przeprowadź wywiad z kingą rusin

przeprowadź wywiad z kingą rusin
Odpowiedź

Pani blog stał się hitem – pół miliona wejść w pół roku! Zdarzały się komentarze, które Panią oburzyły? Było kilka... Na przykład, że ma Pani dziesięć futer? Na przykład. A to nieprawda, bo nie mam w szafie futer naturalnych. Kiedyś miałam jedno, ale wtedy nie zastanawiałam się nad tym, jak się je „robi”. Teraz już wiem... Jestem jedną z „nawróconych”. Jestem twarzą WWF, wspomagam Greenpeace. Szybko dotarło do mnie ich przesłanie. Mówienie, że jestem hipokrytką, jest głęboko krzywdzące. Muszę z takimi uwagami polemizować, bo uderzają w mój wizerunek. Cenzuruje Pani swoje wypowiedzi? Publiczna osoba musi uważać na to, co pisze, chyba że prowokacja jest częścią jej wizerunku. Ja staram się być po prostu szczera. Na razie nie zdarzyło mi się z kimkolwiek polemizować ani odnosić do jakichkolwiek plotek. Ale kto wie... Czasem odpowiadam na wpisy – te bardzo sympatyczne, ale również na te wyjątkowo niesprawiedliwe. Dla czytelniczek jest Pani ikoną kobiety po przejściach, która sama z powodzeniem buduje swoje życie. Piszą, że jest Pani ich ideałem. Jak się Pani w tej roli czuje? Nie czuję się ani ikoną, ani ideałem. Kobiet z takim życiorysem jak mój jest wiele. Jedyna różnica polega na tym, że moje życie było przerabiane i maglowane przez media i stało się poniekąd publiczne. Dostałam wiele listów od nieszczęśliwych kobiet z ich historiami, zwierzeniami, wątpliwościami i prośbami. Czułam się zarówno wyróżniona, jak i obciążona. Pomyślałam, że skoro tyle osób obdarza mnie zaufaniem, mam obowiązek ustosunkować się do tego. Stąd pomysł na książkę „Co z tym życiem?”. Poza wszystkim innym chciałam w niej pokazać, że jestem normalną osobą: mam swoje wzloty i upadki, cieszę się i denerwuję, jak inne matki martwię się o dzieci. Moje życie nie jest idealne. Nie czuje się Pani gwiazdą? Pojawiłam się na ekranie prawie 20 lat temu, kompletnie nieprzygotowana do tego, co było naturalną konsekwencją pokazania się wtedy w telewizji. Popularność spadła na mnie szybko i dosyć nieoczekiwanie, ale przez te wszystkie lata miałam czas, żeby nabrać do tego dystansu. Popularność mnie cieszy, ale też nie zawładnęła całym moim życiem. Staram się żyć normalnie. Nie wychodzi Pani w pełnym makijażu i szpilkach do sklepu po bułki? Może powinnam...? Staram się wyglądać schludnie, ale nie mam na tym punkcie obsesji. Byłoby nie do zniesienia non stop myśleć o tym, jak mnie oceniają inni i czy dorastam do ich wyobrażeń. Kiedy biegam, to w dresie i bez makijażu, a po plaży chodzę w kostiumie, jak każdy. Cieszą mnie małe rzeczy, czyjaś życzliwość, uśmiech dziecka, słoneczny dzień. Do szczęścia niewiele potrzeba. Ale ma Pani świadomość zaplecza: są dom, udane dzieci, myśląca o Pani mama, kochający partner, ciekawa praca. Oczywiście można mieć wszystko i niczym się nie cieszyć. To nie jest mój przypadek. A co ważne, umie Pani sobie życie organizować. Wystarczy przyjrzeć się różnym sferom Pania ktywności. Poza telewizją, codziennymi obowiązkami i prowadzeniem firmy kosmetycznej znajduje Pani czas i na uprawianie sportu, i na miłość. Na miłość czas znajduje się sam. To na-turalne;-). Jeżeli chodzi o inne rzeczy, po prostu nienawidzę nudy. Uwielbiam, jak się dzieje. Jestem wtedy szczęśliwa. Moje dziewczynki są takie same. Mo-ment, kiedy siadamy na kanapie, budzi zdziwienie: „Ale co będziemy robić?!”. Mówię: „Poczytamy”. A one: „No dobrze. A zaraz później?”. (śmiech) U nas cały czas coś się dzieje. Albo przychodzą znajomi, sąsiedzi, albo dokądś wyjeżdżamy. Nie jestem w stanie usiedzieć w miejscu. Nie robię tego na siłę, tak żyję, bo tak mi w duszy gra. To kwestia podejścia, organizacji, priorytetów. I balansu między pracą a odpoczynkiem. Ogromnie cenię ludzi z pasją. Każdy ją może mieć. Zbieractwo, pisanie bloga, sport. To kwestia „chcenia”, a nie posiadania. W sporcie też nie ma nudy: ukochane konie, tenis, rolki, narty i sporty wodne, tylko dla odważnych. Po prostu lubię adrenalinę. Lubię wyzwania. Więc na nartach ścigam się na tyczkach, zmagam ze sobą i rywalizuję ze znajomymi. Monotonna jazda z góry na dół mnie nie interesuje. Kiedy jeżdżę konno, też stawiam sobie zadania, chcę być coraz lepsza. Kiedy biegam, biję własne rekordy, nieważne, że dla innych nie są one imponujące. Partner nie boi się o Panią? Nie. Mój partner jest taki sam jak ja. Dobraliśmy się jak w korcu maku. Za to moja mama umiera ze strachu. W młodości jeździła na panczenach i to był jedyny sport, który uprawiała. I teraz jest przerażona co drugim moim pomysłem. Za każdym razem mówi: „Pamiętaj, że masz dzieci”. Kiedy pokazałam jej filmiki z mistrzynią świata w kitesurfingu, mama wpadła w histerię, że może ja też tak będę chciała... Jak to mama jedynaczki... Niedawno mama zadzwoniła do mnie i przyznała, że nigdy wcześniej nie czytała mojego bloga. Że zrobiła to dopiero teraz i jest wzruszona: „Siedzę i płaczę, bo to niesamowite, że tyle rzeczy przeżyłaś i że to tak opisujesz”. A teraz mówi, że więcej się może dowiedzieć z bloga niż ode mnie. Bo ja niestety mam mało czasu. Dziękuję Pani za wywiad. Dziękuję również, do widzenia.

Dodaj swoją odpowiedź