Kronika wrzesnia 2002
2 września 2002
Chcąc opowiedzieć o Weneckim festiwalu Filmowym, należy zaznaczyć, iż sensacją festiwalu i pierwszym kandydatem do nagrody Złotego Lwa okrzyknięto od początku film szkockiego reżysera Petera Mullana „Siostry Magdalenki”. Jego niezwykle szokująca tematyka dała powód do ożywionych dyskusji. Jest on bowiem kategorycznym wystąpieniem przeciwko surowym praktykom Kościoła katolickiego w Irlandii i zobojętnieniu społeczeństwa, które na nie pozwala. Film przedstawia historię tzw. trudnych dziewcząt zamykanych na resztę życia w klasztorze sióstr Magdalenek.
Na weneckim festiwalu, mamy też kostiumowy film gangsterski i opowieść biograficzną. Możemy również obejrzeć film o miłości z piękną Catherine Deneuve, z którą, jak się wydaje, współzawodniczy Laura Morante, w melodramacie "Un viaggio chiamato amore". Nie zabrakło też filmu "Dom głupców" - niemal surrealistycznej opowieścią o szpitalu psychiatrycznym opuszczonym przez personel w czasie wojny rosyjsko – czeczeńskiej. Powtórkę z historii przyniósł też film niemiecki, opowiadający o nieszczęściach NRD pod koniec jej istnienia. Nie zapomniano też o problemach współczesnej młodzieży. Włoski reżyser ukazuje w "Velocita massima" świat nielegalnych nocnych wyścigów samochodowych, ostatnimi czasy bardzo we Włoszech popularnych.
Choć w Festiwalu jest wszystkiego po trochu, to jednak film Petera Mullana ze względu na oryginalność tematu wybija się na plan pierwszy. Można powiedzieć, że nadal króluje Antonioni, którego popularność potwierdzają pękające w szwach sale. Coraz bardziej podoba się Harrison Ford.
O większości filmów pokazanych na festiwalu zapomina się tuż po ogłoszeniu werdyktu. Z dwudziestu jeden tytułów, nominowanych do głównej nagrody - Złotych Lwów, pozostaną w pamięci przede wszystkim te, które wywołały polemiki i dyskusje o rodzących się na naszych oczach tendencjach współczesnego kina.
3 września 2002
Wczoraj Wiadomości TVP i Panorama podały tragiczną wiadomość. Młody Polak, uczestnik zorganizowanej przez Politechnikę Wrocławską wyprawy do Ameryki Południowej, został w sobotę zabity w Boliwii. Towarzysząca mu kobieta cudem uszła z życiem. Według niej, przebieg wydarzeń był następujący: dwoje z grupy polskich studentów postanowiło się odłączyć w jednej z wiosek niedaleko miasta Camargo na południu kraju.
Zostali napadnięci przez pięciu pijanych mężczyzn. Jej kolega zginął w ciągu kilku minut. Kobietę bito przez cztery godziny. Wokół zebrał się tłum gapiów. Ludzie zastanawiali się głośno, czy również jej nie zabić, by nie zostawiać śladów. Uratowało ją dwóch chłopców, którzy pobiegli po pomoc do pobliskiego miasteczka. Kobieta z licznymi ranami głowy znalazła schronienie u polskich zakonnic.
Studentka opowiadała, że początkowo wioska wydała im się cywilizowana - prowadziła przez nią szeroka droga, a mieszkańcy mieli telewizory. Według niektórych informacji napad miał być zemstą na białych turystach, których miejscowa ludność oskarża o porywanie dzieci. Polacy mogli też zostać napadnięci w celach rabunkowych.
Boliwia jest uznawana przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych za kraj na ogół bezpieczny. Tylko w miejscach wzmożonego ruchu turystycznego (podaje poradnik "Polak za granicą") należy zachować ostrożność.
4 września 2002
W Johannesburgu odbyła się konferencja, mająca na celu przygotowanie programu ‘o zapobieganiu frustracji, złu, radykalizmomo i agresji”
Niemal uzgodniono plan działania określający, jak zwalczać ubóstwo, nie niszcząc zasobów naturalnych Ziemi. Ocenia się, że jeśli rządy dotrzymają obietnic, plan może poprawić życie wielu milionów ludzi.
Reporter postanowił wybrać się do Johannesburga, aby z bliska przyjrzeć się działaniom uczestników Szczytu. Zauważył, że ceny na czas obrad wzrosły trzykrotnie. Wielu spośród 70 tysięcy delegatów mieszkało więc w Pretorii, bo tam jest taniej i bezpieczniej, chociaż na ulicach można znaleźć łuski po pociskach.
