Pani Dulska na wernisażu „Szału uniesień” Władysława Podkowińskiego.
Pani Dulska na wernisażu „Szału uniesień” Władysława Podkowińskiego.
9. lipca Anno Domini 1909
Droga Maniu!
Jakże się Tobie i Twojemu mężowi wypoczywa w Karlsbadzie? Taka podróż to kosztowna rzecz, ale Wy zawsze żyliście ponad stan. Oszczędzać trzeba, ciągle Ci to powtarzam! Ale i mnie by się odpocząć przydało – sama wiesz, jakie mnie straszne rzeczy spotykają. Nawet ostatnio i to za sprawą rodzonego syna! Nie zawracałbym Ci tym głowy gdybyś tu była, lecz skoro wyjechałaś to Ci całą sytuację opiszę. Będziesz wiedziała, jak ciężkie jest życie Twojej praworządnej cioci!
Wiesz dobrze, droga Maniu, że ja, w przeciwności do Ciebie, do teatrów i temu podobnych przybytków nie chadzam. To niepotrzebny zbytek, powiadam Ci! Jednakowoż jednego dnia powiedział mi Zbyszko o wernisażu Władysława Podkowińskiego, który niebawem miał się odbyć w mieście. A mówił, iż będzie tam znakomite towarzystwo – hrabiowie i im podobni, sama wiesz. Stwierdził też, że to dogodna okazja, by im dziewczynki zaprezentować i je z szacownym towarzystwem zaznajomić. Bądź co bądź, gdy dorosną, będą świetnymi partiami – ostatecznie Dulscy to zacna, zasiedziała rodzina. I tak mnie namawiał i namawiał, a że nie mogłam mu w tym wypadku racji nie przyznać, to w końcu poszłam z dziewczynkami na tą wystawę. Wierz mi, musiała w tej chwili jakaś siła nieczysta zadziałać, bo nie wiem cóż innego mogło mnie do tego nakłonić!
Zbyszko oczywiście już wcześniej od nas się tam zjawił i to z jakąś kokotą! Naprawdę nie wiem co z tego chłopaka wyrośnie – aż strach mnie ogarnia, jak pomyślę, że to mój syn... Ale faktycznie było tam znakomite towarzystwo, tylko w większości jakoś niezdrowo wyglądali. Jacyś zmęczeni, prawie jak Zbyszko po nocy w nocnej kawiarni. Widać nie tylko mnie przydałby się wypoczynek. Ale ich to przynajmniej stać na wizyty w Karlsbadzie, więc ten zielony kolor skóry na twarzach obecnych dodatkowo więcej podejrzany mi się wydał.
Dziewczynki wielce ciekawe były tych obrazów i towarzystwa, zwłaszcza Hesia. I tak sobie myślę teraz, żeby jej tylko do głowy nie przyszło kiedyś jeszcze oglądać temu podobne rzeczy! Bo gdy nareszcie zdjęto materię zakrywającą obrazy, to mogę Ci przysiąc, zobaczyłam coś, czego żadnemu szanującemu siebie i swoją moralność człowiekowi oglądać się nie godzi. Na wielkim płótnie ustawionym na środku sali namalowana była kobieta na koniu. Może to nie brzmi strasznie, ale ona była rozebrana, koń jakby w amoku, a sam tytuł obrazu – „Szał uniesień” – sama chyba rozumiesz co sugerował. Wierz mi, istne bezeceństwo! Wielce byłam tym widokiem zgorszona i nadziwić się nie mogłam obecnemu tam towarzystwu. Wyobraź sobie bowiem, że oni, hrabiowie, ten obraz podziwiali! Uwierzyć w to nie mogłam, ale widać, że nawet wśród dobrze urodzonych znajdą się osoby, które Boga w sercu nie mają.
Oni wszyscy tam zostali, ale ja oczywiście natychmiast wyszłam – nie mogłam znieść takiego widoku. Mela, jako grzeczne, dobrze wychowane dziewczę, zakryła oczy rękami, lecz zgorszyło mnie zachowanie Hesi. Ta młoda pannica jak zaczarowana wpatrywała się w płótno i musiałam ją przywołać do porządku, ale tak, by nikt tego nie widział. Po tym próbowałam jeszcze znaleźć Zbyszka, lecz zginął mi gdzieś wśród tego nieprzyzwoitego tłumu. Zabrałam więc dziewczynki i natychmiast opuściłam miejsce wystawy.
Sama więc widzisz, moja droga, jakie to okropieństwa spotykają Twoją ciocię w tak gorszącym towarzystwie. I taki skandal, ostatecznie to byli znakomicie urodzeni państwo! Trzeba żyć po Bożemu i na takie zbytki czasu nie tracić. A i pieniędzy na wyjazdy nie trwonić, gdy zdrowie dobre. Lepiej już je komuś o słabszym zdrowiu na rekonwalescencję przeznaczyć. Pomyśl o tym, moja droga.
Tymczasem przesyłam pozdrowienia od familii i niech Bóg ma Was w swojej opiece.
Twoja ciocia, Aniela Dulska