Prowokacja artystyczna jako źródło informacji
Prowokacja jest określeniem opisującym uzyskanie informacji lub wymuszenie zachowania ofiary przez podstępne i celowe działanie osoby trzeciej. W psychologii prowokacja jest świadomym wymuszeniem określonych zachowań, reakcji lub działań, często agresywnych i nagłych, poprzez oddziaływanie na psychikę, niekoniecznie zgodne z ideologiami lub obranymi przez daną osobę zasadami. W sądownictwie prowokacja dotyczy dopuszczalnej obrony, która polega na przedstawieniu braku podstaw do stwierdzenia popełnienia przestępstwa, poprzez udowodnienie, iż na oświadczenia oskarżonego lub świadków wpłynęła osoba pytająca/przesłuchująca, prowokując ją do stwierdzenia nieprawdziwych faktów lub ich przeinaczenia. W pewnych sytuacjach, prowokacja może być akceptowalnym narzędziem dochodzeń dziennikarskich lub policyjnych. W niektórych krajach prowokację w policji definiuje się jako podjęcie działań poprzez jednostkę policji, które dają szansę przypadkowej jednostce społeczeństwa popełnienie przestępstwa. Jest to forma testu nazywana Random virtue testing (ang. dosłownie losowe testowanie cnoty).
Taką definicję prowokacji uzyskamy sięgając do encyklopedii. Prowokacja może być wykorzystywana jako pełnowartościowe źródło informacji. W dzisiejszych czasach bardzo popularna jest podstęp stosowany przez artystów do których możemy zaliczyć między innymi dziennikarzy oraz reżyserów.
Jednym ze sposobów, jakim przedstawiciele środków masowego przekazu posługują się w celu zdemaskowania niechętnie ujawnianych przez niektóre (ważne zwykle) osoby, a jednocześnie interesujących i wartych pokazania społeczeństwu zjawisk, jest tzw. prowokacja dziennikarska. Pojęcie to jest dość trudne do jednoznacznego zdefiniowania. O ile bowiem cele różnych prowokacji dziennikarskich są do siebie zazwyczaj podobne (chodzi zwykle o ujawnienie korupcji, oszustw, wpływu grup przestępczych, a czasem po prostu zwykłej głupoty), to działania mające charakter prowokacji dziennikarskiej za każdym razem są inne.
Znakomite przypadki prowokacji dziennikarskich miały miejsce w ostatnich latach w Polsce. I tak np. pod koniec stycznia 2006 r. jeden z reporterów dziennika ?Fakt?, udając asystenta o. Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja, zadzwonił do sekretariatu Ministerstwa Rolnictwa z prośbą o przysłanie samochodu w zastępstwie tego, który rzekomo nagle się zepsuł. Reakcja urzędników była błyskawiczna ? dano do dyspozycji ministerialny samochód w ciągu ok. piętnastu minut.
Inną ciekawą prowokację urządzili dziennikarze ?Faktu? w listopadzie 2005 r. Jeden z reporterów tej gazety ze stosowaną ?obstawą? pojechał do Ostródy i wszedł do tamtejszego Urzędu Miejskiego, udając wiceministra nie istniejącego w ogóle resortu. Miejscowi samorządowcy przyjęli go z najwyższymi honorami...
Kolejną bardzo ciekawą prowokację przeprowadzili, w lutym 1995r., dziennikarze ?Superekspresu?. O wpływy terenie Warszawy walczyły wówczas dwie zorganizowane grupy przestępcze, znane powszechnie jako ?Mafia Pruszkowska? i ?Mafia Wołomińska?. W mieście zdarzały się (wyrządzające na ogół tylko szkody materialne) wybuchy bomb.
Skąd jednak przestępcy mieli materiały wybuchowe? To właśnie postanowili wyjaśnić dziennikarze ?Super expressu?. Dokonane przez nich odkrycie było wręcz niebywałe: nieujawniony do dziś dziennikarz kupił 4,5 kg trotylu od? policjantów z jednostki terrorystycznej na warszawskim Okęciu. Uzyskany w ten sposób trotyl został przewieziony do redakcji, gdzie miała się odbyć konferencja prasowa. Zanim jednak do niej doszło, do redakcji ?Super expressu? wkroczyła policja i skonfiskowała schowany w szafie pancernej materiał wybuchowy.
