Czcionka, czyli historia średniowiecznego spisku

Myślałam , że tegoroczne ferie zimowe będą najgorszymi w moim życiu. Nauczyciele zadali nam tyle prac domowych , że o odpoczynku nie mogło być mowy. Ilość ćwiczeń i zadań nie była jednak najgorsza , sen z powiek spędzała mi praca zadana przez naszą polonistkę – opowiadanie historyczne pt.”Czcionka”. Miała to być historia egzemplarza Biblii Gutenberga znajdującego się w Pelplinie , a właściwie tylko jednej jego strony – tej ubrudzonej czcionką.
Nie należę do osób z bujną wyobraźnią , przerażeniem napawała mnie także wizja spędzania długich godzin w bibliotekach. Upragniona przerwa w szkole została przeze mnie spisana na straty. ”Narty muszą poczekać do następnej zimy „-pomyślałam. Z zadaniami z fizyki i matematyki , ćwiczeniami z angielskiego uporałam się dość szybko. Została mi tylko ta nieszczęsna praca z polskiego.
Myślałam o niej już ponad tydzień , a wciąż nie wpadł mi do głowy żaden pomysł. Moje koleżanki już dawno zebrały wszystkie potrzebne materiały , a ja wciąż siedziałam i zastanawiałam się nad koncepcją pracy. Na początku chciałam zrobić dokładny plan opowiadania , a dopiero później szukać w bibliotekach potrzebnych informacji. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy , więc doszłam do wniosku , że nie mogę siedzieć i czekać z założonymi rękoma. Stwierdziłam , że może kontakt z książkami będzie dla mnie jakąś inspiracją. Zaczęłam więc odwiedzać biblioteki w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o Gutenbergu , druku oraz realiach życia w XV w. Całe przedpołudnia spędzałam nad książkami. Zbliżał się koniec ferii , a ja nie znalazłam nic ponad oklepane życiorysy oraz nudne fakty historyczne. Co gorsza , wciąż nie miałam żadnego pomysłu! Moje nadzieje na szybkie skończenie pracy zostały pogrzebane wraz z wiarą w istnienie dobrze zaopatrzonych bibliotek.
Któregoś jednak dnia na drzwiach jednej z czytelni znalazłam informację o prywatnym księgozbiorze pewnego kombatanta , teraz udostępnionym publicznie. Nie sądziłam , że znajdę tam coś ciekawego , nie chciałam jednak marnować żadnej szansy. Postanowiłam następne przedpołudnie spędzić w tej bibliotece.
Księgozbiór znajdował się w starej , przedwojennej willi. Dość długo szukałam wskazanego adresu , na budynku nie było bowiem żadnego szyldu. Książki zgromadzone były w dużym pomieszczeniu , prawdopodobnie byłym salonie lub pokoju jadalnym. W bibliotece panował półmrok – całe jej oświetlenie stanowił palący się w rogu kominek oraz lampa stojąca przy masywnym , starym biurku. Tam też siedział mężczyzna w podeszłym wieku , bibliotekarz bądź właściciel księgozbioru. Zbliżyłam się i spytałam o materiały na temat Gutenberga i czcionki.
- Bardzo dobrze trafiłaś , panienko-odpowiedział ku mojemu zdziwieniu staruszek , nie sądziłam bowiem, że znajdę tu cokolwiek wartościowego.
- W młodości interesowałem się historią drukarstwa , mam więc w zbiorach dość dużo książek na ten temat. Poczekaj , zaraz je przyniosę -dodał mężczyzna i oddalił się.
Byłam bardzo zdumiona. Pomyślałam , jakie to szczęście , że jednak zdecydowałam się tu zajrzeć. Po chwili przyszedł pan Józef ( bo takie imię widniało na wizytówce stojącej na biurku) , niosąc stos książek.
- Proszę , ma nadzieję , że znajdziesz tu coś , co ci się przyda. Nie znalazłem niestety nic o Gutenbergu...Jeśli jednak masz czas , mogę ci wiele o nim opowiedzieć.
