Pewnego dnia wybrałem się z rodzicami na wycieczkę nad jezioro w górach. Jechaliśmy tam prawie pół dnia. Kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce myśleliśmy, że nikogo nie będzie lecz się pomyliliśmy. Cały wschodni brzeg był pełen namiotów. Szukaliśmy miejsca aby można było rozbić namiot. W końcu nie opodal pola namiotowego znaleźliśmy wolne miejsce koło 3 dużych dębów. Zaczęliśmy szybko rozbijać namiot, ponieważ zbliżały się chmury i zapowiadało się na deszcz. - Jak to dobrze, że namiot jest zrobiony z brezentu. Przynajmniej nie przemokniemy jak w zeszłym roku kiedy to kupiłeś jakiś namiot na targu po promocyjnej cenie - Powiedziała mama do taty . Niestety zabrakło nam śledzi do przymocowania namiotu. Tata zaimprowizował i wyciął swoją finką dwa kije i wbił na miejsce brakujących śledzi. Mama próbowała odgrzać coś w kocherze mając nadzieje, że chmura przejdzie bokiem lecz myliła się. Zaczął padać deszcz i gwałtownie pochłodniało - Na szczęście mam jeszcze swoją manierkę z gorącą zupką -Powiedział tata i wyciągnął ją z kieszeni. I nagle zerwał się wiatr i zerwał z nas namiot. Musieliśmy się ewakuować do samochodu . Pędząc w stronę auta zobaczyłem jak inni turyści uciekają. Zaczęły strzelać pioruny. Mama postanowiła nie wracać po namiot. Wsiedliśmy do samochodu i gdy odjeżdżaliśmy usłyszeliśmy głośny huk. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem drzewo leżące na miejscu gdzie stał nasz namiot.-Jak to dobrze, że nas tam nie było-Pomyślałem. Kiedy wróciłem do domu opowiedziałem o tym znajomym. Byli bardzo podekscytowani moja przygodą, lecz ja nie chcę już takich przygód. ;)))
