Była w chacie gospodyni. Miała córkę i miała pasierbicę. Pasierbica była dobra, a córka była dokucznica. Pasierbica zawsze miała główkę gładko przyczesaną, liczko umyte, sukieneczkę, choć wyblakłą, ale czystą. Córka zawsze była roztargniona, często nie umyta, a jak jej się spódniczka ubłociła, to w takiej zaszarganej wciąż chodziła. Ludzie na pasierbicę mówili: ładniuśka, na córkę mowili: brzydulicha. Więc macocha pasierbicy strasznie nie lubiła.Woła kiedyś macocha pasierbicę i mówi:- Idź mi zaraz w las i nazbieraj fiołków. Jak ich nie nazbierasz, to się tu nie pokazuj.Ha, cóż było robić. Przywdziała dziewczyna chuścinę, na bose nogi wzieła chodaki i poszła w las. Najciężej było iść otwartym polem, bo wiatr tu chulał, szarpał i w oczy śniegiem ciskał – ale w lesie już było zaciszniej.Idzie i idzie dziewczyna lasem, a wcale nie rozumie, gdzie tu można fiołki znaleźć.- Pewnie zginę albo z mrozu, albo z głodu, albo od wilków. A może i znajdę dobrych ludzi?Dobry kawał już lasem uszła, aż widzi: ogień się pali, a dokoła ognia dwunastu chłopów siędzi. A gdy podeszła bliżej, zapytali ją:- Który też z nas najbardziej ci się podoba?A sierotka śmiało:- Wszyscyście piękni, boście wszyscy potrzebni.Spojrzeli bracia po sobie, spodobała im się taka grzeczna mowa. Pytają:- Po coś tu przyszła dziewczynko?- Macocha kazała mi fiołków nazbierać, ale gdzie ich zimą szukać?- Ej , nie trapże się, może i znajdziesz.Usiadł Kwiecień na miejscu Grudnia. Zaraz śnieg zaczą topnieć, aż się porobiły rościeki, ale te od razu w grunt wsiąkły. Co blizsze jarzębiny, brzozy i leszczyny pokryły się listkami, zazieleniły się jagodowe, borówkowe krzaczki, a i ptaszęta po wiosennemu zaczęły spiewać.- Idźże, sieroto, za tę pierwsza sosną fiołków poszukaj. Idzie dziewczyna, patrzy... a tam aż modro od kwiecia!. Przypadła na kolana rwie, rwie... pół koszyka narwała. Przykryła je mchem, żeby nie zmarzły. I wróciła do ogniska Kwietniowi podziękować.- Idźże w spokoju do domu. A jak będziesz znów w potrzebie, przybiegnij tu do nas.Biegnie sierotka do domu, a nadziwić się nie może i temu, że się tak w oka mgnieniu wiosna zrobiła i fiołki wyrosły i temu, że wcale teraz zimna nie czuje. Wiatr tak samo dmie, śnieg tak samo nad ziemią chula, a do niej to jakoś nie dochodzi, właśnie, jakby jeno za szybką na świat zimowy patrzyła. A i droga zrobiła się nie długa. Już i chata, z której rano wyszła. Usłyszała macocha, że dziewczyna wchodzi do sieni, wyszła z izby i woła:- Jeśli nie masz fiołków to się wynoś!- Mam, mam, popatrzcie jeno – woła dziewczynka z radością i stawia koszyk na stole. Przyskoczyły do koszyka matka i córka. Odgarniają mech – a tu w izbie zapachniało jak w ogrodzie wiosną wytrząsnęły koszyk – a tu na stole cały kopczyk świeżutkich kwiatów!- Sprawiedliwie... fiołki prawdziwe – mamrocze macocha.I pojąć nie może, gdzie je pasierbica znalazła.- W lesie były?- W lesie.Minęły trzy dni, mróz jeszcze bardziej się nasilił, wichry się jeszcze bardziej rozsrożyły, a macocha myśli: „Za pierwszym razem nie udało się, może za drugimsię uda”. I woła do sieroty:- Biegnij mi zaraz w las i nazbieraj tam poziomek.Znów się dziewczyna okręciła swą podartą chuściną, wzięła na bose nogi chodaki i poszła. Myśli sobie: „Pójdę do Miesiączków, może mnie i teraz poratują”. Idzie, idzie... Wichry ją szarpią, mróz na wylot ją przejmuje. Każda kosteczka w niej z zimna się trzęsie. Ale jakoś do lasu doszła, do dwunastu braci dobrnęła. Powitała ich, odpowiedzieli. I Grudzień mówi:- To ty, dziewczynko ? Cóż teraz chciała byś mieć?Wstydzi się sierotka swej zuchwałości, ale cóż ma począć. Więc nieśmiało szepce:- Poziomek bym chciała... pięknych, dojrzałych...