Indie
Położenie, flaga
Indie to państwo w Azji Południowej, zajmujące większość subkontynentu indyjskiego. Na północnym zachodzie Indie graniczą z Pakistanem, na północy z Chinami i Nepalem, na północnym wschodzie z Bhutanem, Myanmar oraz Bangladeszem. Południowy wschód otoczony jest wodami Zatoki Bengalskiej, zaś południowy zachód - wodami Morza Arabskiego.
Znaczenie flagi Indii można rozpatrzyć na dwa sposoby:
a).
- pomarańczowy: odwaga i poświęcenie
- biały: niewinność, szlachetne zamiary, radość, mądrość, pokój
- zielony: życie, roślinność, nadzieja, płodność, nieśmiertelność.
b).
- górny pas (pomarańczowy): hinduizm
-dolny pas (zielony): islam
- środkowy pas (biały): pokój i pojednanie pomiędzy wyznawcami tych dwóch popularnych tam religii.
W środku flagi można zaobserwować buddyjską dharma-czakrę – koło prawa lub prawości i sprawiedliwości.
Ludność
Indie to kraj, który jest drugim najbardziej zaludnionym państwem świata po Chinach. Ludność skupiona jest głównie w dolinie rzeki Ganges oraz na Nizinie Hindustańskiej. To kraj niezwykle bogaty pod względem etnicznym (40% ludności stanowią Hindusi, 8% Bengalczycy, 8% Telugowie, 7% Marathowie, 7% Tamilowie). Indie zamieszkuje około 1,1 miliarda ludzi, co stanowi 1/6 ludności świata. Eksplozja demograficzna rozpoczęła się w latach 70. kiedy to w latach 1971-1981 przybyło prawie 140 mln ludzi, a dziesięć lat później ogólna liczba ludności wzrosła aż o 160 mln. Uważa się, że w 2010 roku, liczba osób zamieszkujących Indie, wyniesie ponad 1 200 mln.
• Liczba ludności: 1 125 500 000
• Gęstość zaludnienia: 342 osób/km²
• Główne miasta:
Bombaj – 13,1 milionów mieszkańców
Delhi – 11,5 milionów mieszkańców
Bangalur – 5,3 milionów mieszkańców
Kalkuta – 4,6 miliony mieszkańców
Madras – 4,4 miliony mieszkańców
Ahmadabad – 3,8 miliony mieszkańców
Hajdarabad – 3,7 miliony mieszkańców
Pune – 3,2 miliony mieszkańców
Surat – 3,1 miliony mieszkańców
Kanpur – 3 miliony mieszkańców
W ludności Indii przeważają mężczyźni (51,5% populacji). Jest to charakterystyczna cecha rozwijających się krajów. Społeczeństwo Indii jest młode, średnia wieku to 25 lat. Większy udział ludności starszej cechuje jedynie stany bardziej rozwinięte.
Język, waluta
Ludzie zamieszkali w Indiach posługują się w sumie około 415 językami. Indyjska konstytucja przyznała specjalny status dwóm językom: hindi i angielskiemu jako oficjalnym językom komunikacji. Wyróżniono również dwadzieścia jeden języków dodatkowych, które przez poszczególne stany są uznawane jako języki urzędowe. Rząd indyjski próbował wycofać z użytku język angielski i całkowicie zastąpić go hindi, jednak nie udało się to, gdyż językiem hindi posługiwało się wtedy ok. 180 milionów ludzi. Teraz angielski jest coraz częściej używany.
Walutą indyjską jest rupia, która dzieli się na 100 pajs. Obecne monety wprowadzono w roku 1957. Nominały te wybijano na różnorodnych kształtach z zaokrąglonymi brzegami.
Klimat
W Indiach panuje klimat zwrotnikowy, na północy zwrotnikowo – monsunowy, na południowym zachodzie wilgotny, stopniowo przechodzi w suchy w zachodniej części Niziny Hindustańskiej, w Karakorum i Himalajach podzwrotnikowy górski. W wyższych partiach gór zima trwa aż sześć miesięcy. Często występują cyklony połączone z wielkimi ulewami. Średnia roczna temperatura w Delhi wynosi ok. 27,3˚C, a roczna suma opadów: 666mm.
