Wyobraź sobie, że jesteś żołnierzem macedońskim. Przedstaw w formie wspomnień lub dziennika kampanię wojenną przeciwko Persom.
(?) O Zeusie! Tyle już przeszedłem, tyle wrogich dusz wysłałem na sąd Tanatosa, zlituj się nad wojem, który ku chwale umiłowanej Grecji wrócił po wojennej tułaczce.
Mężnie z braćmi wyrzynałem Persów przez lat jedenaście pod wodzą Twego syna Aleksandra Wielkiego, mędrca i stratega. On to niczym Achilles, który spoczywał w Homerowej Iliadzie pod poduszką jego, był niczym boski zdobywca. Siła jego była wielka, była to siła, która dawała mu możliwość przekonania tysięcy istnień, aby poszły za jego przewodnictwem tam gdzie wcale ochoty iść nie miały. Do krajów dzikich i nieznanych. Nie było mu równych. Nikt nie był mu straszny. Nie było mocy, która mogłaby go do czegoś zmusić lub czegoś mu zakazać. Parł w tłum z bożą osłoną, w pióropuszu czerwonym i zbroi tak lśniącej, że odbijające się w niej słońce oślepiało samego Heliosa.
Poszedłbym za nim nawet w Hades, bom świadom, że syn to Twój.
(?) I gdy idąc do wroga przekroczyliśmy Hellespont, wbił włócznię w ziemię Anatolii i okrzyknął ją ?ziemią włócznią zdobytą?. Pierwszą bitwę stoczyliśmy właśnie wtedy, nad rzeką zachodniej Anatolii, pod Granikiem. Nie bałem się wcale, choć śmierć złowroga czyhała na nasze żywota. Mięliśmy trzydzieści tysięcy pieszych i siedem tysięcy jazdy, zapasów na dwa tygodnie. Sforsowaliśmy rzekę, wdarliśmy się na wysoki brzeg i rozgromiliśmy Persów pod wodzą Arsitesa. Był to nasz pierwszy sukces, pierwszy sukces Aleksandra. Pewni swej potęgi powędrowaliśmy do Gordion, by odwiedzić zacne królestwo Midasa. Nie by walczyć, ale by odpocząć w pokoju. Ci, którzy byli przy Aleksandrze mówią, że dopełnił on tam pewnej przepowiedni. Powiadają, że przeciął węzeł rydwanu Gordiosa otrzymując panowanie nad Azją Mniejszą, ale ja nie patrzę na usta niepewne i nie chcę kłamstw puszczać.
Po opuszczeniu Midasowych progów parliśmy niestrudzenie przed siebie, na północ podbijając kolejno Sardes, Milet i Ankare. Czuliśmy się niepokonani, dodatkowo byliśmy nieustannie motywowani obietnicami i planami wodza. Po opanowaniu tych terenów ruszyliśmy na Fenicję. Dnia pewnego zaskoczył nas tam Dariusz III, król perski i musieliśmy znów lać perską krew. Zmuszeni zostaliśmy do walki pod Issos w południowo-wschodnim końcu Anatolii. Mimo tego, że sprytny Pers odciął nasze drogi zaopatrzeniowe, nie miał szans z naszą mocą. Zaatakowaliśmy gwałtownie i skutecznie. Jazda zmiażdżyła lewe skrzydło atakujących Persów, zrobiła się luka, którą wdarliśmy się w armię wroga, po czym zaczęliśmy rozbijać ją od środka. Sam Aleksander zrzucił się na Dariusza, który ze strachem w oczach uciekł w popłochu. Zajęliśmy perski obóz grabiąc wielkie łupy i przywłaszczając matkę, żonę i córki tchórzliwego Dariusza, które zgodnie ze zwyczajem musiały mu towarzyszyć na polu walki. Kolejny sukces. Zbiegły wódz złożył Aleksandrowi śmieszne propozycje pokoju, które nasz wódz wykpił i skupił się na dalszych bojach.
Po drodze czekał nas jednak krwawy bój jeszcze w ziemi Fenickiej, tym razem bogowie kazali walczyć nam w Tyrze. Była to wyspa przybrzeżna, która jako jedyna z miast fenickich nie otwarła nam swych bram. W tym starciu Aleksander pokazał światu i Olimpowi, że żadne fortyfikacje nie są mu straszne i nie ma muru, którego by nie przebił. Uderzyliśmy na osadę, która za wszelką cenę nie chciała się poddać. Swój upór słono przypłacila. Po długiej, nierównej walce rozgromiliśmy miasto dając przykład naszej mocy i pokazaliśmy, że nikt nie może spać spokojnie, nawet za grubym murem.
Rozbiliśmy fortyfikacje, zniszczyliśmy miasto, wycięliśmy wszystkich mężczyzn, wzięliśmy do niewoli trzydzieści tysięcy kobiet i dzieci. Na rozkaz Aleksandra oszczędziliśmy tych, którzy schronili się w świątyniach.
Ruszyliśmy w stronę Egiptu. Po długiej tułaczce w końcu dotarliśmy do ziemi faraonów. Przekroczyliśmy granicę w Peluzjum gdzie Aleksander witany był radośnie jako wyzwoliciel. Na egipskim wybrzeżu, w zachodnim krańcu delty Nilu Macedończyk założył miasto zwane Aleksandrią. Podczas pobytu w Egipcie, Aleksander udał się z tajemniczą wizytą do oazy Siwa na Pustyni Zachodniej, gdzie znajdowała się wyrocznia boga Ammona. Nikomu nie chciał przyznać się, po co tam poszedł i co od niej usłyszał. W szeregach szeptali, ze wyrocznie rzekła mu, że jest on synem samego boga Ammona. Przemknęliśmy przez Egipt bez większych problemów jednak wielka bitwa była przed nami.
