Stefan Żeromski "Siłaczka" streszczenie noweli.
Późnym wieczorem doktor Paweł Obarecki powrócił do domu ze spotkania z sędzią, poczciarzem, aptekarzem i księdzem. Panowie często spędzali razem czas, grając w karty na pieniądze. Lekarz był w kiepskim humorze. Głównym źródłem jego przygnębienia była monotonia, jaka panowała w Obrzydłówku – malej wsi, gdzie 6 lat wcześniej rozpoczął swoją pierwszą praktykę lekarską. Czuł, że nuda stopniowo zaczyna go obezwładniać; nie robił nic, bo na nic nie miał ochoty, najczęściej po prostu leżał lub przechadzał się bez celu po swym gabinecie. Od czasu do czasu gawędził ze swoją gospodynią, żartował z nią, a nawet flirtował. Popadał w coraz większe przygnębienie.
Kiedy lekarz pierwszy raz pojawił się w Obrzydłówku nie miał przy sobie ani grosza, ale za to miał w sobie wiele chęci do pracy, entuzjazmu i zapału. Zaraz po rozpoczęciu praktyki zaczął ciężką walkę z miejscowym aptekarzem i znachorami, którzy chcieli dorobić się na ludzkich nieszczęściach. Bronił chorych ludzi przed oszustwami z ich strony. Za własne pieniądze kupił podręczną apteczkę i za darmo rozdawał leki ludziom najuboższym i najbardziej potrzebującym. Za takie postępowanie ciągle oczerniano go pośród miejscowej inteligencji, regularnie wybijano mu szyby w domu.
Rok później wielki zapał Obareckiego do niesienia bezinteresownej pomocy i zmieniania świata na lepsze zaczął powoli słabnąć. Działo się tak zapewne dlatego, że wysiłki z jego strony nie odnosiły żadnych skutków, ludzie nie chcieli słuchać jego rad i poleceń. Czul się bardzo samotny, bezskutecznie usiłować odzyskać równowagę duchową poprzez kontakt z przyrodą. Z upływem czasu, idąc za namową księdza, pogodził się z aptekarzem. Nie odczuwał do niego już pogardy, ani obrzydzenia, oboje potrafili przez całe dnie grywać razem w karty. Doktor strącił również swoją ambicję zawodową, w swojej praktyce popadł w rutynę, we wszystkim, co robił, ograniczał się jedynie do koniecznego minimum. Tego wieczoru lekarz, stojąc przy oknie i bezmyślnie patrzył jak na dworze pada śnieg. W pewnej chwili przyjechał do niego mężczyzna, błagając, by ten udzielił pomocy bardzo poważnie chorej nauczycielce. Jechali razem prze długi czas, gubiąc co chwilę drogę w śnieżnej zamieci i pośród zasp. Gdy dojechali na miejsce lekarz zobaczył młodą dziewczynę w gorączce, leżącą nieprzytomnie w ubogiej izbie. Kiedy Barecki przyjrzał się twarzy kobiety, ze strachem zaczął powtarzać jedno imię: „Panno Stanisławo, panno Stanisławo”. Zbadawszy ją stwierdził, że zachorowała na tyfus. Obiecawszy jednemu z wieśniaków sowitą zapłatę niezwłocznie posłał go do Obrzdłówka po niezbędne leki.
Następnie usiadł bezradnie, bo teraz mógł już tylko czekać na powrót gońca. Zaczęły nachodzić go wspomnienia studenckim lat spędzonych w Warszawie.
Był wtedy na czwartym roku medycyny. Każdego dnia, idąc do szpitala na ranny dyżur, przechodził przez Ogród Saski, by chociaż przez chwilę móc popatrzeć na dziewczynę, którą widział tam codziennie. Była niemodnie i skromnie ubrana, zawsze dźwigała stos książek i zeszytów.
Jeden z przyjaciół Obareckiego był znany wśród studentów jako wielki społecznik. W jego domu bardzo często odbywały się spotkania innych społeczników. Na takie spotkania kupowano bułki, kiełbaski, papierosy. Można było zawsze pożyczyć od kogoś pieniądze. Przede wszystkim zaś żywo dyskutowano o problemach społecznych. Jednego dnia właśnie na jednym z takim spotkań Paweł poznał swoją pannę z Ogrodu Saskiego. Nazywała się Stanisława Bozowska, była absolwentką gimnazjum i zamierzała wyjechać na Zachód, by tam studiować medycynę. Młodzi spotykali się bardzo często. Później Stanisława wyjechała do jakieś bogatej rodziny pracować jako nauczycielka. Dopiero tutaj w Obrzydłówku zobaczył ją znów po tylu latach, dziewczyna jednak była śmiertelnie chora. Wszystkie dawne uczucia odżyły w doktorze ponownie i to z podwójną siłą. Godziny upływały, a chłop z lekarstwami ciągle nie wracał. Zdenerwowany Obarecki rozkazał zaprzęgnąć konie i sam wyruszył po lekarstwa, uprzednio każąc otoczyć chorą jak najlepszą opieką aż do jego powrotu. Wrócił dopiero nazajutrz w południe. Nie zdążył - w izbie leżały zwłoki młodej nauczycielki. Załamany i oszołomiony lekarz zaczął sprzątać pokój dziewczyny oraz przeglądać je książki i zeszyty. Odnalazł list napisany przez Stasię, adresowany do jej bliskiej koleżanki. Wynikało z niego, że nauczycielka spodziewała się już wcześniej swojej śmierci oraz informowała, że ukończyła Fizykę dla ludu. Dopiero teraz wrócił mężczyzna, którego Obarecki wysłał poprzedniego wieczoru po lekarstwa. Okazało się, że chłopak się zgubił i prawie całą drogę szedł pieszo. Przy okazji chciał oddać książki, które pożyczył od Stanisławy.
Tragiczna śmierć Stanisławy Bozowskiej miała wpływ na tymczasową zmianę zachowania doktora. Obarecki zaczął czytać „Boską Komedię” Dantego, przestał grać w karty i zwolnił młodą służącą. Jednak szybko zapomniał, ból stawał się coraz mniejszy, aż z czasem zupełnie znikł. Doktor przybrał na wadze, znowu odkładał pieniądze, żył tak jak dawniej.