Gleby
W Indiach występują gleby typowe dla strefy tropikalnej: czerwonoziemy, żółtoziemy i lateryty (wytworzone na zwietrzelinie skał kwaśnych) oraz czarne gleby sawann (zwane regur) na wyżynie Dekan, szaroziemy i buroziemy w północno-zachodniej części kraju; na Nizinie Hindustańskiej jeden z największych w świecie obszarów występowania żyznych gleb aluwialnych, od wieków intensywnie użytkowanych rolniczo; w Himalajach gleby inicjalne górskie.
Rzeki i zanieczyszczenia
Rzeki Indii należą do zlewiska Oceanu Indyjskiego; największy system rzeczny tworzy Ganges (długość 2700 km, powierzchnia dorzecza wraz z Brahmaputrą ok. 2 mln km2), czczony przez Indusów jako święta rzeka; wypływa z lodowca Gangotri w Himalajach, na wysokości 4600 m, płynie wraz z dopływami (główne Jamuna, Ghagra, Damodar) przez Nizinę Hindustańską (podczas monsunu letniego koryto Gangesu ma szerokość ponad 10 km), przy ujściu do Zatoki Bengalskiej tworzy wraz z Brahmaputrą, płynącą z Kotliny Asamu, największą deltę na Ziemi, której zachodnia część znajduje się w granicach Indii; północno-zachodnia część terytorium Indii jest odwadniana przez dopływy Indusu: Satledź i Ćenab; przez wyżynę Dekan płyną w głęboko wciętych dolinach: Kryszna (długość ok. 1280 km), Mahanadi, Godawari i Kaweri, tworzące przy ujściu do Zatoki Bengalskiej rozległe delty, oraz Narbada (długość ok. 1300 km) i Tapti uchodzące estuarium do Morza Arabskiego. Większość rzek indyjskich zasila gęstą sieć kanałów nawadniających; największe systemy irygacyjne występują na Nizinie Hindustańskiej (kanały nawadniające: Wschodni Kanał Jamuny, Zachodni Kanał Jamuny — długość 700 km, Kanał Górnego Gangesu — długość 1440 km). Jeziora są nieliczne i występują głównie w górach (pochodzenia polodowcowego i tektonicznego).
Niestety, rzeki te są bardzo zanieczyszczone. Śnięcie ryb to już powszechne zjawisko, rybakom coraz trudniej zdobyć pożywienie. Wszystkie ścieki przemysłowe wlewane są do rzek, co je zatruwa. Ale z braku innych źródeł wody, ludzie ciągle się tam kąpią i jedzą ryby z tych właśnie zbiorników. To powoduje coraz to poważniejsze choroby ludzi.
Religia
Dominującą w Indiach religią jest hinduizm. Powszechny jest tam kult świętej krowy, która uważana jest za połączenie z Bogiem. Ludzie wierzą również, że kąpiel w świętej rzece Ganges obmywa grzechy. Każdy wyznawca hinduizmu powinien przynajmniej raz w swoim życiu odbyć pielgrzymkę do tego miejsca i wziąć kąpiel w Gangesie.
Bomba atomowa
Ojczyzna apostoła pacyfizmu Mahatmy Gandhiego w wieku 50 lat straciła dziewictwo. Indie uznały wyższość siły nad racją moralną.
Wygraliśmy! Teraz jesteśmy tak silni jak Amerykanie, Rosjanie, Chińczycy czy Anglicy... Będziemy mogli nawadniać nasze pola, zbierać ryż kilka razy w roku, oświetlić nasze wioski i slumsy. Wszyscy będziemy jeść do syta. Nie będzie biedaków. Nasza wielka bogini Indira Gandhi właśnie ogłosiła to przez radio: dzisiaj rano dokonaliśmy wybuchu naszej pierwszej bomby atomowej!
Dominique Lapierre "Miasto Radości".
Rok 1974. Na poligonie Pokhran w Radżastanie Indie detonują pod ziemią swój pierwszy - "pokojowy" - ładunek jądrowy. Wyniszczony nędzą kraj opanowuje euforia. Premier Indira Gandhi na krótko ratuje swoją popularność.
Rok 1998. Do władzy dochodzą hinduscy nacjonaliści. Po 50 dniach rządów premier Atal Bihari Vajpayee informuje z dumą o przeprowadzeniu w Pokhran serii podziemnych testów jądrowych, kilka dni później przyznaje się do posiadania broni nuklearnej. Gromkie "Hura!" rozlega się od Himalajów po Andamany. 90 proc. społeczeństwa popiera "przystąpienie Indii do klubu mocarstw atomowych". - To znaczący krok w kierunku światowego pokoju - zapewniają indyjscy politycy.