Miejscowe taksówki mają dziewięć miejsc siedzących, ale wiozą kilkanaście osób. Jeden z Murzynów od razu wiedział, że reporter jest przyjezdnym, nawet nie dlatego, że ma on plakietkę akredytacyjną Szczytu. Po prostu biali nie podróżują w ten sposób. Murzyni ze Szczytu Ziemi są zadowoleni, bo dla nich oznacza on prawdziwą integrację, skoro biali jeżdżą razem z czarnymi. Przebieg obrad niezbyt ich jednak interesuje.
Po kwadransie reporter dociera na dworzec w Pretorii. Wszyscy Murzyni odradzają mu podróżowanie pociągiem, bo jest niebezpiecznie - bilety sprawdza czterech kontrolerów. Ich zdaniem, przemoc zrodził nie apartheid, ale bieda.
Z okolicznościowej broszurki dowiadujemy się, że pociągi gwarantują bezpieczną podróż i dotarcie na czas. Tymczasem pierwszy pociąg w ogóle nie przyjechał, a drugi był spóźniony o godzinę. Dziennikarz i starsza pani, Angielka, byli jedynymi białymi w wagonie. Według niej, dzięki Szczytowi ludzie dowiedzą się, że na świecie jest jeszcze gorzej i może frustracja zniknie. W RPA co dziesiąty człowiek głoduje, a co piąty choruje na płuca, bo w domu palą węglem i drewnem, prezydent zaś nic w tej sprawie nie robi. W Johannesburgu, dworzec otaczało targowisko i mnóstwo ludzi. Na szczęście, gdy ktoś przystawił dziennikarzowi nóż, mówiąc "To napad, nie krzycz", reporter zdołał uciec. Najbezpieczniej było w gmachu obrad, którego strzegło prawie dziesięć tysięcy policjantów.
5 września 2002
Jak na światową premierę przystało, było wczoraj sporo pompy w hollywoodzkim stylu: czerwony dywan na schodach do Filharmonii i tłum fotoreporterów, oblegających Romana Polańskiego Burzliwymi oklaskami i wielominutową owacją na stojąco przyjęła „Pianistę” Romana Polańskiego publiczność w Warszawie - mieście, w którym rozgrywa się akcja filmu zrealizowanego na podstawie autobiograficznej książki Władysława Szpilmana, więźnia getta, który ukrywał się wśród ruin. Roman Polański kolejny raz udowodnił, że jest artystą odważnym. Nie uląkł się tego, że przez ponad pół wieku, dzielące nas od zakończenia II wojny, przez ekrany świata przewinęły się dziesiątki filmów ukazujących koszmar tamtych czasów, w czym i polskie kino miało znaczący udział. Polański sięgnął po, spisane tuż po wojnie, wspomnienia pianisty i kompozytora, Władysława Szpilmana.
Muzyk przeżył okupację hitlerowską w Warszawie. Najpierw z rodziną w getcie, potem, wyciągnięty na Umschlagplatzu przez żydowskiego policjanta z transportu do Treblinki, ukrywał się w różnych miejscach, zdany na dobrą wolę spotykanych ludzi. Wreszcie po kapitulacji powstania warszawskiego został zupełnie sam. Wówczas los postawił na jego drodze niemieckiego oficera melomana, który uratował mu życie. Szpilman miał niezwykłe szczęście, został trzykrotnie ocalony w sytuacjach absolutnie beznadziejnych. Tylko świadomość, że to, co oglądamy na ekranie, zdarzyło się naprawdę, nie pozwala nam zarzucić scenarzyście "Pianisty", że ma on zbyt wybujałą fantazję.
Wiele osób uważa, że ten film ma w sobie coś niezwykłego, rodzaj magii i prawdy, która sprawia, że nie pozostawia widza obojętnym.
7 września 2002
We Francji włączono do krajowej sieci energetycznej prąd wytwarzany przez największy w tym kraju wiatrak, o rozpiętości skrzydeł 77 metrów. Machina waży 275 ton, jej wysokość wynosi 85 m. Skrzydła wirują z prędkością 17 obrotów na minutę. Właścicielem tego urządzenia jest 52-letni rolnik, który poniósł ¾ kosztów jego budowy. Wiatrak pracuje wyjątkowo cicho. Jego żywotność przewidziano na 20 lat.
W skali całego świata, urządzenia wiatrowe dostarczają 1 % energii; dla porównania, elektrownie atomowe - 6,7 %. Francja należy do światowej czołówki zarówno w jednej jak i w drugiej dziedzinie. Jeśli chodzi o produkcję elektryczności z wiatru, pierwsze miejsce zajmują Niemcy, przed Hiszpanią i Danią.
9 września 2002
Dzisiaj kończą się 15. Międzynarodowe Targi Książki w Moskwie. Impreza zgromadziła 2700 wydawnictw z 82 krajów. Polska przedstawiła bogaty i bardzo ciepło przyjęty program. Po latach przerwanych kontaktów między wydawcami polskimi i rosyjskimi, wreszcie widać wzajemne zainteresowanie i współpracę. Gośćmi polskiego stoiska byli nie tylko czytelnicy i wydawcy, lecz także liczni politycy, ministrowie, a nawet na tle naszych książek fotografował się Borys Jelcyn.
