Co jest największym zagrożeniem dla ludności - odpowiedz, opierając się na tekstach kultury powstałych w XX wieku.

W jakim kierunku zmierza współczesny świat? Entuzjaści postępu naukowo-technicznego z końca XIX wieku byli przekonani, ze na pewno ku lepszemu. Nauka i nowoczesność miała – w ich opini- nie tylko ułatwić nasze życie, ale i uczynić je lepszym, mądrzejszym i spokojniejszym. Nie trzeba było jednak długo czekać, by okazło się, że wiedza i wynalazki wcale nie muszą służyć dobru i mogą obrócić się przeciwko człowiekowi. Aby dojść do tego wniosku, nie trzeba być katastrofistą-wystarczy wnikliwie przyjrzeć się współczesnej historii i obrazowi świata, jaki wyłania się z tekstów XX-wiecznej kultury.
Niemiecki pisarz Erich Maria Remarque był żołnierzem podaczas I wojny światowej. Na froncie szybko przekonał się, że będzie ona zupełnie inna niż wszystkie dotychczasowe walki-nowoczesny sprzęt skutecznie „pomoże” unicestwić tysiące niewinnych ludzi.

Po doświadczeniu obcowania na co dzień ze śmiercią, patrzenia na śmierć i cierpienia kolegów oraz przeżywaniu własnych Remarque napisał wstrząsającą książkę, która ukazuje odheroizowany i bardzo prawdziwy obraz wojny-Na zachodzie bez zmian. Jej bohater-Paul Baumer- został wcielony do armii, wysłany na front i, niestety, niemal zaraz ranny. Nie odwiedzamy więc z nim bitewnych pól, lecz raczej polowe szpitale i lazarety. Ale rzeczy, które się tu dzieją, są nie mnniej dramatyczne. To nieprawda, że świadomość poświęcenia się za ojczyznę osładza cierpienie-zresztą czy ono naprawdę jest potrzebne?

Brakuje wszystkiego: lekarstw, bandaży, nawet miejsc do leżenia. Podleczeni chłopcy, którym dopiero co zdążyły zagoić się rany, są błyskawicznie odsyłani z powrotem na front. Nikt ich nie pyta, czy widzą jakikolwiek sens we wzajemnym zabijaniu się, czy chcą sprzedawać swe życie dla mglistych idei. Bo przecież te w zetknięciu z rozmiarem ludzkiego bólu wydają się po prostu śmieszne, niemal abstrakcyjne. Ale wielcy tego świata zdają się nie rozumieć tej prostej prawdy i samodzielnie podejmują swoje okrtune, krzywdzące całe narody decyzje. Przerażony, wyczerpany fizycznie i moralnie Paul też w końcu wraca na front-scena, w której musi to zrobić, jest bardziej przejmująca niż całe tony pacyfistycznych pism. Powieść została szybko sfilmowana przez amerykańskiego reżysera Lewisa Milestone`a.

Wydawać by się mogło, że dziła ukazujące grozę i bezsens wojny (np. Powieść Ernesta Hemingwaya Pożegnanie z bronią, z której bohater dezerteruje nie ze strachu, lecz wpisanej w ludzką naturę potrzeby szczęścia, wstrząsający obraz Pabla Picassa Guernica namalowany po zbombardowaniu przez frankistów hiszpańskiego miasteczkao tej nazwie) będą dostatecznym ostrzeżeniem i położą kres następnym walkom, ale, jak wiemy z historii, tak się, niestety, nie stało.

Literaci i filmowcy przez długie lata będą powracali do tematów wojny i pokreślali ogrom ofiar, jakie pochłonęła: między innymi Andrzej Wajda-reżyser Kanału, twórcy amerykańsko-japońskiego filmu Tora, Tora, Tora: Richard Fleischer, Kinji Fukasaku, Toshio Masauda oraz Steven Spielberg-reżyser Szeregowca Ryana

Artyści zwrócą uwagę na jeszcze jeden, nie mniej niebezpieczny wymiar wojny: kształtowanie innej niż normalna moralności, w której miejsce etycznych zasad zajęła chęć przeżycia, przetrwania za wszelką cenę. Tę prawdę zauważył już Tadeusz Borowski, który w zbiorach opowiadań Pożegnanie z Marią oraz Kamienny świat sportretował ludzi wtłoczonych w odczłowieczającą machinę obozu koncentracyjnego. Więźniowie Oświęcimia po kilku spędzonych tu tygodniach potrafią bez emocji patrzeć na dymy z krematoriów, w których płoną ludzie-wczoraj, być może, ich przyjaciele... Ludzie zlagrowani bez skrupułów walczą o skórkę chleba lub cieszą się, że to oni, lecz ktoś inny został wyznaczony do stracenia.
Z podobnymi sytuacjami spotykamy się w Innym świecie Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (młode dziewczyny oddające się gułagowym funkcjonariuszom za jedzenie, donoszą na współwięźniów). Żaden z posarzy właściwie nie oskarża tak reagujących ludzi, oby dwaj pokazują, że uformowały ich ekstremalne warunki (Borowski jednak posuwa się o krok dalej, Grudziński jeszcze wartościuje, Borowski już nie). Obaj pokazują, że wojna zagraża nam nie tylko fizycznie, lecz niszczy i wypacza również naszą psychikę. Ten wymiar podkreśla powieść Williama Whartona Ptasiek (jej walczący w II wojnie światowej bohater nie wytrzymuje ciężaru faktów i popada w obłęd), a także zrealizowany na jej podstawie przez Alana Parkera film.
Można by, oczywiście znaleźć jednostki, które nie poddały się bestialskim prawom, obronily własną godność i w najbardziej dramatycznych chwilach nie zatraciły człowieczeństwa (ojciec Maksymilian Kolbe sportretowany w książce Jana Józefa Szczepańskiego Przed nieznanym trybunałem, Polacy i... Niemcy pomagający ukrywać się Żydom), ale nie zmienia to faktu, że wojna ciągle pozostaje dla nas jednym z najstraszniejszych zagrożeń. Nie jedynym.