Nie chciałam sprawić staruszkowi przykrości , więc uśmiechnęłam się i powiedziałam , że z chęcią go posłucham. Pewnie był bardzo samotny i nieczęsto miał okazję z kimś porozmawiać. Wyjęłam notes , ołówek i usiadłam na krześle stojącym obok biurka.
- Za chwilę zamykam czytelnię , nikt nam więc nie będzie przeszkadzał –powiedział pan Józef. –Domyślam się , że główne fakty z życia Gutenberga zdążyłaś już poznać , postaram się więc powiedzieć ci coś niezwykłego , czego nie znajdziesz w żadnej książce...Czy wiesz , że egzemplarz Gutenbergowskiej Biblii znajdujący się w Katedrze Pelplińskiej jest egzemplarzem wyjątkowym?
W oczach zaświeciły mi iskierki.
- Wiem –odpowiedziałam głosem pełnym zdziwienia i wyjaśniłam bibliotekarzowi dokładnie temat mojej pracy.
- Cóż za zbieg okoliczności –rzekł bibliotekarz uśmiechając się.-Opowiem ci więc co naprawdę wydarzyło się wtedy w drukarni.
- Ale przecież tego nie wie nikt. To właśnie mamy wymyślić –odpowiedziałam zaskoczona.
- Nie , mylisz się. Rozmawiałem kiedyś z historykiem , który znalazł pamiętnik jednego z zecerów pracujących z Gutenbergiem , niejakiego Brudera i dowiedziałem się skąd wzięła się skaza na stronie tego egzemplarza Biblii. A było to tak...
CZCIONKA
CZYLI HISTORIA ŚREDNIOWIECZNEGO SPISKU


Jan Gutenberg , a właściwie Johannes Gensfleisch zur Laden urodził się w Moguncji około roku 1397.Miasto to liczyło wtedy jakieś 6000 mieszkańców. Nazywane Złotą Moguncją stało na czele potężnego związku miast. Miejscowość słynęła też ze złotników. Młody Jan uczył się wykonywania przedmiotów z metalu , a także grawerowania w nim liter. Był bardzo pojętnym uczniem. Jeszcze w czasie nauki został zatrudniony w znanym zakładzie jubilerskim. Z powodu zamieszek politycznych musiał jednak na kilka lat przenieść się do Strasburga , gdzie trudnił się szlifowaniem drogich kamieni i przyuczaniem innych do tego rzemiosła. Ale najbardziej pochłaniała go praca nad nowym wynalazkiem. Starał się on udoskonalić sztukę powielania tekstu.
Gutenberg był bardzo religijny. Odwiedzając klasztory często widział mnichów mozolnie przepisujących stare księgi. Chciał wymyślić coś , co pozwoliłoby szybciej kopiować cenne starodruki. Myśl ta nie dawała mu spokoju. Próbował udoskonalić powielanie ilustracji i tekstów metodą drzeworytniczą. Polegała ona na odbijaniu całych stron wyrytych na płaskich deseczkach. Sposób ten jednak , mimo wielu udoskonaleń Gutenberga , nie był zbyt efektywny. Na desce wyciętej z gruszy , orzechu lub buku trzeba było wyryć tekst jak w lustrze , z miejsc niezarysowanych usunąć za pomocą nożyków i dłuta warstewkę drewna , pozostawiając tylko linie tekstu. Dopiero tak przygotowany klocek smarowano farbą i odbijano na papierze. Wszystko to było bardzo pracochłonne , a po wydrukowaniu odpowiedniej ilości stron , deseczki już do niczego nie można było wykorzystać. Gutenberg kombinował jednak dalej. Któregoś dnia wpadł na pomysł : po co ryć w drewnie całe strony tekstu , zdania tworzą przecież pojedyncze litery. Można więc składać poszczególne wyrazy z klocków z wyrytymi znakami. Dawało to możliwość wielokrotnego wykorzystywania tych samych elementów. W ten sposób narodziła się myśl drukowania książek za pomocą ruchomej czcionki. Na początku klocki z literami były drewniane. Nie było to jednak praktyczne , gdyż w drewno wsiąkało bardzo dużo farby , a poza tym czcionki takie były nietrwałe. Gutenberg był złotnikiem , pomyślał więc o wykonywaniu czcionek z metalu. Próbował odlewać je z ołowiu , ten okazał się jednak zbyt miękki. Po wielu próbach i kosztownych eksperymentach odkrył stop metali o właściwościach idealnych do produkcji klocków z wyrytymi literami. Gutenberg postanowił też udoskonalić farbę drukarską. Przez wiele miesięcy prowadził badania , aż znalazł odpowiednią recepturę. Przez kolejne lata Jan Gensfleisch udoskonalał i dopracowywał swój wynalazek. Niewielkie zarobki niemal w całości przeznaczał na doświadczenia.
