Co mnie zachwyca lub też przeraża w postawach bohaterów „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego?
"Kamienie na szaniec” to powieść o ludziach, walczących o wolność swojej ojczyzny. Autor skupia się do pokazania nam postaw chłopców z harcerskiego komanda „Buków”, a w szczególności Rudego, Alka i Zośki. Jednak jest to tylko mała cząstka całości... Bo nie tylko ci trzej chłopcy, i nie tylko to komando harcerskie walczyło o naszą wolność w latach czterdziestych. Istniała Polska Podziemna, do której należała niemal co druga osoba. Według mnie autor chciał ukazać w postawach tych chłopców wszystkich innych, podobnych do nich, którzy walczyli za swoją ojczyznę. Jednak nie da się pokazać wszystkiego. Naszymi bohaterami na czas lektury stali się ci niewiele starsi od nas chłopcy, żyjący nie tak dawno znowu, bo sześćdziesiąt lat temu. Byli tacy jak my, roześmiani, czasem zamyśleni, uczęszczali do szkoły. A potem zaczęło się piekło. Przyszło im żyć w innych czasach niż nam, lecz to, kiedy się urodzimy, nie od nas zależy. Z ich młodego życia zniknąć musiała chłopięca beztroska, dorośli o wiele szybciej niż ich obecni rówieśnicy. Gdy Polska okupywana była przez Niemców, w nich kiełkowała nienawiść. Stali się patriotami, gotowymi oddać życie za własny kraj, za własną ojczyznę. Za wolność. Za to, co zostało im zabrane. Śledząc losy Zośki, Alka i Rudego, zastanawiamy się, czy zachowywalibyśmy się tak jak ci chłopcy. Ależ tak, oczywiście, też jesteśmy dzielni! Walczylibyśmy, pewnie! Ale są to tylko słowa rzucane na wiatr. Może chcielibyśmy, lecz czy starczyłoby nam na to odwagi? Możemy sobie tylko wyobrazić strach, jaki nas ogarnia, stając twarz w twarz ze śmiercią. Oni tego doświadczyli, a to co innego. Łatwo jest mówić, czynić to zupełnie inna sprawa.
Żyli w świecie strachu, zakazów i nakazów. Nic tak naprawdę nie było bezpieczne, za każdy krok mogli wylądować w obozie koncentracyjnym. Za nic. Nie chcieli takiego życia. Nikt nie chciał, jednak nie wszyscy gotowi byli stanąć do walki. Nie każdy umiał z narażeniem własnego życia walczyć o własne prawa moralne. Zakazy niemieckiego rządu tak naprawdę nie trzymały Polaków w ryzach. Jak napisał Frank Herbert:
„Prawa oparte na przemocy zwykle umacniają to, przeciw czemu są wymierzone”.
Im więcej wprowadzano zakazów, tym bardziej ludność Polski buntowała się. Nienawiść najszybciej kiełkowała w sercach młodych chłopców, podatnych na emocje, działających pod wpływem impulsu. Przemieniali się oni później w dojrzałych mężczyzn, lecz uczucia te nie zmieniały się.
Alek, Zośka i Rudy walczyli. Niemal od samego początku, a z pewnością do końca. Ich końca. Zrobili wszystko, co mogli. Zaczynając swoją działalność, nie zdawali sobie może sprawy z tego, w co się ona zamieni. Z początku była w tym domieszka chłopięcej rywalizacji, potem już wyłącznie walka z nieprzyjacielem. To byli ci, którzy nie poddali się, marzyli o lepszym jutrze i gotowi byli zrobić wszystko, bo sprawić jego nadejście. Kochali swą ojczyznę, darzyli się wzajemną sympatią i miłością braterską. Złączyła ich nie tylko wojna, ale też wspólne zainteresowania i ambicje. Byli to bowiem chłopcy niebywale inteligentni, każdy z nich o odmiennych, lecz jakże podobnych cechach. Wyznających te same prawa moralne. Wolność. Pokój. Honor. Ojczyzna. Czyż to nie brzmi pięknie, słysząc to teraz? Gdy jest już po wszystkim? Co innego w okresie walki, wokoło ludzi pozbawionych wszelkiej nadzieji. To oni byli ich iskrą, od której powstać mógł płomień. Tak wiele zależało wbrew pozorom właśnie od tych chłopców. Ich początkowa działalność była bardzo znikoma, jednak każdy choćby znak dawał nową nadzieje Polakom. Chłopcy sami dla siebie musieli być wtedy podporą, liczyć na siebie i umieć zaufać innej osobie. Nie tylko ufać – być wiernych przyjacielem. Było to piękne... a zarazem przerażające. Przerażające było to wszystko, co wydaje się piękne. Ten patriotyzm w sercach tych młodych mężczyzn, ta wola walki. Nie bali się ryzyka, by pokazać innym ludziom, że zawsze można coś zrobić. Zabijali, by uratować ojczyznę. Nie przychodziło im to łatwo, lecz wróg zabijał ich.
Wiele czasu spędzali na przygotowanie nowych akcji, a ileż w nich było ryzyka! Z czasem stały się one coraz bardziej swawolne, coraz odważniejsze. Tak łatwo mogli zginąć... nie zważali na to, walczyli. Wierzyli, że to ich działanie przynosi rezultaty, byli szczęśliwi, mogąc zrobić coś, co pomoże ich ojczyźnie.