Nie mniej przerażający i groźny jest totalitaryzm-system, który zmienia pozornie wolne kraje w więzienia, a ludzi –w pozbawiony najbardziej elementarnych praw przedmiot. Obrazy życia w totalitaryzmie poznajemy dzięki utworom, które mają charakter niemal proroczych wizji (Rok 1984 i Folwark zwierzęcy George`a Orwella), lecz także za sprawą isarzy, którzy nadali litercaki kształt własnym doświadczeniom z totalitarną machiną (Mistrz i Małgorzata Michaiła Bułhakowa). Bez względuna genezę książki te wywołują u wrażliwego odbiorcy jednakowy lęk-przeraża nieustanna kontrola, inwigilowanie, osaczenie człowieka. Anonimowego bohatera Małej apokalipsy Tadeusza Konwickiego nie odstępuje Tadzio Skórko, który śledzi każdy krok. Podaje się za wielbiciela jego twórczości (bohater jest pisarzem), ale wygląda raczej na tajniaka. Brak pewności co do statusu poszczególnych osób, a w konsekwencji-zupełna utrata wzajemnego zaufania jest jedną z najdotkliwszych konsekwencji życia w zniewolonym państwie. Lecz jednocześnie krokiem celowym i glęboko przemyslanym. Łatwiej rządzić ludźmi skłóconymi, niedowierzającymi otoczeniu, a więc przestraszonym i samotnym niż zwartą, zintegrowaną grupą. Wyalienowane jednostki nie mają dość siły, by się przeciwstawić-jeżeli nawet zdobędą się na bunt, z góry skazane są na przegraną.
Taki los spotkał Winstona Smitha z Roku 1984 George`a Orwella. Zmęczony życiem w domu z kontrolującym go przez całą dobę monitorem (standardowe wyposażenie każdego mieszkania), pełen niechęci do rytuałów ku czci Wielkiego Brata Winston poznaje dziewczynę myślącą podobnie jak on. W wynajmowanym razem z nią pokoiku na przedmiściach znajduje swoje małe szczęście, które nie jest niczym innym, jak po prostu namiastką normalności. Myśli, która za pomocą wyrafinowanych tortur zamienia niedoszłych buntowników w lojalnych obywateli totalitarnej Oceanii.
Donosicielstwo i terror kwitnie też w sportretowanej przez Bułhakowa Moskwie-nic dziwnego, że główny bohater (Mistrz), który też jest pisarzem, tworzy swe „nieprawowierne” dzieło (tematyka bibilijna) w najgłębszej tajemnicy. Gdy trafia do szpitala dla psychicznie chorych, wreszcie czuje się wyzwolony, uwolniony od pomówień i podejrzeń. Brzmi to niczym ponury żart, ale takie naprawdę były realia, które otaczały nie tylko Mistrza, ale i samego Bułhakowa. Niestety, nie mógł on, jak to się stało w przypadku jego bohatera, liczyć na pomoc nadprzyrodzonych sił (diabelskie popisy wywołują wręcz niesamowite wrażenie w spektaklu teatralnym w reżyserii Macieja Wojtyszki), lecz musiał zmagać się z niechętną swej oryginalnej twórczości sowiecką krytyką literacką i tworzyć swą kultową-jak okazało się po latach-powieść po prostu do szuflady (doczekała się publikacji wiele lat po śmierci autora)

