„Kopytka na mur beton”
Zbliżał się dzień matki. Od kilku dni, z Adamem, moim młodszym bratem organizowaliśmy tajne narady. Zastanawialiśmy się jaki prezent sprawiłby naszej mamie największą radość. Pomysłów mieliśmy wiele, jednak na samym początku odrzuciliśmy wszelkie laurki i kwiaty uznając je za zbyt banalne. Kupienie czegoś w sklepie również nie wchodziło w rachubę, ponieważ chwilowo mieliśmy problemy finansowe. Po kilku bezowocnych nocach wpadliśmy na genialny pomysł, iż ugotujemy świąteczny obiad. Nie mieliśmy wątpliwości, że głównym daniem muszą być kopytka, ulubiona potrawa mamy. Martwiliśmy się tylko, czy poradzimy sobie z ugotowaniem całego obiadu – miał to być nasz kulinarny debiut, jednak doszliśmy do wniosku, że trudno nie dać sobie rady z czymś tak prostym jak kopytka.
Wreszcie przyszedł nasz wielki dzień. Czułem się bardzo podekscytowany. W końcu pierwszy raz miałem coś ugotować i to od razu dla mamy! Gdy wracaliśmy ze szkoły do domu spytałem Adama”
- Czy mamy w domu wszystkie składniki?
- Chyba tak, w końcu zawsze znajdzie się mąka, ziemniaki i jajko.
Wydaje mi się, że Adam nie traktował tego tak poważnie jak ja. Dla mnie był to jeden z niewielu momentów, które spędzamy razem z mamą. Jest bardzo zapracowaną osobą i prawie nigdy nie ma dla nas czasu. Dlatego tak ważne było dla mnie, aby zobaczyła, ze zależy nam na niej.
Do domu wróciliśmy dwie godziny przed przyjściem mamy. Od razu przystąpiliśmy do pracy. W czasie kiedy czekałem na ugotowanie się ziemniaków Adam poszedł po mąkę do spiżarki. Wrócił w momencie, gdy kartofle były już zmielone. Był cały umorusany w białym proszku.
- Coś ty tam robił? Chciałeś się wybielić? – spytałem brata ze śmiechem.
- Worki spadły i się wymazałem. – odpowiedział trochę urażony.
Kazałem Adamowi umyć się i wrócić do kuchni, żeby zrobić sos. Jednak podczas jego kolejnej nieobecności zauważyłem, że mąka jest jakaś dziwna, zbyt sypka. Spytałem brata, czy to na pewno mąka. On oburzony potwierdził.
- Co innego może być białe, sypkie i znajdować się w worku z napisem „mąka”? – powiedział.
Trochę zmieszany kończyłem swoją pracę. Kopytka już się gotowały, a my przygotowywaliśmy nakrycie stołu. Wreszcie rozległ się długo oczekiwany dźwięk domofonu. Obaj byliśmy bardzo zdenerwowani. Staliśmy obok siebie w przedpokoju, czekając, aż drzwi wejściowe się otworzą. Wreszcie mama znalazła się w mieszkaniu. Od razu złożyliśmy jej życzenia i zaprosiliśmy do stołu.
- Czyżbyście przygotowali mi obiad, chłopcy? – spytała.
- Tak, mamo! Twoje ulubione kopytka! – prawie wykrzyczał Adam.
- Naprawdę? To szybciutko, szybciutko, pokażcie co zrobiliście!
Pobiegliśmy do kuchni po talerz z jedzeniem. Minutę później byliśmy znów przy mamie i czekaliśmy na jej opinię o obiedzie. Jednak okazało się, że w kopytko nie można wbić widelca! Byłem tym bardzo zdziwiony. Przecież robiliśmy wszystko według przepisu babci Jadzi!
- A skąd wzięliście mąkę? – spytała rozśmieszona mama. Byłem trochę zażenowany jej śmiechem z naszej porażki,
- Jak to skąd? Z worka w spiżarce! – odpowiedział Adaś.
- Ale tam był gips! Tata wziął puste worki po mące i wsypał tam gips potrzebny do remontu łazienki!
Stanęliśmy jak wryci. W życiu nie najadłem się tyle wstydu. Tak bardzo się starałem, a wszystko popsuł Adam! Jak mógł pomylić mąkę z gipsem? Chociaż, on ma tylko osiem lat… Po chwili wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Jestem bardzo szczęśliwa, że o mnie pamiętaliście. Poczekamy na tatę i we czwórkę pójdziemy do restauracji. A kopytka zrobicie kiedy indziej, ale wtedy nie będą już „na mur beton”!