Postanowił wrócić do rodzinnego miasta i tam wybudować drukarnię , w której wykorzystałby swój wynalazek. Gutenberg nie był jednak człowiekiem bogatym , z trudem zebrał pieniądze na podróż , nie mówiąc o inwestycjach związanych z budową warsztatu. Po powrocie do Moguncji zdobyć potrzebne fundusze. Jego pomysłem zainteresował się Jan Fust – człowiek , u którego młody Jan pracował przed wyjazdem do Strasburga. Zarabiał on bardzo dużo w swoim warsztacie jubilerskim , był więc gotów zainwestować w wynalazek Gutenberga.
Wybudowanie drukarni pochłonęło ogromne kwoty. Jan Gensfleisch zaciągnął u Fusta pożyczkę w wysokości 1600 guldenów , sumę jak na tamte czasy niewyobrażalną. Dla porównania wykwalifikowany rzemieślnik zarabiał wtedy 30 guldenów rocznie. W czasie odnawiania dawnych znajomości Gutenberg rozmawiał również ze swoim kolegą z dzieciństwa , Piotrem Schoefferem , któremu pomysł bardzo się spodobał. Piotr nie był człowiekiem bogatym , zaproponował jednak , żeby Jan wziął go do pracy jako ucznia. Gutenberg szybko się zgodził , chciał bowiem mieć u siebie w warsztacie kogoś zaufanego.
Teraz pozostał mu już tylko jeden problem : Jaką książkę wydrukować? Wybór padł na Biblię – w owym czasie tak drogą , że tylko nieliczni mogli ją mieć na własność. Gutenberg chciał wydrukować sporą liczbę jednakowych egzemplarzy , które byłyby znacznie tańsze od ręcznych kopii i co najmniej równie piękne. Wszystko było więc przygotowane. Jak tylko drukarnia została wybudowana , Gutenberg rozpoczął powielanie „Biblii”. W późniejszych czasach nazwana ona została „Biblią 42-wierszową „ ponieważ tyle linijek tekstu było na stronie.
Wszystko zorganizowane było wspaniale. Wynalazki Gutenberga spisywały się świetnie , wydrukowane strony wyglądały równie dobrze , a może nawet lepiej od przepisywanych ręcznie. Pracownia rozrastała się. Gutenberg zatrudniał już około 20 osób , w tym 6 zecerów. Każdy z nich składał jednocześnie 3 strony. Wydawać by się mogło , że drukowanie przebiegało bardzo szybko i Gutenberg zarabiał krocie. Tak jednak nie było.
Mimo że w warsztacie pracowało tyle osób , drukowanie szło bardzo wolno. Wszystko należało robić niezwykle starannie , co zabierało dużo czasu. Po wydrukowaniu wszystkich stron danego egzemplarza , trzeba było czekać na wykonanie bogato ornamentowanych inicjałów oraz ilustarcji. Biblia taka musiała jeszcze być oprawiona. Wszystko to zajmowało czasem nawet kilka miesięcy. Tymczasem potrzebne były pieniądze na wynagrodzenia dla pracowników , zakup papieru i farby. Gutenberg miał coraz większe problemy finansowe. Uczynił Fusta i Schoeffera swoimi wspólnikami , sam zaś zaczął pracować w nocy , żeby chociaż trochę skrócić czas produkcji.
