Mój debiut poetycki- Szklista

Marzenie...

Wiruję razem z wiatrem,
Razem z drzewami tańczyć chcę,
Obudźcie się cienie.
Powstańcie pod osłoną nocy
I tańczcie...
Tańczcie wraz ze mną...
Wysunę szuflady marzeń,
Teraz wszystkie się spełnią.
Zdmuchnę kurz z zakurzonych myśli,
Zapłaczę drobnymi łzami
Nim to wszystko mi się wyśni.
Wyjdę na deszcz...
I... Zatańczę ostatnie tango
W Dolinie Zaklętych Marzeń.
Uschnę...
I niczym kamienna róża,
Na płycie z czarnego marmuru,
Odpłynę w swoje spełnione marzenie...


Żywioły

A wiatr wciąż śpiewa swą pieśń,
Płacze razem z deszczem,
I wieje razem z piaskiem...

A żywioł wody rozbrzmiewa,
Swą falą odkrywa marzenia,
I płynie z uczuciem mym...

A ogień zabija zieleń,
Pali mą egzystencję,
I oddaje swoje cierpienie...

A ziemia rodzi kwiaty,
Daje życie światu,
I koi wszystkie łzy...

A wszystko to z miłości...



Słońce

Krzyczę, szeptem głuchym...
Łkam, płaczem suchym...
Patrzę w słońce
Ciepłe, mieniące...
Siadam na rozpaczy dnie
Myślę tylko: "czy ja śnię..?"
Nie potrafię mówić Ci
Gdy się ogień we mnie tli...
Czekam tylko na cierpienie
Bo już i tak się nie zmienię.
Powiedzieć mam,
Lecz tu i tam
Smutek nastaje wciąż...
I choć patrzę w słońce,
Ciepłe, mieniące
Nie zapomnę Ci...
Tych pięknych dni.
Szczęście mi dałeś,
I choć nie kochałeś,
Uczyłeś mnie jak żyć...
Odszedłeś teraz
I nie ma co szperać
Po szufladach pełnych wspomnień.
I śmiesznych upomnień...
Już odeszło życie
Wczoraj o świcie
Pamiętałam też,
By spalić mój śmiech...
Nie cieszyć się już
Postanowiłam, a nuż
Zobaczę promieni śmiech...
I choć patrzę w słońce,
Ciepłe, mieniące
Nie potrafię powiedzieć nic...



Śmierć

Zabił złoty dzwon...
Krople szkarłatne po dłoniach spływają...
Lecz światła nie widzę...
Kroczę w otchłani...
Muzyka...Jaka piękna...
Czy to gwiazdy nade mną śpiewają..?
Wejdę do wody...
Niech zmyje grzech z mojego ciała...
Ukoi ból ran otwartych...
Śpiewajcie gwiazdy...
A Ty Aniele...
Przyjdź po mnie i osądź...
Światło...Głęboko w wodzie...
Jesteś...Gładzisz mnie po włosach...
Krwią moją Twe skrzydła skalane...
Szeptasz: "non omnis moriar"
Przytulając do piersi...
-Wiem...-odpowiadam zamykając oczy...


Wspomnienia

Rozbrzmiewa zegar nicości,
Kończy wszystkie moje myśli...
Otulony łkaniem wiatru...
Nie muszę płakać,
Łzy same popłyną...
Pora na sen.
A w nim...
Przetarte wspomnienia...
Stoją tu przy mnie, prawie namacalne...
I cisza.
Niemy krzyk rozpaczy.
Jeszcze tylko jedna łza...
I kolejne uderzenie, w pełną cierpienia twarz.
Już nie płaczę...
Nic nieznaczący ból,
Bezdźwięczna pustka,
Stracone marzenia...


Cisza, sen, ból...

Przyszła dziś do mego serca,
Rozpostarła swe białe skrzydła,
Dała ukojenie mojej duszy...
Cisza...
Delikatna i wrażliwa,
Pokryła się z otchłanią sięgającą bezdrożom...

Pogładził po policzku,
Ciemną dłonią zapomnienia,
Zamknął mi oczy...
Sen...
Zabrał mnie w podróż po niemej krainie...
Gdzie szaleństwo i miłość tańczą wśród chmur...

