Inkwizycja i czarownice
Płonące stosy, krew, cierpienie, utrata dobrego imienia i majątku - oto co dziś kojarzy nam się z inkwizycją. A miało być całkiem inaczej. U jej podstaw leżały ścisłe reguły, mające służyć ochronie religii i jedności Kościoła, zapewniając przy tym miłosierne i jak najbardziej sprawiedliwe sądy.
Każdy z nas wyniósł ze swojego dzieciństwa własny obraz czarownicy czy baby jagi.Zazwyczaj była to starucha z wielkim nosem, bardzo brzydka, mieszkająca w chacie na skraju lasu. Dobrze pamiętamy, że Baba Jaga porwała Jasia i Małgosie, bohaterów bajki dla dzieci, latała na swojej magicznej miotle, a pod nogami plątał się jej zawsze jej wierny towarzysz czarny kot. Kim tak naprawdę były czarownice, podstępnymi i zawistnymi służebnicami diabła, czy tylko nieszczęśliwymi ofiarami splotu różnych wypadków i zawiści otoczenia.
Na samym początku zanim przeniesiemy się w czasy czarownic, w czasy gdzie górę brały uprzedzenia i zabobony wreszcie w czasy płonących stosów należy ustalić znaczenie słowa „czary”. Według Braina P. Levacka w okresie wczesnonowożytnym Europejczycy używając wyrazu czary zawsze mieli na myśli dwojakiego rodzaju czynności. Pierwszym były praktyki wyrządzające szkodę, była to czarna czyli niszczycielska magia spełniania szkodliwych czynów. Ten typ magii tworzyły zabójstwa osób przez przebijanie kukły robionej na ich podobieństwo oraz zadawanie dzieciom różnych chorób. Drugim rodzajem magii była tzw. Biała magia, przyczyniała się do urodzaju lub pomocy przy narodzinach dzieci była także lecznicza w sensie uzdrawiania chorych. Źródła magii w średniowieczu były bardzo różne. Jednym z nich byli teologowie, tę grupę zabiegów magicznych można nazwać magią „liturgiczną”. Dalej była znana magia późnoantyczna, czyli wiedza tajemna zrodzona z rozmyślań mistyków i filozofów. Trzecim źródłem magii średniowiecznej były praktyki i wierzenia ludowe, wywodzące się jeszcze z tradycji pogańskiej.
Wierzenia i praktyki te były związane z troskami, nieszczęściami i klęskami dnia codziennego. Zwalczane przez kościół i władze państwową szybko zostały włączone w doktryny czarownictwa gdzie punktem najważniejszym był pakt człowieka z diabłem. Ta kościelna doktryna stała się podstawą procesów o czary i prześladowań czarownic. Procesy na skale masową i z wyrokami śmierci rozpoczęły się w końcu XIII wieku, a szczyt osiągają w XVI i XVII stuleciu. Jeżeli chodzi o wzrost procesów o czary w XVI, a zwłaszcza w XV wieku to duży wpływ na tę sytuację miał pogłębiający się kryzys gospodarczy i społeczny oraz niepokoje i walki w ówczesnej Europie.
Zginęło wtedy wielu niewinnych ludzi, którzy umierali w płomieniach za fikcyjne przestępstwa do których przyznawali się złamani torturami.