Po tym incydencie ówczesna redaktor naczelna gazety Urszula Surmacz-Imienińska i prezes spółki wydającej dziennik Grzegorz Lindenberg zostali oskarżeni o nielegalne posiadanie materiałów wybuchowych. Czy oskarżenie to było jednak zasadne? Formalnie rzecz biorąc, miało ono swoje podstawy. Art. 143 obowiązującego jeszcze wówczas kodeksu karnego z 1969 r. przewidywał, że każdy, ?kto bez wymaganego zezwolenia wyrabia, gromadzi lub przechowuje materiały lub przyrządy wybuchowe [?.] podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5?. Trotyl niewątpliwie jest materiałem wybuchowym. Szefowie ?Super expressu? bez wątpienia ? choć przez czas krótki ? przechowywali trotyl w swojej redakcji. Na jego przechowywanie z pewnością nie mieli stosownego (a właściwie żadnego) zezwolenia. Wszelkie znamiona przestępstwa z artykułu 143 ówczesnego kodeksu karnego zostały więc przez nich spełnione.
Choć jednak działanie Grzegorza Lindenberga i Urszuli Surmacz-Imienińskiej spełniało kryteria przestępstwa określonego w art. 143 k.k. z 1969 r. (a obecnie wypełniałoby znamiona przestępstwa z art. 171 1 obowiązującego kodeksu karnego), nietrudno zauważyć, że nie było ono typowym przestępstwem z tego artykułu. Artykuł 143 kodeksu karnego z 1969 r. był ? a artykuł 171 1 obowiązującego kodeksu karnego był i jest ? stosowany przeciwko członkom grup przestępczych ? przechowującym materiały wybuchowe w celach zbrodniczych, a także przeciwko rozmaitym piromanom i miłośnikom militariów. Co wspólnego z takimi ludźmi mieli szefowie ?Super expressu?? Ich działanie miało na celu zdemaskowanie niezwykle groźnego zjawiska, jakim jest sama już choćby realna możliwość nabywania przez przestępców materiałów wybuchowych od policji. Było to - w gruncie -działanie dla dobra publicznego, a nie przeciw dobru publicznemu.
Prokuratura nie przyjęła jednak wyjaśnień szefów ?Super expressu? i postanowiła postawić ich przed sądem. Sprawa ciągnęła się przez wiele lat. W 2000 r. warszawski Sąd Rejonowy umorzył postępowanie przeciwko oskarżonym z powodu znikomej szkodliwości społecznej popełnionego przez nich czynu. ?Mamy wystarczającą liczbę przestępców, których trzeba ścigać, więc niezrozumiałe byłoby ściganie tych dziennikarzy? ? tak m.in. brzmiało uzasadnienie wydanego wówczas wyroku.
Prokuratura nie dała jednak za wygraną. Jeszcze w grudniu 2000 r. złożyła apelację, domagając się ponownego procesu. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił zaskarżony wyrok i nakazał powtórne rozpatrzenie całej sprawy.
W ponownym procesie prokurator wniósł o skazanie oskarżonych na kary po pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. ?Pół roku to minimalna kara za to przestępstwo. W tej sprawie nie można mówić o ?znikomym niebezpieczeństwie społecznym?, bo Lindenberg i Imienińska nie chcieli oddać trotylu policji, gdy ta wkroczyła do redakcji, a ponadto nie ujawnili, kto i od kogo kupił trotyl? ? tak mniej więcej argumentował przed sądem prokurator Aleksander Tomaszuk.
Sąd jednak i tym razem nie zgodził się z prokuraturą. Choć uznał, że działania oskarżonych formalnie rzecz biorąc wyczerpywały znamiona przepisu, z którego ich oskarżono, to jednak nie były szkodliwe społecznie, a więc ? w świetle art. 2 kodeksu karnego (?nie stanowi przestępstw czyn zabroniony, którego społeczna szkodliwość jest znikoma?) nie mogły być zasadnie uznane za przestępstwo.
Na taki wyrok Grzegorz Lindenberg i Urszula Surmacz-Imienińska czekali dziewięć lat od czasu sławetnej prowokacji. W końcu jednak, zdrowy rozsądek i życiowa, a nadto zgodna z celami kodeksu karnego interpretacja prawa, zwyciężyły nad bezmyślnym, prawniczym rygoryzmem.
Wręczanie łapówki lekarzowi, ujawnianie biedy w domu starców czy wyrabianie pieczątek nieistniejących urzędów - w takich i wielu innych przypadkach dziennikarze stosowali prowokację, by zdemaskować przestępstwa, luki w prawie bądź indolencję urzędów. Ten sposób potwierdzania informacji stał się ostatnio powszedni.