- To się zrobi... to się zrobi... – mówi Grudzień.Dźwignął się ze swego siedziska, a na jego miejsce przyszedł młody Czerwiec. I raz – dwa – trzy... dookoła śnieg stajał, drzewa zazieleniły się, głogowe krzaki stanęły w różowym kwieciu, a ptaszki – świergolaszki napełniły las taką muzyką, że od ich nutek aż liście drżały, aż chwiały się gałązki.- Idźże, sieroto, za tę sosnę, poszukaj.Idzie dziewczyna, a na polanie za sosną aż czerwono od poziomek. Dopiero zaczęła zbierać, a do dzbanka sypać. A tak jej ta robota szybko szła, że aż dziw! Już połowa dzbanka, już po szyję, już pełniutki z czubem! Zerwała liść paproci, dzbanek nakryła, wilczym łykiem okręciła i z wielką radością poszła Czerwcowi podziękować.- Idźże, sierotko, spokojnie do domu. A jak będziesz czego potrzebowała – to przyjdź tu do nas.Idzie dziewczyna do domu i tak, jak za pierwszym razem wcale jej nie zimno i dzbanek nie ciąży, i droga niedaleka. Usłyszała macocha, że dziewczyna wchodzi do sieni, wyszła z izby i woła:- Jeśli nie masz poziomek...Nie dokończyła, bo w sieni pachnie, jak na polanie leśnej, gdy ją czerwcowe słońce dogrzeje. Wnet też i cała izba poziomkową wonią się napełniła. Idą ludzie drogą, zatrzymują się i wołają:- Darosławo, a co też to w waszej zagrodzie tak pachnie?Nie chce gospodyni, aby ludzie poziomki zobaczyli, więc je co prędzej do komory wnosi, a ludziom mówi:- Miałam nieco suchych poziomkowych liści. Spaliłam je, to z tego i zapach z dymem się rozszedł.Na wieczerzę matka z córką poziomki zjadły, sierocie nic nie dały.Znów minęło kilka dni. Gospodyni myśli: ”Głupia byłam, że chciałam fiołków, że chciałam poziomek. Kwiatki zwiędły i nie ma nic, poziomki się zjadło i nie ma nic. Teraz każę sierocie przynieść z lasu talarów.”Więc mówi do sieroty:- Leć do lasu i przynieś talarów. Jak ich nie znajdziesz to się nie pokazuj!Zabrała się sierota i znów idzie, i znów przed braćmi Miesiączkami staje.- Talarów kazała macocha przynieść.Podumał, podumał Grudzień, aż mówi:- Przychyl się i weź sobie węgielków z ogniska.Widzi Grudzień, że się dziewczynka boi, więc powiada:- Nie bój się, nabierz węgielków. A jak jeszcze macocha cię wyśle, to już do niej nie wracaj, u nas zostań. W naszej zagrodzie, będziesz mieszkała, gospodarkę nam będziesz prowadziła.Dziewczyna kupkę węgielków czerwonych, żarzących nabrała, podziękowała i wraca. A wciąż się strasznie boi, że jej się dziura w zapasie wypali.Weszłą do sieni, a macocha woła:- Masz talary?Nie śmie sierota o tych węgielkach powiedzieć, boi się. Milczkiem do nalepy podchodzi, a serce w niej mdleje ze strachu. Wytrząsa z zapaski. A tu brzęk, brzęk, brzęk... złote talary na nalepę lecą i dźwięczą i błyszczą, aż w całej izbie pojaśniało.Rzuciła się macocha z córką! Talary zgarniają, oglądają, liczą...- Tyleś jeno przyniosła! A gdzie masz więcej? Leć zaraz i wszystkie przynieś!Poszła sierota w las i więcej nie wróciła. Do dwunastu Miesiączków na służbę przystała. Czeka macocha do późnej nocy. Czeka cały ranek, cały dzień i znów cały wieczór. Pasierbicy nie widać. Powiada do swej córki:- Nie wiadomo, co się stało z pasierbicą, może w poluzmarzła na śmierć. To teraz ty pójdziesz.Matka córkę cieplutko ubrała i jeszcze ją otuliła ogromną wełnianą chustą.