Udaliśmy się w stronę Babilonu. Nad rzeką Bumelos około trzydziestu pięciu kilometrów na północny wschód od Tygrysu stoczyliśmy bitwę pod Gaugamelą. Ponownie natknęliśmy się na Dariusza. Stanęliśmy naprzeciw armii perskiej, której liczebność przekraczała naszą pięciokrotnie. Mięliśmy walczyć na szerokiej równinie, z której wykarczował wszystkie drzewa. Rozstawił wzdłuż niej swoją gigantyczną armię. Nas Aleksander ustawił w prostokącie, wprost nich. Jak zwykle Macedończyk zaatakował jako pierwszy, prowadząc jazdę z prawego skrzydła, mniej więcej w środek Persów. Lewe skrzydło perskie przyjęło walkę z prawym naszym. Dariusz wysłał swoje rydwany uzbrojone w kosy, lecz Macedończycy zeszli im z drogi i ich łucznicy ostrzelali je. Aleksander rozdzielił armię perską na dwie części, po czym zabijaliśmy żołnierzy wroga jednego po drugim.
Potem wpadł szarżą kawalerii w wyłom, robiąc poważne zamieszanie w szykach perskich, poczym zaatakował falangą załamując linię perską. Dariusz po raz kolejny uciekł z pola bitwy, a Aleksander po skończeniu pościgu dobił pozostałe oddziały perskie. Z pozoru na wstępie przegrana bitwa zakończyła się zwycięstwem naszych w wielkim stylu.
Wędrując ku Indiom nie byliśmy świadomi tego co nas czeka. Pogoda zmieniała się wraz z przebytą drogą, było coraz bardziej deszczowo i gorąco. Nie ukrywam, byliśmy coraz bardziej rozdrażnieni i musieliśmy się na kimś wyładować, służyły nam do tego indyjskie ciała. Nad rzeką Hydaspes natknęliśmy się na coś, co zaparło mi dech w piersiach. Moim oczom ukazało się rozstawione wzdłuż brzegu pięćdziesiąt tysięcy jednostek piechoty indyjskiej, około dwustu słoni bojowych i kawaleria. Jeszcze nigdy nie miałem styczności z czymś takim. Nie było innej opcji, trzeba było wojsko pod dowództwem księcia Porosa pokonać za pomocą jakiegoś sprytnego fortelu. Jednak z tak doskonałym strategiem jak Aleksander byłem spokojny o powodzenie planu. Hindusi bacznie nas obserwowali. Dostawaliśmy z pozoru bezsensowne rozkazy, wędrować na zmianę w górę i w dół rzeki, rozpalać ogniska bez ładu i składu. Wszystko to miało na celu zdezorientować przeciwnika. Obserwującym to hindusom wciąż się wydawało, że nasza armia za chwilę wykona jakiś decydujący ruch, ale tak się nie działo. Zmęczony ciągłymi fałszywymi alarmami Poros odwołał znaczną część straży, a Aleksander wykorzystał tę okazję.
Nasi zwiadowcy znaleźni miejsce, w którym moglibyśmy przeprawić się przez tę rwącą rzekę, oddalone o 27 kilometrów od obozowiska. Podzielił więc wódz swe siły na trzy części. Jedenaście tysięcy żołnierzy zostało w obozie. Najlepszych dwudziestu tysięcy wojów pod osłoną nocy, przedarło się tamtędy na drugi brzeg pokonując burzę. O świcie Macedończyk pojawił się przed Porosem. Wysłał przeciwko nam dwa tysiące jeźdźców i rydwany pod wodzą swego syna. Chyba w tej bitwie Aleksander poczuł największą stratę, zginął w niej jego ukochany koń Bucefał, zabito także syna Porosa.
Wódz uderzył w główne siły wroga. Poros ustawił przed swoją piechotą słonie, a na skrzydłach rozmieścił jazdę, było to dość niesprzyjające dla nas rozwiązanie. Aleksander skierował jednak część swoich kawalerzystów na lewe skrzydło armii hinduskiej.
Hinduski wódz postanowił pobić naszą jazdę i przerzucił na swoją lewą flankę jazdę z prawego skrzydła. Wtedy zza macedońskiej piechoty wyjechała niewidoczna dotąd reszta jazdy Aleksandra i uderzyła na jeźdźców Porosa od tyłu.
Wtedy do ataku na czoło hinduskiej armii ruszyła piechota. Zgodnie z rozkazem wodza rzucaliśmy oszczepami w trąby słoni i cięliśmy ich nogi toporami. Zwycięstwo macedońskiej armii było całkowite.
Aleksander miał szczęście do tchórzliwych wrogów, Poros objął taktykę podobną do Dariusza III ? próbował ucieczki niestety, nie uciekał jednak dość szybko i został doścignięty.
Macedończyk złożył mu propozycję sojuszu, który ten dla własnego bezpieczeństwa przyjął. To było nasze ostatnie wielkie zwycięstwo.
Kontynuowaliśmy drogę powrotną, tym razem Aleksander popełnił błąd. Zdecydował, że ruszymy w stronę Babilonu przez pustynie Gedrozji. O na bogów! Nic straszniejszego nie mogło się wydarzyć.
Nie było wody ani jedzenia, potworny upał i złowrogie nam tym razem promienie słoneczne smażyły nasze kości bezlitośnie. Nie jestem w stanie ogarnąć ile z nas zginęło, wróciliśmy nielicznie. Nie mam nawet sił o tym myśleć.
Ale udało się nam. Jestem tutaj i tu pozostanę. Dziękuję, że pozwoliłeś mi przeżyć.