Opasał wstęgą cierpienia,
Przytulił do nagich piór,
Podał serum nicości...
Ból...
Pokazał tęsknotę do bliskiej osoby,
Która odeszła w ciche zapomnienie...
I sens zabrała wraz z kroplą lazurowej wody...


Jesteś

Nad bezdenną przepaścią,
Gdzie wiatr owiewa mą twarz,
Gdzie szklane łzy płyną,
Odchodzę w niepamięć...
Odpływam w otchłani...
Mimo, że tak bardzo kocham życie...
Niemy krzyk...
Spadam...
Czuję, że jesteś,
Lecz ja nie zasłużyłam na Ciebie...
Dajesz mi radość, szczęście,
Dajesz mi bezpieczeństwo...
A ja..?
Nie potrafię się odwdzięczyć...


Ostatnia modlitwa...

Miotam się w czasie,
Niczym niewidome motyle
Szukam drogi powrotu...
Lecz gdzie wrócę..?
Do tego pustego świata,
Bez uczuć i uśmiechu...
Nawiedzają wspomnienia...
Kropla po kropli spada
Płynie po szarym betonie.
Łzy szkarłatnej barwy nabrały...
Ostatnia modlitwa...
Szeptana wraz z wiatrem.
Słowa płynęły tak lekko...
Bez skazy, bez strachu.
Więc niech przeszłość zmieni bieg,
Niech żyletka zostanie w pudełku,
Niech łzy popłyną inaczej,
Niech krew nadal krąży w żyłach...


Dla mojego Anioła

Barwy świata zmieniły odcienie,
Zmienił się mój wzrok...
Nauczyłeś mnie tańczyć na niebie,
Wtedy zapadał zmrok...

Siedzieliśmy nad cichą wodą,
Mówiłeś o imbirze...
Słyszałam jak szepce wiatr
W mroźnym, miłym wirze...

Nie wiem kiedy Twe skrzydło
Przygarnęło mnie i ogrzało,
Kiedy dobre Twe serce
Szacunek mi okazało...

Ukradkiem łza popłynęła,
Drżenie rąk ustało...
I Twe ciepłe spojrzenie...
Jedno marzenie powstało.

Niech ten sen się nie kończy...
Idźmy...Idźmy dalej,
Ścieżką z sypkiego żwiru...
Niczym "rasowa para"...


Na przekór życiu...

Wisząc w chmurach szukałam Cię,
Patrzyłam jak Twój cichy cień
Oddalał się i znikał wciąż
Z nadzieją że spotkamy się...

Zabrać Cię bardzo chcę,
Na księżyc nasz pokochać Cię...
By każdy dzień zaczynał się,
Biciem naszych wspólnych serc...

Oddałeś życie i dusze też,
Dla szczęścia mego, ja to wiem...
Lecz życie już skończyło się,
Został tylko uczuć stos...

Na przekór życiu,
Musiałam odejść...
Twój świat przewrócił się...
Przykryłeś dłonią oczy me.

I łzy spływając szlochały też...
Pomimo ran i zwiędłych dni,
Przyszedłeś tam, zapalić znicz,
Złożyłeś kwiat, śpiewałeś mi...
...ostatni raz...


Spływające łzy

Utonęłam w oceanie łez...
Moich i Twoich zimnych łez,
To ostatnie tchnienie życia,
Tak wiele dla mnie znaczyło...
Ostatnie bicie serca...
Spokój mój zmąciło.
Ta biała trumna,
W której Cię pochowałam...
Na samym dnie...
Dnie mego pustego serca...
Wszystko co kochałam,
Odeszło...
Z myślą o Tobie...
Ból przybrał na sile.
Bezskutecznie jednak,
Starałam się ukryć cierpienie...
Stoję teraz na przeciw lustra,
I jak co dzień proszę Boga,
Byś stanął za moimi plecami,
I wytarł spływające łzy...



Znaki

Budzisz mnie we śnie...
Tyle niedomówień kryje się w Twoich gestach...
Wskazujesz na moje znaki,
Nie chcę widzieć...Pamiętać...
To jest mi tak bliskie...

Prowadzisz mnie przez korytarz pełen wspomnień...
Słyszę Twój oddech w bezkresnej ciszy,
Idziemy, bardzo długą drogą...
Drogą do przeszłości...
Gotyckie rysunki na ścianach przemawiają,
Chcą dodać mi otuchy...
Jak mam to rozumieć? Odpowiesz mi?