Najwcześniejsze procesy o czary miały miejsce w południowej Francji. Już w 1321roku w Pamiers inkwizytorzy wśród albigensów odkryli sześć osób zajmujących się czarami. Od 1330 inkwizycja częściej zajmuje się sprawami czarowników. W tym roku ukarano za czary 19 osób w tym 10 kobiet. W 1335 roku odbył się wielki proces inkwizycyjny 63 osób, gdzie większość stanowili czarownicy i czarownice. Ośmiu oskarżonych spalono na stosie w tym dwie kobiety. Od 1320-1350 stanęło przed sądem inkwizycyjnym w Carcassonne 400 czarownic i czarowników z nich spalono na stosie 200 osób, w Tuluzie polowa z 600 sądzonych zginęła w płomieniach. W latach 1460-1470 odbywały się procesy o czary w Lombardii i Piemoncie. W 1485 roku na podstawie jednego wyroku inkwizytora z Como spalono na stosie w Bormio 41 czarownic. W tropieniu czarownic bardzo duże zasługi położyli oprócz duchownych także świeccy sędziowie. Szczególną gorliwością wykazali się sędziowie świeccy na przełomie XIV/XV wieku w Szwajcarii. Analogiczne prześladowania nastąpiły we Francji w latach 1428-1447. Około 110 kobiet i 57 mężczyzn skazanych przez sędziów świeckich spalono na stosie lub utopiono za czary. Wiara w czary szerzyła się w najrozmaitszych warstwach społecznych. Ulegali jej monarchowie, a nawet papieże, którzy swych wrogów politycznych oskarżali nie tylko o herezję, ale również o czary. Trudno się dziwić, że przy takiej zachęcie spod pióra inkwizytorów wyszedł fachowy w tej sprawie przewodnik pt. „Młot na czarownice” (1486), który szczegółowo omawiał sposób postępowania z oskarżonymi. Ukazanie się go w druku było więc kolejnym impulsem do podejmowania co raz to nowych procesów. Młot i inne podręczniki inkwizycji instruowały, jak na pierwszy rzut oka rozpoznać czarownice, jak zmusić je do przyznania się do winy, jak wykorzystać informację donosicieli, w jaki sposób i jak długo torturować podejrzanego. Ta literatura o czarach dostarczała takiej argumentacji, która praktycznie pozwalała wykluczyć możliwość uratowania osoby raz już wprowadzonej w tryby procesu o czary. To piśmiennictwo scholastyczno-teologiczne i kanoniczne gromadziło materiał dla tej złowrogiej doktryny, która przyniosła tyle tragedii w znacznej części Europy i stała się podstawą wykształcenia się specyficznego procesu o czary. Ponieważ zaś inkwizycja mogła nakładać kary, których konsekwencją było nawet spalenie na stosie i konfiskata majątku oskarżonego, jej członkowie budzili coraz większy postrach w społeczeństwie.
Demonolodzy długo rozprawiali nad tym, czy zdarzenia opisywane przez czarownice działy się naprawdę, czy były jedynie wytworem fantazji. Zdania w tej kwestii były podzielone. Dotyczyło to również uczestnictwa w sabatach i podstawie całej wiary w istnienie czarownic. Wiele oskarżonych kobiet z zadziwiającą łatwością wyznawało, że są czarownicami, i przyznawało się do udziału w sabacie. Był to mocny argument dla łowców czarownic ,ale też bardzo krępujący dla historyka. Można się zastanowić, czy nie miało tu miejsca gigantyczne nieporozumienie pomiędzy oskarżonymi i oskarżającymi: dla wieśniaków „sabat” mógł oznaczać jakieś ludowe święto ,coś w rodzaju „święta szaleńców”; dla sędziego był występkiem przeciw władzy kościelnej i świeckiej. Według zeznań pewnej „czarownicy” sabaty miały odbywać się nocą, w miejscach odludnych- na wzniesieniu, w lesie lub na rozstaju dróg- przy ognisku, które przyćmionym blaskiem oświetlało ceremonię. Czarownice i czarownicy przybywali tam pojedynczo ,przyzywani przez diabła. Na sabat udawali się najczęściej pieszo, chociaż czasami diabeł zawoził ich tam na grzbiecie wieprza ,osła, kozła lub koguta, albo też przenosił ich wielkim wichrem. Często też kobiety leciały okrakiem na kiju lub miotle. Wiedźmy musiały nacierać się specjalną maścią, która czyniła je niewidzialnymi i pozwalała szybko pokonywać znaczne odległości. Sabat rozpoczynał się szyderczą parodią katolickiej mszy. Hostię zastępowano talarkiem rzepy lub drewna. Pod koniec ceremonii uczestnicy składali hołd swojemu panu- adorowali diabła przybierającego postać kozła „całując go w zadek”. Obrządek ten kończył się ucztą, na której pożerano małe dzieci. Później natomiast odbywały się orgie seksualne, gdzie :”syn nie omijał matki, brat siostry, ani ojciec córki”. Po akcie inicjacji czarowników ,już jako wspólników szatana, obdarzono mocą niszczycielską, która pozwalała im dobrze służyć nowemu panu. Potrafili oni sprowadzać ulewne deszcze zatapiające uprawy, pioruny burzące domy, gradobicia niszczące młode zboże i sady. Rzucali uroki odbierające płodność zwierzętom i ludziom. Byli sprawcami niewyjaśnionych wypadków. Zatruwali studnie proszkiem sporządzonym z ludzkich kości, bądź też rozprzestrzeniali dżumę, smarując specjalną maścią ściany i klamki domostw. Opisujący te okropności ludzie wykazywali się bujną wyobraźnią. Czarownicy potrafili jeszcze rzekomo zamieniać się w zwierzęta ,na przykład w koty, duszące niemowlęta w kołysce i wydrapujące im oczy
Aby przybliżyć sam charakter procesów o czary trzeba powiedzieć w jakich warunkach i za pomocą jakich metod sędziowie zdobywali zeznania oskarżonych. Proces karny rozpoczynał się od uwięzienia człowieka oskarżonego o czary i pakt z diabłem.
