"Choć krucha jest jak kwiat, wciąż pragnie zmieniać świat...bezimienna"
Wieczór w nostalgicznym klimacie- Opera Leśna, ostatni muzyczny akcent TOP TRENDY dobiegł końca. Pierwszym 2 dniom przypięto łatkę „apokalipsy polskiej fonografii”. Wyrywkowe oglądanie tamtej „apokalipsy” nie upoważnia mnie do utożsamiania się z tą tezą, bądź polemizowania z nią. Konwencja 3 dnia odbywającego się w Operze leśnej festiwalu służyła wskrzeszeniu szczytnej idei- artystycznej solidarności i poszanowaniu aksjomatów, którymi kierują się poszczególni artyści, a nie tylko pożegnaniu w stylu ave atque vale, funeralnej elegii. Jedna milisekunda nieuwagi, dekoncentracji potrafi odmienić bieg ziarnek piasku naszej egzystencjalnej klepsydry, zrzucić z kuluarów w bezgraniczną otchłań. Nawet pośmiertne wynoszenie na piedestał jest jedynie wyrazem bezsilności wobec tego co się wydarzyło wcześniej, omamiło i pozbawiło złudzeń....słowa są zbędne w tej kwestii
Czy była to uczta dla melodyjnych koneserów? Truizmem byłoby napisanie, że odbiór tego koncertu pozostaje kwestią w pełni obiektywną w ocenie, w moim odczuciu repertuar artystyczny, konfiguracja zespołów produkujących się na estradzie i pułap, który udało im się osiągnąć, zadowolił nie tylko malkontentów. Posługując się terminologią zaczerpniętą z golfa, handicapy poszczególnych pop kulturowych kompozytorów były nieco sinusoidalne. Należy zaznaczyć, że wykonawcy nie dążyli do narzucenia audytorium awangardowego imażu, konwenanse i stosowna skromność do klimatu, zostały zachowane. Pierwszym, który zainaugrował tą liryczną fiestę, był Andrzej Piasek Piaseczny.
Czołowy amant polskiej sceny estradowej próbował „odkupić sopockie audytorium za słowa”. Lekko i powiewnie rozkołysał ezoteryczną interpretacją topowej niegdyś kompozycji z repertuaru księżycowej dziewczyny. Dla kontrastu odsłonił również swoją najnowszą i zapewne znajomą dla ucha kartę przetargową-„I jeszcze”. Piasek jako artysta stonowany, pozbawiony tej nuty nonszalancji, nadaje się idealnie do roli wodzireja imprez o tym charakterze, aczkolwiek jego wizerunek sceniczny wydaje się być nieco mdły.
"Bliźniaczki" (nie jednojajowe)z Sistars kreują się jako czołowe promotorki alternatywnych brzmień, lansując śpiew przeplatający się z konwersacją. Przypusczam, że dziewczynom zależało przede wszystkim na własnej autoprezentacji, bazowały na nomenklaturze młodzieżowej- starsze generacje raczej nie rozumieją tej muzycznej transkrypcji..
Krzystof Ibisz razem z Kasią Cichopek zapowiadając Blue Cafe nie specjalnie przykuli uwagę zgromadzonego elektoratu... „My road”, „Baby, baby”, z pozoru niewiele mówiące tytuły. Występ tej formacji poparty niebanalnym wokalem nowej solistki- Dominiki, polskiej Norah Jones zdumiał nawet wyrafinowanych krytyków. Zwłaszcza ta pierwsza ww. wymieniona przeze mnie piosenka oczarowała klimatem, lepszej dedykacji dla Moniki Kuszyńskiej od Pawła Ruraka Sokala próżno byłoby szukać, no w końcu coś tam w swoim czasie pomiędzy tymi artystami z konkurencyjnych ugrupowań muzycznych iskrzyło. Odsyłam do linku:
http://youtube.com/watch?v=I9iWTaoHgpg&search=blue%20cafe
Kuba Badach- intelektualista muzyczny, gra na pianinie połączona ze śpiewem i kojący głos, gdy tylko nazwisko zyska markę w show biznesie, na brak koniunktury ze strony znanych polskich wytwórni muzycznych nie powinien narzekać, oby tylko tacy artyści wyznaczali muzyczne konwenanse.
Playbackowych show nie zamierzam komentować, najwidoczniej trauma po zeszłorocznym blamażu, która spotkała tą artystkę również w tym samym miejscu pozostawiła po sobie piętno goryczy.
Monika Brodka po maturalnych wyzwaniach, jedna z ofiar maturalnych innowacji-„amnestii”, zachowywała się niczym śpiąca abiturientka. Jeszcze tylko rekrutacja na studia Pani Moniko i forma sama przyjdzie.
Kasia Kowalska poderwała nieco publikę, dodała nieco ikry, ale niczego szczególnego na tę okazję nie przygotowała.
I o przystojniaczka Makowieckeigo kurort Sopot się upomniał, a raczej go zawołał „miasto Sopot woła mnie...”. Miasto kobiet też go rzecz jasna spontatnicznie przywitało. Typ spod ciemnej gwiazdy, estradowy Tristan w czarnych okularach (które później na aukcji zostały odsprzedane hojnemu nabywcy) sfinalizował I część koncertu.