Cisza...Martwa cisza...
Czy mam się obawiać..?
Moje znaki, tworzyłam je niegdyś.
Mimo woli oddaję się wspomnieniom,
Najgorszym chwilom...

Stoję w pokoju pełnym czarnych róż,
Już bez Ciebie, opuściłeś mnie...
Ta izba jest mi znana...
Te kształty przypominają...Ale co?
Nagle z szarej mgły wyłania się znana sylwetka...
Przecież to ja!
Płaczę...
Krzyczę...
Tnę kolejne znaki na papierze skóry...
Upadam...
Czy tak skończyłam..?
Umarłam za życia...


Pamiętać będę

Świeczka...
Biały znicz...
Oddają cześć tym, których już nie ma...
Którzy w naszej pamięci spoczywają.
Módlmy się...

Dla Pana „K”

Był sobie kiedyś taki ktoś,
Kto szczerym człowiekiem był...
Był zwariowany i pełen radości,
Śmiechu oraz serdeczności...
Szalony on był...
Pamiętam te chwile...
Niczym ciche, białe motyle,
Przemykają mi przez pamięć...
Nieopanowane szaleństwo
W jego duszy gościło,
Nie bał się niczego,
Nawet przez chwilę.
Później jego zapał zgasł...
Lecz tylko na moment!
Bo bardzo kochał on życie.
A prócz życia jeszcze kogoś...
Ale tego ja już nie opowiem,
Za długa historia by się ciągnęła...
I ciągnąć będzie się nadal,
Bo wierzy w to on i wierzy w to każdy...
A mi zostaje życzyć powodzenia...
Drogiemu Punkowi,
Dobremu koledze:)

Życiowe rany

W odmęcie kryształowych myśli,
Zatraconego i sczerniałego serca,
Kryje się ostatnia nadzieja,
Wypalająca się iskierka...
Lecz gdy przypominasz mi o życiu,
Wpatruję się w osierocone niebo...
Bez gwiazd, księżyca i wiatru...
Nicość wypełnia ma duszę,
Czas zamiera powoli...
Wszystkie życiowe rany powracają.
Wspomnienia zadają mi kolejne ciosy,
Obłędne, krwawe łzy,
Odbierają ostatnie tchnienie...
I uciekam w głąb mego królestwa...
Bezszelestnie stąpam po tafli,
Bezdennym oceanie moich lęków...
Oddaję się ciemności...


Życie kolejne...

Spotkamy się w kolejnym życiu...
Z kolejnym sercem nowa miłość nastanie...
Z kolejną duszą nowe przyjdą słowa...
I z kolejną łzą przepaść marmurowa...
Ze wschodem słońca myśli niepojęte...
A z zachodem wspomnienia brzemienne...
Nie usłyszę słów z życia tamtego...
Ale jednego marzenia ciemnego...
Nie zapomnę...
Będzie zawsze przy mnie...
Więc..?
Kiedy ciało błękitne me spalą,
I kiedy serce zakopią w popiołach...
Odrodzi się dusza w kilku Twych słowach,
I będzie trwać, zawsze przy Tobie...
Zawsze w Twoich snach...
Niczym Anioł Stróż...
Na zawsze przy Tobie ja...


Złoty strzał

Sen tak piękny i czysty...
Bez przeszkód zamykam drzwi do mego serca...
Zostanę sama...
Skryję się przed uczuciami...
Srebrne łzy spłyną po twarzy...
Złoty Strzał...
Ostateczna decyzja...
Tylko on i me zamknięte serce...
Wbije w nie swój zatruty grot...
Rozpłynie swe złote oblicze...
Pozostanie na zawsze...
Tylko miłość i ból...
Na wieki złączone...



Wspomnienia

Chciałabym odpłynąć statkiem nicości...
Po krwawej rzece namiętności...
W szklanych marzeniach,
Cichych wspomnieniach...
Zobaczyć to czego wcześniej nie dostrzegłam...
Błądzimy wszyscy...
Każdy z nas jednak inaczej...
Wiem natomiast, że...
Znalazłam serce swe..
Powracam tam czasami...
Aby oblać się wspomnieniami...
Uśmiechnąć się jeszcze raz...
Tak jak w tamtym życiu...
Lecz bardzo uważam...
By żadna kropla nie uciekła z serca...
By żadna tajemnica nie wyszła na jaw...
Tak bardzo się zawiodłam...