Dla Schoeffera i Fusta współudział w zyskach w drukarni był złotym interesem. Zarabiali oni pieniądze praktycznie za nic. Był to wynalazek Gutenberga , on też wziął na siebie większość obowiązków właściciela warsztatu. Jan Gensfleisch nie miał jednak innego wyjścia. Musiał zrobić wszystko , żeby jak najszybciej wydrukować i sprzedać egzemplarze „Biblii”. Nie bał się uczynić Fusta i Schoeffera współwłaścicielami drukarni , znał ich bowiem od lat i miał do nich całkowite zaufanie. I to właśnie było przyczyną wszystkich późniejszych wydarzeń , w tym również historii czcionki z farbą , która wypadła z wierszownika i wybrudziła stronę „Biblii”.
Otóż Schoefferowi i Fustowi nie wystarczała trzecia część zysków. Nie podobało im się również , że to Gutenberg , a nie oni , będzie sławny , gdy wieść o jego wynalazku rozejdzie się po kraju. W różny sposób próbowali zniesławić Gensfleischa , on jednak wychodził ze wszystkiego obronną ręką. Któregoś dnia Fust i Schoeffer pokłócili się , a ich rozmowę podsłuchał jeden z zecerów , ów Bruder :
- Nie możemy dłużej tak postępować! Szkodzimy samym sobie! –mówił Schoeffer.
- Mów za siebie. Mnie nie przeszkadza , że nic nie zarabiam na drukarni. I tak nie spodziewałem się dużych zysków.
- No tak , masz jeszcze ten swój zakład jubilerski , ale ja muszę wyżywić całą rodzinę.
- Więc mówię ci – odparł Fust – że musimy wreszcie z tym Gutenbergiem coś zrobić. Nie dość , że zabiera nam część i tak przecież małych zysków , to jeszcze przyjmuje wszystkie pochwały...
- Ale przecież w końcu to jego drukarnia... – próbował bronić pracodawcy Schoeffer.
- To co ? – odparł Fust wzruszając ramionami.
- I nie da się ukryć faktu , że to on jest wynalazcą czcionki – dokończył Piotr
- No tak...chyba , że...- powiedział Fust i przerwał zamyślony.
- Chyba , że co?
- Chyba , że zabijemy Gutenberga. Kto wówczas zaprzeczy , kiedy powiemy , że drukarnia jest naszym pomysłem.
- Co?! – krzyknął Schoeffer i spojrzał przerażony na Fusta – Nie mówisz chyba poważnie?!
- A czemu nie? Załatwimy to szybko i bez świadków. Nikt nie będzie nas o nic podejrzewał.
- No nie wiem...- zawahał się Piotr
- Zyskamy sławę i pieniądze. – zachęcał Fust
- A jak zamierzasz go zabić?
- Prawdę mówiąc myślałem już o tym. W nocy Gutenberg pracuje sam , nikogo nie ma wtedy w drukarni. – powiedział Fust z tajemniczym uśmiechem
- No i... – Schoeffer nie zrozumiał aluzji.
- Nikt nie będzie nam przeszkadzał , nikt nas nie zobaczy. Dopiero rano ktoś znajdzie ciało...
- Nie wiem...właściwie wszystko zawdzięczam Gutenbergowi... poza tym boję się...- Piotr był pełen obaw.
- Co mu zawdzięczasz? Drukarnia nie przynosi prawie żadnych zysków. Wszyscy mówią o Gutenbergu jako wynalazcy czcionki , o nas nikt nawet nie wspomina. Czego się boisz? Nikt się przecież o niczym nie dowie. – zachęcał Fust.
- Może masz rację...
- Jasne , że mam. Jutro w nocy zakradniemy się do pracowni i ...

