Czy oni nas oklamuja- Radio, internet, gazety i telewizja

Siedzi sobie człowiek spokojnie w domu, a z kraju i całego świata spływają do niego różne informacje za pośrednictwem gazet, radia, telewizji, a ostatnio też i z internetu.
Szczególnie natrętne i niebezpieczne są wciąż jeszcze informacje z telewizora, bo większość z nas przyzwyczaiła się do tego pudła od dziecka i ono zawsze gdzieś tam jest włączone, cały czas coś mówiąc i pokazując. No i teraz pytanie, czy ono mówi nam prawdę? Albo inaczej: ile w tym prawdy, a ile dezinformacji i świadomego kłamstwa i jak je od siebie rozróżnić?
I teraz weźmy na przykład mnie człowieka dojrzałego i z gruntu łagodnego. Ludziom i światu życzliwego, ufnego, któremu uczucie podejrzliwości wobec bliźnich jest obce i niemiłe. A jednak, kiedy raz pokazali pewną panią, która rzekomo nie jadła już od ponad roku, czerpiąc potrzebną jej do życia energię wprost z otoczeni, poprzez odpowiednie oddychanie, absorpcję i koncentrację, to się zdenerwowałem.
Najgorsze było jednak to, że oni tam w telewizorze niczego nie twierdzili! Oni "obiektywnie" przedstawili fakty świadczące za i przeciw i poparli je opiniami ludzi w zjawisko to wierzących oraz zdecydowanie mu przeczących. Byli więc i naoczni świadkowie, entuzjastyczni zwolennicy i sceptycy oraz różnej maści "uczeni", toczący zaciekły spór między sobą.
Co ma jednak począć w takiej sytuacji człowiek prosty? Zdać się na zdrowy rozsądek, powiecie! Owszem, w tym wypadku to jeszcze jest możliwe, ale przecież absolutna większość otaczających nas zjawisk ma taki charakter, że już od dawna nie da się ich na zdrowy chłopski rozum tłumaczyć, bo one wymagają specjalistycznej i zaawansowanej wiedzy. Dlatego tylko nieliczni mogą posiadać na ich temat własne zdanie, a cała reszta musi im wierzyć.
Weźmy na przykład taki podbój kosmosu! Ilu jest na świecie astrofizyków i to takich, którzy oglądają ten kanał programowy węgierskiej telewizji (ten sam, co pokazywał ową kobietę)? A na nim wczoraj wyemitowali program podający w wątpliwość lądowanie człowieka na księżycu!!! To Wy mi pewnie powiecie, żebym ja takich głupot nie oglądał i już! Ale skąd ja mam wiedzieć kiedy to są głupoty, a kiedy nie? Ta komercyjna stacja informuje mnie również o wielu innych społecznych, politycznych i nawet naukowych wydarzeniach i jej informacje okazują się być na ogół prawdziwe, bo potwierdza je cały szereg innych mediów no i w końcu samo życie!
No to siedzę sobie wczoraj, jak gdyby nigdy nic i oglądam dodatek publicystyczno-ciekawostkowy, emitowany po wiadomościach, a tu pokazują jakiegoś grubego Amerykanina (oczywiście przed komputerem), który jakoby życie poświęcił na zdemaskowanie tej wielkiej mistyfikacji NASA, którą było rzekome lądowanie na księżycu amerykańskiej załogi.
Wszystko to "pic i fotomontaż" - powiada ten pan. W latach sześćdziesiątych Rosjanie znacznie wyprzedzili Amerykanów w podboju kosmosu. Odpowiedzią na to miał być program Apollo, zmierzający do zdobycia księżyca. Niestety, nie przyniósł on zamierzonych efektów na czas i dlatego w roku 1969 ze wzglądów politycznych i prestiżowych, zdecydowano się na dokonanie tego "super fałszerstwa".
"Nikt na żaden księżyc nie wyleciał, a to, co transmitowały telewizje całego świata, to tylko wynik zręcznej inscenizacji wykonanej w studio Hollywood, co można łatwo udowodnić analizując uważnie zdjęcia!" Bo weźmy na przykład sztandar amerykański. Dlaczego on powiewa? Na księżycu nie ma wiatru! Albo cienie rzucane przez kosmonautów i różne przedmioty - na księżycu powinny one inaczej wyglądać, albo w ogóle nie powinno ich być. Albo brak krateru pod lądownikiem! Jeżeli nie ma go dlatego, że podłoże było skaliste, to skąd wyraźne ślady stóp odciśnięte w pyle pokrywającym to podłoże? Dlaczego ten pył nie został również zdmuchnięty przez lądującą machinę? Itd.
Ale program oczywiście był "dyskusyjny" i dlatego gwoli obiektywności powyższe argumenty zbijał jakiś młody węgierski "uczony", który rzekomo pracuje od lat w NASA. Z tym, że jakoś tak nieprzekonywująco zbijał...