A w przerwie charytatywna aukcja, liczne gadżety gwiazd były odsprzedawane po znacznie zawyżonych cenach, ten wątek już pominęła telewizja przeprowadzająca relację z tego koncertu, nad przebiegiem tego antraktu pieczę sprawował Maciej Dowbor.
Lata, dekady mijają, tamte pokolenia już powoli odchodzą w obliterację, a Maanam z ich wieczną solistką, funkcjonują niczym szwajcarski zegarek nadal oczarowuje swoim blaskiem, piasek w klepsydrze opada w bardzo powolnym tempie, Kora i ta jej ambrozja... „Po każdej zimie przychodzi wiosna”- w tym momencie komentarz jest zbędny. Największe gwiazdy dla największych gwiazd...
Gosia De Luxe- skorelowanie piosenek eksportowych tej artystki „groove me” i”hypnotizing me” było tylko przystawką do świetnie zaaranżowanej i dopracowanej, w oprawie a’la techno interpretacji minorowej poezji śpiewanej, autorstwa Moniki Kuszyńskiej- "Pamiętaj mnie". Rasistowskie przekonania tkwią i będą tkwić jednak w naszych umysłach- popisy czarnych raperów towarzyszących Gosi wprawiły sopocką publiczność w konsternację...
Charyzmatyczna wokalistka, od której się wszystko zaczęło, to dzięki niej Variusu świecili pierwsze tryumfy, to dzięki niej w 1994 powstała historyczna platynowa płyta EMU- Anita Lipnicka. „Piosenka księżycowa”; utwór od dawna niewykonywany wyznaczał niegdyś niepowtarzalną linię melodyczną, którą kierował się zespół w latach późniejszych, tego wieczoru odśpiewany przez pierwszą solistkę Variusów, resztę i tak dopowie księżyc...
Punktem kulminacyjnym moim zdaniem był recital Kasi Stankiewicz. Stonowana, skromna, niewinna kreacja Kasi dodawała jej dziewczęcego wdzięku. Już jako osiemnastolatka zadebiutowała w muzycznym showbiznesie, kontynuowała twórczą misję Roberta Jansona, który spełniał się jako kompozytor, lider Variusów. W kwietniu 1995 roku ukazało się kolejne wydawnictwo Varius Manx - płyta "Elf", która już w dniu premiery zyskała status złotej, a obecnie osiągnęła nakład ponad 500 tysięcy egzemplarzy. W tym czasie utwory zespołu pojawiły się także na ścieżce dźwiękowej filmu "Młode Wilki". Kolejne fryderyki, sukces płyty EGO, która podobnie jak EMU zyskała status platynowego krążka, kolejny występ w Sopocie, kolejna udana trasa koncertowa.
Na początek „Bezimienna”....-utwór z repertuaru Varius Manx- odsłony trzeciej, do którego mam wyjątkową słabość, w związku z czym słowa tek utworu zainspirowały mnie do nadania takiego właśnie tytułu mym refleksjom. ”Ma nadziei pełen głos, wrażliwości pełne dłonie”...-silniejszy głos, niższy wokal Kasi nadał tej piosence wcześniej nieznane dotąd fację. Monika interpretowała ten utwór bardziej zmysłowo. Znany, wręcz kultowy motyw Kasi „Orła cień”, który w krótkim czasie stał się przepustką do foyer polskiego przemysłu fonograficznego, wielokrotnie przewijał się w czasie koncertu- i tej kompozycji nie omieszkała nie zaprezentować jako pointy tejże charytatywnej idei.
Dotychczasowa historia zespołu w pigułce, takie skojarzenia nasuwały mi się tuż po koncercie...- począwszy od pierwszej płyty o znamiennej nazwie „Początek”, czyli połączenia jazzu, muzyki ilustracyjnej, i tzw. ambientu, przez platynowe sukcesy poszczególnych krążków, zdobycie Grand Prix Festiwalu Krajów Bałtyckich w Karlshamn porywając jury i publiczność niesamowitym wykonaniem nowego przeboju - "Moje Eldordado" i kończąc na premierze najnowszego singla Varius Manx- ”Tyle siły mam”(czy te słowa mają emblematyczną dymensję?). Wystarczyło te „kilka sekund”(cover kawałka 7 seconds), żeby 3 dzień festiwalu TOP TRENDY miała taki nieco osjaniczny wymiar...
Państwo solidarne- domena IV RP,w sferze politycznej to stwierdzenie nie funkcjonuje należycie, posługiwanie się solidarnymi atrybutami przez ekipy rządzące, kolegów z celi bądź kolegów po (k)fachu, przyprawia o torsje...; w kulturze „solidarna incjatywa” może mieć jedynie afirmatywny punkt odniesienia. Rzesza artystów, krytyków, fanów potrafiąca docenić i delektować się muzyką na cześć kogoś, kto profesjonalnie przyczynił się do wyznaczenia nowych horyzontów artystycznych, takie obrazki się długo pamięta...
Brakowało mi tylko na koniec ”Moje Eldorado”- ta kantylena miałaby symboliczne znaczenie i wskrzesiła by więcej optymizmu i nadziei na subito come back Moniki i Roberta. Reminescencje po koncercie na rzecz ulubionej formacji muzycznej, skłaniają nawet autora tekstu do napisania kontekstu...przejaskrawionego sentymentalnym tokiem myślenia...