Reportaż na podstawie wiersza Wisławy Szymborskiej pt. "Terrorysta, on patrzy..."
Tylko 240 sekund...
Jak co dzień, przez mój sklep przewinęło się już od rana wielu klientów. Wydawałoby się, że ten dzień nie różni się znacznie od tych ?innych?. Wydarzenia, które miały miejsce potem na zawsze zmieniły moje życie.
Mój sklep mieści się naprzeciw niedużego baru w centrum naszego jakże pięknego miasta...
Codziennie przewija się tu bardzo dużo ludzi. Tego dnia, około południa, gdy w moim sklepie nastąpił, jak to zwykle bywa o tej porze zastój wyszedłem, aby udać się na zasłużoną przerwę. Już miałem wchodzić do baru o jakże dźwięcznej nazwie ?Malibu? lecz tuż za moimi plecami rozległ się głos proszący o to, abym się zatrzymał. Był to głos klienta, który jak się później okaże uratował moje życie...
Cofnąłem się, mijały sekundy... byłem wprost zażenowany tym, że godzina mojego dzisiejszego posiłku przesunęła się o, jakby nie patrzeć kilkanaście sekund. Klient zażyczył sobie dwie kajzerki i pół kilo żółtego sera. Niby nic, ale akurat tego dnia moja maszyna do krojenia szwankowała. W końcu wysoki brunet wyszedł a mój wzrok powędrował automatycznie za nim. Zdziwiłem się, ponieważ owy mężczyzna zachowywał się bardzo nerwowo. Cały czas spoglądał na zegarek. Pomyślałem, że może to zbieg okoliczności, lecz może on też się gdzieś śpieszył. Z tego wszystkiego odechciało mi się nawet jeść... los człowieka bywa czasem dziwny, ale cóż.
Tuż nad wejściem do mojego wisiał zegar. Gdy na niego spojrzałem właśnie wskazywał godzinę trzynastą szesnaście.
Wspomniany już przeze mnie facet nadal stał przed moim sklepem i przyglądał się: raz na budynek baru ?Malibu? , raz na swój zegarek. Tak... właśnie... zegarek. Czas płynął wolno. A ja widziałem wchodzących do baru ludzi... pamiętam jakby to było teraz: najpierw weszła kobieta w żółtej kurtce, usiadła tuż przy oknie. Zaraz za nią z baru wyszedł wysoki mężczyzna. Od razu rzuciły mi się w oczy jego ciemne okulary. Mój klient, cały czas powtarzał swą jakże żmudną czynność. Pamiętam. Spoglądał na zegarek i bar, na zegarek i bar. Zdziwiło mnie to. Cóż go tak interesowało w tym szybko płynącym czasie? A właśnie, czas... która to? Już trzynasta siedemnaście i dokładnie cztery sekundy... Przed chwilą pod barem pojawił się zielony skuter, na nim dwoje chłopaków. Byli jakby zajęci rozmową, ale chyba właśnie ją kończyli. Tak! Jeden z nich, ten wyższy zszedł ze skutera, zdjął kask i wszedł do baru. Ten niższy odjechał... może po prostu rozmawiali o szkole? Ten wysoki nie był świadomy zagrożenia, które przed nim stało. I znów patrzę na ten głupi zegarek... Trzynasta siedemnaście i czterdzieści sekund. Przed moim sklepem pojawia się dziewczyna. Moją uwagę - tak jakby to wszystko było zaplanowane przykuwa Jej zielona wstążka we włosach. Niby nic, ale...
Zmierza w kierunku ?Malibu?, ale co to? Autobus? Tak! On Ją zasłania! Odjechał... czy weszła? Czy była taka głupia? Sam nie wiem... Zaczynam rozumieć. Mój klient ma zapewne jakiś interes w tym czekaniu... Co on robi?! Wyciąga z kieszeni jakieś dziwne urządzenie, jakby nadajnik? Tak! To nadajnik! Czyli wszystko jasne! To terrorysta, który zapewne za moment pozbawi życia kilku niewinnych ludzi. Nic już nie zrobię, bomba zaczęła tykać już blisko 30 sekund temu. Nie zdążę.
Czas jakby zatrzymał się na ostatnie trzy minuty... Która jest teraz? Trzynasta dziewiętnaście. Ruch w barze jakby zamarł... Chyba widziałem już wszystkie przyszłe ofiary. Jednak nie! Cóż się dzieje? Z budynku wychodzi łysy mężczyzna. Zatrzymuje się! Czy zdąży? Co on robi? Czegoś szuka! Odejdzie czy nie? Chyba kelner źle obliczył sumę reszty. Coś strasznego! Wraca! On wraca do baru! Godzina? Trzynasta dziewiętnaście i pięćdziesiąt sekund. Czyli nie zdąży! Ah, to głupiec! Chęć zysku i marnych rękawiczek, które jak się później okazało zostawił w barze zbliżyły go do Tego najwyższego - Boga.
Tak! Wybiła trzynasta dwadzieścia. Przecież to równa godzina! Czy wybuch nastąpi teraz? Nie... jeszcze nie... a jednak teraz! Tak! Bomba wybucha! Ile ludzi zginęło? Nie jestem w stanie teraz policzyć. A zamachowiec? Gdzie on jest? Nie ma go... odszedł, zbiegł, uciekł... wykazał się tchórzostwem. Już nic nie można zrobić! Po barze, który niegdyś był moją ostoją w czasie obiadu zostały szczątki. Dziura w ziemi, nic nie znaczącego...
Wszystko już rozumiem. To był zamach! A co z dziewczyną ze wstążką we włosach? Czy weszła? To się okaże, jak będą wynosić ciała...
Człowiek, który miał okazać się moim zabójcą uratował mnie... przy okazji jednak zabił kilkanaście niewinnych, tak jak ja osób. Czy tak miało być? Sam nie wiem, to mnie przeraża...
Dalszy ciąg wydarzeń jest już zapewne wszystkim znany. Policja, pogotowie, straż... co Oni wszyscy znaczą wobec śmierci tylu niewinnych ludzi? Nic.
To był jedyny obiad, którego nie zdążyłem zjeść... zapamiętam go do końca swojego życia...