A ja siedzę i na to wszystko patrzę, a i nawet mi do głowy przyszło, że też gdzieś się już w internecie z takimi zagadkami spotkałem.
Ludzie! Kochani! Mili państwo! Co ja mam robić? O księżycu wiem niewiele! Sprawa ta nigdy mnie specjalnie nie interesowała, a to z przyczyny mojej babci i jej sąsiadki Augustynki na wsi. No bo było tak, że jak miałem z 10 lat, to im kiedyś po różańcu wygarnąłem, że "ludzie wkrótce to i na księżyc wylecą!"
Jezus Maria! Jak one się wtedy ze mnie śmiały! Gówno tam, że się śmiały! One za wszelką cenę usiłowały swój śmiech powstrzymać, żeby "dziecka nie obrazić", ale nie mogły! Bo takie dziecko, to czasem jak coś powie, no to boki zrywać, człowiek by nijak czegoś tak zabawnego nie wymyślił, choćby chciał!
A ja to wszystko doskonale rozumiałem i byłem w swoim upokorzeniu bezsilny, a one mnie czule po główce głaskały i pocieszały, bo zdaje się łzy mi zaczęły z oczu kapać. Obydwie zresztą dożyły tej wielkiej chwili w historii ludzkości, ale ja byłem już za duży, żeby im wypominać. Przeciwnie. Program Apollo tak mi się jakoś nieprzyjemnie kojarzył, że doprawdy zbyt pilnie to ja go nie śledziłem.
Aż tu masz! Po ponad 30 latach dowiaduję się, że nie było żadnego lądowania na księżycu! Na dodatek audycja jest wyposażona w takie urządzenie do podliczania telefonicznych głosowań i okazuje się, że większość oglądających program, też przychyla się do tezy, że to wszystko to była jednak mistyfikacja. A żona mi się śmieje i mówi, że jej tato, również wyrażał po cichu wątpliwości w tej kwestii. Co robić? Najpierw chciałem zadzwonić do szwagra, który z wykształcenia jest fizykiem, ale zawsze interesował się astronomią. Ale myślę sobie - wygłupie się tylko! Przecież jeżeli wszyscy na świecie dali się zwieźć tej podłej machinacji, to skąd on by mógł znać prawdę?
Pomyślałem też, zajrzę do internetowej encyklopedii "Wiem", ale przecież wiem, że oni tam też w to wszystko wierzą i o żadnej zmowie niczego się nie dowiem. Postanowiłem więc, że sam muszę dociec prawdy własnym moim umysłem. Wszak powiedziane jest, że "mędrzec poznaje świat, nie przestępując progu własnej izby". Ale z drugiej strony, św. Augustyn powiadał: "Są rzeczy, które trzeba zrozumieć, aby w nie uwierzyć, ale też są takie, w które trzeba uwierzyć, żeby je zrozumieć".
To drugie twierdzenie brzmi przepięknie i dlatego je zacytowałem, ale w mojej sytuacji...? Jeśli uwierzę, że Armstrong i Aldrin rzeczywiście byli na księżycu, to i tak nie zrozumiem dlaczego ten cholerny sztandar łopotał i czy rzeczywiście nie powinien był, czy też wręcz przeciwnie miał do tego prawo? Pomyślałem o Babci nieboszczce i Augustynce. Wieś i przyroda nasunęły mi się same przez się i stwierdziłem, że jedynie chłopski rozum może mi pomóc, a na temat filozofii, to mogę tylko inteligentnie westchnąć za Schopenhauerem: "Mnie moja filozofia niczego nie dała, ale ileż zaoszczędziła" (Aforyzmy o mądrości życia).
Zacząłem więc tak jak w matematyce, od analizy ekstremów. Najogólniej: Jeżeli Amerykanie chcieli oszukać Rosjan, którzy byli bardziej zaawansowani w podboju kosmosu, to jakim cudem Rosjanie nie potrafili ich zdemaskować? Przecież byli bardziej zaawansowani!
A jeżeli sprawa dokonała się w porozumieniu z sowietami, to i autentyczność ich osiągnięć kosmicznych też można by zakwestionować i stwierdzić, że to co mówili Gagarin, Tiereszkowa i inni, to wierutne kłamstwa. Tak, ale w takim razie po co wysyłali - rzekomo oczywiście - w przestrzeń kosmiczną psa Łajkę? Przecież pies nie mówi, a więc i nie potrafi kłamać! Gdzie tu w takim razie sens? Więc widocznie jednak nie o kłamstwo chodziło, a jeżeli ruscy nie kłamali, to dlaczego by mieli na to pozwolić Amerykanom?