?Wykorzystujemy prowokację raz, dwa razy w roku, gdy nie ma innych środków zdobycia dowodów nieprawidłowości, o których mamy informacje. Decyzję o prowokacji podejmujemy wówczas, gdy nie ma żadnych szans na autoryzowaną wypowiedź czy dokument świadczący o łamaniu prawa?- powiedział Andrzej Załucki, redaktor naczelny ?Życia Warszawy". Zdaniem Bertolda Kittela, dziennikarza ?Rzeczpospolitej", prowokacja jest dobra zwłaszcza dla materiałów telewizyjnych, bo np. tylko ukryta kamera może zarejestrować i pokazać branie przez kogoś łapówki. - Nie prowokujemy na co dzień. Decydujemy się na prowokację, gdy nie potrafimy inaczej udowodnić przestępstwa. Musi przeważyć interes społeczny - zastrzega Monika Szymborska, producentka ?Uwagi!" w TVN-ie. Wielu naszych rozmówców uważa, że redakcje tabloidów, z racji podejmowanych tematów i stylu ich prezentacji, są bardziej od innych uprawnione do posługiwania się prowokacją. Redaktorzy przestrzegają jednak: przed podjęciem decyzji potrzebne są analiza sytuacji i dyskusja redakcyjna.
Po zapadnięciu decyzji, że należy dokonać prowokacji, w redakcji odbywa się przeważnie burza mózgów: jak ją przeprowadzić, by nie spalić tematu. A ten powinien być newsowy i nośny społecznie. Jak np. sprawa, którą tropiła Katarzyna Jaroszyńska z ?Życia Warszawy". Tydzień przed maturami w ubiegłym roku znalazła ogłoszenie w Internecie, że ktoś sprzeda prezentację z języka polskiego. Zadzwoniła, umówiła się, doszło do transakcji za 200 zł. W tym czasie dwóch fotoreporterów gazety z ukrycia robiło zdjęcia pośrednikowi. Z takim dowodem dziennikarka ponownie zadzwoniła do kontrahentki, ujawniła się jako reporterka i zażądała szczerej rozmowy. - Dziewczyna przyznała, że zarabia na tym procederze kilka tysięcy złotych. ?My pokazaliśmy skalę zjawiska. Bez prowokacji nie byłoby to możliwe? - opowiada Jaroszyńska.
Nasi rozmówcy mówią, że dobry pomysł na prowokację świadczy o kreatywności redakcji, a mobilizuje do wchodzenia w obszary, którymi do tej pory interesowały się specjalistyczne media. Marek Kęskrawiec, do niedawna wydawca ?Superwizjera" w TVN-ie, jako przykład na to podaje prowokację dotyczącą rynku antykwarycznego, którą TVN zrobił z ?Rzeczpospolitą". Dziennikarze mieli informację, że jeden z domów aukcyjnych bez sprawdzania autentyczności wystawił na licytację na aukcji i sprzedał rzekomo prawdziwy obraz Franciszka Starowieyskiego. By pokazać niekompetencję domu, TVN wynajął innego artystę, by popełni! plagiat dzieła mistrza - sam Starowieyski był poinformowany o prowokacji - i ów dom sprzedał obraz na aukcji, nie sprawdzając autentyczności. Wszystko to udokumentowały TVN i ?Rzeczpospolita".
Świat kina także jest pełen prowokacji z których uważny widz potrafi wydobyć cenne informacje. Informacje na temat życia Dereka Jarmana i sposobu dostrzegania przez niego świata możemy znaleźć w filmie ?Blue?. Po serii uderzeń dzwonów, widz widzi niebieska poświatę. Ekran jest wciąż niebieski po 10 minutach. Jest niezmiennie niebieski przez cały seans. (...) Film może przyprawić o zawrót głowy lub zahipnotyzować ? w zależności od nastroju i estetycznych upodobań odbiorcy. Możesz patrzeć na ocean, niebo lub... zamknąć oczy. (...) Ale jedno dostrzeżesz na pewno ? ten film to autobiograficzne wyznanie umierającego twórcy opowiadającego widzom o ogarniającej go ciemności (reżyser był już prawie niewidomy podczas realizacji i w pracy pomagali mu znani z jego poprzednich filmów: John Quentin, Nigel Terry i Tilda Swinton). Ale Jarman nie prosi o litość; drażni go tylko obojętność. (...) ?Blue? to film o umieraniu światła. Nie czekasz na kolory wsłuchując się tylko w cicho wypowiadane zza kadru słowa o ?niebieskim strachu?, ?niebieskim niebie? i ?nieskończonej błogości niebieskiego?. Jarman jest artystą znanym z odważnych projektów, co udowadniał w kolejnych filmach t.j. ?Caravaggio?, ?The Last of England?, ?Edward II?, ?Requiem wojenne? czy ?Wittgenstein?. Stało się tak też i tym razem. (...) Jarman opowiada w poruszający, ale nie pozbawiony czarnego humoru sposób, o swoich ostatnich dniach: wizytach w szpitalach St. Bartholomew i St. Mary w Londynie, uciążliwych badaniach, życiu codziennym. Drwi z dobroczynności na pokaz, homofonii. Jest cyniczny i czasami gorzki, ale też czuły, np. gdy mówi o przyjacielu ?H.B.? (któremu z dedykacją ?wszystkim prawdziwym kochankom? film jest poświęcony). Niektórzy mogą odebrać ?Blue? jako mało istotne dokonanie. Trzeba jednak mieć świadomość bogactwa jego przekazu ? odchodzących w zapomnienie chwil jednego ludzkiego życia.