Gniew i nostalgia

Zbierał się we mnie od długiego czasu...
Przez spokój i ciszę...
Przez samotność...
Przez gwałt i upokorzenia...
Przez Życie i Śmierć...
Wszystko co mogło cieszyć...
Odeszło niezauważone...
Spustoszył moją duszę...
Osiągnął swoją pełnie...
Swoją doskonałość...
Nieopanowany krzyk...
I...Nieprzeniknioną ciszę...
Gniew...Którego nie potrafię wyrazić...
Gniew...Który rozpala moją duszę...
Gniew...Który zanika gdy widzę Ciebie...
Oczy Twe lśnią kryształowym blaskiem...
I gniew odchodzi...
Powraca nostalgia...
Powraca spokój i upragniona cisza...
Tak wiele znaczysz w moim życiu...


Lęk

Powróciły myśli skreślone...
Nie chciałam do tego powracać...
Przepraszam Cię mamo,
Przepraszam Cię bracie,
Przepraszam znajomych...
Przepraszam...
To błędne koło...
Nie wyjdę już stamtąd...
Chciałam spróbować,
Spróbować wyjść z tego...
Na jakiś czas się udało...
Lecz teraz...
To jest gorsze od narkotyku...
Życie w ciągłym strachu,
Lęku przed kolejnym dniem...
Marzenia wyblakłe...
Wspomnienia potargane...
Został mi już tylko własny lęk...
Dlaczego tak?
Przepraszam...


Dlaczego?
Miłość słowem jest duszy,
Nie nastał jeszcze ten czas...
By przyznać się do uczucia...
Jest jak cudowny kwiat...
Musi rozkwitnąć we mnie...
Wypełnić ciało i duszę cudowną wonią...
Lecz dlaczego to takie trudne?
Ziarenko miłości zasiałeś już w mojej duszy...
Więc pielęgnuj je, by wyrosło...
Wyrosło na piękny, dojrzały kwiat...
Jednakże jeśli zaniedbasz je...
Zniknie niczym poranna mgła...
Czekam...





Uczucia

Wypalona nadzieja, nie powróci już...
Nie powstanie na przekór losowi...
Rozpłynie się wśród fal...
W brzasku wschodzącego słońca...
Zniknie niczym szara mgła...
Zakończy swą nocną pieśń...
A wraz z nią uleci zaufanie...
Odejdzie ciepło jego słów...
Tuż przed tęczowym zachodem...
Wtedy popłynie łza...
Wyschnie przed spadnięciem...
Na sypki i rozżalony piasek...
Lecz wtedy nadejdzie lęk...
Straszliwy i przenikający ciało...
Lęk przed samotnością...
Wśród ciemności Pani Mroku...
Lecz nawet ona nie zdoła uchronić się...
Uchronić się przed piękną miłością...
Ona przychodzi ukradkiem...
I darzy sobą każde inne uczucie...
I powracają ciepłe wspomnienia...
Miłość...Czy to ona..?


Nie pamiętam...

Kilka krótkich chwil...
Niczym wieki trwają...
Bez Ciebie...
Nie pamiętam już...
Twych pięknych, przenikliwych oczu...
Przelewających swe myśli niczym wodospad...
Do mojej głowy...
Nie przypomnę już sobie...
Tych nieprzeniknionych chwil...
Cudownych sekund...
Gdy nasze spojrzenia spotkały się...
Na skraju przepaści której byłam...
Najpierw podałeś mi dłoń...
Lecz później...
Skrzywdziłeś mnie, wiem...
Ale już dawno Ci wybaczyłam...
Chociaż pamiętam...
Nadal darzę Cię uczuciem...
A Twoje oczy...
Te...Przenikliwe...
Na zawsze w mojej duszy tańczyć będą...
Zapomnę lecz pamiętać będę...
Tych kilka chwil...


Popiół...

Myśli...
Wspomnienia...
Ten piękny czas...
Zatracam się...
Wiem, że te chwile już nie powrócą...
Rozmyją się jak poranna mgła...
Spłyną ciężką taflą niczym wodospad...
Wodospad naszych myśli...
Wiatr niosący naszą muzykę...
Deszcz pocałunków...
Spływający po moich ustach...
Kropelkami zapomnienia...
Ogień miłości...
Rozpalał nasze dusze...
Lecz teraz...
Wszystko umilkło...
Wszystko ustało...
Został tylko popiół z naszej miłości...


