"Syzyfowe prace" streszczenie.
Treść powieści Kielecczyzna, U pół. XIX wieku.
Państwo Borowiczowie odwożą swego ośmioletniego jedynaka do jednoklasowej szkoły wiejskiej w Owczarach i umieszczają go na stancji u nauczyciela, p. Wiechowskiego.
Następnego dnia po źle przespanej nocy Marcinek rozpoczyna naukę. Dzień szkolny zaczyna się modlitwą w języku rosyjskim i cały przebieg lekcji odbywa się również w tym języku.
Po dwóch miesiącach nauki w szkole chłopiec umie czytać po rosyjsku i pisać dyktanda. Kłopoty ma z matematyką, ponieważ trudno mu jest wysłowić się w języku rosyjskim z tego przedmiotu. Opiekunowie nie pozwalają mu bawić się z dziećmi wiejskimi i przez całe dwa miesiące żadne z rodziców go nie odwiedza, postanawiając go zahartować.
Pan Wiechowski przynosi z miasteczka wiadomość, że w ciągu tygodnia ma się zjawić w szkole dyrektor. Uczono, więc dzieci rosyjskich pieśni, robiono porządki w szkole i zakupiono różne smakołyki. Dyrektor Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew po wejściu do klasy najpierw słucha odpowiedzi uczniów pytanych przez nauczyciela, później sam ich egzaminuje, egzamin wypada pomyślnie. Następnie rozmawia z dziećmi po polsku, przekonuje się, że w tym języku dzieci wypowiadają się swobodniej niż w rosyjskim i zaczyna podejrzewać Wiechowskiego, że uczy dzieci po polsku, dopuszczając się przestępstwa wobec państwa rosyjskiego. Zapowiada mu dymisję, nie chce nic jeść i opuszcza szkołę.
Wiechowski z rozpaczy wypija pięć butelek piwa zakupionego na przyjęcie dyrektora.
Po chwili Jaczmieniew wraca z powrotem, oznajmia nauczycielowi, że podwyższa mu pensję i wychodzi.
Żona Wiechowskiego wyjaśnia mężowi, że kobiety wiejskie poskarżyły się dyrektorowi, iż nauczyciel uczy ich dzieci tylko po rosyjsku, każe im śpiewać rosyjskie, prawosławne pieśni, a nie polskie, katolickie i domagały się, aby go usunął ze szkoły.
Nadszedł dzień egzaminów wstępnych do gimnazjum w Klerykowie. Borowiczowa udaje się z synem do miasta. W budynku szkolnym jest dużo rodziców i dzieci oczekujących na egzamin. Matka niepokoi się bardzo o przyjęcie Marcina, gdyż jest dużo kandydatów do klasy wstępnej. Wieczorem idzie z synem do hotelu. 4 Zjawia się tam pewien Żyd, znający klerykowskie stosunki i radzi jej, aby udała się do p. Majewskiego, egzaminatora i poprosiła go o udzielenie synowi kilku lekcji, co też Borowiczowa czyni.
P. Majewski chętnie wyraża na to zgodę, biorąc z góry zapłatę. Chłopiec uczęszcza na lekcje tylko trzy dni, czwartego dnia odbywa się egzamin. Spośród stu kandydatów zostaje przyjętych trzydziestu, tych, którzy uczęszczali na korepetycje do p. Majewskiego. Borowiczowa umieszcza Marcinka na stancji u p. Przepiórkowskiej, dawnej znajomej.
Chłopiec uczy się bardzo pilnie, ale ma trudności, mimo że pomaga mu korepetytor zwany Pytią. Nauka odbywa się w języku rosyjskim. Marcinek męczy się, szczególnie przy uczeniu się matematyki, którą trudno mu jest opanować w języku rosyjskim. W czasie przerw urządza wraz z innymi niesamowite harce.
W przeddzień uroczystości Zielonych Świątek p. Borowiczowej wypada pilny interes w Klerykowie, przy okazji udaje się jej załatwić dwudniowy urlop dla syna i wracają oboje szczęśliwi do Gawronek.
W klasie pierwszej Marcin staje się już mniej pracowitym. W lecie p. Borowiczowa umiera. Odtąd Marcin czuje się bardziej swobodnym. Opuszcza się w nauce. Przyjaźni się z Wilczkiem, który dokształca go w złym kierunku, uczy oszukiwania nauczycieli i pozorowania nauki, chodzą obaj na wagary.