Dla czytelników najważniejszy był oczywiście bogaty program spotkań literackich, np. z Joanną Chmielewską, która dla Rosjan jest tym, kim William Wharton dla Polaków. Wydano tu wszystkie jej książki (44 tytuły). Dziękowali za przyjazd, po wywiady ustawiały się stacje telewizyjne i radiowe. Składaniom autografów nie było końca. W Instytucie Polskim w Moskwie zorganizowano konferencję "Oblicza kobiecości".
Książki wielu polskich pisarzy ukażą się niebawem po rosyjsku. W księgarniach, poza Joanną Chmielewską, coraz lepiej sprzedają się rosyjskie wydania powieści Andrzeja Sapkowskiego, wciąż popularny jest Stanisław Lem. O polskim programie literackim informowały największe moskiewskie dzienniki, zamieszczając zdjęcia Beaty Tyszkiewicz i Joanny Chmielewskiej. W moskiewskim radiu emitowano trzy godzinne audycje poświęcone polskiej kulturze. Odbyły się dwa seminaria z udziałem polskich i rosyjskich wydawców, poświęcone współpracy i wzajemnej promocji książek. Rosja jest ogromnym rynkiem czytelniczym. Ceny książek są najniższe w Europie.
11 września 2002
W rocznicę zamachów terrorystycznych na Amerykę, najważniejsze uroczystości odbyły się w Strefie Zero - miejscu, gdzie przed rokiem stały dwie wieże WTC. Tuż po północy w nocy z wtorku na środę nowojorskie ulice wypełniły dźwięki kobz i bębnów. Z każdej z pięciu dzielnic miasta ruszyły w stronę Strefy Zero kilkuosobowe poczty orkiestr policji i straży pożarnej. Dotarli na miejsce przed ceremonią, która rozpoczęła się minutą ciszy o godzinie 8.46, dokładnie w rok od chwili, gdy pierwszy samolot uderzył w World Trade Center.
Zaraz potem gubernator odczytał słynny apel, który prezydent Abraham Lincoln wygłosił w 1863 roku w miejscu najbardziej krwawej bitwy amerykańskiej wojny secesyjnej, by uczcić pamięć żołnierzy, którzy tam zginęli.
Wzruszenie ogarnęło wszystkich, kiedy ubiegłoroczny burmistrz, zaczął odczytywać nazwiska z długiej listy 2801 osób, które zginęły podczas ataku na World Trade Center. Później nazwiska odczytywali krewni ofiar i robotnicy, którzy brali udział w odgruzowywaniu Strefy Zero. Wśród nich znalazły się nazwiska sześciu polskich ofiar. Ludzie schodzili w milczeniu w dół, by złożyć kwiaty i chorągiewki w samym środku Strefy Zero. Nastrój powagi potęgował napis na przylegającym do Strefy Zero wieżowcu: - Nigdy nie zapomnimy.
Czytanie po raz pierwszy przerwano o godz. 9.03. O tej samej godzinie przed rokiem uderzył w World Trade Center drugi samolot. Rozległ się dźwięk dzwonu. Odczytywaniu nazwisk towarzyszyły melodie utworów klasycznych. O godz. 9.59 (wtedy runął pierwszy wieżowiec) ponownie przerwano czytanie. O 10.29 w nowojorskich kościołach rozległy się dzwony, które upamiętniły moment zawalenia się drugiego wieżowca.
Na zakończenie trwającej ponad dwie godziny uroczystości gubernator stanu, który w wyniku ataku stracił około 700 mieszkańców, odczytał fragmenty Deklaracji Niepodległości.
W Nowym Jorku znacznie zaostrzono środki bezpieczeństwa. Gubernator ogłosił stan zagrożenia. Szczególnie widoczne było to w dolnej części miasta i w Strefie Zero. Aby się tam dostać, trzeba było mieć specjalne przepustki. Pod specjalnym nadzorem znalazły się nowojorskie kościoły, w których przez całą środę odbywały się nabożeństwa, siedziba ONZ oraz najwyższy po zniszczeniu WTC nowojorski drapacz chmur. Wstrzymano loty prywatnych samolotów i helikopterów nad Manhattanem i wprowadzono zaostrzenia w ruchu samolotów pasażerskich. Na niebie pojawiły się natomiast wojskowe myśliwce.
Środa była w Nowym Jorku dniem powszechnej żałoby. Uroczystości odbywały się także w wielu instytucjach. Zaapelowano, aby po zapadnięciu zmroku nowojorczycy zapalili świece. Wieczny płomień zapłonie w znajdującym się w pobliżu Strefy Zero parku, gdzie stoi tymczasowy pomnik ku czci ofiar.