Świat jest innego zdania. USA nakładają na Indie surowe sankcje, kilka państw wycofuje obiecaną pomoc. Obserwatorzy mówią o groźbie nowego wyścigu zbrojeń, nawet wojny nuklearnej.
Dlaczego Indie, gdzie narodziła się idea walki bez przemocy, nieodmiennie kojarzone z pacyfizmem, wydają się nagle pogrążać w militarystyczno-nacjonalistycznym szaleństwie? Rząd w Delhi odpowiada: to świat nas do tego popycha.
Po co im ta bomba?
Indyjskie władze, mówiąc o "potrzebie zapewnienia narodowego bezpieczeństwa", wskazują na dwóch wrogich sąsiadów, z których Chiny są już atomowym mocarstwem, a Pakistan jest od tego o krok. Z oboma tymi krajami Indie mają spory graniczne. Na chińskich mapach część indyjskiego stanu Arunaczal Pradesz należy do Państwa Środka, a Sikkim jest niepodległy. W Kaszmirze regularnie dochodzi do starć oddziałów indyjskich i pakistańskich.
Ostatnie wypowiedzi ministra obrony Indii, który nazwał Chiny "wrogiem numer 1", świadczą, że indyjska bomba wymierzona jest w Pekin. Chińska armia jest czterokrotnie większa od indyjskiej. Broń jądrowa wyrówna choć częściowo te dysproporcje. Wie o tym także Pakistan, pracując nad własną, wymierzoną w Delhi, atomową głowicą.
O realnym zagrożeniu Indii mówić jednak jest trudno. Walki w Kaszmirze od lat ograniczają się do potyczek na lodowcu Siahen. W Islamabadzie nikt poważnie nie myśli o nowej wojnie, którą Pakistan niechybnie by przegrał. Stosunki Indii z Chinami powoli poprawiają się od 20 lat. W 1996 r. obie strony wycofały część wojsk z pogranicza.
Indyjska bomba ma wymiar bardziej polityczny niż militarny. Hinduscy nacjonaliści wygrali w tym roku wybory właśnie z hasłem włączenia broni jądrowej do indyjskiego arsenału. Decyzja o przeprowadzeniu podziemnych testów była jedną z pierwszych, jakie podjął nowy premier. Była - z punktu widzenia polityki wewnętrznej - słuszna.
Po 50 dniach rządów premier Vajpayee nie może się czym innym pochwalić. Koalicja kilkunastu ugrupowań nie potrafi wypracować spójnego programu. Wciąż dochodzi do kłótni o stołki. Rządzące partie bez mrugnięcia okiem zgadzają się tylko w jednym: Indie powinny być atomowym mocarstwem.
Co więcej, podpisuje się pod tym opozycja (z wyjątkiem komunistów). Jednym wybuchem premier podniósł znacząco swoją popularność: pokazał zdecydowanie, udowodnił, że spełnia obietnice wyborcze.
Skąd się wzięła atomowa euforia?
Entuzjazm indyjskiej ulicy to wyraz kompleksu niższości, którego Indie nie zdołały się pozbyć po 200-letnich rządach brytyjskich kolonizatorów. Dziennik "Pioneer" komentował: "Warto zapłacić cenę [sankcji], jeśli świat przestanie wreszcie traktować Indie jak chorą cywilizację, niezdolną do troszczenia się o siebie, nie mówiąc o innych".
Od uzyskania niepodległości Indie próbowały przekonać świat do koncepcji całkowitego rozbrojenia nuklearnego, zaszczepionej jeszcze przez Mahatmę Gandhiego. Już w 1954 roku premier Jawaharlal Nehru proponował międzynarodowe porozumienie o zaprzestaniu prób jądrowych, a w dalszej perspektywie całkowite pozbycie się tej broni.
Różowe okulary, przez które Indie patrzyły na świat, pękły w 1962 r., po przegranej wojnie z Chinami. Pekinowi udało się upokorzyć i obnażyć słabość militarną Indii. Runął mit o solidarności państw Trzeciego Świata. Delhi przekonało się, że pokoju nie da się budować w oparciu o jednostronne rozbrojenie. Koncepcję "całkowitego rozbrojenia" zastąpiła "kontrola zbrojeń".