No chyba, że oni już wtedy dogadali się w sprawie przyszłego "pokojowego upadku" ustroju i nomenklatura komunistyczna zakasowała grubą forsę, na przyszłe uwłaszczenie się. Wtedy też pewnie zaczęli szkolić Michnika i rozmyślać nad kształtem przyszłego stołu rokowań z rzekomą opozycją. Bo przecież on wcale nie musiał być okrągły! Mógł mieć na przykład kształt podkowy, albo sierpa? Nasuwają się jednak inne trudne pytania: Po co w takim razie był Wietnam, Afganistan itp. Hm... Dla forsy. Bogacili się sukinsyny na produkcji broni, więc potrzebne im były wojny.
W takim razie jednak cały ten podbój kosmosu to też lipa i to po obydwu stronach. Ciekawe zresztą, że oni do dzisiaj się niby kłócą, ale tzw. "program kosmiczny" realizują razem. Czyli tak, żeby się nic nie wydało. Zastanawiające!
Ale w takim razie co wpadło niedawno do oceanu? No bo coś z nieba spadło i wpadło - wszyscy widzieli... Zostawmy ten trop. To było maksimum funkcji, przejdźmy do minimum.
Jakim cudem w jedno zdjęcie z księżyca mogło się wkraść aż tyle byków i podejrzanych szczegółów? Przecież jeżeli wykonano je w studiu filmowym, to można było zamknąć drzwi i uniknąć tego cholernego przeciągu, którym sztandar się zdradza łopocząc! A jeżeli chodzi o te różne cienie, to co za dupę oświetleniowca zatrudniono do tej roboty? O retuszerach już nawet nie wspominam, bo wstyd i hańba, że oni okazali się być całkowicie bezradni. Wszystko wskazuje raczej na to, że Amerykanie świadomie spieprzyli to zdjęcie, bo przecież dobrych filmowców ci u nich nie brak i w filmach z takimi drobiazgami radzą sobie z łatwością.
A więc przemyślna i podstępna prowokacja. Tylko kto, kogo i dlaczego? Coś mi się wydaje, że i ten trop raczej należy zostawić i w ogóle dać sobie z tym wszystkim spokój. W ten oto sposób żądna sensacji telewizja, narobiła mi w głowie zamętu, z którym sam już nie wiem co począć. Tu by trzeba naprawdę tęgiej głowy. Politycznej i analitycznej. Łysiak! O ten, to by wiedział co z tym fantem zrobić! Niestety, on ostatnio bardzo zajęty sprawą narodową, ale kiedy już wszystkich w kraju zdemaskuje, to kto wie?
Widziałem kiedyś bardzo pouczający film o nieograniczonych wprost możliwościach manipulacji faktami historycznymi, pokazujący jej metody poglądowo na przykładzie quasi dokumentu filmowego. Udowadniał on, ni mniej, ni więcej, że Chruszczow i Al Capone to były te same osoby, a wrogość ZSRR i Chin wynikła z faktu, że i Mao Tse-tung również był amerykańskim gangsterem i obaj pokłócili się w interesach. jeszcze tam w Ameryce (sic!).
Tę karkołomnie absurdalną historyjkę film udowadniał bezbłędnie, posługując się przez cały czas ogólnie znanymi faktami historycznymi, tyle że inaczej (nawiasem mówiąc bardzo dowcipnie) interpretowanymi, oraz zręcznymi retuszami i odpowiednim montażem fotografii i materiałów filmowych. Czyżbyśmy więc wobec manipulacji na nas uprawianych byli zupełnie bezbronni?
Wróćmy więc jeszcze do kwestii księżycowej, bo jednak przyszła mi do głowy pewna inna możliwość: A może wszystko na tym zdjęciu jest dokładnie tak, jak być powinno? A jeżeli ktoś ma takie czy inne wątpliwości, to jest to jego problem, a nie cios w autentyczność lądowania człowieka na księżycu. Wynika stąd, że jeżeli uwierzymy w autentyczność tego lądowania i przyznamy, że nie wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć, nie będąc astrofizykami, to cała rzecz dziecinnie się uprości!
Więc morał z tego wynikałby taki, że nie mogąc ani sprawdzić, ani zrozumieć wszystkich skomplikowanych zjawisk i wydarzeń wokół nas się dziejących, nie pozostaje nam nic innego, jak wierzyć we własny rozsądek, który z kolei podpowiada nam wiarę w to, w co wierzy większość w szerokim tego słowa rozumieniu, czyli również fachowcy i autorytety w danych dziedzinach - inaczej zbłądzimy niechybnie na manowce.
I choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie brzmi to zbyt efektownie, to i prawda zazwyczaj zbyt efektowna nie jest. Natomiast wszelkie rewelacje i inne sensacje pozostawmy tym, którzy czerpią z ich wynajdywania korzyści. Wiarę w tajemnice zostawmy naiwnym. Nie ma takiej tajemnicy wśród ludzi, która by się nie wydała, tym szybciej im większa. Taka jest bowiem natura ludzi, że niczego nie są w stanie zachować w sekrecie, i tak też, a w każdym razie podobnie, powiedziano w Piśmie.

Dodaj swoją odpowiedź