Jeden dzień z życia kasjerki
Do rozpoczęcia pracy mam jeszcze 20 minut. To dużo. Spokojnie więc podążam w kierunku drzwi służbowych. Najpierw spotkanie z ochroniarzem. Wyjmuję z torebki wszystko, co mam. Długopis, napój, bułka, papierosy. Zostaje to starannie oklejone. Przecież nie chcę, żeby ktoś później oskarżył mnie o kradzież.
Kolejny etap mojej wędrówki to kasa główna. Zakładam służbową białą bluzkę, przypinam identyfikator i mogę odebrać pieniądze.
Tak, proszę, dziękuję, 500 zł dostaję na początek. Tylko 500 zł, które pod koniec dnia przemienią się w 5 tysięcy albo nawet w dziesięć, jeżeli trafię na dzień wypłat.
Chyba wszystko jest: kasetka, pieczątka, dlugopis, nożyczki. Do godziny 13 mam jeszcze 10 minut. Zdążę po raz kolejny przeczytać przykazania kasjera: "Pierwsze: zawsze sie usmiechać; drugie: mówić dzień dobry, patrząc klientowi w oczy; trzecie: mówić dziękuję i proszę przy wydawaniu pieniędzy; czwarte: wyczuć moment, kiedy można się uśmiechnąć; piąte: nie śmiać się szyderczo..."
Wybija godzina 13, pora wyruszyć. Z daleka już widzę panią z nadzoru.
Chodź szybciutko - woła - trzeba zmienić tą z piątki, bo godzinę temu powinna skończyć.
Dzisiaj trafiam na tzw. szybką kasę, gdzie klienci nie mogą mieć więcej niż 10 artykułów. Włączam "start", wpisuję hasło i wokół mnie już pełno ludzi spragnionych pozbycia się swoich ciężko zarobionych pieniędzy. Zaczynam.
"Dzień dobry, 10 zł 99 groszy się należy, dziękuję, do widzenia, dzień dobry, może ma pani grosika, dziękuję, do widzenia, dzień do... przepraszam bardzo, ale to kasa do 10 artykułów, proszę przejść do następnej kasy, nie proszę pana, nie mogę pana obsłużyć, nie, nie ma pan 10 artykułów, ja widzę tam co najmniej dwadzieścia...."
I tak w kółko. Czas się dłuży. Zaczyna robić się gorąco.
"Przepraszam, ale na tej bluzce nie ma kodu, odłożyć, czy chcą państwo poczekać, dobrze, to chwilę potrwa, tekstylia proszę do kasy numer pięć, tekstylia proszę, przepraszam, ale to przecież nie jest moja wina, nie ja nie mogę zostawić kasy, żeby pani tego poszukać, dlaczego pani na mnie krzyczy...?"
Już po wszystkim.
Przede mną na taśmie leży stos zeszytów, bloków do rysowania, flamastrów i ołówków. No tak wakacje się kończą. Pora zaopatrzyć się w przybory szkolne. Do każdego paragonu dołączam plan lekcji. Dzieciaki się do mnie dziś uśmiechają. Następny klient nie chce wyjść produktów na taśmę z kosza. Muszę uważać, żeby nic nie przegapić. 4 worki ziemniakow, 2 kartony mleka, 10 kilo cukru, 5 zgrzewek wody mineralnej i 32 paczki makaronów. Ciekawe po co ludziom tyle makaronu... Chyba wszystko nabiłam. Biorę pieniądze, wydaję resztę i paragon. Do klienta podbiega ochroniarz. Patrzy, sprawdza, liczy. Udaję, że wszystko w porządku. Tak naprawdę jednak zerkam cały czas na to, co dzieje się obok. Jeżeli coś przeoczyłam, mogę stracić pracę. Żeby jednak zyskać coś, trzeba coć stracić - jak mowi moja babcia. W tym wypadku zyska ochroniarz. Za moją pomyłkę mógłby dostać premię. Na szczęście dla mnie wszystko się zgadza. Mogę spokojnie kasować dalej.
Nadeszła pora przerwy. Jeszcze raz zaznaczam: przerwy. Zapewniam, że historia o noszeniu pampersów przez kasjerki jest nieprawdziwa. Idę zjeść, bo zapach ciepłych bułeczek, które ludzie tak chętnie kupują, powodował zaciskanie się mojego żołądka.
