Polska po przewrocie majowym – państwo prawa czy bezprawia?
Przewrót majowy, czyli przejęcie władzy w państwie przez Marszałka Józefa Piłsudskiego, miał miejsce 12 maja 1926. Nie był to odosobniony przypadek w Europie, kiedy to w państwie zapanowały rządy autorytarne – do zamachów doszło m. in. na Litwie, w Estonii i w Bułgarii. W wyniku przewrotu do władzy doszli zwolennicy tzw. sanacji, czyli uzdrowienia stosunków w państwie. Odpowiedzmy jednak na pytanie, czy polska sanacyjna była państwem prawa czy bezprawia?
Przed rokiem 1926, kiedy obowiązywała konstytucja marcowa, a Marszałek przebywał w swojej willi w Sulejówku, wystąpiło parę zagrożeń dla demokracji (zabójstwo Narutowicza, strajki przed reformami Grabskiego), a także wyszła nieumiejętność rządzenia koalicji Chjeno-Piasta. Po udanych reformach gabinetu Grabskiego, przyszedł czas na kolejne, trzecie już rządy Witosa. W jednym z wywiadów na krótko przed przewrotem, jasno wyraził się, że posiadając poparcie w wojsku takie jak ma Piłsudski, nie zawahałby się zbrojnie przejąć całość władzy w państwie. Jednakże to właśnie Marszałek zbrojnie przejął władzę w państwie. Po słynnym spotkaniu na Moście Poniatowskiego, w walkach zginęło ok. 200 żółnierzy i ponad 150 cywilów (dane są różne). Przejęcie władzy zostało przypieczętowane rozlewem krwi.
Pamiętamy współczesną satyrę, w której Piłsudski, zafrasowany, stoi przed rozwidleniem dróg i ma przed sobą dwie tabliczki: dyktatura i parlamentaryzm. Jak na razie, jego autorytarne zapędy uspokoiło powołanie Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, który podlegał bezpośrednio Ignacemu Mościckiemu, jako Prezydentowi. Jak wiemy, Marszałek podążył w stronę dyktatury. Kiedy nowy Sejm przegłosował już ustawę budżetową, uznano że nie jest już potrzebny – nie zwoływano już posiedzeń, rządzono za pomocą dekretów prezydenckich. Jedna z fundamentalnych prerogatyw Izby Poselskiej została jej faktycznie odebrana. Kolejną kontrowersja wydarzyła się w czasie kampanii wyborczej. Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, obóz sanacyjny scalony autorytetem Piłsudskiego, czerpał środki na propagandę wyborczą z kasy państwowej. W 1928 roku, już po wyborach, największa frakcją parlamentarną było BBWR, który mimo wszystko nie posiadał większości niezbędnej do samodzielnego rządzenia. Konstytucja nakazywała w tej sytuacji skrócenie kadencji, ale Piłsudski „ugadał się” z marszałkiem Daszyńskim. Rychło jednak rząd się rozwiązał, a premierem został Kazimierz Bartel, także nie na długo. Wtedy to właśnie dał mocniej o sobie znać ognisty temperament Naczelnika: nazwał posłów „ladacznicami” i „robactwem”. W demokratycznym państwie prawa nie ma miejsce na takie inwektywy, szczególnie kiedy stosuje się je na najwyższym szczeblu w państwie. Odtąd obrzucanie obelgami stało się zwyczajem Piłsudskiego.
Przed wyborami w 1930, we wrześniu , dokonano aresztowań przywódców Centrolewu i osadzeniu ich w twierdzy brzeskiej. Akcję przeprowadzono wyraźnie na polecenie Piłsudskiego, a nie z nakazu sądowego. Z aresztowanymi obchodzono się brutalnie, wkrótce ich skazano. Jest to niewątpliwie czarna plama w historii rządów Józefa Piłsudskiego. Same wybory były po części sfałszowane, dokonywano machlojek administracyjnych, nie uznano połowy miliona głosów. W atmosferze skandalu dyktatorską władzę przejęła sanacja, a autorytet Marszałka uległ pogorszeniu.
O ile przed światowym Kryzysem, w obliczu korzystnej koniunktury i wzrostu gospodarczego, społeczeństwu nie przeszkadzały rządy twardej ręki, to już w latach trzydziestych sanacja nie napotykała powszechnego poparcia. W międzyczasie utworzono Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, gdzie osadzano więźniów politycznych – także bez wyroku sądowego, jedynie na podstawie postanowienia sędziego śledczego.
Ostatnim aktem bezprawia, o którym należy wspomnieć, jest uchwalenie konstytucji kwietniowej. Już od zamachu majowego stronnictwo Marszałka dążyło do zmiany ustawy zasadniczej. Do zmiany obowiązującej konstytucji doszło w kwietniu 1935 roku. Opozycja sanacyjna była słusznie przekonana o niezgodnej procedurze uchwalenia: nie jako ustawy zasadniczej, a jako ustawy wymagającej zwykłej większości. Nowa konstytucja nadawała Rzeczpospolitej nową formę rządów : prezydencki autorytaryzm. Wystarczy zacytować, że Prezydent odpowiadał „przed Bogiem i historią”, czyli w praktyce był bezkarny. Zasadę suwerenności narodu zastąpiono typową ideologią państwową. Proces zmiany ustroju państwa z demokracji na autorytaryzm został zakończony.
Starając się być obiektywnym w uznawaniu praworządności bądź jej braku po zamachu majowym w Polsce, należy chłodnym okiem spojrzeć na fakty, bez zbędnego zanurzania się w aurze i charyzmie marszałka Piłsudskiego. W praworządnym państwie nie ma miejsca na fałszerstwa wyborcze, procesy polityczne, a także stosowanie przemocy wobec strajkujących obywateli. Można uważać, że w dobie kryzysu parlamentaryzmu w całej Europie, potrzebna jest silna władza skupiona w ręku charyzmatycznej postaci. Szczególnie w nowo powstałym państwie, które codziennie mierzy się z łatką „państwa sezonowego”, starającym się zbudować od podstaw pozycję na arenie międzynarodowej. Podzielam tą opinię, ale mimo wszystko uważam, że nie można określić II Rzeczpospolitej jako praworządnej.
Państwo, w którym 27-krotnie dochodziło do zmian na stołku premiera, nie może być praworządne. Sanacja, gdzie etymologia tego słowa wskazuje na uzdrowienie, nie przyniosła trwałego uzdrowienia. Wciąż były widoczne podziały na najwyższych szczeblach. Sytuację pogarszały także wiadra pomyj, które wylewał na swoich politycznych oponentów Marszałek. Ponadto, częściowa cenzura i ograniczenie niektórych swobód obywatelskich także świadczy o braku praworządności w państwie.