Współcześni twórcy nie ograniczają się do poszukiwania elementów zagrożenia wyłącznie w rzeczywistości, która człowieka wyniszcza, upadla. Pokazują, że równie szkodliwa jest pogoń za nieustanną przyjemnością. Ona też zamienia nas w bezmyślne automaty, które stają się niezdolne do przeżywania prawdziwych uczuć nadających smak życiu i wielowymiarowość. Jak wygląda egzystencja w Nowy, wspaniałym świecie Aldousa Huxleya: wszyscy ludzie są zdrowi i bezustannie uśmiechnięci (efekt zażywania narkotyku-somy). Nikt nie cierpi z miłości, bo to uczucie nie istnieje-zastąpił je hedonistycznie traktowany seks z dowolnie wybranymi partnerami (o prokreację troszczy się inżynieria genetyczna). Ta rzeczywistość pozornie zdaje się przypominać eden, ale ludzka natura jest zbyt bogata, by dała się zamknąć w sterylnej, sztucznej probówce. Bohaterka powieści, Lenina Crowne, jedzie na wycieczkę do rezerwatu. Mieszkają w nim ludzie, którzy nie potrafili przystosować się do nowej rzeczywistości. Jeden z nich –John-zwany Dzikusem, wywołuje w kobiecie nieznane jej dotąd uczucie. Czyżby miłość? Po długich staraniach sprowadza go do Londynu i próbuje „oszlifować” w nowoczesny sposób. I tu ponosi klęskę, bo dzikus nie potrafi zaakceptować nowej „wspaniałej” moralności, obyczajów i kultury, popełnia więc samobójstwo. Czy soma będzie w stanie wyzwolić Leninę od poczucia winy za jego śmierć?
Wydaje mi się że powieść Huxleya powinna stać się obowiązkową lekturą dla ludzi mojego pokolenia, którzy z odczuwania przyjemności tak często czynią swój życiowy ideał i w drodze do niego często sięgają po środki wspomagające: narkotyki, alkohol. Nowy, wspaniały świat przekonuje, że z ich pomocą nie da się zbudować prawdziwego szczęścia, leczco najwyżej jego atrapę, bo człowiekowi potrzeba czegoś więcej niż sztuczny uśmiech i bezproblemowy seks. Poprzestając na tym poziomie, tracimy siebie i wcale nie jest to morał, który trąci myszką. Kolorowe tygodniki, które na jednych stronach propagują łatwą konsumpcujną szczęśliwość, już na sąsiednich donoszą o samobójstwach kolejnych hollywodzkich gwiazd, ich zaawansowanej narkomanii czy alkoholizmie. Te tragedie nie biorą się z niczego: ich przyczyną jest właśnie ten powierzchowny, pozornie wygodny styl życia. Akceptowany, staje się przyczyną nie mniejszego zła, niż wcześniej wymienione zagrożenia.
Ostrzega przed nim jeszcze jeden z XX-wiecznych pisarzy „proroków”: Antoine Saint-Exupery. Któż nie pamięta bankiera (w nowym tłumaczeniu książki:biznesmena) z Małego Księcia, który ciągle nie miał czasu, bo wciąż był zajęty liczeniem, a wszystkie uwagi zbywał tym samym stwierdzeniem: „Mam tyle pracy! Jestem poważnym człowiekiem, nie zajmuję się głupstwami!”. Jego wizerunek kojarzy mi się z sylwetką współczesnego biznesmena, który zewnętrznie przedstawia się nieco sympatyczniej, ale wewnętrznie jest równie pusty i nie ma światu więcej do zaoferowania. Pozornie ważne sprawy gnają go z miejsca na miejsce, przestaje miec czas dla przyjaciół i rodziny, nie znajduje wolnej chwili, by wybrać się na spacer czy przeczytać kiedyś tak lubiany wiersz. Wydaje mi się, że w życiu takich ludzi musi kiedyś zdarzyć się dzień, w którym zostaną zupełnie sami-z pieniędzmi i tysiącem spraw, ale bez żadnej bliskiej osoby, ważnej książki, płyty, marzenia. Obawiam się, że taki właśnie los pisany jest znacznej części mojej generacji-tym z nas, którzy postawią na tak modną w tej chwili błyskawiczną karierę. Ale jeszcze jest czas, może warto się zastanowić i odstąpić od tego ideału.

Trawestując słowa starego przeboju, można stwierdzić, „że zagrożenie niejedno ma imię”. Tę prawdę doskonale rozumiał Albert Camus, który przedstawił ją za pomocą pojemnej metafory śmiertelnej choroby-dżumy, a jednemu z pozytywnych bohaterów książki-Jeanowi Tarrou-kazał zauważyć, że „(...)każdy w sobie nosi dżumę(...)Trzeba uważać, żeby nie tchnąć nią w twarz drugiego człowieka”. Jednostka nie powstrzyma wojny, nie zmieni też niesprawiedliwego systemu, sądzę jednak, że gdyby każdy z nas ustawił sobie trochę wyżej poprzeczkę moralną i zadbał o to, by w każdej sytuacji pozostawać człowiekiem, te zagrożenia, być może, na stałe znikłyby z naszego życia.
Co jest największym zagrożeniem dla ludzkości?
Wracam do pytania postawionego w temacie, by odpowiedzieć: zło i bezmyślność. Ono leży u źródeł zbrodni i terroru, przemocy i egoizmu. Zaraza, którą Camus nazwał dżumą, a Konwicki apokalipsą. Tylko walka ze złem-tak samo ważna w małym, prywatnym świecie, jak w skali światowej, moze to zagrożenie odsunąć.

Dodaj swoją odpowiedź