„Są pewne iluzje popularnych historii, które musi utrwalać skuteczna religia: zły człowiek nigdy nie odnosi powodzenia; tylko odwaga zasługuje na szacunek; uczciwość jest najlepszą politykom; czyny mówią więcej niż słowa; cnota zawsze triumfuje, dobry uczynek jest sam dla siebie nagrodą...”
F. Herbert – „Dzieci Diuny”
Chłopcy z komanda „Buków” nie walczyli po to, by stać się bohaterami narodowymi, by zostać dostrzeżonymi przez innych, otrzymać nagrody. Oni walczyli dla własnej satysfakcji, aby uwolnić kraj spod niewoli, o wolność. Była to walka bardzo nierówna, przeciw przeważającym siłom wroga wręcz niepozorna, a jednak zadająca rany Niemcom. Polska Podziemna żyła właśnie dzięki takim chłopcom jak Zośka, Rudy i Alek, którzy nie bali się ryzyka, potrafili trzeźwo myśleć w trudnych sytuacjach i gotowi byli oddać własne życie za ojczyznę. Łatwo mówić o tym teraz, bo to nie my tam byliśmy. Bo nie umierali nasi bracia, siostry, dzieci. Ten patrjotyzm, to oddanie, ta zawziętość była w pewien sposób przerażająca. Lecz gdyby nie tacy właśnie ludzie, jak wyglądałoby nasze teraźniejsze życie? Czy żylibyśmy w wolnym kraju? Znali smak słowa wolność? Ta krew została przelana za lepsze jutro... za nas. Radości z wygrania pojedynków toważyszył smutek, gdyż wszędzie zostawiano ofiary. Chłopcy też oddali swe życie ojczyźnie, lecz gineli szczęśliwie. Odchodząc, cieszyli się, że nie zmarnowali swego życia, że zdołali coś w nim zrobić pożytecznego. Wszystko to jest piękne i przerażające zarazem. Umierali z uśmiechem na ustach, pomimo bólu, jaki sprawiały im odniesione rany. Lecz te rany cielesne były niczym, w porównaniu z tym, jak krwawiły ich serca widząc, co działo się z ich krajem. Właśnie... Kraj, ojczyzna... Czy my w pełni pojmujemy znaczenie tych słów? Możemy ich nie doceniać teraz, bo istotnie, nigdy nie zwraca się uwagi na to, co się ma. Zazwyczaj traktuje się to jako rzecz normalną, co innego, gdy czegoś zabraknie. Wtedy dostrzegamy jego znaczenie, lecz jest już za późno. Umiemy tylko wytykać błędy, nie cieszymy się tym, co posiadamy. Nie zdajemy sobie sprawy, że z czasem możemy coś stracić i wielkim trudem będzie tego odzyskanie. Tak, jak przywrócenie wolności Polsce.
„Niektórzy nigdy nie są uczestnikami. Życie toczy się obok nich. Nie stać ich na nic więcej niż niemy upór, przeciwstawiają się z gniewem i gwałtownością wszystkiemu, co mogłoby odebrać im złudzenie bezpieczeństwa.”
F. Herbert – Heretycy Diuny
Bohaterowie „Kamieni na szaniec“ nie pozwolili, by życie toczyło się obok nich. Oni chcieli w nim w pełni uczestniczyć, móc coś zmienić, czegoś dokonać. Żyć jego pełnią, jakiekolwiek by miało być. Pobudzali ludzi do działania, nie pozwalali im pozostawać biernymi. Wielu młodzieńców brało sobie za wzory do naśladowania Alka, Zośkę i Rudego, chcieli być tacy jak oni – odważni, zdecydowani, rozsądni i pomysłowi. Bo ci chłopcy potrafili nie tylko pięknie żyć... umieli również pięknie umierać. Bez żalu i strachu, oczekiwali tego, co miało nadejść. Dumni byli z tego co udało im się osiągnąć i nie żałowali straconych chwil. Wiedzieli, że walka wiąże się z ofiarami, a smutek sprawiała im śmierć innych. Dopiero wtedy czuli, że naprawdę biorą udział w tym, co się wokoło nich dzieje, kiedy sami byli ranni. Wtedy byli naprawdę szczęśliwi, nie umieli bowiem patrzeć na ból bliskich, nie doznawszy go samemu. Kierowali się wspaniałymi ideałami, braterstwa względem innych, patriotyzmem i nadziejom, o którą tak trudno było w tamtych czasach. Śledząc ich losy czytelnik może poznać inny wymiar słowa służba: jak coś pięknego, dobrowolnego, coś, co sprawia największą radość. Trudno by było teraz znaleźć takich ludzi, jakimi byli Alek, Zośka i Rudy, lecz wojna wyzwoliła w nich pewne cechy i pozwoliła stać się takimi, jakimi byli. Inaczej mówi się o zagrożeniu gdy jest, a gdy go nie ma. Nie wiemy, jak sami tak naprawdę zachowywalibyśmy się na miejscu bohaterów „Kamieni na Szaniec”, pozostaje nam jedynie podziwiać ich.