Pewnego razu Marcin wchodzi na mszę św. do kościoła i jest świadkiem incydentu między inspektorem a księdzem. Inspektor żąda, aby hymn carski śpiewano po rosyjsku, a prefekt oświadcza mu, że kazał go śpiewać po polsku i gdy inspektor chce przemocą dostać się „na chór", wypycha go siłą za drzwi.
Opiekunem klasy I, do której uczęszcza Marcin, jest p. Rudolf Leim, nauczyciel łaciny, pochodzący z niemieckiej rodziny. Gdy p Borowicza jako tego, który mówi po polsku, skazuje go na dwugodzinną kozę, ale pogardę okazuje temu, który to oskarżenie napisał. Języka rosyjskiego uczy, Stiepanycz Ozierskij, języka polskiego, który jest przedmiotem nieobowiązkowym - p. Sztetter, tak bojący się utraty swojej posady, że prawie niczego nie uczy, lekcje jego są nudne, sam nie cieszy się poważaniem wśród uczniów. Arytmetykę wykłada p. Nogacki, który uczy dobrze i ma poważanie.
Marcin mieszka nadal u p. Przepiórkowskiej i dopiero w drugim półroczu klasy ni zabiera się do nauki, a wpływa na to pewne zdarzenie.
Otóż kolega jego przynosi z domu do szkoły pistolet. Chłopcy chodzą za park strzelać z niego. Śledzi ich żandarm i Rada pedagogiczna karze ich długoterminową kozą o chlebie i wodzie, chociaż Marcin spodziewał się za to wydalenia go ze szkoły i tak łagodny wyrok tłumaczy sobie wstawiennictwem zmarłej matki. Zmienia się odtąd, staje się pobożnym i zabiera się sumiennie do pracy.
Po otrzymaniu promocji do klasy V spędza wakacje w Gawron-kach, pomaga ojcu i włóczy się z jego strzelbą po lasach. Szymon Noga opowiada mu o powstańcu zakatowanym przez Kozaków. Ludzie na wsi są bardzo biedni. Zajmują się kłusownictwem i aby żyć, strugają z drzewa łyżki, solniczki, grabie, widły itp.
Po powrocie z wakacji Marcin zastaje w szkole zmiany. Nowy dyrektor i nauczyciele jeszcze surowiej kontrolują i śledzą uczniów, zwalczając najdrobniejsze przejawy polskości. Mają nakaz odwiedzania stancji o każdej porze dnia i nocy. Kwitnie donosicielstwo. O języku polskim każą uczniom zapomnieć.
Przyjaciel Marcina poddaje propozycję pójścia do amatorskiego teatru rosyjskiego. Propozycja zostaje przyjęta pogardliwie. Marcin jednak do teatru idzie i spotyka go za to potępienie klasy. W teatrze częstowano przybyłych słodyczami. Odtąd inspektor uczący języka rosyjskiego darzy Borowicza sympatią i chłopiec staje się prawie codziennym gościem inspektora Zabielskiego.
Jędrek Radek, syn ubogiego, bezrolnego chłopa z Pajęczyna Dolnego wędruje pieszo do szkoły w Klerykowie
Jako dziecko pasał pańskie gęsi, później prosięta i przedrzeźniał kaszlącego korepetytora ziemiańskich synów, p. Paluszku wieża. Pewnego dnia Paluszkiewicz zabrał chłopca do swojego pokoju, pokazał mu rysunki z fauną i florą i zachęcił do nauki (chłopiec sądził, że chce go zbić). Odtąd Jędrek interesował się książkami i po niedługim czasie umiał już czytać i pisać nie tylko po polsku, ale i po rosyjsku. Paluszkiewicz umieścił go w szkole w Pyrzogłowach, gdzie przy jego pomocy chłopiec ukończył kl. I i n. Po śmierci opiekuna Jędrek udzielał korepetycji i ukończył szkołę czteroletnią.
Do gimnazjum w Klerykowie wstępuje do klasy V, mieszka u Płoniewiczów, gdzie ma wyżywienie i własny pokoik w zamian za udzielanie ich dzieciom korepetycji. Sam uczy się bardzo pilnie. Szkolni koledzy drwią sobie z jego pochodzenia i chłopskiej wymowy. Rozdrażniony przycinkami jednego z nich, uderza go i grozi mu za to usunięcie z gimnazjum. Borowicz wstawia się za nim do inspektora Zabielskiego i Jędrek zostaje w szkole.
