Dokonując analizy fragmentu powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem", rozważ, czym dla człowieka może być praca.
„Celem życia ludzkiego jest szczęście, któż z nas jednak wie, jak je osiągnąć?” – pytanie to zadaje już w oświeceniu Jean Jacques Rousseau w „Listach moralnych”. Przez stulecia liczni twórcy : poeci i prozaicy starali się znaleźć odpowiedź, receptę na szczęście. Dopatrywano się go wszędzie: w stoicyzmie, hedonizmie, nauce i bogactwie. Każda epoka miała własną odpowiedź. Zresztą nie powinno nas to dziwić, gdyż jak pisze Adam Asnyk : „Każda epoka ma swe własne cele”. Również znana polska pozytywistka – Eliza Orzeszkowa pokusiła się o odnalezienie sensu życia. Na piedestale postawiła ona jednak nic innego, jak tylko pracę. No właśnie. Do tej pory pogardzana, uważana za karę lub wręcz napiętnowana, czym dla człowieka jest praca w ujęciu Elizy Orzeszkowej?
Analizując powieść „Nad Niemnem” należy zwrócić uwagę na fragment, poświęcony opowiadaniu starego Anzelma. Stojąc nad opuszczoną mogiłą Jana i Cecylii, z dumą wspomina swoich przodków, którym zawdzięcza nazwisko Bohatyrowicz.
Jan i Cecylia przywędrowali z Polszczy do puszczy litewskiej, aby rozpocząć nowe życie. On był człowiekiem prostym, przywykłym do ciężkiej pracy. Ona zaś wywodziła się z wysokiego rodu. Mimo to nie wahała się zamienić wygodnego życia na nieznaną przyszłość u boku ukochanego. Oboje postanowili założyć fundamenty wspólnej przyszłości pod wiekowym dębem – symbolem siły, mądrości, a jednocześnie osłoną przed światem. Początkowo wybudowali prostą chatę, na podobieństwo okolicznych mieszkańców – tak zwaną numę – nędzną, smrodliwą, bez pieca i komina. Jednak ich ambicje były znacznie większe. A wszystko oparli na własnej pracy. Nie było łatwo. Wyniszczający wiatr i brak oparcia w innych. Samotnie budowali swoje życie. Wszystko było zaplanowane, staranne i przemyślne. Nic nie robili na daremnie. Do wszystkiego dochodzili sami. „Wszelako tam bywało: ciężko i mile, straszno i bezpiecznie”. Doświadczyli głodu, mrozu i ubóstwa. Tak im minęło blisko dwadzieścia lat. W tym czasie wybudowali nowy (już nie prowizoryczny) dom, wyplenili kawał lasu, zasiali zboża. Z upływem czasu wokół ich domostwa zbierało się coraz więcej „kibiców” z pobliskich wsi. Przychodzili oni, aby podpatrzeć pracę Jana i Cecylii, nauczyć się czegoś nowego i w końcu osiąść w nowopowstałym gospodarstwie. Przez cały ten czas, kiedy Jan i Cecylia ciężko pracowali, aby w przyszłości żyło im się dobrze, sąsiedzi jedynie patrzyli z daleka, podziwiali. Teraz każdy chciał przyjść na gotowe. Nie pracując -skorzystać z efektów ciężkiej pracy innych. Jednak Jan i Cecylia szczęśliwie doczekali się własnych potomków – sześciu synów i sześć córek. Ich łączna liczba (dwanaście) nie jest przypadkowa. Dwunastka jest bowiem liczbą błogosławioną (dwunastu apostołów, dwanaście błogosławieństw, itp..). Zapewne Eliza Orzeszkowa chciała w ten sposób złożyć hołd ciężkiej pracy i podkreślić fakt, że każda praca przynosi pożądane efekty. Dość ważny staje się tu również fakt, że pozytywistka nie wyróżnia w swoim dziele żadnej pracy – wszystkie są według niej ważne i potrzebne. Dowodem tego może być choćby fakt, że każdy z synów pojął sobie za żonę kobietę wywodzącą się z rodzin o różnych profesjach. Podobnie córki – każda znalazła męża trudniącego się czymś innym.