Piętnaście minut i jestem z powrotem. Jaka długa kolejka się ustawiła! I znów od początku.
"Dzień dobry... O!"
Jest wreszcie jakaś znajoma twarz. Jeszcze dwie osoby i obsłużę koleżankę po fachu. Choć przez chwilę porozmawiam o czymś innym.
"Cześć, masz przerwę czy już do domu? Ani to ani to? To co ty tu robisz? Hmm... dziwna sprawa. Dlaczego za 10 pomidorów płacisz 99 groszy, a w pudełku od żelazka masz płytę dvd?"
Już wszystko jasne. To wózek testowy. Niestety, nie wykryłam wszystkiego. W bucie były jeszcze skarpetki dziecięce. To nic, następnym razem na pewno będę bardziej uważać.
Następny klient zasługuje na miano stałego. Przychodzi do mnie średnio 3 razy dziennie. Zawsze kupuje 2 puszki najtańszego piwa, zawsze ma dokładnie wyliczone pieniądze i zawsze powie mi coś miłego.
Kolejne osoby przy kasie to małżenstwo. Co my tu mamy? Same drogie rzeczy. Sery pleśniowe i te typu feta, owoce mango, ananasy i kokosy. Makaron i jeszcze czerwone wino. Zapowiada sie pyszna kolacja. Jest jeszcze coś w koszyku. Karton piwa, najtańszego... Za zakupy płacą kartą, jedną z 6 które wyjęli z portfela. Na wyświetlaczu kasy pokazuje się "sprawdź podpis". Zawsze wtedy myślę, że dobrze byłoby znać się na piśmie ludzi i z podpisu móc odczytać charakter człowieka.
Czas zaczyna mijać coraz szybciej. Jeszcze dwie godziny, jeszcze jedna, pół i... wybiła godzina zamknięcia sklepu. Mogę iść... Telefon...
"Chwileczkę nie możesz jeszcze iść, ochrona dzwoniła, że jakiś klient jeszcze zakupy robi. "
Tak, tak, klient nasz pan. Czekam. O! I ta sympatyczna starsza pani, która robiła dziś zakupy wróciła. Tylko dlaczego ma łzy w oczach?
- Przepraszam bardzo, ale ja zgubiłam 20 zł - tak mówi kobieta, a jej głos przerywają charakterystyczne przy płaczu pociągnięcia nosa. - Może ja pani za dużo dałam.
Myślę, myślę, raczej nie, zauważyłabym przecież.
- Ale, może do tej dwusetki się przykleiły.
Sprawdzam... też nie. Głos starszej pani staje się coraz mocniejszy: - Na pewno się przykleiły, proszę mi oddać 20 zł!
Nagle w moją strone padają mocne słowa: - Pani mnie okradła! Pani jest złodziejką! Wy wszyscy kradniecie...
Spokojnie, mówię sobie, tylko spokojnie, przecież nie kradnę. Mam pomysł. Pójdę do kasy, by przeliczono moje pieniądze. A pani tu chwilę poczeka...
No tak. Ja jestem w porządku. Pieniądze się zgadzają. Tylko jak powiedzieć tej pani, że nie mam jej 20 złotych. Nie mam wyjścia. Idę. Ale cóż to? Starsza pani przepadła. Nigdzie jej nie ma.
"Pan ochroniarz ją widział.? Uciekła? Rozumiem, chciała mnie na 20 zł naciągnąć?"
W porządku. Umyję jeszcze kasę, rozłożę towary na półki i mogę iść. Głodna, zmęczona, śpiąca wychodząc patrzę jeszcze w wielkie czyściutkie lustro z napisem: "Tak Cię widzi klient!" i marzę o tym żeby dzisiaj już nikt nie musiał mnie oglądać.
***
W ostatnim miesiącu przepracowałam na stanowisku kasjerki 173 godziny. Zarobiłam 552 zł. Z tego na czynsz za wynajmowany pokój zapłacę 300 zł, 100 zł odłożę jako ratę na kupno aparatu fotograficznego. Pozostałe pieniądze wydam na codzienne zakupy, a wspomoże mnie w tym (dołoży!) mama.