W tym momencie do izby wszedł Gutenberg i z uśmiechem powiedział , że właśnie skończono drukować ostatnią stronę kolejnego egzemplarza.
Nie wiadomo dlaczego Bruder nie ostrzegł Gutenberga o grożącym mu niebezpieczeństwie. Wiadomo natomiast , co stało się później...
Następnego wieczoru Gutenberg jak zwykle przyszedł do drukarni i rozpoczął pracę przy jednej z maszyn. Warsztat powoli pustoszał , aż w końcu Jan został sam. Zbliżała się już północ , gdy nagle Gutenberg usłyszał czyjeś kroki. Pomyślał , że się przesłyszał , jednak odruchowo się odwrócił. Nikogo poza nim nie było w warsztacie. Po chwili jednak znowu usłyszał kroki. Ponownie się obejrzał , lecz i tym razem zobaczył pustą drukarnię. Pomyślał , że jest zmęczony i pewnie dlatego wydaje mu się , że coś słyszy. Nie przejmując się zbytnio , wziął pojemnik z farbą i zaczął smarować czcionki w wierszowniku. Po chwili jednak znowu usłyszał kroki , tym razem już bardzo blisko. Już chciał się odwrócić , gdy nagle poczuł uderzenie w głowę. Gutenberg osunął się na podłogę i wypuścił z ręki czcionkę , która upadła na czystą stronę...
Następnego dnia Fust i Schoeffer spóźnili się do pracy. Nie chcieli być tymi , którzy znajdą ciało wspólnika. Pewnym krokiem weszli do warsztatu , lecz ku ich zdumieniu wszystko było jak zawsze.
- Nie mam pojęcia , co się dzieje – powiedział zdenerwowanym głosem Fust – Uderzyłem go przecież z całej siły i widziałem jak osuwa się na podłogę.
- Teraz wszystko się wyda...Gutenberg pozwie nas do sądu...będziemy wisieć – mówił przerażony Schoeffer.
- Uspokój się! Nic nam na razie nie grozi. Nie wiemy przecież nawet co się stało. Wszystko się wyjaśni jak zjawi się Gutenberg. Tymczasem idę przyjrzeć się miejscu , gdzie wczoraj wszystko się stało – powiedział Fust i wyszedł z izby.
Dokładnie obejrzał maszynę , przy której wczoraj pracował Gutenberg oraz podłogę , nic jednak nie znalazł. Zaciekawiła go tylko czarna plama na stronie przygotowanej do druku. Nie mógł jednak znaleźć odpowiedzi , skąd wzięła się ta skaza.
Tymczasem do pracy przyszedł Gutenberg. Podszedł do Fusta i opowiedział mu o swojej nocnej przygodzie. Jego wspólnik udawał bardzo przejętego , próbując jednocześnie wybadać , czy Gutenberg coś podejrzewa. Na szczęście Jan myślał , że była to po prostu próba włamania. Fust doradził wspólnikowi , żeby wrócił do domu i przespał się po nocy pełnej wrażeń , sam zaś udał się do Schoeffera , żeby jak najszybciej przekazać mu dobrze wiadomości. Piotr bardzo ucieszył się na wieść , że Gensfleisch nic nie podejrzewa.
Fust nie był jednak tak szczęśliwy jak jego wspólnik. Sprawa wciąż przecież nie była załatwiona i Fust nie wiedział , co robić. Podzielił się swymi obawami z Schoefferem , on jednak też nie miał żadnych pomysłów. Umówili się na spotkanie wieczorem.
Gdy po pracy Fust i Schoeffer spotkali się ponownie , Jan miał już gotowy plan działania.
- Wiem , co robić – powiedział – Nie musimy zabijać Gutenberga
Piotrowi kamień spadł z serca , w głębi duszy bowiem nie chciał śmierci swego przyjaciela.
