Opowiadanie z dialogiem o spotkaniu Zbyszka z Bogdańca z niedźwiedziem.

Opowiadanie z dialogiem o spotkaniu Zbyszka z Bogdańca z niedźwiedziem.
Odpowiedź

                Przygoda z niedźwiedziem – opowiadanie            Przeżyłem wiele przygód, ale tej nie zapomnę. Wydarzyło się to po powrocie moim i stryja Maćka do Bogdańca. Stryjowi dokuczała rana, jakiej doznał w walce z Krzyżakami. Czuł się coraz gorzej i jedynym ratunkiem dla niego było sadło niedźwiedzia. Niestety w naszym dworze nie było tego specyfiku. Pytałem nawet sąsiadów ze Zgorzelic, czy by mi go nie użyczyli, ale im akurat łój się skończył. Nie miałem więc wyjścia, musiałem iść do boru i upolować zwierza.             Postanowiłem zaczaić się na niedźwiedzia nocą. Najpierw posmarowałem pnie drzew miodem, aby znęcić zwierzę. Uzbrojony w widły i topór usadowiłem się w zacisznym miejscu i czekałem na rozwój wypadków.             Jakiś czas się nic nie działo, więc zacząłem marzyć o swojej Danusi. W pewnym momencie usłyszałem odgłos zbliżających się kroków. Byłem pewien, że w moją stronę zmierza niedźwiedź. Bardzo się przeraziłem, ale otuchy dodawała mi myśl, że być może już niedługo zdobędę lekarstwo dla stryja. Wziąłem się zatem w garść i, nawet nie wiem kiedy, znalazłem się przy ofierze. Teraz nie miałem już wyjścia, musiałem walczyć ze zwierzyną. Z całej siły wbiłem w niedźwiedzia widły, lecz ten był tak silny, że mimo bólu zaczął mną miotać. Wiedziałem , że mogę przegrać tę walkę, ale gniew i adrenalina dodawały mi sił. Postanowiłem, że nie popuszczę, chociażbym miał nawet zginąć. W ferworze walki zahaczyłem nogą o jakiś korzeń i byłbym się pewnie przewrócił, gdyby nagle druga para wideł nie podparła zwierzęcia. W tamtej chwili nie miałem czasu zastanawiać się, kto mógł mi pomóc. Chwyciłem topór i zadałem cios niedźwiedziowi, który po pewnej chwili padł martwy na ziemię.              Po tak ciężkim wysiłku i stresie nie miałem nawet siły podnieść głowy, by spojrzeć, kto mógł mi pomóc. Kiedy w końcu ochłonąłem , dostrzegłem stojącą obok mnie postać. - Ktoś jest? – spytałem przerażony, że może to nie jest wcale człowiek. - Jagienka! – odpowiedział kobiecy głos. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Aż zaniemówiłem z wrażenia, że to właśnie ona uratowała mi życie. Z wdzięczności objąłem ją ucałowałem w oba policzki. - Daj spokój! Czego? – usłyszałem jej cichy protest. - Bóg ci zapłać. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – odparłem. - Bałam się o ciebie – wyznała Jagienka. Następnie opowiedziała mi, jak ktoś kiedyś podobnie jak ja wybrał się na niedźwiedzia z widłami i zginął. - No, to i wzięłam widły, i poszłam – dodała.                Jeszcze jakiś czas rozmawialiśmy nad martwym niedźwiedziem, szczęśliwi, że wszystko tak dobrze się ułożyło. Nie mogłem zrozumieć, skąd u tak pięknej młodej dziewczyny tyle odwagi i siły. Zdałem sobie sprawę, że Jagienka jest wyjątkową osobą. Uratowała dwa istnienia, moje i mojego stryja. Wiedziałem, że do końca życia będę jej za to wdzięczny.

Dodaj swoją odpowiedź