Podczas tortur zadawano oskarżonemu pytania według specjalnego formularza, którego główna zasada brzmiała „pytać o rzeczy w podstępny sposób, pytać o to, o czym podejrzany nic nie mógł wiedzieć”. Mimo pełnego dowodu kontynuowano tortury, gdy istniały chociaż najmniejsze wątpliwości. Nawet po zapadnięciu wyroku nie przestawano - w celu wydobycia zeznań o wspólnikach. Za wiezienia służyły tu piwnice, loch, wieże, a na wsiach nawet spichlerze. Krępowano tam człowieka łańcuchami i powrozami tak, że dłonie przywiązywano do stóp – nazywano to tzw. kozłem. Do innych sposobów pozbawienia ruchu aresztowanego służyły dyby, były to drewniane kloce położone na sobie i skręcone śrubami. Czasem zamykano w dyby tylko ręce, a innym razem ręce i nogi. Przykuwano też oskarżonych do ścian lub belek na kształt krzyża. W niektórych piwnicach i lochach wykuwano specjalne wnęki w ścianach zamykane żelaznymi drzwiami, we wnękę taką wstawiano człowieka, który nie mógł się w niej poruszać. Do tego wszystkiego skrępowani ludzie byli narażeni na wszelkiego rodzaju robactwa. W przypadku kobiet oskarżonych o czary stosowano inną procedurę. Sędziowie na początku poddawali ją tzw. „próbom”, zwanym Ordaliami. W zasadzie nie miały one charakteru tortur, choć niektóre ich elementy mogły powodować ból i cierpienie. Sędzia mógł skazać oskarżonego na tortury jeżeli uznał poszlaki za wystarczające. Samo torturowanie powinno być poprzedzone postraszeniem aresztowanego torturami. Gdy oskarżona stawała przed sądem pierwszą czynnością było sprawdzenie czy ma ona piętno lub znak diabelski, niewrażliwe na dotyk. Kłute kobiety miały nie czuć bólu ani nie krwawić. Aby ułatwić poszukiwanie , obwinione golono go gołej skóry, Zabieg ten miał pozwolić na usunięcie amuletów ochronnych, które mogły być ukryte w owłosieniu. Ciała czarownic kłuto igłami tak długo, aż znaleziono miejsce którym ofiara nie czuła bólu. Brak łez był innym symptomem uprawiania czarów. Ani jedna łza nie mogła płynąć z oczu czarownicy torturowanej moralnie i fizycznie. Łatwe? Otóż nie. Kobietę, którą torturowano przez kilka dni, tak mocno bito, że nie może już uronić ani jednej łzy więcej, tyle płakała ,że już nie może więcej i nie ma siły więcej. Ale brak łez był sprawką diabła... Kobietę podejrzaną o czary rzadko oczyszczano z zarzutów: przesłuchanie prowadzono w taki sposób ,by każda odpowiedź obciążała oskarżoną. Podczas próby wody bardziej znanej jako kąpiel czarownic ręce i nogi wiązano a potem przymocowywano je do liny i zanurzano w wodzie. Jeżeli ciało nie opadało na dno to był to dowód, że ofierze pomagał szatan. Opadanie na dno z kolei było dowodem niewinności i jeśli tylko oskarżona przeżyła tą próbę mogła być wolna. Wiele zależało od kata ponieważ to on trzymał koniec liny mógł więc podtrzymać lub pozwolić utonąć swojej ofierze. Podstawą próby wody było twierdzenie, że ciało czarownicy jest lżejsze od wody i nawet sam diabeł nie mógł zwiększyć jej ciężaru. Próba wagi była oparta na tej samej wierze w tym wypadku spadek wagi był dowodem winy. Najpierw w przybliżeniu ustalano ile waży podejrzana osoba potem sadzano ją na miejskiej wadze. Jeżeli waga się nie zgadzała z tą wcześniej ustaloną to uznawano to za dowód czarów. Próba ognia - kobieta musiała przejść po rozżarzonych węglach albo między płonącymi stosami, jeżeli ogień jej nie parzył znaczyło to, że zna już ogień piekielny. Próba gorącej wody - oskarżona musiała włożyć dłoń po nadgarstki do naczynia z gorącą wodą i wyjąć przedmiot (najczęściej kamień zawiązany na sznurku) leżący na jego dnie; poparzona dłoń i sposób gojenia się ran była dowodem winy lub niewinności.