Zakończyć to...

Nie chcę już żyć...
Wypaliłam się...
Nie mam już sił...
Skończyło się...
Nie chcę już marzyć...
Chcę to wymazać...
Nie chcę wspominać...
To tak boli...
Biedne me serce...
Nie zniesie tego dłużej...
Ja też nie...
Życie w kłamstwie...
Kłamstwie przed nim...
Aby go nie zranić...
Aby się nie bać...
Zakończyć to chcę...
Zakończę to dziś...
Gdy księżyc powstanie...
Przepraszam...


Kiedyś tu wrócę

Kiedyś tu wrócę...
Spalę wspomnienia...
Znikną marzenia...
Zostanie wiatr i pustka...
A ja zawiruję na wietrze...
Niczym liść klonu wzniosę się w powietrze,,,
Zobaczy mnie tylko...
Tylko on...
Zaobserwuje wiatr pomiatający mną...
Złapie...
Przyłoży do serca...
Uśmierzy ból...
Pokocha...


Ból

Myślałam, że mogę Ci zaufać...
Jednak, zawiodłam się...
Myślałam, że mogę z Tobą być...
Jednak, oszukałeś mnie...
Myślałam, że Cię kocham...
Jednak, Ty kochałeś bardziej mnie...
Myślałam, że...
A jednak to zrobiłeś...
Zadałeś mi ten potworny ból...
Tamtej nocy...
Przez Ciebie teraz kryję się...
Boję się każdego...
Przez Ciebie już nigdy nie zaznam spokoju...
To zawsze będzie mi się śnić...
Zniszczyłeś mnie...
Czy zrobisz to jeszcze raz?


Zabij mnie

Czekałam na Ciebie...
Każdy się pyta: Czy będzie bolało?
Lecz ja się nie spytam...
Znam odpowiedź...
Więc czyń swą powinność, wszechmocna Śmierci!
Przecież to tylko umarły świat...
Bez miłości...
Więc po co na nim żyć...
Napijmy się z kielichów nicości...
To już koniec, wiem...
Więc nie żałuj bólu...
Żegnaj pusty świecie...


Nieprzenikniona cisza...(w chwili zwątpienia)

Nieprzenikniona cisza...Tajemnicze cienie tańczące na gładkiej tafli oceanu...Marzenia które owładnęły nią...I...Wiatr delikatny...Który zagania kosmyki jej czarnych włosów na cierpiącą lecz szlachetną twarz pokrytą kryształowymi łzami...
Chciała tańczyć razem z cieniami...Lecz wiedziała że to niemożliwe...
Piękną historię Małej Świętości miała w pamięci...Miała ją, małą, czarną róże w pamięci ilekroć patrzyła to w niebo to w ocean swymi szarymi oczyma...Czuła do siebie żal, że nigdy przedtem nie potrafiła być szczęśliwa, a gdy już nawiedziło ja to nieznane uczucie, odepchnęła je...Wraz ze swym księciem... Bała się że już nigdy nie zazna tej pasji...
Myliła się...
To nadeszło tak szybko...
Te cudowne cienie snujące się po błyszczącej płycie wody w zapadającym mroku... Stała na skraju przepaści z której doskonale widać było piękne zjawisko... Tak bardzo chciała dołączyć do nich... Wyciągnęła ręce ku górze... I poczuła na swym ramieniu dziwny chłód... Obejrzała się gwałtownie i ujrzała gwiazdy mieniące się na czarnym niebie i była już z nimi... Ze swymi przyjaciółmi... Już nigdy nie będzie samotna...Zawsze będzie jej towarzyszyć wiatr, mrok, woda i jej przyjaciele... Spogląda w stronę skarpy na której stała, widzi swe ciało leżące na ziemi, blade, ciche... Z nadgarstków sączyła się krew... Lecz na jej twarzy malował się uśmiech... Uśmiech który widziała po raz pierwszy na tej zawsze smutnej i cierpiącej twarzy... Teraz wiedziała że może już odejść...Uwolnić się... Posłała zimny pocałunek i zniknęła tańcząc w białej mgle...