Klasa VI rozpada się na dwa obozy: literatów i wolnopróżniaków. Pierwszy pozostaje pod wpływem inspektora Zabielskiego i uczniowie uczą się literatury rosyjskiej, w nim znajduje się Marcin. Drugi obóz stanowią bogaci uczniowie, umilający sobie czas rozrywkami.
Nauczyciel historii Kostriulewjest rusyfikatorem w całym tego słowa znaczeniu. Porusza na lekcjach bolesne dla młodzieży polskiej sprawy i narzuca jej mnóstwo zbytecznych faktów, nie objętych kursem gimnazjum. Na jednej z lekcji czyta tekst szkalujący katolickie zakonnice, a mianowicie o konfiskacie pewnego żeńskiego klasztoru w Wilnie i o tym, że po wywiezieniu sióstr zakonnych znaleziono tajne drzwi do lochów, a w nich trumienki z pomordowanymi noworodkami. Wówczas jeden z chłopców klasy VII Wałecki, zwany „Figą", oświadcza, że w imieniu całej klasy prosi, aby nauczyciel nie podawał im więcej na lekcjach podobnych fałszywych faktów.
Wystąpienie chłopca uznano za bunt i przesłuchiwano wszystkich uczniów w klasie, co o tym zdarzeniu sądzą. Okazało się, że jedynie Marcin Borowicz uważa wystąpienie profesora za użyteczne i zaprzecza, jakoby upoważnił Figę do mówienia również w jego imieniu.
Po świętach Bożego Narodzenia uczniowie zastają w klasie nowego kolegę. Jest nim Bernard Zygier, wydalony z warszawskiego gimnazjum za czytanie polskiej literatury. Z miejsca otoczono go szczególną opieką i nie pozwalano mu zbliżać się do kolegów.
Wywołany do odpowiedzi na lekcji języka polskiego odpowiada bardzo ładnie i przyznaje się, że w jego poprzedniej szkole uczniowie sami potajemnie czytali utwory z literatury polskiej. Nauczyciel, chcąc zmienić temat rozmowy, każe mu wyrecytować jakiś wiersz. Zygier recytuje „Redutę Ordona" A. Mickiewicza.
Uczniowie bardzo zasłuchani skupiają się wokół niego, tylko Borowicz czuje się źle. Przeżywa wstrząs, przypomina mu się opowieść Nogi o powstańcu. Spod powiek nauczyciela kapią łzy. Odtąd Zygier wywiera na kolegów duży wpływ. Zakładają oni koło młodzieży patriotycznej, spotykają się na „Górce" u Gontali i dokształcają się pod kierunkiem Zygiera. Wśród nich znajduje się również Marcin Borowicz. W klerykowskich wychowankach budzi się uśpiony przez Moskali duch narodowy. Marcin nie może sobie darować dawnej uległości i rusyfikatorstwa. Przy okazji mści się na Majewskim. Gdy ten idzie szpiegować uczniów, zdejmuje mu kładkę z rzeki, by nie mógł przez nią przejść, obrzuca go grudami ziemi i ostrzega kolegów, by nie wpadli w pułapkę, gdyż zostali wyśledzeni.
Po Wielkanocy, gdy już wiosna roztacza swoje panowanie, zdobiąc ziemię kwiatami, chłopcy przygotowują się do egzaminu dojrzałości. Borowicz uczy się w parku sam. Przychodzi tu również Anna Stogowska, zwana Birutą, uczennica klasy VII gimnazjum żeńskiego, córka miejscowego lekarza wojskowego. Marcin kocha się w Annie, ona broni się przed tą miłością, ponieważ postanowiła przejść przez życie sama, w końcu ulega.
Po maturze Marcin udaje się na wieś na całe wakacje, ale duszą jest gdzie indziej, myśli o Birucie.
Po przyjeździe do Klerykowa nie zastaje dziewczyny. Dozorca oznajmia mu, że doktor Stogowski wyjechał z całą rodziną w głąb Rosji na lepszą posadę. Oszalały z bólu Marcin idzie do parku, siada na kamiennej ławce i czując wielki ból w sercu, spogląda na skrawek papieru z wierszem pisanym jej ręką:
„Ach, kiedyż wykujem strudzeni oracze
Lemiesze z pałaszy skrwawionych? Ach, kiedyż na ziemi już nikt nie zapłacze, Prócz rosy łąk naszych zielonych?"
Zjawia się w parku Radek. Marcin podaje mu rękę na powitanie i nie może wypowiedzieć ani słowa.