Opis przeżyć z wycieczki Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu

Widziałam nad swoją głową napis "Arbeit macht frei" – Praca czyni wolnym. Nie było w tym ani krzty prawdy. Dnia 21.10.2005 zwiedzałam muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Był to dla mnie wielki szok kiedy je zobaczyłam... Nieduża brama, długi mur splecionych drutów kolczastych, niegdyś będących pod napięciem, uliczki pełne tak wielu wspomnień i budynki wciąż palące bólem i żalem.
Wielkie szare bloki ponumerowane niczym cele dla więźniów, którzy popełnili zbrodnie, wynikające z innej religii, narodowości czy odmienności seksualnej. Małe pomieszczenia w których mieściło się kilkaset żyjących istot... teraz jedno takie pomieszczenie to duży salon w domu bogatszego człowieka - tam miejsce do załatwiania potrzeb fizjologicznych, spania, jedzenia... Uliczki pełne bólu na których wieszani byli uciekinierzy, ludzie niewinni i całe żydowskie rodziny tak bardzo znienawidzone przez Niemieckich żołnierzy. Ściana śmierci... znicze i wieńce od rodzin zabitych. Takie miejsce przyprawia o dreszcze. Wchodzę do kolejnego budynku – widzę szklane szyby a za nimi tony ludzkich włosów, następnie tysiące par butów, garnków, ciuchów i innych rzeczy potrzebnych do prostego, zwyczajnego życia. Ludzie myśleli, że jadą tylko na przesiedlenie, a zostawali zawożeni do miejsca z którego już nigdy nie uciekną... Widzę zdjęcia ocalonych, to okropny widok. Wychudzone ludzkie twarze pełne smutku a zarazem szczęścia, że to już „koniec”, że już nigdy nie będą musiały przeżywać tego co się stało w tym miejscu. Małe dzieci, które już nigdy nie będą potrafiły normalnie funkcjonować, ponieważ to co się stało tak bardzo odbiło się na ich psychice. Nigdy nie będą w stanie rozmawiać, śmieć się czy żartować... Już nie zrozumieją co to znaczy zabawa kiedy się jest małym dzieckiem. Teraz będą wspominać ten okres jako najgorszy w swoim życiu. Idę dalej... kroczę uliczkami „śmierci”. Rozglądam się, myślę jak to wyglądało kilkadziesiąt lat temu. Widzę kolejną grupę zwiedzających – to małe dzieci... nie wiem jak można przywozić je w takie miejsce. Przewodnik opowiada nam o życiu codziennym „niewolników”. Małe ilości pożywienia, wykańczająca praca i sen wciąż przerywany jękami konających więźniów. To straszne... jak można być tak okrutnym człowiekiem i skazywać bliźnich na coś podobnego. Powoli przesuwamy się w stronę bloku 11, nazywanego przez więźniów blokiem śmierci. Pełnił on kilka funkcji, z których najważniejszą byłą rola centralnego obozowego aresztu. Esesmani umieszczali tu więźniów podejrzewanych przez obozowe gestapo o udział w konspiracji, próby ucieczek i buntów, utrzymywanie kontaktów ze światem zewnętrznym. W karnych celach znajdujących się w piwnicach, nazywanych bunkrem esesmani zamykali więźniów uznanych winnymi przekroczenia obozowego regulaminu... później umieszczano tam skazanych na śmierć głodową. Malutkie cele, w których brakowało dosłownie wszystkiego „upychano” kilkunastu więźniów. W jednej z tych cel zmarł św. M.M. Kolbe. W bloku obok tzw. Lekarze prowadzili eksperymenty na ludziach... Idę dalej... przewodnik wprowadza nas do krematorium. W ciągu doby spalano tam nawet 340 ludzkich zwłok. Wielkie piece wzbudzały we mnie żal i obrzydzenie. Nieopodal znajdowały się komory gazowe... zginęło tam setki tysiące ludzi, niestety niektóre osoby nie potrafiły uszanować tego miejsca, wygłupiały się i żartowały. Wstyd mi było za moich znajomych...
Pojechaliśmy autokarem do drugiego obozu... niestety Niemcy w większości go spalili... próbowali ukryć to co zrobili. Może wstydzili się tego. Wątpię... myślę, że bali się odpowiedzialności za te wszystkie morderstwa i okrucieństwa. Widzę dziesiątki budynków i stacje kolejową z peronem.. to tam była odprawiana selekcja. Przewodnik wprowadza nas do miejsca w którym więźniowie mieli się myć i załatwiać potrzeby fizjologiczne... widzę koryta z małymi kurkami z których nigdy nie popłynęła ciepła, przyjemna woda. Bo po co ? Idę do budynku dalej... to miejsce w którym mieszkali więźniowie. Rzędy piętrowych łóżek na których spało kilkanaście osób. Niegdyś panował tu nieopisany smród i wybuchały niezliczone zarazy. Przewodniczka prowadzi nas do autokaru... wracamy do domu. Na pewno ta wycieczka pozostanie w mojej pamięci do końca życia. Ludzie powinni być tolerancyjni dla siebie... nie patrzeć na to czy ktoś ma inny kolor skóry albo wierzy w innego boga. To nienormalne... musimy sobie wzajemnie pomagać i nie prowadzić do konfliktów między bliźnimi.

Dodaj swoją odpowiedź