Szept łzy

Kryształowa łza szeptała mi pieśń anielską...
Gdy ja przechadzałam się po chmurach...
Nieskazitelna biel raziła moje oczy...
Nigdy takiej nie widziałam...
Czy ja śnię? Czy może umarłam...
Tak, przypominam już sobie...
Szary świat bez żadnych barw...
Ale dlaczego to zrobiłam?
Dlaczego żyletka spłynęła szkarłatną krwią...
Nie chciałam już żyć...
Te uczucia...Towarzyszą mi do dziś...
Tak...już sobie przypominam...
Musiałam ulżyć cierpieniu...


Sama

Sama, wiecznie bez Ciebie...
Ile jeszcze muszę wycierpieć?!
Byś zabrał mnie ze sobą...
Nie mam już sił chodzić po ziemi...
Mówiłeś: Bądź silna!
Przez chwile w to wierzyłam...
Lecz teraz pozostają mi tylko myśli...
Moje własne, krwią splamione...
Bezszelestnie oddające ciszę...
Naszej wspólnej niemej muzyki...
Dlaczego mnie skrzywdziłeś?



To tylko mój upragniony koniec...

Załamana, w odmęcie swoich myśli...
Nie chciała już być,
Nie chciała już żyć...
Siedziała tak sama w celi...
I patrzyła jak bluszcz się zieleni...
A może to było złudzenie?
Może bluszcz tylko sczernieje...
I uschnie wraz z nią...
Z jej krwią zmiesza się czerwienią...


Nie lękam się...

Przychodzisz do mnie...
Przytulić moją twarz..
Nie chcę się rozstać...
Ani też zostać...
Chcę odpłynąć...
W pięknym śnie...
Gdzie razem jesteśmy...
Nic nie jest złe...
Róża nie kole tak...
W jej delikatnych płatkach...
Jesteśmy razem...
Wszystko jest białe...
Wszystko jest piękne...
Nie lękam się...
Nie muszę...



Bezsensowne...

Kap, kap...
Kropla po kropli...
Spada... Prawie nie zauważalny...
Deszcz miłości...
Nie chcę zmoknąć...
Nie chcę kochać...
Nie chcę cierpieć...
Ta róża...Jest tak piękna...
Lecz jej kolce tak bardzo ranią...
Ranią...
Prosto w bezbronne serce...
Dlaczego właśnie teraz...
Dlaczego właśnie tu...
Dlaczego tak...
Usiądź przy mnie...
Zamknij mi oczy...
Oddaj Pani Cienia...
Niech zabierze mą duszę...
Jeśli nie może być z Tobą...
Nie...Nie tłumacz mi...
Nie chcę zrozumieć...
Nie mogę...


Daj wierzyć

Tak więc dodaj mi skrzydeł,
Anielski romantyźmie...
Wznieś ponad białe trumny,
Oświetl drogę na drugi brzeg...
Mimo cierpienia i lęku,
Osusz krwawe łzy...
Nie pozwól mi po raz kolejny,
Stoczyć się na dno.
I patrzeć na zbłąkane dusze...
Nie odwróć mojego losu,
Nie skręcaj drogi po raz kolejny...
Daj wierzyć...
Wierzyć w nadzieję...

Miłość

Przelewam uczucia niczym rwąca rzeka
Choć nie ma to sensu, ja wciąż czekam...
Na Twoją miłość i gwieździstą noc
Lecz z każdą chwilą tracę swoją moc...
W otchłani kroczę i szukam nadziei
Może kiedyś coś się zmieni...
Obnażam przed Tobą swe uczucia
Nie potrzebuję żadnego współczucia!
To moje serce i moja miłość
Moje myśli i moja zawiłość!
We śnie kroczę razem z Tobą
Dlaczego wszyscy inni mogą..?
A ja nie...
Tylko w słodkim śnie...
Zamykam mój świat w małym kamieniu
Moim nowym, niemym więzieniu.
Nie chcę patrzyć w oczy Twoje
Przenikliwe i błękitne, prawie moje...
Opiekujesz i szanujesz
Prawie jak dobry ojciec pilnujesz,
Lecz w przyjaźni miłość niemożliwa
Zbyt daleko nas od siebie trzyma...



Po prostu ja... - Szklista.

Anna Bobak

Dodaj swoją odpowiedź