W 1964 r. Chiny przeprowadziły swój pierwszy próbny wybuch jądrowy. Indie zrobiły to dziesięć lat później. W latach 80. kontrolowane przecieki o posiadaniu broni nuklearnej zaczął puszczać Pakistan. Przez lata Indie (a za nimi Pakistan) utrzymywały "opcję otwartą" - nie przyznawały się do posiadania broni atomowej, twierdząc, że bez trudu mogą ją wyprodukować. Była to polityka mało korzystna. Indie pozbawiały się korzyści ze statusu atomowego mocarstwa, a jednocześnie płaciły cenę (amerykańskie embargo na eksport nowoczesnych technologii) za odmowę rezygnacji z posiadania broni jądrowej.
"Realpolitik" nie pogrzebała marzeń o światowym pokoju. Indie podpisały większość konwencji rozbrojeniowych: o częściowym zakazie testów (1963), o eliminacji broni biologicznej (1972) i chemicznej (1993). Zwrot nastąpił w roku 1995. Delhi oświadczyło, że nie zgodzi się na bezterminowe przedłużenie traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, o ile pięć państw atomowych nie ustali kalendarza własnego rozbrojenia. Odmówiło też podpisania traktatu o całkowitym zakazie testów, argumentując, że utrwali on tylko przewagę krajów już mających broń jądrową. Mówiono o "dyktacie mocarstw atomowych" i "nowej formie kolonializmu". Czy kraj zamieszkany przez piątą część ludności globu nie powinien odgrywać większej roli w światowej polityce? - pytano. Indie zażądały stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa NZ. Tak się składa, że pięciu jej stałych członków to mocarstwa atomowe.
Kiedy tydzień temu Indie wstąpiły do nuklearnego klubu, świat uderzył w lament. To hipokryzja - nie bez racji podkreśla indyjska prasa. Wszak Francja i Chiny traktat o zakazie testów podpisały dopiero po przeprowadzeniu podziemnych eksplozji koniecznych do dokończenia swych programów nuklearnych.
Jaką cenę Indie za to zapłacą?
Sankcje nałożone przez USA i kilka innych państw będą kosztować Indie ok. 20 mld dol. Cena wydaje się do przyjęcia: izolacja kluczowego państwa Azji na dłuższą metę jest przecież nierealna.
Po kilkudziesięciu latach polityki samowystarczalności indyjska gospodarka wciąż jest mało podatna na wpływy zewnętrzne, czego dowodem jest to, że Indie niemal nie ucierpiały wskutek azjatyckiego kryzysu finansowego. Delhi nie ma długu w MFW, ma za to pokaźne rezerwy waluty. Wpływowe amerykańskie firmy ulokowały w Indiach duże pieniądze i zrobią wszystko, by ich nie stracić.
Ucierpią najbiedniejsi, których byt w dużym stopniu zależy od ograniczonej właśnie zagranicznej pomocy. Oni też dotąd najbardziej odczuwali koszty - zapewne niemałe - indyjskiego programu nuklearnego.
Indie zostały już szóstym państwem atomowym i sankcje tego nie zmienią. Mogą co najwyżej skłonić Pakistan, by nie szedł w ślady Indii, bo spotka go surowa kara.
Dotąd Pakistan naśladował politykę atomową sąsiada. Premier Nawaz Szarif teraz się namyśla: przeprowadzić testy czy nie? - Jesteśmy jak kucharz, który czeka na zamówienie - mówi kierujący pakistańskim programem atomowym Abdul Qadeer.
Pokusa pierwszego rozwiązania jest duża. W Pakistanie gospodarka kuleje, korupcja kwitnie, a krwawe porachunki plemienne i religijne są na porządku dziennym. Rządowi zagraża nie tylko silna opozycja, ale i czwarta (niektórzy mówią, że pierwsza) władza, czyli armia. Podobnie jak w Indiach Pakistańczyków wydaje się łączyć tylko jedno: marzenie o bombie atomowej.
Słono jednak trzeba by za nią zapłacić. Szacuje się, że Indie mają dość plutonu do napełnienia 74 głowic, Pakistanowi zaś uranu wystarczy na zaledwie dziesięć bomb. Jeśli miałby - jak Indie - przeprowadzić pięć prób, pozbyłby się połowy atomowego arsenału.
Co ważniejsze, mała, ale zależna od zagranicznych pożyczek i pomocy Zachodu, pakistańska gospodarka ucierpiałaby poważnie wskutek sankcji i międzynarodowej izolacji. Szarif wie, że krach gospodarczy oznaczałby zapewne koniec jego rządów. Deklarując się jako państwo "miłujące pokój", Pakistan może się stać przyjacielem Zachodu i liczyć na zniesienie embarga na zakup broni, nałożonego przez Amerykanów w 1990 r., gdy Pakistan trafił na listę podejrzanych o budowę broni nuklearnej.
