na twarz. Może mama nie zauważy”- szybko pomyślała. Bez zastanowienia chwyciła smycz i zbiegła na dół. Jej kroki same prowadziły już na most. Pochłonięta rozmową zapomniała o swoich chwilowych problemach. Jej życie toczyło się dalej. Zaczęła nawet spotykać się z Adamem, który już nie wydawał jej się taki super, jak jeszcze jakiś czas temu. Sugerowane przez koleżanki sposoby na poprawę stanu cery podczas palenia zawodziły. Zaczynała się wstydzić swojego zaniedbania. Przestała się uśmiechać- gdyż wydawało jej się, że każdy widzi jej okropne zęby. Rzadko wdawała się w rozmowy z osobami spoza paczki, ponieważ przykry zapach z ust czuć było na dużą odległość, a o wyciągnięciu dłoni na przywitanie nie było mowy. Dziewczyna stawała się coraz bardziej skryta, zamknięta na nowe znajomości. Odtrącała od siebie innych kolegów. Nie chciała, aby ktokolwiek widział, jaka ona jest brzydka. Jej przewrażliwienie stawało się coraz silniejsze. Wybuchała gniewem nawet, kiedy ktoś na nią spojrzał. Wstydziła się swojej osoby. Jednak nie miała zbyt silnej woli, żeby rzuć nałóg.
Pewnego dnia, kiedy wróciła ze szkoły, mama otworzyła jej drzwi. Wiedziała, że robi tak zawsze, kiedy na nią czeka.
- Lekcje skończyłaś ponad godzinę temu. Gdzie ty się podziewałaś?- rzekła z pretensją do córki.
- Przepraszam mamo. Nie wiedziałam, że na mnie czekasz, przecież nie jestem wróżką!- odparła obojętnie Marta.
-Muszę z Tobą poważnie porozmawiać. Może usiądziemy?- nie czekając na odpowiedź usadowiła się w jednym z foteli. –Dzisiaj dzwoniła babcia. Tata leży w szpitalu. Będzie miał operację. Jest chory na raka płuc. Zaraz się pakujemy i jedziemy do Zielonej Góry. Pociąg mamy o 18.05. Mam nadzieję, że… - tutaj przerwała. Nie potrafiła się opanować, chociaż godzinę przed powrotem Marty przygotowywała się do tej rozmowy. Obiecała sobie, że nie uroni ani jednej łzy. Dziewczynka poderwała się z fotela i podeszła do mamy. Objęła ją bardzo mocno. Teraz płakały obie.
- Mamuś… czy, czy on wyzdrowieje? Czy jego stan jest bardzo ciężki?- wydukała Marta.
- Córeczko, musimy być dobrej myśli. Trzeba wierzyć, że niedługo będzie zdrowy.- odpowiedziała mama.
Godzinę później obie były spakowane. Tomek, młodszy brat Marty, przez tydzień miał zostać pod opieką rodziny matki. Wszystko było już ustalone. Odprowadziły malca do cioci, pożegnały się jeszcze raz i pojechały na dworzec kolejowy. Podróżowały prawie całą noc bez słowa. Marta nie mogła pozbyć się czarnych myśli. Kiedy rankiem dojechały na miejsce, na peronie czekała już babcia. Uściskała obie serdecznie. Pojechały taksówką do jej mieszkania, żeby zostawić bagaże. Nie jedząc nawet śniadania postanowiły znaleźć się jak najszybciej w szpitalu. Kilka minut później stały już pod kliniką. Nie potrafiły tak po prostu wejść i patrzeć na cierpienie bliskiej im osoby. Spojrzały na siebie porozumiewawczo. Nim się obejrzały były już w środku. Przed sobą spostrzegły kilka łóżek. Pod oknem leżała znajoma postać, jednak wyglądała zupełnie inaczej niż wówczas, kiedy widziały ją po raz ostatni. Ojciec dziewczyny miał zapadniętą twarz, podkrążone oczy i od razu dało się zauważyć, że znacznie spadł na wadze. Przytulił obie bardzo mocno.
- Przepraszam Was bardzo. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego byłem taki samolubny. Musicie mi wyba… - mówił, kiedy przerwała mu Marta.
- Tatuś nic już nie mów. Przeszłość nie ma znaczenia, teraz liczy się tylko, żebyś szybko powrócił do zdrowia. Kocham Cię, wiesz?
Mężczyzna popatrzył na nią ciepłym wzrokiem. Chciał wstać i mocno ją uściskać, jednak zabrakło mu sił. Dziewczyna nachyliła się i pocałowała tatę w czoło. Mamie Marty łzy napłynęły do oczu. Nie była w stanie rozmawiać mężem. Potrafiła wyszeptać tylko jedno słowo: ,,Przepraszam” i mocno go przytulić. Rodzina dopiero teraz poczuła, jak wiele dla siebie znaczy. Zrozumieli, że najważniejsze to trzymać się razem, a reszta zawsze jakoś się ułoży. Kiedy skończył się czas odwiedzin, Marta z mamą i babcią pożegnały chorego i wróciły do domu. Długo jeszcze siedziały w salonie i rozmawiały o ojcu dziewczynki.
- Lekarze mówią, że niewątpliwie przyczyną jest nikotyna.- powiedziała babcia.
- Tak, Krzysztof zawsze dużo palił. Całe szczęście, że doktor zapewniał, iż z tego wyjdzie- dodała matka.
Marta z uwagą przysłuchiwała się rozmowie. Niedługo później poczuła się bardzo zmęczona i senna. Postanowiła położyć się spać. Usnęła prawie od razu. Przez całą noc widziała na jawie zupełnie inną siebie. Zadowoloną z życia, szczęśliwą nastolatkę. Miała wspaniałą rodzinę, przyjaciół liczących się z jej zdaniem. Rano obudziła się z nową perspektywą widzenia świata, z poczuciem jakiejś wewnętrznej siły. Obiecała sobie głęboko w duszy, że nigdy więcej nie weźmie do ust papierosa. ,,To koniec. Nie pozwolę, żeby tytoń manipulował moim życiem”- powiedziała do siebie. Uśmiechnęła się. Wiedziała, że tym razem sobie poradzi i przezwycięży nałóg. Postanowiła także pomóc swoim przyjaciołom- ,,mostkowiczom”. Bała się ich nacisku i presji, ale była pewna, że tym razem nie ulegnie. Postanowiła skończyć raz na zawsze zakończyć nikotynowy rozdział swojego życia. ,,Zrobię to, bo wiem, że największymi wartościami jakie dało mi życie są: rodzina i zdrowie.”- pomyślała Marta i spojrzała w niebo. ,,Dziękuję Tobie, tam na górze, że końcu zrozumiałam swój błąd”- szepnęła.