Gdy sędzia zasądził tortury udawał się do katowni, która była zazwyczaj urządzona w takim miejscu by nie docierał tam żaden promień światła ani też jęki męczonych nie docierały na zewnątrz. Wprowadziwszy podsądnego kat pokazywał mu narzędzia tortur. Jeżeli to go nie przestraszyło stosowano kolejny stopień, a mianowicie podejrzany o czary i konszachty z diabłem musiał się rozebrać kat dawał mu spróbować jednej z tortur.
Jeżeli i to nie pomagało wtedy zasądzano właściwe tortury. W Polsce izby tortur znajdowały się m.in. w zamkach w Bydgoszczy, Lublinie, Lwowie, Poznaniu, Malborku i Sanoku, w ratuszach w Kaliszu, Poznaniu, Toruniu iWrocławiu, a także w Gdańsku - w Wieży Więziennej. Żadne z tych pomieszczeń nie zachowało się. Pewne informacje posiadamy jedynie w odniesieniu do Poznania, Gdańska i Torunia. W Poznaniu - izba tortur mieściła się najprawdopodobniej w północno-wschodniej części piwnicy gotyckiego ratusza. Połączona była wykutym otworem z o przeszło metr wyżej położoną komorą, która mogła pełnić funkcję loży sądowej. W Gdańsku sąd inkwizycyjny mieścił się na drugim piętrze Katowni, w sali o powierzchni 65 m kwadratowych. Pod salą sądową znajdowały się trzy cele o nazwach: "lis", "kogut" i "koń", których mury miały grubość 4 m, nie posiadały one oświetlenia dziennego, a jedynymi w nich meblami były dębowe ławy. Istnieją wątpliwości, czy tortury wykonywano w sali sądowej, czy też w owych celach. W Toruniu izba tortur znajdowała się w ratuszu staromiejskim, obok sali sądowej. Tortury wykonywał kat zaliczany do sług miejskich ("magister iudicii", "Scharfrichter"), potocznie "hycel", "tortur", "suspensor". Oprócz torturowania podejrzanych, do jego czynności należało: wykonywanie kar (śmierci, cielesnych, wygnania), wystawianie zwłok i obciętych członków na widok publiczny, nadzór nad porządkiem w mieście, a nawet leczenie ludzi i zwierząt, czy też prowadzenie domu publicznego. W czynnościach tych korzystał z pomocy praktykantów, przygotowujących się do zawodu. Kat pobierał stałe wynagrodzenie i zajmował mieszkanie służbowe. Od każdej czynności pobierał oddzielną opłatę. Miasta utrzymujące własnych katów, wydawały specjalne taksy katowskie. Obejmowały one cenniki za wykonanie określonych "prac". Kat z Darmstadt za czynności inkwizycyjne pobierał następujące opłaty:
• założenie hiszpańskiego buta - 2 floreny;
• założenie kuny - 1 floren 30 groszy;
• wychłostanie rózgami - 3 floreny 30 groszy;
• przypieczenie, podpalenie pleców lub czoła - 5 florenów;
• obcięcie uszu i nosa - 5 florenów;
• udział w torturach - 2 floreny 30 groszy.