- Nie powiedziałem ci , że Gensfleisch upadając upuścił posmarowaną farbą czcionkę , która spadła i odbiła się na czystej stronie przygotowanej do druku. Myślałem , że to nic nie znaczący szczegół , wpadł mi jednak do głowy genialny pomysł.
- Jaki? – spytał Schoeffer.
- Możemy pozwać Gutenberga do sądu za umyślne niszczenie materiałów drukarskich – powiedział Fust.
- Ale nie mamy przecież żadnych dowodów – Schoeffer nie był przekonany do pomysłu Fusta.
- Dowody są nam niepotrzebne. Wszystko dokładnie przemyślałem. W sądzie powiemy , że Jan Gutenberg to oszust. Obiecał nam szybki zwrot inwestycji , duże zarobki i sławę. Powiedział , że wszystko jest przygotowane i kupcy od dawna czekają na pierwsze egzemplarze „Biblii”. Prawda zaś jest taka , że Gutenberg nie miał nic prócz pomysłów. Potrzebował nas , żeby wybudować pracownie. Drukowanie trwa bardzo długo i inwestycje jeszcze się nie zwróciły , zarobki są małe , a ty masz przecież rodzinę na utrzymaniu. Zyskuje na tym tylko Gutenberg. Nic nie inwestował w budowę drukarni , dzięki wynalezieniu ruchomej czcionki zdobył sławę. Na domiar złego zdając sobie sprawę , że wszystkie maszyny i materiały kupione były za nasze pieniądze , niszczy je i marnuje. Jako dowód mamy przecież tę ubrudzoną farbą stronę – powiedział Fust z nieukrywaną dumą.
- I myślisz , że sąd nam uwierzy? – spytał Schoeffer
- Na pewno. Gutenberg nie ma przecież nic na swoją obronę , poza tym mamy przecież dowód – tę stronę z odbitą czcionką. – powiedział Fust z ironicznym uśmiechem
- Masz rację , Gutenberg nie będzie umiał udowodnić nam kłamstwa
- No właśnie. Tym razem na pewno się uda. Mój kuzyn jest sędzią. Jutro pójdę do niego i wszystko załatwię. Tymczasem nic nikomu nie mów. Do jutra! – powiedział Fust i wyszedł z drukarni.
Jak powiedział , tak się stało. Parę dni później miała miejsce rozprawa sądowa , w wyniku której Gutenberg stracił prawa do drukarni. Pozbawiony pracy musiał szukać innego zajęcia. Znalazł zatrudnienie w zakładzie jubilerskim na obrzeżach miasta. Próbował później wybudować jeszcze jedną drukarnię , nigdy jednak nie udało mu się zrobić majątku na wynalazku życia.
Natomiast Jan Fust i Piotr Schoeffer zarobili fortunę , drukując „Biblię” , a później „Psałterz Moguncki”. Inwestycje Fusta szybko się zwróciły , a on sam wybudował jeszcze jedną drukarnię. Piotr Schoeffer przejął większość obowiązków po Gutenbergu , a po otworzeniu przez Jana własnego warsztatu zainwestował w nowe maszyny drukarskie.
Dzisiaj jedyną pamiątką po tamtych wydarzeniach jest strona znajdującej się w Pelplinie „Biblii”. Może to i dobrze , że tak mało osób wie , skąd naprawdę wzięła się ta skaza...


Siedziałam jak oniemiała. Nigdy nie podejrzewałam , że niepozorna , mała plamka może kryć taką niezwykłą tajemnicę. Nie sądziłam też , że opowiadanie pana Józefa będzie takie ciekawe. Na początku notowałam niektóre fakty i nazwiska , później jednak ta historia tak mnie wciągnęła , że zapomniałam o bożym świecie. Wiedziałam już , że pisanie tego wypracowania nie będzie dla mnie nudną , przymusową pracą , tylko ciekawym i wciągającym zajęciem. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i zacząć pisać. Przed oczami wciąż miałam średniowieczną drukarnię i pochyloną postać Gutenberga...
koniec







Dodaj swoją odpowiedź