Wszystkie dzieci Jana i Cecylii wychowały się na łonie natury, pod czujnym okiem Boga. Również główni bohaterowie opowiadania Anzelma żyli w zgodzie z przyrodą. Nie potrzebowali oni nic, ponad to, co dała im matka ziemia i to, co zrobili sami. Osiemdziesiąt lat stabilizacji przyniosło duże efekty. Ponieważ synowie i córki pozostali przy rodzicach, osada bardzo rozbudowała się. Jan i Cecylia doczekali się wnuków i prawnuków, sami (mimo podeszłego wieku) ciesząc się dobrym zdrowiem. Aż pewnego razu ludzie donieśli królowi o niezwykłych „cudach” jakie zobaczyli w puszczy litewskiej. Z daleka od wszystkich „wyrosła” tam przepiękna osada, której nie powstydziłby się sam król. Co ciekawe – wszystko to działo się za panowania Zygmunta Augusta – w złotym wieku kultury polskiej. W okresie rozkwitu i stabilizacji państwa polskiego. Król nie omieszkał odwiedzić nowopowstałego gospodarstwa. Pędził co tchu przez las na spotkanie z założycielami domostwa. Nawet przyroda zdawała się śpieszyć na spotkanie z Janem i Cecylią – „drzewa rzedniały i rozstępowały się”. Jest to swoista bajeczność świata opisanego. Dostrzegamy tu także utopijność wizji Orzeszkowej – chce ona udowodnić, że jedyną arkadią może być wieś. To tam człowiek i natura stanowią jedność, przez co ludzie mogą osiągnąć pełnię szczęścia. Ponadto kiedy przyjeżdża król August, Cecylia wychodzi na spotkanie wraz z towarzyszącą jej u boku sarenką. Jest to stylizacja na rajski obraz. Zresztą samo umiejscowienie akcji w środku puszczy jest nawiązaniem do biblijnego raju, położonego z daleka od ludzi, właśnie pośrodku puszczy. Kiedy król dociera na miejsce, jest zaskoczony pięknem osady, sielskością i dostatkiem. Nie może uwierzyć, że ludzie tak wspaniale potrafią żyć, służąc matce ziemi. Wobec ciężkiej pracy nawet on, głowa państwa, majestat, pozostaje pokorny. Symboliczny pokłon kołpakiem jest wyrazem szacunku wobec pracy. Dość istotny jest także fakt, że Jan spytany o nazwisko, odpowiada, że w puszczy „wszystkie stworzenia są zarówno dziećmi powszechnej matki ziemi”. W ten sposób przyznaje, że nie urodzenie, ale praca czyni człowieka godnym i bogatym. To ona nadaje sens istnieniu i świadczy o pełni człowieczeństwa.
W nagrodę Jan i Cecylia otrzymują od króla tytuł szlachecki oraz nazwisko Bohatyrowicz, świadczące o bohaterstwie ludzi, którzy potrafili swoją ciężką pracą zbudować osadę. A jednak odrzucają tytuły i zaszczyty, aby ponownie wybrać proste życie w zgodzie z naturą. Kiedy powrócimy do czasów Anzelma, widzimy, że rodzina ta, mogąc wybrać życie szlacheckie, wolała pozostać na wsi i żyć tak, jak nauczyli ich tego przodkowie – godnie i pracowicie. Jest to swoiste udowodnienie tezy Elizy Orzeszkowej. Pokazała ona, że praca nadaje sens ludzkiemu życiu, czyniąc je wyjątkowym. Same tytuły, gdy nie idą w zgodzie z czynami, są nic nie warte. Bo jak stwierdził Wolter to „praca oddala od nas trzy wielkie nędze: nudę, występek i ubóstwo”.