Znacznie większe kwoty uzyskiwał on jednak za czynności egzekucyjne:
• poćwiartowanie - 15 florenów 30 groszy;
• ścięcie mieczem - 10 florenów;
• łamanie kołem - 5 florenów;
• zatknięcie głowy na haku - 5 florenów;
• powieszenie - 10 florenów;
• pogrzebanie ciała - 1 floren.
Z miast polskich przytoczyć można taryfę kata tczewskiego z 1660r.:
• wyświęcenie z miasta - 20 złotych;
• wychłostanie u pręgierza - 30 złotych;
• pławienie - 3 dukaty;
• ścięcie głowy - 3 dukaty;
• powieszenie - 3 dukaty;
• łamanie kołem - 4 dukaty;
• przypalanie żywcem - 4 dukaty;
• każde szczypnięcie rozżarzonymi szczypcami - 1 dukat;
• każde okaleczenie - 10 złotych;
• obcięcie ucha - 1 dukat;
• wypalenie piętna - 1 dukat.
Spoglądając na te cenniki zauważyć można, że katowi materialnie powodziło się nieźle. Faktycznie żył jednak na marginesie społeczeństwa, gdyż wszelkie z nim stosunki przynosiły ujmę na honorze, a nawet zakazywano utrzymywania z nim kontaktów towarzyskich. Kata obowiązywał - wyróżniający go, barwny strój lub oznakowanie ubrania. W źródłach istnieją wzmianki o wynajmowaniu kata przez małe miasteczka i wsie, które nie mógł sobie pozwolić na stałe jego zatrudnienie, gdyż było to dość kosztowne.
Najczęściej stosowanymi torturami były:
• Zaśrubowanie kciuków.
• Hiszpańskie buty.
• Sznurowanie ramion.
• Rozciąganie na drabinie za pomocą windy.
• Przypiekanie.
Za bardzo bolesną torturę uchodziło sznurowanie ramion. Służyły do tego celu liny włosiane, wyciągano ręce w tył tak by środek liny opasywał je, a końce lin trzymali kaci i każdy z nich ciągną w swoją stronę. Sznury te przerzynały mięśnie i jak piła cięły kości. Hiszpańskie buty z kolei były to dwie żelazne płyty podobne do żelaznej cholewki. Buty te zakładano na goleń i łydki poczym zaśrubowywano, miały one do tego na wewnętrznej ściance grube guzy i wypustki, które wrzynały się w ciało torturowanego. Kozioł Czarownic przeznaczano specjalnie dla kobiet podejrzanych o czary. Sadzano je okrakiem na klocu drewna w kształcie piramidy o ostrym czubku. Krawędź „siedziska” zagłębiała się w ciało ofiary. Często stosowano również „Żelazną Dziewicę”. Skazaną zamykano w żelaznym w pudle, którego wewnętrzne ścianki były pokryte sterczącymi gwoździami. Niezwykłym okrucieństwem odznaczali się ludzie, którzy używali rozwieracz (zwany również gruszką - rycina I). To urządzenie wkładano w intymne części ciała podejrzanych, a następnie rozwierano za pomocą śruby. Żelazne "płatki" powoli rozrywały wnętrzności torturowanych. Urządzenie to przeznaczano dla kobiet oskarżonych o kontakty seksualne z szatanem oraz mężczyzn posądzanych o grzech sodomii. Gruszkę też wkładano do ust, aby „uciszyć” ofiarę.
Rozwieracz zastosowano na przykład w Niemczech w opactwie książęcym Kempten w przypadku Anny Marii Schwangel - oskarżonej o kontakty cielesne z diabłem. W czasie śledztwa przyznała się do stosunków seksualnych z nim zarówno we śnie, jak i na jawie, bez żadnych nacisków z jego strony, gdyż zawiodła się na duchownych katolickich, których uprzednio błagała o pomoc i pociechę. Sąd skazał ją na śmierć przez spalenie.