- Weźże na talary w jedną rękę torbę, w drugą garnek, a naplecy jeszcze woreczek.Poszła córka. Przeszła pole, weszła w las. Ciepło jej, wesoło. Idzie, arozgląda się dookoła, gdzie te talary leżą. O! Coś się tam w lesie jarzy, migoce!... Pewnie to te bogactwa tak jaśnieją! Biegnie dziewczyna, aż się o małe świerczki śniegiem przysypane potyka i przewraca! Przybiega. Patrzy, a to ognisko się żarzy, a dookoła ognia dwunastu braci siedzi. Poznał, że to bracia Miesiączkowie. Ale wielce była rozgniewana, że się tak tym ogniem oszukała. Myślała, że to talary świecą, a tu... ot co!Dzień dobry, dziewczynko! A może nam powiesz, kto myjesteśmy? – zawołał Grudzień. A córka ze złością:Ten tu to Marzec – kłapie wargą jak starzec. A ten Maj –tylko mu kij żebraczy daj. A ten Luty – ma koślawe buty.Stary Grudzień – największy leń... I tak długo jeszcze Miesiączkom mówiła przykre słowa, aż się bracia rozgniewali. Podniósł się Grudzień a na jego miejscu usiadł Luty. I dopiero teraz zacznie się sroga zima! Mróz ścisnął nagle taki, że aż drzewa zaczęły hukać.Podniósł się wicher, pochwycił tumany śniegu i rozhulał się zamiecią. Myśli córka:”Trzeba do domu uciekać.”Ale drogi powrotnej wcale znaleźć nie może. To w tę stronę biegnie, to w tamtą. Ognisko z oczu straciła. A tu bór coraz gęściejszy, a tu mróz okrutniejszy, a tu zaspy coraz większe. Brnie po kolana, siły traci. Zmęczona, ledwie żywa nad ranem do domu powróciła. Nic nie przyniosła.
Dawno dawno temu była sobie bogata wdowa z córką i pasierbicą.Pasierbica nazywała się Kasia.Kasia całymi dniami pracowała i wypełniała rozkazy wdowy.Pewnego dnia wdowa chciała pozbyć się Kasi więc wykombinowała żeby wysłać ją do lasu po fiołki.Powiedziała że jak Kasia nie zdobędzie fiołków to ma nie wracać do domu. Biedna Kasia poszła do lasu szukać fiołków nagle zobaczyła ognisko a przy ognisku 12 braci. Dziewczynka spytała ich kim są a oni odparli że są 12-miesiącami. Jeden z braci spytał czego szuka w lesie. Ona powiedziała że fiołków.Wtedy grudzień i maj zamienili sie miejscami i tam gdzie stała Kasia wyrosły świeże fiołki. Dziewczyna podziękowała i szczęśliwa poszła do domu. Macocha nie mogła uwierzyć że dziewczyna znalazła kwiaty. PO kilku dniach wdowa znów kazała pójść Kasi do lasu ale tym razem po poziomki. Dziewczynka poszła z tą sprawą do 12-miesięcy i grudzień i lipiec zamienili się miejscami w miejscu gdzie stała Kasia wyrosły poziomki.Dziewczyna podziękowała i poszła do domu. Macocha była jeszcze bardziej zaskoczona niż przedtem. Zaprosiła gości i upiekła placek z poziomkami. Kasi nie dała ani trochę spróbować. Wdowa doszła do wniosku że nie warto się jej pozbywać. Po kolejnych paru dniach wdowa kazała przynieść jej talary. Dziewczyna znów poszła do dwunastu braci, powiedzieli że jeśli macocha jeszcze czegos od niej poprosi do moga ja przygarnąć do swego grona. Najmłodszy z braci luty dał jej węgielki z ogniska i kazał zanieść mamie. Dziewczynka podziekowała i poszła do domu .Gdy przekroczyła próg wegle zamieniły sie w pieniądze i macocha wzięła sobie wszystko Kasi nei dala nic. W końcu po paru dniach macocha znów kazała iść dziewczynie do lasu po więcej talarów.Dziewczyna poszła ale nie po talary postanowiła przyłączyć sie do 12-braci.Wdowa długo czekała na Kasie ale ona nie wracała. Córka wdowy poszła do 12-braci i zaczęłą ich obrażać a oni wywołali wiatr i zamarzła.A Kasia zyła długo i szczęśliwie.KONIEC>LICZE NA NAJ.