Kolejny film to ?Pasja? Mela Gibsona- film który prowokuje od samego początku sposobem przedstawienia ostatnich 12 godzin życia Jezusa Chrystusa. To zdecydowanie najmocniejsze przedstawienie ?Pasji? z jakim spotkaliśmy się do tej pory w kinie. Film jest wierny przekazom historycznym, biblijnym oraz teologicznym. Aby podkreślić autentyczność historii, aktorzy posługują się dwoma wymarłymi językami: aramejskim i łaciną. Film twórcy "Breavheart - Waleczne Serce", wywołuje wiele emocji i kontrowersji.?Pasja? to obrazowe dzieło sztuki prowokujące do poważnego myślenia i refleksji nad śmiercią Chrystusa osoby o różnych przekonaniach religijnych. Jest to film o wierze, nadziei, miłości i przebaczeniu - a więc o tym, czego bardzo potrzeba w dzisiejszych burzliwych czasach.
?Chcę pokazać człowieczeństwo Chrystusa i jego aspekt boski. Sposób przedstawienia jaki wybrałem jest według mnie bardzo realistyczny i tak bliski, jak tylko możliwe temu, co postrzegam jako prawdę. "- powiedział reżyser.
Pomysł nakręcenia tematu ukrzyżowania przyszedł Gibsonowi do głowy 10 lat temu i wolno nabierał kształtu. Reżyser uważa, że historia, którą opowiada jego film jest bardzo aktualna. Szczególnie, że dzieje się w tak burzliwym miejscu na Ziemi...
"Pasja" Mela Gibsona jest tak ważnym dziełem, ponieważ podkreśla ludzkie uczucia, cierpienie i mękę ukrzyżowania Jezusa Chrystusa. Przez stulecia stworzono tak wiele obrazów i rzeźb przedstawiających ukrzyżowanie, że scena ta stała się standardowym symbolem religijnym i motywem artystycznym. W ten sposób straciła moc "rażenia". Nawet słowa "Męka Pańska" pisane, odczytywane i wymawiane miliony razy straciły swoją siłę i znaczenie. "Pasja" przywraca Męce i Ukrzyżowaniu właściwą wagę, dramatyzm i potęgę, porusza widza do głębi. Ukazuje prawdę: prawdziwą mękę poniżenia, chłosty, Drogi Krzyżowej, ukrzyżowania. Czujemy się, jak byśmy tam właśnie byli. Jesteśmy świadkami autentycznego cierpienia i autentycznej mocy.
Prowokacja w wykonaniu dziennikarzy bądź reżyserów którą przedstawiałem posługując się przykładami może być bogatym źródłem wiedzy. Musimy natomiast zwrócić uwagą, że uciekanie się do stosowania prowokacji stwarza jednak czasem pewne problemy. W wielu przypadkach takich ?prowokacji? całkiem na miejscu wydaje się postawienie pytania o moralną stronę takiego działania. Czasem zaś, taka prowokacja ? choć w rezultacie może być bardzo pożyteczna ? wypełnia znamiona czynu uznawanego przez prawo karne za przestępstwo. W jakim stopniu interes społeczny, jakim niewątpliwie jest wydobywanie na światło dzienne zjawisk korupcji, wpływu grup przestępczych na instytucje władzy publicznej itp. powinien gwarantować bezkarność autorom i uczestnikom tych prowokacji dziennikarskich które ? formalnie rzecz biorąc ? mają cechy czynów zakazanych przez obowiązujące prawo?