Tron dziewiczy to krzesło wyposażone w kolce i uchwyty służące unieruchomieniu ofiary. Krzesła metalowe mogły być, dla wzmocnienia tortury, dodatkowo podgrzewane. Wymuszenie w ten sposób przyznania się do popełnienia zarzucanego czynu mogło trwać od kilkunastu minut do kilkunastu dni. Dla uzyskania pożądanego efektu, ofiary sadzano na takim krześle nago.
Egzekucja następowała natychmiast po odczytaniu wyroku, nie pozwalało to na odwołanie się do sądu najwyższej instancji przez skazanego. Zbawczy i oczyszczający ogień pochłaniał wszystko: ofiarę oraz akta jej procesu, które trybunał rzucał na stos, by na zawsze wymazać wszelką pamięć o występku. Procedura inkwizycyjna przyznawała sędziemu rozstrzygającą rolę. Obwiniony musiał sam udowodnić swoją niewinność. W każdym przypadku oskarżającemu gwarantowano dyskrecję, a cały ciężar obrony spoczywał na obwinionym. Oskarżony musiał przekonać o swej niewinności sędziego, który z kolei, miał pewność co do jego winy i myślał tylko o tym, ja wydobyć z niego „całą prawdę”. Chcąc dowieść swej niewinności ,oskarżony musiał pokonać wiele przeszkód. Postępowanie było tajne: odcięty od świata zewnętrznego, rzekomy czarownik nie wiedział ani kto do oskarżył, ani o co. Podczas przesłuchania sędzia „bawił się w kotka i myszkę”, zbijał oskarżonego z tropu podchwytliwymi pytaniami. Jeżeli zezwolono mu na korzystanie z pomocy adwokata, ten ostatni, lękając się o swe własne życie, namawiał go najczęściej do przyznania się do winy.
Ciekawym zjawiskiem wartym wspomnienia jest to że najczęściej to kobiety były oskarżane o czary a nie mężczyźni. Duży wpływ na tą sytuację miała Biblia. Pogląd że od czasów biblijnej Ewy kobiety były bardziej skłonne do grzechu w ogóle, a do czarów w szczególności podzielali średniowieczni teologowie. Do tego silne prądy ascetyczne w tej epoce upatrywały w kobiecie narzędzie grzechu i wszelkiego zła. Prześladowcy czarownic powoływali się nawet na zdanie z drugiej Księgi Mojżeszowej rozdz. 22/18; „ Czarownicy żyć nie dopuścisz „ Pomimo że polowania na czarownice i procesy zniknęły z pejzażu Europy, co jakiś czas jednak można usłyszeć o samosądach czynionych na ludziach oskarżonych o czary. W 1976 roku w małej niemieckiej miejscowości sąsiedzi podejrzewali Elisabeth Hahn o uprawianie czarów, jej dom został podpalony a ona sama doznała poważnych obrażeń. W Meksyku w 1981 roku tłum ukamienował na śmierć kobietę, którą mąż oskarżył o to że czarami chciała spowodować zamach na papieża. W 1976 roku bardzo głośna była sprawa studentki pedagogiki z Wurzburgu ( miasto znane z polowań na czarownice z XVI wieku ).
Studentka ta była chora na epilepsję a duchowni stwierdzili, że jest opętana przez szatana i przeprowadzili intensywne egzorcyzmy po, których zmarła.
Widać tu dokładnie jak wielu niewinnych ludzi straciło życie przez uprzedzenia i wielki strach. Nietolerancja społeczeństwa wobec innego zachowania czy wyglądu, ponieważ to także mogło być powodem oskarżeń, kosztowała ludzi życie. Strach i panika prowadziły do prawdziwych tragedii.
BIBLIOGRAFIA
1. Edward Potkowski „ Czary i czarownice „ Warszawa 1970
2. Kurt Baschwitz „ Czarownice dzieje procesów o czary „ Wrocław 1971
3. Łuczak Antoni „ Czary i czarownice wczoraj i dziś „ Tarnów 1993
4. Istvan Rath-Vegh „ Historia ludzkiego szaleństwa „ Warszawa 1973
5. Komar Michał „ Czarownice i inni „ Kraków 1976
6. Samp Jerzy „ Droga na Sabat „ Gdańsk 1981
7. T. Maciejewski „Narzędzia tortur, sądów bożych i prób czarownic"