Czy grozi nam wojna atomowa?
Indyjskie komunikaty nie mówią, co dokładnie i z jakim skutkiem testowano w Pokhran. Można się domyślać, że celem prób było uzyskanie wystarczająco małej głowicy atomowej, by można było ją zamontować na swoich rakietach.
Wojskowi eksperci twierdzą, że prawdziwy wyścig między Indiami i Pakistanem toczy się dziś nie o stworzenie bomby jądrowej, ale najlepszego sposobu jej przenoszenia. Kilka lat temu Indie przeprowadziły próby z rakietą Agni o zasięgu 2,5 tys. km. Teraz prace nad nią mają być wznowione. Gotowych do użycia jest sto rakiet Prithvi, zdolnych dostarczyć do Islamabadu ładunek o wadze tony. Prostą bombę atomową o niewielkiej sile mógłby też zrzucić jeden z 95 myśliwców Jaguar.
Pakistan nie pozostaje w tyle. W kwietniu przetestował rakietę mogącą przenieść 700-kilogramowy ładunek na odległość 1,5 tys. km - do Delhi. Nazwano ją Ghauri, od imienia muzułmańskiego króla, który w XII w. pokonał hinduskiego władcę Prithviraja Chauhana, po którym nazwę otrzymała indyjska rakieta.
I obie mogą być odpalone z przenośnej wyrzutni. Druga strona miałaby wówczas trzy minuty na reakcję.
Nic jednak nie wskazuje na możliwość wybuchu wojny atomowej. Premier Szarif to nie Saddam Husajn, a Vajpayee to nie Kadafi. Ani w Indiach, ani w Pakistanie nie ma poważnej siły politycznej o skłonnościach do samozagłady. Oba kraje nie mają zamiaru zaatakować jako pierwsze. W sobotę Delhi zaproponowało Islamabadowi zawarcie tego porozumienia na piśmie.
Indie zapewniają, że nie będą handlować technologią nuklearną. Pakistan twierdzi, że bombę atomową przygotowuje tylko dla siebie, a nie - jak chciał w latach 70. premier Zulfikar Ali Bhutto - "dla cywilizacji islamu".
Nowa sytuacja strategiczna w południowej Azji stawia przed światem (czytaj: USA) dwa zadania. Po pierwsze - jak najszybciej zmusić Indie i Pakistan do podpisania traktatów o zakazie testów i nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Po drugie - poważnie zaangażować się wreszcie w rozwiązanie 50-letniego konfliktu o Kaszmir.
Ubocznym, ale smutnym i groźnym efektem całego atomowego zamieszania jest lekcja, jaką wyniosą z niego kraje rozwijające się. Indie, duchowy przewodnik sporej części Trzeciego Świata, po pół wieku poszukiwania własnej drogi ostatecznie podpisały się pod twierdzeniem o wyższości siły nad racją moralną. A klub atomowy im większy, tym bardziej kusi.
(R. Stefanicki, Indyjska pokojowa bomba atomowa, Gazeta Wyborcza, 8.05.1998)
Bollywood
Bollywood to nazwa indyjskiego przemysłu filmowego utworzona w latach 70. ze zbitki słów Hollywood i Bombaj. Bombaj to największy ośrodek produkcyjny indyjskiej kinematografii.
Filmy hollywoodzkie to najczęściej musicale, można w nich znaleźć wiele sekwencji taneczno-śpiewanych. Przez lata filmy te były krytykowane przez hinduskich intelektualistów oraz z znawców z Zachodu za naiwność fabuły, kiepską grę aktorów oraz brak oryginalności scenariusza. Ważne jest jednak, że w Bollywood powstają różne gatunki filmów, często też jedna produkcja zawiera w sobie kilka gatunków filmowych. Obok najpopularniejszych komedii romantycznych i melodramatów, indyjski przemysł filmowy może się pochwalić równie licznymi thrillerami, komediami kryminalnymi czy dramatami, powstają także filmy sportowe, przygodowe, fantasty i science-fiction. W Polsce filmy z Bollywood cieszą się coraz większą popularnością. Indyjska kinematografia jest największą na świecie. Pracuje w niej około 2,5 miliona ludzi, powstaje tam do tysiąca filmów rocznie, a w samym Bombaju – 300-400 filmów rocznie. Mają one największy udział w krajowym rynku i w eksporcie. Filmy powstają w wielu ośrodkach i językach.