Jestem wspoltowarzyszem Mickiewicza w podrozy na Krym.

W młodości wiele podróżowałem, głównie za sprawą mego ojca, który przed wysłaniem mnie na studia do Genewy postanowił, abym zwiedził świat. W podróż wyruszyłem z moim przyjacielem Janem Kowalskim oraz garstką służby. Jednak szczęście nam nie sprzyjało i w drodze z Tiraspola przez Odessę na Krym w sierpniu 1825 roku zostaliśmy zaatakowani przez bandytów i ograbieni ze wszystkiego co mieliśmy. Straciliśmy pieniądze, konie, wozy i całą wierną służbę, tylko my uszliśmy z życiem. Przez dwa dni tułaliśmy się po nieznanych nam stepach, w końcu, pod wieczór drugiego dnia opadliśmy z sił i postanowiliśmy przenocować na kurhanie, skąd mieliśmy dobry widok. Następnego dnia planowaliśmy kierować się w stronę Dniestru w nadziei spotkania na nim barek lub łodzi, które zabrałyby nas do najbliższego miasta lub wsi. Teraz staliśmy na kurhanie obserwując bezkres stepów, wokół nas teren był płaski i nie było na nim żadnych wzniesień oprócz kęp burzanu. Zmierzchało już i na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Słyszeliśmy szeleszczącą na wietrze trawę i odgłosy stepowych zwierząt szykujących się do snu, bądź też wybierających się na nocne polowanie. Obserwowaliśmy horyzont w nadziei zobaczenia jakichś znaków zwiastujących pomoc. Przez chwilę miałem wrażenie, że na horyzoncie migają jakieś światełka. Na początku wziąłem to za objaw zmęczenia, jednak mój przyjaciel też je widział. Postanowiliśmy podbiec do nich i resztkami sił zbliżyliśmy się na tyle, że można już było poznać jadące na południe trzy wozy oświetlone od wewnątrz. Kiedy znaleźliśmy się w zasięgu słuchu woźnicy, zaczęliśmy krzyczeć do niego po rosyjsku, ten jednak ignorował nas w obawie, że byliśmy rozbójnikami. Dopiero kiedy w gniewie zaczęliśmy po polsku wzywać na pomoc Matkę Boską Ostrobramską, w oknie pierwszego powozu pojawiła się twarz młodego człowieka sprawiającego wrażenie wykształconego. Człowiek ów zatrzymał wozy ruchem ręki i wysiadł, a wraz z nim jeszcze kilku mężczyzn i jedna kobieta. Podeszliśmy i przedstawiliśmy się. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu mężczyzną, który polecił zatrzymać wozy był poeta Adam Mickiewicz, znany mi już wcześniej z opowiadań mojego ojca. Ojciec swego czasu był przyjacielem tajnego towarzystwa Filomatów, którego jednym z założycieli był Mickiewicz. Znałem także niektóre utwory Mickiewicza, z których najbardziej utkwiła mi w pamięci „Oda do młodości”. W wozach podróżowali także pan Sobański z żoną Karoliną – kobietą o nieprzeciętnej urodzie i jak się później okazało nie pozbawioną także znakomitych zalet towarzyskich, Henryk Rzewuski – wyjątkowo elegancki jak na stepową podróż, Jan Witt, oraz pan Boszniak – znawca owadów, człowiek sprawiający wrażenie bardzo zabawnego, niezdarny i niedbale ubrany. Z przyjacielem opowiedzieliśmy im naszą historię, po czym zaproponowano nam wspólną podróż. Postanowiono jednak już nie kontynuować podróży tego dnia i rozbić obóz, aby przenocować. Służba rozpaliła ogniska, a wozy ustawiono w koło dla ochrony przed dzikimi zwierzętami. Zasiedliśmy do wieczerzy zapatrzeni w połyskujące w oddali wody Dniestru. Na początku wszyscy jedli w milczeniu, ale po jakimś zaczęła rozwijać się rozmowa inicjowana szczególnie przez pana Rzewuskiego, który okazał się być wspaniałym gawędziarzem. Początkowo byliśmy przytłoczeni obcowaniem z tak znanymi osobami, jednak ciekawość nasza przeważyła i postanowiliśmy zapytać o cel ich podróży. Jak się okazało wyruszyli na zaproszenie pana Karola Marchockiego na wycieczkę do jego stepowego futoru Lubomiły. Mickiewicz po dotarciu tam zamierzał odpocząć trochę, a następnie ruszyć samotnie do pobliskiego Akermanu. Słuchając opowieści Mickiewicza o ich planach czuło się, że był pod wielkim wrażeniem przestrzeni, wspaniałych krajobrazów i dzikości stepowej przyrody. Wspomniano także o planowanej podróży w góry na Krymie. Miała ona nastąpić trzy miesiące później. Zamierzano podziwiać krajobrazy Taurydy, piękną przyrodę oraz morze, góry, ruiny i pamiątki historyczne. Potem rozmawiano o Petersburgu, w którym Mickiewicz przebywał przed rokiem. Szczególnie wspominano powódź w tymże mieście spowodowaną wylewem Newy. Mickiewicz obrazowo opowiadał o swoim zachwyceniu potęgą żywiołów zalewających spienionymi falami przybrzeżne ulice. Było to zdarzenie, które na zawsze wyryło się w pamięci poety. Tragedia mieszkańców bardzo poruszyła Mickiewicza, jednak odczuwał on także ślad satysfakcji z nieszczęścia jakie los zgotował wrogiemu miastu. Następnie rozmowa skierowała się na dotychczasową twórczość Mickiewicza. Poeta na prośbę pani Sobańskiej wyrecytował niektóre fragmenty swoich utworów napisanych w Wilnie. Mickiewicz przedstawił część swoich Ballad, „Grażynę” i na moja prośbę swój starszy utwór „Odę do młodości”. Rozmowa toczyła się żywo, gdy na horyzoncie ukazał się słaby blask jutrzenki. Postanowiono odpocząć trochę i wszyscy zajęli miejsca w swoich namiotach. Około południa dojechaliśmy do Lubomiły, gdzie gościłem przez dwa dni, aby zregenerować siły. W tym czasie Mickiewicza już w Lubomile nie było, gdyż wyruszył w swoją samotną podróż do Akermanu. Ja z przyjacielem zostaliśmy wyprawieni w drogę do Odessy i już wkrótce byliśmy na miejscu.

Spotkanie Mickiewicza w podróży zostawiło ślad w mojej duszy oraz wzmogło moje zainteresowanie poezją. Od tego czasu pilnie śledziłem jego twórczość i koleje jego losu. Wielokrotnie czytałem Sonety Krymskie wspominając to niespodziewane spotkanie. Wiele lat później udało mi się spotkać Mickiewicza jeszcze raz, w Paryżu. Ku mojej satysfakcji poeta poznał mnie i z przyjemnością przypominaliśmy sobie wspólnie spędzony wieczór na stepach...

Dodaj swoją odpowiedź